System środków dowodowych średniowiecza ukształtowany był pod wpływem panujących ówcześnie wierzeń, iż najskuteczniejszym sposobem dojścia do prawdy jest zdanie się na interwencję sił nadprzyrodzonych. Dowody oparte były na wierze, miały charakter irracjonalny. Występowało w nich wiele pierwiastków sakralnych oraz inne liczne przejawy średniowiecznej symboliki i formalizmu. [ 1 ] Autorzy „Malleus Malleficarum" paradoksalnie starali się udowodnić stosowanie ordaliów w sposób racjonalny. W procesach o czary stosowany był specjalny tryb postępowania inkwizycyjnego, ze względu na szczególny charakter zbrodni, za którą kryła się potęga Piekieł. Był to bowiem proces, w którym przeciwnikiem sądu był sam Szatan, podczas gdy domniemana czarownica bywała tylko jego bezwolnym narzędziem i ofiarą. Wobec tak potężnego wroga formalności „zwykłej" procedury inkwizycyjnej ustąpić musiały środkom skutecznej prowadzącym do pokonania sił Ciemności. [ 2 ] W tej materii zakładano, że najskuteczniejszy jest tryb procesu opisany w „Młocie na czarownice". Ta „biblia zabobonu" stała się w większej części Europy, ówczesnym kodeksem postępowania karnego.
PRÓBA OGNIA I WRZĄTKUPróba ognia zalecana przez autorów „Młota na czarownice" była środkiem dowodowym należącym do średniowiecznych ordaliów. Polegała na tym, że osoba zatrzymana chwytała gołą ręką rozgrzany do czerwoności pręt żelazny. Jeśli po kontakcie z rozgrzanym metalem ręka po trzech dniach dobrze się goiła, był to dowód, że oskarżony nie jest winien zarzucanych mu czynów. Źle gojące się rany wskazywały, że jest winny. [ 3 ] Druga forma tejże próby polegała na przejściu gołymi stopami po rozgrzanych lemieszach albo po płonącym ognisku. W czasie próby wrzątku osoba oskarżona musiała wydobyć z dna kotła wypełnionego wrzącą wodą jakiś przedmiot.
PRÓBA WODYKolejnym środkiem dowodowym wywodzącym się z ordaliów była próba wody. Mogła ona przybrać formę „pławienia", „kąpieli", lub próby wrzątku. Pławienie, będące znacznie częściej stosowaną metodą, przeprowadzano w tych miejscowościach, przy których znajdował się staw, jezioro, czy też jakiś inny większy zbiornik wodny umożliwiający przeprowadzenie tejże próby. Niekiedy dziedzic, chcąc wykryć czarownicę, nakazywał pławić po kolei wszystkie kobiety ze swojej wsi. Najczęściej jednak pławiono kobiety już podejrzane o czary. [ 4 ]
Jeden z naocznych świadków procesu w Doruchowie opisał przebieg pławienia: „Tegoż samego dnia (po pojmaniu ich) pławiono je w wodzie. Był to staw obszerny, który do dziś dnia egzystuje. Ponieważ w całej wsi i w sąsiedztwie rozruch powstał wielki, przeto zgromadziło się niezliczone mnóstwo ludu na to rzadkie widowisko pławienia czarownic; poszedłem także z drugimi i w ciżbie nie byłbym na pewno nic widział, gdyby nie syn jednego z dziedziców, około 15 lat liczący, mając łódkę zabrał mnie ze sobą, tak więc popłynęliśmy naprzeciwko mostu z którego czarownice pławić miano; widzieliśmy dokładnie całą ceremonię. Wprowadzono je na most, miały ręce powiązane; brano jedną kobietę po drugiej, założono pod pachy powróz, czterech ludzi na tym powrozie spuszczało ją powoli z mostu w wodę. Żadna z nich nie tonęła, albowiem suknie, a zwłaszcza obszerne spódnice, nim namokły, unosiły każdą z nich na powierzchni wody. Dziedzic był przytomny na koniu, a widząc pływającą wołał: ťnie tonieŤ — ťczarownicaŤ. Słowa te, jakie się później pokazało, były nieodzownym wyrokiem, skazującym na śmierć niewinne ofiary. Ludzie natychmiast wyciągali kobiety i tym sposobem wszystkie siedem zostały czarownicami". [ 6 ] W czasie pewnego procesu kobieta, która tonęła w wodzie tłumaczyła