Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty:
Dodaj swój komentarz… plodzien Autor tekstu: Roman Zaroff; Oryginał: www.racjonalista.pl/kk.php/s,3346 W moim przypadku, najlepiej gdyby bóstwo objawiło się wewnątrz budynku CSIRO w Melbourne (federalny ośrodek badań naukowych w Australii) a nie cichcem w górach małoletnim iberyjskim analfabetom. Jestem przekonany, że bóstwo chciałoby tak postąpić. Ponad wszystko przecież lubi być obiektem uwielbienia. Jednak tego nie robi, bo wie (jako wszechwiedzące), że byłoby bez szans (w tym jedynym przypadku nie jest wszechmocne). Bóstwo doskonale zdaje sobie sprawę, że pracownicy CSIRO mieliby jakże upokarzające je podejrzenia w rodzaju: 1. czy aby bóstwo tak naprawdę nie jest kosmitą , dla którego takie sztuczki to betka?, 2. czy aby nie ulegliśmy zbiorowej halucynacji? Dlatego bóstwo woli dawać świadectwa swojej obecności w formie zacieków na murach, leczenia wodą święconą lub w inny podobny sposób w mniej eksponowanych miejscach. Bóstwo działa bardzo rozsądnie. Wśród iberyjskich dzieci nie zostanie poddane męczącym badaniom naukowym a wieść o Jego obecności i tak rozniesie się szerokim echem po świecie i przysporzy żarliwych wyznawców. Przecież lepiej osiągnąć cel małymi nakładami przy dużych zyskach nie narażając się przy okazji na podchwytliwe pytania przesłuchujących. Tak więc bóstwo nigdy tego nie zrobi bo wie, że puściły by mu nerwy, gdyby pracownicy CSIRO ośmielili się (a na pewno by się ośmielili) poddawać w naukową wątpliwość jego obecność.
Autor: plodzien Dodano: 02-06-2005
Reklama
ats42 - Nieracjonalny racjonalizm 1 na 1 Odnoszę wrażenie, że dominujące na tej stronie podejście do pojęcia racjonalizmu jest czepieniem się jak pijany płotu jakiejś definicji dzielącej wszystko w kategoriach czarno-białych. Ani absolutna czerń, ani absolutna biel nie istnieją, o czym wie każdy fizyk, a filozofie oparte na czystym racjonaliźmie przestały powstawać od czasów Hegla. Najtęższym filozofom jak dotąd nie udało się stworzyć zbioru podstawowych aksjomatów, z których można by było wysnuć logiczny porządek wszechrzeczy- i dali sobie spokój. Kartezjusz i Berkeley przeprowadzili dowody logiczne na istnienie boga, które ich następcy z lubością obalali posługując się takim samym narządem-mózgiem. Stan na dzień dzisiejszy jest identyczny jak np. 60 mln lat temu, czyli-posługując się językiem rzeczników prasowych- ani nie możemy potwierdzić istnienia boga, ani jemu zaprzeczyć. Jedyne, co możemy powiedzieć to jest to, że dalej mamy do rozwiązania tę samą zagadkę. Przeciętny człowiek używając przymiotnika "racjonalny" rozumie przez to optymalny, najkorzystniejszy wybór na podstawie posiadanych informacji, niekoniecznie obiektywny, gdyż ten z kolei zależy od bezwzględnej ilości danych. A gdy nie wiemy, o co spytać, to i nie otrzymujemy odpowiedzi zawężając tym samym ilość danych możliwych do uwzględnienia przy dokonywaniu danego wyboru. Zadając za dużo pytań tracimy możliwość analizy nadchodzących odpowiedzi, gdyż im dalej w las tym więcej kwarków lub innego ścierwa i bez superkomputera analiza informacji przestaje być możliwa. A jak się mają superkomputery do ludzkiego mózgu? Ponoć mimo wszystko blado. Powierzamy więc analizę danych maszynom pocieszając się tym, że to myśmy je zaprogramowali, a nie bóg. Tylko, kto nas, kurczę, zaprogramował? Zaprzeczanie istnieniu boga nie jest-moim