Buszując ostatnio po dżungli medialnej, choć poprawniej byłoby buszować po buszu, natrafiłem na lamenty imć Cejrowskiego Wojciecha nad opłakanym stanem edukacji w III RP. Profetyczne jego wizje, jakoby ta upadła rodzić miała już wkrótce ino samych debili nie napawa nadmiernym optymizmem, choć zapomniał ten Pan — lub świadomie przemilcza fakt, że onegdaj bywało gorzej. Szczególnie wtedy, kiedy ta istotna dla kondycji ludzkiej dziedzina znajdowała się w rękach towarzyszy Ignacego Lojoli („Ad majorem Dei gloriam", co dobitnie wskazuje na cel edukacji). Pan Cejrowski wiedzieć o tym powinien choćby z racji swego wykształcenia i szczególnego przywiązania do wiary jedynej zbawczej katolickiej. Osobnik ten, znany z wyjątkowego zacietrzewienia w stosunku do epoki dyktatu jedynie słusznej ideologii pogubił się nieco, bo przecież On, rocznik 64, edukował się w PRL-u czyli w czasach tak przez siebie znienawidzonych. I chwali tamten poziom tresury umysłowej. Ze zrozumiałych oczywiście względów. W przeciwnym razie musiałby zanegować wartość swoich świadectw zdobytych w tamtych czasach niesłusznych. Jakkolwiek po części przyznaję się do podobnego widzenia, choć z zupełnie innej perspektywy, to jednak pozwolę sobie zwrócić uwagę zatroskanemu Cejrowskiemu, że nie taki diabeł straszny, jak On sam go maluje. Kierunek, w jakim toczy się edukacja, powinien go cieszyć. Po pierwsze sprzyja tworzeniu stada osobników niezdolnych do samodzielnego myślenia, o co zawsze zabiegało tak bliskie mu środowisko pasterskie. Z historii bowiem wiadomo, jak miłe przewodnikom duchowym były czasy wszechogarniającej ciemności, w której jak na lekarstwo było umysłów światłych, a tym ową światłość często przedwcześnie i w sposób dalece nienaturalny gaszono. Po drugie: „Jak trwoga, to do Boga" i „Gdy rozum śpi, budzą się demony". Więc byłyby tłumy w kościołach a egzorcyści na podorędziu. Po trzecie: ogólnie niski poziom edukacji przy jednoczesnym szerokim dostępie do rozmaitych, często egzotycznych i dziwnych kierunków, a także łatwość w zdobywaniu różnych certyfikatów, świadectw i licencji powoduje, że wzrasta liczba obywateli z dyplomami, których wartość niestety bywa mierna. Wprawdzie krytykując obecny poziom edukacji zapomina się o współczesnym natłoku informacji i mnogości ich źródeł, przy których dawne czasy pod tym względem jawić się muszą jako mizerne i ubogie, lecz pamiętać należy, że jest to skutek gwałtownej ekspansji naukowo-technicznej i coraz szerszego dostępu do mediów elektronicznych. Panta rei, jak miał mawiać znany presokratyk z Efezu, a nurt jest coraz bystrzejszy, więc tak chyba być musi. Ogrom wiadomości docierających w każdej niemalże chwili do większości z nas przewyższa póki co zdolność percepcji, więc takie są tego efekty.
Swego czasu, nie tak dawno zresztą, słyszałem jak grupa rodzimych pielgrzymów wracając z jasnogórskich peregrynacji prowadziła żywą dyskusję obficie okraszaną kpinami i niewybrednymi epitetami pod adresem muzułmanów pielgrzymujących do fragmentów brody Mahometa w Topkapi w Stambule. Byłem tym z lekka poirytowany, choć z drugiej strony śmieszyło mnie, że wznoszący modły do kawałka pomalowanej deski drwią z tych, którzy robią to samo przed kopą włosów z brody swego proroka. Do takiej kategorii typów ludzkich, z grubsza rzecz ujmując, zaliczyłbym Cejrowskiego. Jeśli nie zmieni swoich poglądów, jeśli nadal będzie tak tolerancyjny, jak do tej pory — niewielu potomnych zapamięta Go jako podróżnika. A Halik? Podobno „Kolumb odkrył Amerykę, kiedy ścigał się z Halikiem. Indianie się zarzekali, że pierwszy był Halik". A tak niejako na marginesie tych lamentów Pana W.C. należałoby oddać mu sprawiedliwość przynajmniej w kwestii matematyki. Sobotni (21.04.), tragiczny dla jednego z uczestników finał wędkowania z pokładu łodzi rybackiej jest chyba rzeczywiście przykładem braków w edukacji matematycznej. O ile jest prawdą oczywiście, jakoby motorówka ratownicza z SAR nie wypłynęła, bo ktoś doszedł do wniosku, że kuter Halny i tak jest już w drodze do portu więc nie ma potrzeby wysyłać jednostki. Jak wynika z informacji medialnych, szyper kutra rybackiego, na którego pokładzie zasłabł jeden z uczestników wyprawy wędkarskiej, powiadomił o tym Morskie Ratownicze Centrum Koordynacyjne w Gdyni. Według dziennikarskich relacji jednostka ratownicza SAR nie wyszła w morze, bo kuter był już niedaleko od portu. Nie wiem jak było w rzeczywistości a mając bardzo ograniczone zaufanie do dziennikarzy nie będę wyciągał żadnych wniosków. Hipotetycznie jedynie założę, że gdyby tak było, jak wynikało z fragmentu przytoczonej wypowiedzi kogoś występującego w imieniu MSPiR, świadczyć by to mogło o tym, że zbyt mało było zadań z matematyki mówiących o zależności czasu od prędkości. No bo gdyby jednostka ratownicza, poruszając się z prędkością ponad 30 węzłów, wypłynęła w kierunku kutra, poruszającego się z prędkością 7 węzłów, byłaby w trakcie udzielania pomocy medycznej zanim kuter dopłynąłby do nabrzeża, gdzie czekała karetka reanimacyjna. Z podanych informacji wynika, że 59-letni wędkarz z Wielkopolski zmarł krótko przed wpłynięciem kutra do portu. Jakkolwiek w tytule napisałem, „nie jest jeszcze tak źle", to jednak mam coraz częściej wrażenie, że jest tak, jak z tym gościem spadającym z dachu drapacza chmur, który po drodze cieszył się, że to jeszcze tak daleko. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7972) (Ostatnia zmiana: 24-04-2012) |