się później przed sądem, że stało się tak ponieważ w czasach gdy była jeszcze młodą dziewczyną, matka w celach zdrowotnych smarowała ją gęsim tłuszczem. Sędziowie jednak nie wzięli pod uwagę tych tłumaczeń. „Pławienie", pomimo tego, iż należało do najbardziej rozpowszechnionych środków dowodowych w procesach o czary, było nadzwyczaj często krytykowane zarówno ze strony teologów, jak i jurystów. Dla przykładu ks. Benedykt Chmielowski pisał: „Próba bywa czarownic przez topienie w wodzie. Ale ta przez prowincjonalne zakazana synody, bo częstokroć czart choć na osoby najniewinniejsze wkłada kalumnię alias nie dopuszcza im utonąć w wodzie, trzymając je na wierzchu wody, skąd karane bywają i miane za czarownice. Czasami też czy winne, czy nie winne, swą chytrością topią czarci w stawach." Polskie procesy o czary wśród licznych odrębności charakteryzowały się min. tym, iż „pławienie" nie należało do kompetencji sądu, lecz samorządu wiejskiego lub dziedzica. Przytoczony wyżej opis procesu w Doruchowie jest tego dowodem. Olbrzymie powodzenie jakim cieszył się ten środek dowodowy wynikało w znacznej mierze z przekonania, iż woda, jako czysty żywioł będzie się starać odepchnąć sojuszniczkę diabła. Metoda ta stosowana była jeszcze w XIX wieku. „Kąpiel", jako drugi sposób próby wody stosowano znacznie rzadziej niżeli „pławienie". Najczęściej stosowano ją wobec opętanych przez diabła, niekiedy brano też do kąpieli kobiety posądzone o spółkę z szatanem. Do tego rodzaju zabiegu używano przeważnie dużej kadzi. Woda powinna być przecedzona przez prześcieradło, które służyło jako swego rodzaju filtr przed diabelskimi siłami. Można zresztą spotkać różne lokalne sposoby przeprowadzenia kąpieli, jak święcenie wody, puszczanie na nią zboża, spróchniałych kości, kamyków itd. Niekiedy poświęconą wodę przepuszczano przez prześcieradło i na tym filtrze badano, co pozostało z kąpieli. [ 7 ] ![]() „Kąpiel posiadała podwójne znaczenie, gdyż służyć miała zarówno jako pewnego rodzaju dowód spółki z szatanem, jak też stosowano ją w tym celu, by diabeł opuścił ciało badanej i nie udzielał jej żadnej dalszej pomocy. [ 8 ] W szczególności, by nie dopuścić do umożliwienia rzucenia tzw. „czarów milczenia" na etapie ewentualnego poddawania torturom. Próba wrzątku lub mówiąc inaczej próba kotła, będąca trzecią formą próby wody. Polegała ona mianowicie na wyjęciu przedmiotu z dna kotła pełnego wrzącej wody. Brak oparzelin świadczył o niewinności podsądnego. [ 9 ] Jednakże oprawcy zazwyczaj potrafili zadbać o to, by kocioł został podgrzany do odpowiedniej temperatury. SZATAŃSKIE ZNAMIĘ I PRÓBA IGŁY
Szatańskie znamię, które było widzialne, odpowiadało współczesnemu dowodowi z oględzin. Jednakże istniały również znamiona niewidoczne, ujawniane za pomocą próby igły. Tego typu znamiona charakteryzowały się tym, iż po nakłuciu igłą nie krwawiły, zaś ukłuta osoba nie odczuwała wówczas bólu, co stanowiło dowód winy. Publicznie roznegliżowane kobiety, były częstokroć w takim szoku, że podczas próby igły nie odczuwały bólu. Obecny stan wiedzy z dziedziny medycyny dowodzi, że istnienie na ciele kobiety miejsca niewrażliwego na ból, które na dodatek nie krwawi jest czymś normalnym, w szczególności, gdy chodzi o kobiety w okresie przekwitania. Poza tym w czasie przeprowadzania próby igły dochodziło także do nadużyć. Najbardziej rozpowszechnione szalbierstwo polegało na tym, iż igły chowały się do rękojeści w jakie były one wyposażane. Próba igły należała obok pławienia do ulubionych środków dowodowych przeprowadzanych przez Matthewa Hopkinsa zwanego w Anglii „generalnym tropicielem czarownic". Ów łowca ofiarowywał swe usługi magistratom miasteczek i osiedli, które zamierzał odwiedzić. Pobierał ustaloną opłatę za każdą wytropioną przez siebie czarownicę. W ciągu czternastu miesięcy człowiek ten wysłał na śmierć setki ludzi, pobierając dwadzieścia szylingów od głowy. Kiedy poprzedzony jarmarczną reklamą zjawiał się w którymś z miasteczek, miejscowe władze ogłaszały na jego życzenie apel do ludności wzywając mieszkańców, aby korzystali z niezwykłej okazji i przyprowadzali na badania wszystkie podejrzane kobiety. [ 11 ] PRÓBA WAGI
