Dodaj swój komentarz… wojsan - katolickie bojówki 1 na 1 Nie po to katolicka konserwatywna prawica powołała do życia profaszystowkie radio maryja i bojówki wszechpolaków walczących pod sztandarem Bóg , Honr , Ojczyzna aby je kler z ambony przywoływał do porządku . Ksenofobia i nietolerancja w katolicyzmie była i jest wielka jak Himalaje i nie zmienią tego marsze równości i żadne inne . Pełne frazesów wyświechtane wypowiedzi hierarhów kościoła o przybliżaniu Boga , miłości bliźniego i tolerancji mają służyć tolerancji tylko dla tego kościoła . Reszta się nie liczy i najlepiej aby zniknęła z powierzchni ziemi ." Do gazu z nimi" wrzeszczą młodociani popaprańcy czując na plecach poparcie z kruchty . Stąd akceptacja katolickich środowisk religijnych dla faszystowskich haseł i poczynań bojówkarzy .
Autor: wojsan Dodano: 30-11-2005
Reklama
Mayuna - ten uroczy katoland... Najgorsza w tym wszystkim jest nieświadomość ludzi, którzy nie zastanawiają się nad tym problemem (problemem, którym jest nietolerancja i dyskryminacja, a nie homoseksualizm). Poza tym chciałam dodać, jak działa mi na nerwy powoływanie się na "prawo naturalne" w kwestii homoseksualizmu.Brałam udział w dyskusji z katecheta na ten temat (a raczej z próbą założenia klapek na oczy...). Nie rozumiem jak kościół może uważać "stworzenie boże" (bo niby skąd , zdaniem ojców kościoła wzięli sie ci ludzie, świat i wszystko co nas otacza?) za niezgodne z prawem naturalnym, a więc prawem boskim!!! Kwestia niezgodności działań, powstanie takich na wskroś katolickich organizacju jak bojówki młodzieży wszechpolskiej i ideologii chrześcijanskiej przepelnionej miłością do bliźniego to sprawa momentami wręcz żałosna i żenująca, aż szkoda komentarza... KTo chce widzieć, ten swoje na ten temat wie, kto jest manipulowany i zniewolony własną głupotę, nie ma zbyt wielkich szans na ozdrowienie...
Autor: Mayuna Dodano: 01-12-2005
Piotr Patucha - Kom "Najgorsza w tym wszystkim jest nieświadomość ludzi, którzy nie zastanawiają się nad tym problemem, którym jest nietolerancja i dyskryminacja." Moim zdaniem większość ludzi robi to świadomie, na zasadzie: akceptujemy tylko takich jak my, a resztę do pieca. Jest jeszcze element hipokryzji, czyli ukrywania się z zasobem swoich popędów w skórce normalności. Tacy potrafią być zabójczy, bo nie wyjawiają realnie, co najwyżej w myślach. Gdybyś zdjęła z takiego maskę, spłonąłby purpurą, a następnie wymierzyłby lufę pistoletu między oczy demaskatora. Z takimi ........ trzeba walczyć, zatykając im usta, bo uświadomienie jest raczej niemożliwe. A jeśłi już, to proces ten będzie długotrwały, ciągnąć się będzie latami, dekadami. Być może za dziesięć lat wejdę do baru i spotkam szcześliwe parki MM, FF, które będą w świetle ludzkich spojrzeń czuć się komfortowo, a ich pozycja społeczna ulegnie zmianie.
Autor: Piotr Patucha Dodano: 01-12-2005
SonOfKyuss "Z takimi ........ trzeba walczyć, zatykając im usta, bo uświadomienie jest raczej niemożliwe. A jeśłi już, to proces ten będzie długotrwały, ciągnąć się będzie latami, dekadami. Być może za dziesięć lat wejdę do baru i spotkam szcześliwe parki MM, FF, które będą w świetle ludzkich spojrzeń czuć się komfortowo, a ich pozycja społeczna ulegnie zmianie." No i wyszło szydło z worka, a konkretnie faktyczne cele politpoprawnych, demoliberalnych totalistów. Marzy im się "zatykanie ust" myślącym inaczej (co już ma miejsce, patrz casus pastora Ake Greena w Szwecji, na szczęście uniewinnionego), a także funkcjonowanie homosiów i lesbijek w przestrzeni publicznej, na utrzymanie której Państwo pod przymusem zabiera pieniądze wszystkim, w tym heteroseksualnej większości. Niekoniecznie przejawiającej ochotę fizycznego ocierania się o parady kochających inaczej - a jak bardzo zwyrodniałą formę potrafią one przybrać, przekonali się mieszkańcy kilku niemieckich metropolii (obrzucanie heteryków zużytymi prezerwatywami, wyzwiskami, obnażanie się w miejscu publicznym etc). Dalej oczywiście doszłoby do zalegalizowania związków homoseksualnych. Które rzecz jasna zyskałyby wszystkie przywileje prawdziwych małżeństw, za co ponownie MY, podatnicy musielibyśmy płacić. Dalej - adopcja, homopropaganda w szkołach (jak w Szwecji), a w końcu wprowadzenie przepisów godzących w wolność słowa, karzących za negatywne wypowiedzi nt. pederastii. I tak doszlibyśmy do ZAMORDYZMU w wydaniu unioeuropejskim. Ale takie są efekty etatyzmu i przejmowania przez Państwo coraz większej ilości sfer życia społecznego. Oczywiście sfery te stają się elementami tzw przestrzeni publicznej, wspólnej własności - czyli de facto niczyjej, będącej jedynie pod zarządem państwowych urzędników arbitralnie decydujących jak ma owa przestrzeń funkcjonować. Na tym próbują skorzystać różne grupy roszczeniowe, pragnące większej redystrybucji bogactwa/prawnej ochrony/innych przywilejów na swoją korzyść. Homosie nie są tu wyjątkiem. Jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby po prostu zniesienie tzw przestrzeni publicznej poprzez prywatyzację i włączenie większości/wszystkich dotychczas świadczonych przez Państwo usług w grę wolnorynkową. Przy bezwzględnym poszanowaniu prawa własności konflikty interesów najpewniej spadłyby znacznie poniżej obecnego poziomu (arbitrem w ewentualnych konfliktach byłoby państwo-minimum w wersji umiarkowanie libertariańskiej, minarchistycznej reprezentowanej np przez R. Nozicka czy A.F. Hayeka lub prywatne sądy w wersji radykalnie libertariańskiej, anarchokapitalistycznej reprezentowanej np przez M.N. Rothbarda, H.H. Hoppe'go, D. Friedmana, syna noblisty M. Friedmana). Homosie mogliby zawierać śluby, urządzać parady, grupowe orgie etc - ALE na swoich własnych śmieciach. Natomiast zdrowa część społeczeństwa miałaby pełne prawo do wykluczenia takich ludzi ze swojej przestrzeni życiowej, poprzez ostracyzm. Homosie zresztą również...
