Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.486.672 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 705 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Wolno jest kłamać ludziom, nawet w sprawach religii, oby tylko oszustwo przyniosło owoce."
 Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)

Diamentowe serce [2]
Autor tekstu:

Pociej: — (uspokajającym tonem) Dziękuję Waszmościom za gorliwość! Powstrzymajcie się jednak od gwałtownych kroków i pojedynków, bo to mogłoby tylko zaszkodzić naszej sprawie. Nie wiem zresztą, czy warto zaszczycać tego delatora, donosiciela Brzoskę, skrzyżowaniem z nim szabli. Nie jest on godny tego, by uczciwy człowiek powiedział do niego choć słowo… (odchrząkuje, a potem podnosi swój pucharek) Wypijmy teraz, Waćpanowie, do dna, za zdrowie Łyszczyńskiego i jedźmy do Warszawy. Do Sejmu! (wypija jednym haustem i odstawia puchar)

Szlachcic I: — (wypija i odstawia puchar) Do Sejmu! Nie pozwolimy pogrześć naszej swobody!

Szlachcic II: — (wypija i odstawia puchar) Do Sejmu! Vivat Pociej, nasz poseł! Będziemy w Warszawie wspierać Waszmości!

Szlachcic III: — (wypija i odstawia puchar) Do Sejmu! Jestże ten Łyszczyński ateuszem, czy nie jest, mniejsza o to. Jako szlachcic ma prawo myśleć, co mu się żywnie podoba...

Wszyscy czterej wstają i wychodzą z izby.

SCENA TRZECIA

Bogato i gustownie umeblowana rezydencja nuncjusza papieskiego. Nuncjusz i prymas siedzą naprzeciwko siebie, przy małym stoliku, popijając wino.

Nuncjusz: — (odstawiając kielich) Jak ksiądz prymas znajduje ten trunek? Właśnie sprowadziłem sobie dziesięć beczek tego wina ze słonecznej Italii, z moich rodzinnych stron...

Prymas: — (pociąga łyk wina i delektuje się jego smakiem, a potem odstawia kielich) Tak dobrego wina od lat nie piłem! Co za smak i aromat! Przywodzi na myśl zbocza Apeninów...

Nuncjusz: — Może ksiądz być pewny, że jeszcze nie raz zaproszę cię na ten trunek… (poważniejszym tonem) Jako nuncjusz apostolski chciałbym, za waszym pośrednictwem, księże prymasie, oświadczyć polskim biskupom moje ukontentowanie. Cieszy mnie to, że podczas sejmowego procesu wszyscy oni jednym głosem domagali się kary śmierci dla Łyszczyńskiego… Jutro wyrok zostanie wykonany, a ów nikczemny ateusz spłonie na stosie. To dobrze. Niepokoi mnie tylko jedno: dlaczego nie udało się wam wydobyć od Łyszczyńskiego nazwisk jego uczniów i współpracowników? Przecież mieliście go w swojej mocy, w więzieniu...

Prymas: — Nasi teologowie przez długie godziny przekonywali Łyszczyńskiego, by porzucił ateizm i uwierzył w jedynego Boga. Wszystko na nic, okazało się bowiem, że Łyszczyński ma diamentowe serce, którego rozbić ani skruszyć nie można… Usilnie próbowaliśmy też wydobyć od niego nazwiska uczniów, ale i to bezskutecznie. (rozkłada bezradnie ręce) Być może rzeczywiście uczniów nie miał… Po prawdzie to nie słyszałem o tym, by osobiście próbował odstręczać kogokolwiek od wiary. On dobrze wiedział, że u nas, w Polszcze, to się udać nie może...

Nuncjusz: — Niech i tak będzie. Rozumiem. Tak czy owak, jestem wdzięczny polskim biskupom, że zachowali się odpowiednio i stanęli na wysokości zadania. To bardzo budujące.

Prymas: — Rzeczywiście. Wszyscy polscy biskupi żądali stosu dla tego ateusza. Wielu z nich uważa nawet, że przed spaleniem na stosie, Łyszczyńskiemu należy wyrwać język, którym bluźnił, i obciąć rękę, którą pisał bezbożne pisma...