Niezwykłą pomoc dla uchodźców zorganizowało miasteczko Oudewater w Holandii. Pielgrzymowali tam w ciągu lat setki przybyszów z krajów ościennych. Otrzymywali oni tam swego rodzaju list żelazny, z którym mogli bezpiecznie powrócić do rodzinnego kraju. Tym listem żelaznym było zaświadczenie, „certyfikat", wystawione w uroczystej formie przez radę miejską i stwierdzające, że dana osoba była ważona na publicznej wadze targowej i wykazała się należytym ciężarem. Waga ta zdobyła sobie szeroką sławę jak tzw. „waga czarownic z Oudewater". W krajach ojczystych uchodźców władze traktowały świadectwo tej wagi jako dowód całkowicie oczyszczający zważone osoby od wszelkich podejrzeń, jakoby były czarownicami. Jak poświadczają bowiem przekazy źródłowe, nawet najbardziej zatwardziali łowcy czarownic w różnych krajach nie kwestionowali wiarygodności wagi targowej tego małego holenderskiego miasteczka. [ 12 ] Paradoksalnie używano ją w kraju, w którym procesy o czary zostały zabronione i faktycznie przestały się tam odbywać (choć zdarzały się przypadki, że jakaś Holenderka przychodziła się ważyć, by udowodnić swoim sąsiadom, że nie jest czarownicom). W certyfikacie wpisywano jedynie fakt, iż osoba, która zgłosiła się do ważenia, posiada ciężar ciała adekwatny do swej fizjonomii, czasami nie wpisywano nawet dokładnej wagi. W dokumencie nie było żadnego słowa nawiązującego do zarzutu czarostwa. Waga w Oudewater zawdzięczała swój fenomen legendzie, jakoby to cesarz Karol V będąc w miasteczku nadał mu przywilej, dzięki któremu osławiona waga posiadała "moc prawną na obszarze Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i uwalniał posiadacza jego od wszelkich dalszych dochodzeń sądowych. Jednakże władze miejskie milczały w tej sprawie. Do tego niewielkiego holenderskiego miasteczka licznie przybywali obcokrajowcy. Ich napływ rozpoczął się od połowy XVII wieku, z okresu w którym datuje się pierwsze certyfikaty. Ostatni z zachowanych dokumentów stwierdza, że zważono kobietę i mężczyznę z okolic Monasteru jeszcze w roku 1754, chociaż zapewne później także dochodziło do ważenia ludzi. Większość uchodźców pochodziła z obszaru północno - zachodnich Niemiec. Van Hoya, pisarz miejski Oudewater odnotował pewien osobliwy przypadek. Otóż pewien przybysz z Nadrenii — Westfalii, który poprzez kłótnie ze swoimi sąsiadami naraził się na pomówienie dotarł do miasteczka po wyczerpującej podróży. Certyfikat z Oudewater był dla niego ostatnią nadzieją. Jednakże w ostatniej chwili przed rozpoczęciem próby przeraził się do tego stopnia, że wolał zrezygnować. Gdy powrócił z Holandii do swego domu z pustymi rękoma, ludzie niemalże natychmiast rozpuścili plotkę, że waga wykazała jego winę. Sąd zajął jego majątek, zaś on sam uciekł przed swym aresztowaniem. Nie mając już nic do stracenia udał się po raz drugi do Oudewater ale tym razem powrócił już do domu z certyfikatem a tym samym odzyskał swój majątek i oczyścił się z wszelkich zarzutów. ![]() Holenderska „Waga dla czarownic" w Oudewater W Rzeczypospolitej próba wagi raczej nie była stosowana. PRÓBA ŁEZ
