Na początku było NIC, które dryfowało swobodnie w przestrzeni, której przecież nie było. Potem któryś z bogów, po wielogodzinnej awanturze o to, kto ma mieć przywilej bycia Stwórcą, rzekł „Niech się stanie światłość!" i dalej nic nie było, tylko że teraz można to było zauważyć. Tak mówi Pratchett i ja mu wierzę. Co prawda nie widział tego na własne oczy, ale ma to zapisane, a więc wszystko jest w porządku. Potem bogowie rozpoczęli partyjkę pokera w odmianie Texas Hold'em, a świat sobie spokojnie ewoluował. Aż powstał filozof i zauważył nieścisłość wywodu : „To jak to, na początku było nic, czy też nic nie było? Bo jeżeli było nic — a właściwie raczej było niż nie było — to czy na pewno powinniśmy używać słowa NIC, które oznacza przecież brak czegokolwiek? A jeżeli nic nie było, to jak moglibyśmy to nazwać- wszak jeżeli nie było nic, to nie było też słów, które by mogły dla określenia niczego istnieć? No i jaki sens ma nazywanie niczego NICZYM właśnie, skoro nie było nic (a może było nic?), co można by dla odróżnienia nazwać czymkolwiek? W takim wypadku może to nic byłoby wszystkim?" Bogowie ciężki mieli zgryz z tym filozofem, który zadawał niewygodne
pytania na temat, który wcale nie powinien go interesować. Przecież mrówki
ani pszczółki, ani kwiatki, ani Lucanus cereus czy nawet Ephemera danica nie zadają pytań o Dzieło Stworzenia Że tekst jest bez sensu? A więc w końcu to zauważyłeś? I dobrze, a wiesz dlaczego? Dlatego, że cierpimy na
nadmiar sensu. Dziś wszystko ma sens i każdy nadaje swój własny sens
wszystkiemu, choćby najbardziej bezsensownemu (pytanie, czy to pojęcie ma
jakikolwiek sens, skoro teoretycznie wystarczy choćby jedna osoba, by coś
bezsensownego okazało się czymś niesamowicie atrakcyjnym). Często jest tak,
że przez nadanie sensu uznaje się coś za użyteczne, bo skoro posiada jakiś
sens, to musi do czegoś służyć. Wyodrębnienie rzeczy jako sensownej spośród
innych — bezsensownych- staje się procesem masowym i w sumie nie wiadomo, jaki to ma sens. Pojawia się kwestia, na ile słowa
"bezsensowny" Że i to jest bez sensu? Znów masz rację, gratuluję wytrwałości i spostrzegawczości! Znów wracamy do kwestii, że mamy w życiu zbyt dużo sensu rozumianego jako pewna racjonalność, celowość, ukierunkowanie. Gdy czytamy gazetę, słuchamy wiadomości, oglądamy telewizję lub śledzimy informacje w Internecie — wszędzie jesteśmy atakowani roszczeniami do sensowności ze strony krzykliwych tytułów. Praca powinna być taka i taka, bo inaczej będzie bezsensowna — po co wówczas pracować? Sztuka powinna mieć to i to, bo inaczej byłaby bezsensowna — po co w ogóle miałaby powstawać? Czy świat tak nam się przeformułował, że wszystko co robimy musi być sensowne, celowe, prowadzące do czegoś? Tak jakby bez pewności, że „życie ma jakiś cel", oblewały nas zimne poty i dramatycznie grzebiemy w umyśle, by coś odpowiedzieć na pytanie „co będziesz robił w życiu?" albo inne standardowe „jaki masz cel w swoim życiu?". To drugie jest nawet lepsze, bo od razu przy nim widać, że brak odpowiedzi lub nawet zbyt długie zastanawianie się nad nią będzie rozumiane jako brak owego celu, co jest z niejasnych powodów negatywnie postrzegane nie tylko przez otoczenie, ale przez nas samych również. Jaki jest więc sens tego tekstu?
Setki fikuśne podskakujących w saltach i pląsach słów, opublikowanych na dużym i prestiżowym portalu muszą mieć jakiś sens, prawda? Być może, wtedy
powiemy, że chodziło o pokazanie w nie do końca poważnej formie, że życie
nie jest Ale tak naprawdę to mam nadzieję, że nie miał on żadnego sensu, bo i bez tego jest go w życiu aż nadto, co pieczętuję poprzez zobrazowanie moich wypocin zdjęciem kury. ![]() PS. Wiem, że tak naprawdę to kogut, ale wspomnienie o tym byłoby aż nazbyt sensowne. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8512) (Ostatnia zmiana: 20-11-2012) |