Nuncjusz: — Najważniejsze, że ten ateusz zginie. Nie wiem, czy warto rozdrażniać szlachtę nadmiernym okrucieństwem kary… Wasz król, Sobieski, domaga się, żeby Łyszczyński nie był spalony żywcem. Król żąda, żeby skazańca najpierw ściąć, a potem dopiero spalić ciało… To w końcu szlachcic i niegdysiejszy poseł...(po chwili zastanowienia) A co z tym obrońcą Łyszczyńskiego, który tak gardłował przeciwko Kościołowi w Sejmie? Jak on się tam zowie...

Prymas: — Ludwik Konstanty Pociej. On pełni godność pisarza brzeskolitewskiego.

Nuncjusz: — No właśnie! Może warto byłoby jemu także wytoczyć proces o ateizm?

Prymas: — Myślę, że nie należy wszczynać następnego procesu. To poważna persona, z którą liczy się całe województwo. A poza tym, on nie napisał żadnego ateistycznego traktatu i jest wierzącym katolikiem… Pociej bronił Łyszczyńskiego, choć jego poglądów nie podziela, bo tym samym bronił dawnych wolności szlacheckich...

Nuncjusz: — (z rezygnacją kiwa głową) Ach, ta wasza Złota Wolność… Jeszcze za nią zapłacicie… Zawsze powtarzam, że Polsce przydałyby się rządy na modłę francuską, taka silna, dziedziczna monarchia...

Prymas: — Bóg raczy wiedzieć, czy i francuscy królowie nie zapłacą kiedyś za swoją potęgę...

Nuncjusz: — Oby nigdy to się nie stało... No, dobrze. Dla mnie ważne jest to, że wyrok skazujący już zapadł i że jutro Łyszczyński zostanie stracony. Oby płomień tego stosu rozpalił w sercach Polaków światło wiary… (wstaje z fotela, podchodzi do Prymasa i bierze go pod rękę) Drogi prymasie, pojedźmy teraz obaj do króla i poprawmy jego nastrój. Przekonajmy go, że polska szlachta nie powinna traktować sprawy Łyszczyńskiego jako zamachu na swoje swobody… (obaj ruszają w kierunku wyjścia) Wyjaśnijmy Sobieskiemu, że teraz, kiedy Polska sprzymierzyła się z domem Habsburgów, by bronić chrześcijaństwa przed Turkami, prawa polskiego Kościoła nie powinny być w żaden sposób ograniczane… (wychodzą)

SCENA CZWARTA

Podmiejska karczma. W izbie, przy wielkim, dębowym stole, siedzą czterej szlachcice w XVII-wiecznych strojach, z szablami u boku. Przed każdym z nich stoi na stole puchar, pełen miodu. Wszyscy piją w milczeniu, ze zwieszonymi głowami.

Szlachcic I: — (sam do siebie) Ponura to data - trzydziestego marca tysiąc sześćset osiemdziesiątego dziewiątego roku… Dziś zginął Łyszczyński...

Szlachcic II: — (sam do siebie) Zmuszono go, żeby tuż przed śmiercią spalił własnoręcznie swój rękopis… A potem… Tego się nie da opowiedzieć… Tak chciałoby się wymieść z pamięci ten straszny widok... (zrozpaczony, zasłania oczy dłońmi)

Szlachcic III: -(sam do siebie, ponurym tonem) Tak potraktować szlachcica, obywatela Rzeczypospolitej!

Pociej:(ze smutkiem i goryczą) Panowie bracia, zaprawdę smutna to godzina dla naszej wolności… Dziś, wraz z Łyszczyńskim, spłonęła wolność obywateli Rzeczypospolitej... Pomyślcie tylko, jak go pohańbiono: po spaleniu, jego prochy rozrzucono na rozstaju dróg, jak śmieci… Tak, by nie został po nim nawet ślad… (chwytając się oburącz za głowę) Zrobiłem tyle, ile można było zrobić, ale i to było za mało, by go ocalić… Prawie cały Sejm był przeciwko mnie...

Szlachcic I: -A ta haniebna ceremonia, która odbyła się wcześniej, w kościele? Biskup Witwicki publicznie wychłostał Łyszczyńskiego, a potem jakiś ksiądz - rzekomo w imieniu więźnia! — głośno odczytał odwołanie przez skazańca ateizmu…

Przez dłuższą chwilę wszyscy siedzą w milczeniu.

Szlachcic I: — (spoglądając po twarzach obecnych) Dalsze deliberowanie nic nie da. Jak powiadają, na frasunek najlepszy jest trunek. Waszmościowie! Niedaleko stąd do dóbr mojego zięcia... (wstając) Zapraszam tam was wszystkich, zapraszam was na ucztę! I tak się tam wybierałem, bo dawno nie odwiedzałem mojej córki...