zdaniem -racjonalne, lecz tylko "racjonalistczne", czyli jest atrybutem ateizmu jako jednej z form betonu umysłowego. Nie mogąc ani potwierdzić istnienia boga, ani jemu zaprzeczyć możemy się jedynie ograniczyć do protestu przeciwko przypisywaniu jakichkolwiek atrybutów niedowiedzionym bytom. I w tym ujęciu ma Pan słuszność, że nie da się wykazać, że bóg jest dobrotliwy, czy szczodrobliwy, ani że odwrotnie, w pewnych aspektach to po prostu wstrętna swołocz. Bóg jest taki, jakim go stworzy umysł człowieka na jego własny obstalunek a Kartezjusz wtrąciłby, że samą idę boga w ludzkim umyścle stworzył bóg właśnie. Tym samym zaprzeczanie istnieniu czegokolwiek na podstawie niemożności potwierdzenia istnienia tego czegoś, jako spiritus movens (spiritus-sic!) racjonalizmu jest jego wewnętrzną sprzecznością. Albowiem bardziej racjonalnymi są religijna hipokryzja czy koniunkturalizm w swym praktycznym zastosowaniu niż pozostający w sferze teorii racjonalizm wykluczający powyższe "z urzędu". Istnienia boga dowieść nie sposób, lecz dostatek wyobraźni co by było, gdyby bóg został udowodniony naukowo. Fundamentalne pytanie: Diadia, kak żyt' szto diełat'? w ogóle by nie padło, bo życie stałoby się skodyfikowane jak ordynacja podatkowa, zastąpiłoby je inne: na jaką cholerę nam wszystkim te przejściowe trudności z naszym cielesnym bytem krótkim jak zero dzielone przez nieskończoność? Jeszcze gorzej by było, gdybyśmy i na to pytanie poznali wiążącą odpowiedź. Pozostje więc jedynie polemika z formą, a nie z treścią wiary, coć i z tym nie warto byłoby polemizować, bo co nas to obchodzi; w gruncie rzeczy tak, jak to, czy przypadkowy przechodzień ma żylaki, czy nie, i jak on to przeżywa, gdyby nie jedno ale. A mianowicie to, że sprawa wiary i form, jaką ona przybiera, dotyczy nas bezpośrednio, bo albo mamy to w domu, albo mieliśmy, albo zanosi sie na to, że nam samo do chałupy wlezie i to bynajmniej nie do telewizora, tylko nasze dziecko przywlecze katolickiego na ten przykład partnera, co w Polsce jest prawdopodobne w jakichś 90-u procentach. Gdyby nie czynnik osobisty dylematy związane z rozpartywaniem kwestii niepotwierdzonych bytów można by było swobodnie olać. Zresztą tych niepotwierdzonych bytów we wszelkich religiach jest-tak na oko-zdecydowanie mniej, niż tych domniemanych w naukowych ponoć teoriach, które mają tę właściwość, że padają jak kawki w kominie. A permanentną cechą środowisk naukowych jest podważanie wyników badań kolegów po fachu i chandryczenie się o granty jak kościelni o tacę. Żyjąc już niemal pół wieku mam takie same rozterki na temat: co jest zdrowsze, masło czy margaryna, jak te związane z interpretacją pisma świętego. Niby weryfikowalność wszelkich naukowych teorii jest podstawą racjonalizmu, lecz cóż z tego, skoro te teorie powstają na bazie wiary. Wiary w bezbłędność swojego sposobu rozumowania, wiary we słuszność założeń wstępnych, wiary w wyniki pomiarów i niewiary w to, że zostały one sfałszowne przez czynnik, którego istnienia w swoim zadufaniu nie przewidzieliśmy, lub, że dowodzą one czegoś, o czym nawet nie wiemy, a pasują do tego, co chcieliśmy ustalić jedynie przez zbieg okoliczności. Racjonalizm jest zatrzymaniem się na skraju przepaści z niepewnością, jak ona jest głęboka, co jest na dnie i czym nam grozi uczynienie kroku naprzód. Wierzący ten krok uczynili i, uwaga panowie!- oni jeszcze lecą!
