Zaprawdę powiadam wam, zadziwia mnie skwapliwość, z jaką ludzie mieniący się racjonalistami na wyprzódki afiszują się ze swoja niewiarą w Boga, obnoszą ze swoim ateizmem. Już agnostycyzm jest dla nich za mało radykalny, przesiąknięty hipokryzją, tchórzliwy wręcz. Nie, trzeba jasno, wszem i wobec powiedzieć, rzucić w twarz swoje credo: nie wierzę. Najlepiej jeszcze podjąć intelektualną dyskusję z wyznawcami Najwyższego i wykazać czarno na białym nieuprawnienie i miałkość ich poglądów. A dlaczego niby, pytam ja się? Podejmujący teologiczne dyskusje z religią, czy też jedynie traktujący ją za punkt odniesienia dla wyrażania swoich poglądów, wpadają nieświadomie w pułapkę zastawioną przez jej wyznawców, a szczególnie przez hierarchię Kościoła. Wchodzący w jakiekolwiek spory z treścią wierzeń chcąc nie chcąc nobilitują wiarę. Potwierdzają jej ważność, uznają za godnego przeciwnika. Nieomal stawiają w jednym rzędzie z nauką. A religia jest tylko o tyle warta poświęcenia większej uwagi od, na przykład, syfilisu, ponieważ jest znacznie groźniejsza jako zjawisko społeczne, szczególnie w polsko-katolickim wydaniu. Natomiast polemika z „prawdami wiary" jest równie płodna, co, powiedzmy, rozhawory z krętkami bladymi. Wpływ jednych i drugich trzeba po prostu ograniczyć lub, najlepiej, wyeliminować. Nie chciałbym urazić ludzi wierzących prywatnie, głęboko i jakby na uboczu. Niech sobie wyznają, co chcą, szczególnie jeśli pomaga to im żyć w sposób przyzwoity i moralny. Takich ludzi naprawdę szanuję, a że moim zdaniem błądzą — ich sprawa. Religia jest natomiast groźna i obsceniczna jako stadny spęd kołtuństwa, ciemnogrodu, fanatyzmu, zakłamania, nienawistnej agresji i intelektualnej siermiężności (że nie wspomnę o turpistycznej estetyce — patrz współczesne polskie kościoły czy największy na świecie Chrystus). Jest także dogłębnie niemoralna. Można ją zatem krytykować i zwalczać jako zjawisko społeczne, ale, na Boga, nie podejmować z nią merytorycznej dyskusji! Dlatego postawą godną racjonalisty nie jest ateizm, czyli zajmowanie jasno określonego negatywnego stanowiska w sprawie istnienia Boga, lub agnostycyzm (czyli w pewnym sensie, choć to nie takie proste, "soft ateizm"), lecz ignostycyzm (niniejszym chciałbym ten termin zaproponować), czyli ignorowanie tematów tak bezsensownych, miałkich i niewartych uwagi, jak problem Najwyższego i jego anielskiej świty [ 1 ]. Równie uprawniona byłaby analiza kwestii, czy Elvis żyje lub rozprawianie na temat istnienia ciał astralnych. Dlaczego tak wielu racjonalnie myślących ludzi daje sobie narzucić „religijne" reguły gry? Dlaczego tak ochoczo, jak ateistami, nie ogłaszają się oni a-centaurystami? Przecież coś nie staje się warte poważnej racjonalnej konsyderacji tylko dlatego, że wierzy w to 95 % społeczeństwa! Zmuszanie do uznania religii za pełnoprawny punkt odniesienia w dyskusjach światopoglądowych to swego rodzaju intelektualny terroryzm. Dziw, że „racjonaliści" tak łatwo mu ulegają. Dla ateisty idealną sytuacją społeczną byłoby, kiedy statystyczny przechodzień zapytany na ulicy :„Czy wierzy Pan w Boga?" odrzekłby: „Nie". W społeczeństwie pożądanym przez ignostyka, analogiczny przechodzień udzieliłby odpowiedzi: „Bóg? A co to takiego? Nie słyszałem". Zaprawdę powiadam wam: Ignostycy wszystkich województw, przestańcie zajmować się irracjonalnymi banialukami, nie dawajcie sobie religijnego dyskursu narzucać, nie używajcie swego racjonalnego rozumu nadaremno! Pseudoproblemy absolutnie i dogłębnie ignorujcie. P.S. Mariusz Agnosiewicz uświadomił mi, że termin „ignostycyzm" funkcjonuje już od prawie wieku (!) w nieco odmiennym, ale do pewnego stopnia zbieżnym znaczeniu z tym, które ja mu przypisałem. Jednakże, fundator terminu rabin Wine kładzie nacisk na bezsensowność pytania o istnienie Boga ze względu na jego nierozstrzygalność, a mi chodzi przede wszystkim o bezsensowność, miałkość i nieistotność samego problemu istnienia Boga, bez względu na to, czy ten problem jest rozstrzygalny, czy nie (oczywiście, rabin nie mógł tego mieć na myśli). Niemniej jednak, niniejszym wycofuję się z autorstwa terminu. Być może, należałoby go zastąpić terminem „ignotyzm" (w Googlach go nie znalazłem, a więc być może jeszcze nikt go nie zaproponował), a jego protagonistów zwać „ignotykami". Przypisy: [ 1 ] Nawiasem mówiąc, zastanawiam się,
kto ukuł w odniesieniu do katolicyzmu termin "religia monoteistyczna",
biorąc pod uwagę całe zastępy aniołów, archaniołów i świętych, że o
Trójcy Świętej nie wspomnę. Widać, jak to mawia poseł Kurski, "ciemny
lud" "suchej", abstrakcyjnej idei
stricte monoteistycznego boga nie kupił. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,754) (Ostatnia zmiana: 17-12-2010) |