Szlachcic II: — (wstaje) Przednia to myśl i hojny gest Waszmości! Chętnie tam pojedziemy! Zgoda?

Szlachcic III: — (wstając) Zgoda! (spogląda pytająco na Pocieja)

Pociej:(wstaje z ociąganiem) Zgoda! I tak przecież nie odmienimy losu… Idziemy!

Wszyscy po koleiwychodzą.

SCENA PIĄTA

Gabinet biskupa Witwickiego. Biskup siedzi przy stoliku, rozparty wygodnie na fotelu. Przed sobą ma plik papierów, pióro i kałamarz.

Biskup Witwicki: — (sam do siebie, ziewając ze zmęczenia) Znużyło mnie to pisanie… Tyle listów już dziś wysłałem… Ale warto było, warto! Wielki to dzień dla sprawy Bożej, dzień kaźni niegodnego bluźniercy, ateusza Łyszczyńskiego! Trzydziesty dzień marca Roku Pańskiego tysiąc sześćset osiemdziesiątegodziewiątego! Ten wspaniały stos, który dziś zapłonął na rynku Starego Miasta w Warszawie, będzie przestrogą, by nikt nie ważył się podążać drogą Łyszczyńskiego! (ziewa) Muszę ze szczegółami opisać tę egzekucję, by dowiedziano się o niej w całej Europie. Zostały mi jeszcze do napisania listy do kilku kardynałów… (kładzie przed sobą nową kartkę, sięga po pióro, zanurza je w kałamarzu. pisze starannie, w milczeniu)

W górze niespodziewanie rozlega się grzmot. Biskup Witwicki rozgląda się, zaniepokojony. Patrzy z lękiem ku górze. Ze strachem odkłada pióro, gdy z góry dobiega go potężny, tubalny głos.

Łyszczyński: — (mówi głośno i stanowczo, a jego słowom towarzyszy brzęk łańcuchów)Uczcie się prawdy od kamieni, bo ludzie, nawet jeśli wiedzą, co jestprawdą, to i tak powiedzą, że to właśnie jest kłamstwem! Zaprawdę, powiadam wam, Polacy! To tylko uczynić możecie! Uczcie się prawdy od kamieni! Od kamieni!!!

Biskup Witwicki: — (spogląda ku górze, jakby widział tam jakieś zjawy) A cóż to za zjawa? Skąd to się tam wzięło! Przecież to Łyszczyński!!! A miałem już nadzieję, że go nigdy więcej nie zobaczę! Zgiń, przepadnij, maro nieczysta! Przecież jesteś już tylko prochem! (żegna się zamaszyście, a potem oddycha głęboko) A może to mi się tylko zdawało… Może to tylko złudzenie? Jestem ostatnio przemęczony... (uspokaja się i powraca do pisania. Po napisaniu kilku słów ponownie zamiera w bezruchu, bo z góry raz jeszcze rozlega się głos)

Giordano Bruno:(mówi wyraźnie, ale z włoskim akcentem) Kto chce w prawidłowy sposób rozumować,powinien odzwyczaić się od przyjmowania czegokolwiek na wiarę…

Biskup Witwicki: — (odkłada pióro i z obawą patrzy ku górze) To niemożliwe! Przecież to ten bezbożnik, Giordano Bruno! Widziałem go kiedyś na włoskiej rycinie! Jak to jest możliwe, żeby ateiści pojawiali się jako zjawy... Kto im na to pozwolił… (po chwili milczenia, sam do siebie, uspokajającym tonem) Trzeba się uspokoić, przecież Bóg jest wszechmocny i nie zostawi w potrzebie mnie, swego pokornego sługi… Powróćmy lepiej do pisania listów… Podzielmy się z braćmi w Chrystusie radosną nowiną o śmierci bezbożnika Łyszczyńskiego... (drżącą ręką sięga po pióro. zanurza je w atramencie i zaczyna pisać. dyktuje sobie na głos) ...Chciałbym poinformować księdza kardynała, że wyrok został wreszcie wykonany i ogień stosu pochłonął ciało ateusza Łyszczyńskiego…


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dysputa
Wyrocznia


« Jednoaktówki (L.B.)   (Publikacja: 02-08-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lech Brywczyński
Ur. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI!
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 1666 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365