Autor: ats42 Dodano: 02-06-2005
Volrath - Lecą... oże i wierzący "jeszcze lecą" ale coraz więcej zauważa, że lepiej się czegoś złapać, zatrzymać i wspinać się na górę. Bo spadać w dół jest łatwo, a wspinać dużo trudniej - tyle, że na koniec może się okazać, że lądowanie jest twarde. Nadejdzie koniec i prawdopodobnie okaże się, że tam na dole jest inaczej niż twierdzili zachęcający do skoku, a właśnie tak jak podejrzewali racjonalnie myślący i wolący zostać i "tańczyć nad krawędzią" - prawdopodobnie okaże się, że bajkowa kraina i niewidzialny spadochron to tylko wymysł, a na dole czeka twardy grunt i może ułamki sekund świadomości, że zmarnowało się swój czas na spadanie.
Autor: Volrath Dodano: 03-06-2005
ats42 - O lataniu Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek był w stanie ocenić, czy jego ostatni przebłysk świadomości jest rzeczywiście ostatni, i zdążyć jeszcze zastanowić się nad swoim nieracjonalnym podejściem do mijającego życia, a nawet przeżyć rozczarowanie nieoczekiwanym jego końcem. Chyba nie da rady, a układ jest wybitnie binarny: albo-albo. Wierzący nie zdążą się rozczarować, natomiast niewierzący będą mieli okazję doświadczyć nielichej niespodzianki, gdyby taka miała mieć miejsce. Największe jaja, jakich chyba nikt nigdy dotąd nie wziął pod uwagę, więc stawiam tę hipotezę ze swoim copyrightem, miałyby miejsce wówczas, gdyby po doczesnym życiu świadomość ludzka uzyskała jakiś kolejny byt, ale dalej nie uzyskała by wiążącej odpowiedzi na pytanie, czy bóg istnieje! Nowa forma bytu mogłaby uznać, patrząc już "z drugiej strony", to przejście za trywialne i dające się naukowo uzasadnić, natomiast węzłowa kwastia bytu jako takiego pozostałaby nadal zagadką. Najbliżej tu chyba do teorii reinkarnacji, ale ja nie mam na myśli nieświadomego wtargnięcia duszy ludzkiej do zarodka jakiegoś owada, bynajmniej! Natomiast w kwestii poszukiwania wiedzy i naukowych uzasadnień, tego "wspinania się do góry": tak, owszem; to jest sensowne w życiu dopóki się żyje i pozwala wznieść się na wyżyny, jednakże człowiek się przy tym cholernie rozciąga, bo na skraju przepaści dalej pozostaje jego odwłok, który na własną rękę (?) stara się znaleźć odpowiedź akurat na te pytania, na które tej odpowiedzi nigdy nie uzyska póki żyje, co z kolei można spokojnie założyć na wstępie. No i można się tym zestresować, albo i nie :)
Autor: ats42 Dodano: 06-06-2005
Piotrek - sprzeczność Do tekstu dodałbym własne spostrzeżenie odnośnie pewnej sprzeczności, że mianowicie Bóg dopuszczałby się ogromnej niesprawiedliwości pozwalając mi nie wierzyć, ponieważ ta niewiera wynika z ukształtowania struktury mojej psychiki i w ogóle mojego charakteru. I z tego samego powodu istnieje minimalna, nawat powiedziałbym bardzo zbliżona do zera szansa na moje nawrócenie.
Autor: Piotrek Dodano: 03-11-2006
Pokazuj komentarze od najnowszego Aby dodać komentarz, należy się zalogować Zaloguj przez OpenID.. Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto.. Reklama