Próba łez była zastosowana m.in. w procesie Katarzyny Kepler, matki jednego z najwybitniejszych astronomów. W toku procesu nie potrafiła ona płakać na żądanie odpowiadając, iż tylekroć w swym życiu płakała, że wypłakała już wszystkie łzy. Ów proces toczył się aż sześć lat (1615 — 1621). Johann Kepler opisywał w swym dzienniku wizerunek swej matki w następujący sposób: „mała, chuda, czarniawa, rozmiłowana w plotkach i swarliwa". Piastujący prestiżowe stanowisko „matematyka Jego Cesarskiej Mości" Johann stanął w obronie swej oskarżonej matki. Był to przypadek niezwykły, że dopuszczono w procesie o czary obrońcę. I było rzeczą jeszcze bardziej niezwykłą, że sędziowie nie pospieszyli się z wzięciem oskarżonej na męki, aby czym prędzej zmusić ją do wyznania winy i spalić, zanim nastąpi interwencja ze strony wyższych czynników. A już czymś najzupełniej niezwykłym było, że nie pociągnięto do odpowiedzialności syna, który odważył się stanąć w obronie matki-"czarownicy". Sąd w Leonbergu nie miał zwyczaju ceregielować się z kobietami, które skazywał na stos jako czarownice. [ 14 ] Tym bardziej, że próba łez jednoznacznie wykazała winę oskarżonej. Mało tego, oskarżona dzięki usilnym staraniom swego syna została przez sąd uniewinniona. Gdyby jednak Johann Kepler nie piastował tak znaczącego stanowiska to nie ulega wątpliwości, że sprawa ta potoczyłaby się zupełnie inaczej. POMÓWIENIE
Przyczynami pomówienia były choroby, śmierć, nieszczęśliwy wypadek a nawet jakiekolwiek niekorzystne wydarzenie posiadające lub zdające się posiadać nieprzewidziany charakter. Za spowodowane czarami interpretowano zatem przyjście na świat martwego dziecka, upadek z drabiny na plecy, użycie podczas kłótni inwektyw typu „niech cię diabli wezmą", dewiacje seksualne, częstą zmianę miejsca zamieszkania, zmieszanie lub spuszczony wzrok w chwili, gdy mówiło się o czarach, ostentacyjne chodzenie do kościoła, posiadanie różańca z nadłamanym krzyżem itp. [ 16 ] Zdarzały się nawet przypadki, w których po sprzeczce domowej mąż pomawiał żonę albo swoją teściową. Niekiedy szlachcic w obawie przed magiczną zemstą ze strony swych poddanych powoływał jakąś wiejską kobietę, by odstraszyć pozostałych kmieci od ewentualnych konszachtów z szatanem. Zdarzało się, że wiodąca między sobą ustawiczne spory szlachta korzystała z pomocy czarownic, by zniszczyć znienawidzonego przeciwnika. W I połowie XVIII wieku toczył się w Lublinie proces kilku czarownic, które wynajęli panowie Mytkowie, toczący spór o pewne dobra ziemskie na Podolu z rodziną Pogórskich. Czarownice na torturach wyznały, że z rozkazu i za zapłatą robiły czary, „żeby cały trybunał był łaskaw dla rodziny Mytków" i dalej „żeby wszystkie dokumenta panom Pogórskim poginęły" i „żeby udusił bies pana Brzyskiego" — ich adwokata. [ 17 ]
Przy pomówieniach bardzo istotną rolę odgrywało stanowisko społeczne i opinia oskarżonego. Jeśli oskarżenie wniesione było przez człowieka nie posiadającego wpływów ani odpowiedniego stanowiska społecznego, a skierowane było przeciwko osobie cieszącej się ogólnym szacunkiem, wtedy łatwo było całą sprawę zbagatelizować i przejść nad nią do porządku dziennego. Czasami sąd, chcąc się upewnić o niewinności oskarżonej, a nie mając zamiaru brać jej na tortury, domagał się przedstawienia świadków, którzy by wydali o niej odpowiednią opinię. Oskarżona zjawiała się wtedy w asyście sześciu świadków, którzy stwierdzali jej niewinność. [ 18 ] Jeżeli wina osoby pomówionej była w mniemaniu sędziów nazbyt mglista, sąd napominał ją tylko i ostrzegał, że zostanie ona oddana w ręce kata, jeśli tylko zostanie pomówiona po raz kolejny.
Pomówienie przez dzieci traktowano jako w pełni wartościowy środek
dowodowy, powołując się przy tym na Psalm 8 z Pisma Świętego rozpoczynający
się od zwrotki: ![]() W 1669 r. Królewska komisja śledcza ze Sztokholmu przesłuchała blisko trzysta dzieci z parafii Elfdal i Mora. Obie te parafie leżą w prowincji Dalarna, dość odległej od stolicy Szwecji. Wysłannicy rządu królewskiego skazali na spalenie siedemdziesiąt kobiet, które dzieci zadenuncjowały jako czarownice. Spalono również piętnaścioro dzieci, które jakoby wylatywały wraz z czarownicami na festyny diabelskie. Trzydzieścioro sześcioro dzieci w wieku od dziewięciu do dwunastu lat zasądzono na karę chłosty, która miała im być wymierzana przez okrągły rok każdej niedzieli przy wejściu do kościoła. Dwudziestka najmłodszych dzieci, poniżej dziewięciu lat, miała dostać rózgi tylko w trzy kolejne niedziele. Czterdzieści siedem osób uniewinniono. [ 20 ] POWOŁANIE
Domniemana czarownica była w trakcie swego procesu zmuszana nie tylko do przyznania się do zarzucanych zbrodni — ale co było nie mniej istotne - także do wydania swych wspólniczek. Liczne pytania jakie zadawali sędziowie dotyczyły m.in. Tego z kim oskarżona czarowała, kto nauczył jej czarostwa, ile czarownic zamieszkuje w danej miejscowości i kogo widziała podczas sabatów. Jeśli oskarżona odmawiała dobrowolnego składania zeznań, wówczas wymuszano zeznania stosując tortury. W czasie zeznań oskarżona powoływała kolejnych kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt osób. Różnorakie motywy przyświecały poszczególnym powołaniom. Zdarzały się co prawda sytuacje, kiedy to oskarżone kobiety bez zastanowienia wymieniały pierwsze lepsze nazwiska, jakie tylko przychodziły im do głów, jednakże częstokroć padały również nazwiska znienawidzonych sąsiadek. Bywały też przypadki, kiedy to czarownica powoływała swe wspólniczki spośród osób wpływowych licząc na to, że orzeczony zostanie wobec niej także wyrok łagodniejszy a może nawet ułaskawiający.
Sędziowie czasami dyktowali pewne nazwiska kierując się osobistą zemstą, czasami też sugerowali pewne nazwiska w dobrej wierze, wyobrażając sobie, iż osoby te faktycznie parają się czarną magią. Powołanie w niektórych regionach Europy stanowiło podstawę bardzo dochodowego interesu. Dla zobrazowania tej sytuacji może posłużyć przykład, kiedy to pewien moguncki ksiądz dziekan kazał spalić ponad 300 osób z dwóch tylko wsi, chciał bowiem połączyć ich ziemie ze swoją posiadłością. [ 22 ] Nie każde powołanie stanowiło dostateczny środek dowodowy, by wytoczyć proces powołanej osobie. Gdyby było inaczej, to procesy o czary niechybnie pochłonęłyby tyle ofiar co średniowieczna dżuma. Czasami w celu rozeznania sędziowie lub ławnicy przeprowadzali wywiad środowiskowy, by zorientować się czy istnieją podstawy wytoczenia procesu osobie powołanej. Powołanie wydobyte za pomocą tortur oskarżona musiała później potwierdzić dobrowolnie. W przypadku odmowy takiego potwierdzenia oskarżona o zbrodnię czarostwa trafiała po raz kolejny na salę tortur. Zdarzały się sytuacje, w których skazana na stos czarownica przed samą egzekucją wycofywała swe zeznania obciążające inne osoby. Długość procesu niejednokrotnie zależał od tego jaką wagę przywiązywali sędziowie do środka dowodowego jakim było powołanie.
W roku 1639 wydana została w Polsce drukiem książka pt. „Czarownica powołana", w której anonimowy autor nie szczędził słów ostrej krytyki skierowanej przeciwko sądownictwu sprawowanemu w odniesieniu do procesów o czary. Książka ta ukazywała i piętnowała liczne nadużycia jakich się wówczas dopuszczano. Pod tym samym tytułem ukazała się w roku 1883 praca profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rosenblatta, która stanowiła nie tylko komentarz do wyżej wspomnianego dzieła, ale była również jednym z najwcześniejszych zarysów dziejów procesów czarownic. PRZYZNANIE SIĘ DO WINYConfessio est regina probationem — przyznanie się jest królową dowodów. Sędziowie stawiający oskarżonej zarzut czarostwa dokładali wszelkich starań, by ta przyznała się do zbrodni, jakie rzekomo popełniła. Stosowano w tym celu stawianie podchwytliwych pytań, które miały doprowadzić do udzielania odpowiedzi wskazujących na winę domniemanej czarownicy. Owe pytania charakteryzowały się pozorną logiką i niejednokrotnie bazowały na teologicznych fundamentach. Jeśli oskarżona przyznała się do popełnienia zbrodni czarostwa, wówczas proces się kończył i pozostawało już tylko przeprowadzenie egzekucji przez spalenie na stosie lub powieszenie (Anglia, Ameryka Północna). Jednakże nie zawsze udawało się doprowadzić do tego, by czarownica przyznała się do popełnienia zbrodni, czasami sędziowie musieli sięgać po bardziej radykalne środki. Przyznanie się do zbrodni czarostwa nie stanowiło obligatoryjnego warunku do tego, aby wykonać egzekucję. ![]() * Ilustracje użyte w powyższym tekście pochodzą w większości ze strony Inquisition-art. Tekst stanowi fragment pracy magisterskiej napisanej na UWr pod kierunkiem dra Józefa Koredczuka. Przypisy: [ 1 ] K. S ó j k a - Z i e l i ń s k a, Historia prawa, Warszawa
1993, s. 190 [ 2 ] K. S ó j k a - Z i e l i ń s k a, Drogi i bezdroża
prawa, Wrocław 2000, s. 133 i nast. [ 3 ] N. L a n e y r i e - D a g e n (red.), Największe
procesy w historii świata, Wrocław 1997, s.
75. [ 4 ] B. B a r a n o w s k i, Pożegnanie z diabłem i czarownicą,
Łódź 1966, s. 11. [ 5 ] B. B a r a n o w s k i,
loc. cit. [ 6 ] "Przyjaciel Ludu" 1835, t. II, nr 16, str. 126 [ 7 ] B. B a r a n o w s k i, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź
1981, s. 24. [ 8 ] B. B a r a n o w s k i, Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVII wieku, Łódź
1952, s. 90. [ 9 ] K. S ó j k a - Z i e l i ń s k a, Historia prawa, Warszawa 1993,
s. 191. [ 10 ] M. R y b k a, Noc Walpurgii, "Świat Sobótki",
2003, nr 5, s. 8. [ 11 ] K. B a s c h w i t z, Czarownice. Dzieje procesów o
czary, Warszawa 1971, s. 170 i nast. [ 12 ] K. B a s c h w i t z, "Czarownice. Dzieje procesów o czary", Warszawa
1971, s. 325 [ 13 ] B. B a r a n o w s k i, Procesy czarownic w Polsce w XVII
i XVIII wieku, Łódź 1952, s. 89. [ 14 ] K. B a s c h w i t z, Czarownice. Dzieje procesów o
czary, Warszawa 1971, s. 229. [ 15 ] J. S p r e n g e r, H. I n s t i t o r, Młot na
czarownice, Wrocław 1992, s. 125 i nast. [ 16 ] J. M. S a l l m a n n, Czarownice. Oblubienice
szatana. Wrocław 1994, s. 62. [ 17 ] E. P o t k o w s k i, Czary i czarownice. Warszawa
1970, s.260. [ 18 ] B. B a r a n o w s k i, W kręgu upiorów i wilkołaków,
Łódź 1981, s. 22. [ 19 ] Pismo Święte. Starego i Nowego Testamentu. Ps( 8:2), Warszawa 1987, s.575. [ 20 ] K. B a s c h w i t z, Czarownice. Dzieje procesów o
czary, Warszawa 1971, s. 284. [ 21 ] B. B a r a n o w s k i, Procesy czarownic w Polsce w XVII i
XVIII wieku, Łódź 1952, s. 110. [ 22 ] K. D e s c h n e r, I znowu zapiał kur, tom II,
Gdynia 1997, s. 166. [ 23 ] B. B a r a n o w s k i, Procesy czarownic w Polsce w
XVII i XVIII wieku, Łódź 1952, s. 114. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4486) (Ostatnia zmiana: 26-11-2005) |