Autor: SonOfKyuss Dodano: 01-12-2005
waldmarc - Biedne homofoby >I tak doszlibyśmy do ZAMORDYZMU w wydaniu unioeuropejskim. Biedni faszyści, fundamentaliści, rasiści i inne homofoby. Zła Unia Europejska uwzięła się na nich i nie pozwala im głosić swobodnie ich "zdrowych" poglądów. Patrzeć tylko jak i w Polsce zabroni im się rzucać kamieniami w Odmieńców. Do tego jeszcze geje i lesbijki czają się, aby ukraść pieniądze z ich podatków i przeznaczyć zapewne na homopropagandę. Zgroza. PS. Szkoda, że głupota nie boli.
Autor: waldmarc Dodano: 01-12-2005
Krzysztof Suplicki - do sonoitd >I tak doszlibyśmy do ZAMORDYZMU w wydaniu unioeuropejskim. Przeczytaj sobie wczorajszą Rzeczpospolitą. Gdyby ten pastor był sądzony tylko wg prawa szwedzkiego zostałby skazany na więzienie. Niestety Szwecja należy do UE i dlatego ta ograniczona umysłowo szumowina w sutannie została uniewinniona. Wypowiedź tego zielonoświątkowego dominikanina w sądach niższej instancji została zakwalifikowana jako podbużanie przeciwko......... => kara więzienia (prawo szwedzkie). Sąd najwyższy tę wypowiedź zakwalifikował jako wygłaszanie własnej opinii do czego każdy ma prawo => uniewinnienie (prawo UE). Drogi Sono........ na drugi raz nie zdobywaj wiedzy o "świecie" w kółkach róźańcowych, spotkaniach partyjnych LPR czy z Radia które cos tam Ma. Jeżeli uważasz, że z worka wyszedł jakiś zamordyzm to co najwyżej jest to zamordyzm Vol.......... (niech sam sie broni) a nie zamordyzm UE. Jasne? Chyba jesteś w stanie zrozumieć coś takiego: Jeżeli JA - zwolennik UE - mam jakieś zdanie na jakikolwiek temat/problem społeczny/polityczny/gopodarczy/itd, itp to jest tylko i wyłącznie MOJE zdanie, i że z tej MOJEJ oceny rzeczywistości tylko osoba inaczej myśląca może wyciągnąć wniosek, że taka jest opinia/polityka UE.
Autor: Krzysztof Suplicki Dodano: 02-12-2005
Krzysztof Suplicki - errata Przepraszam Napisałem Vol............. powinonno być: Piotr Patucha.
Autor: Krzysztof Suplicki Dodano: 02-12-2005
SonOfKyuss >Przeczytaj sobie wczorajszą Rzeczpospolitą. Gdyby ten pastor był sądzony tylko wg prawa szwedzkiego zostałby skazany na więzienie. Niestety Szwecja należy do UE i dlatego ta ograniczona umysłowo szumowina w sutannie została uniewinniona. Wypowiedź tego zielonoświątkowego dominikanina w sądach niższej instancji została zakwalifikowana jako podbużanie przeciwko......... => kara więzienia (prawo szwedzkie). Sąd najwyższy tę wypowiedź zakwalifikował jako wygłaszanie własnej opinii do czego każdy ma prawo => uniewinnienie (prawo UE). Akurat nie pisałem o zamordyźmie w czasie TERAŹNIEJSZYM, a PRZYSZŁYM i niekoniecznie w kontekście sprawy pastora Greena: >>I tak doszlibyśmy (a nie doszliśmy - przyp.) do ZAMORDYZMU w wydaniu unioeuropejskim Przewiduję zamordyzm jako nieuniknione zwieńczenie pewnego trendu, który zwie się "polityczna poprawność" i aktualnej, dominującej formy ustrojowej znanej jako welfare state, państwo opiekuńcze (a w przyszłości zapewne Związek Socjalistycznych Republik Europejskich, centralnie sterowany z Brukseli). >Drogi Sono........ na drugi raz nie zdobywaj wiedzy o "świecie" w kółkach róźańcowych, spotkaniach partyjnych LPR czy z Radia które cos tam Ma. Daruj sobie te wycieczki osobiste, z kółkami różańcowymi, LPR czy Radyjem Ojca Dyrektora nie mam NIC wspólnego - czy z chrześcijaństwem wogóle... Ale to typowe dla demoliberałów (a przynajmniej dla większości, z jaką miałem styczność). Wy nie potraficie rzeczowo dyskutować z kimś, komu nie w smak wasza wizja wolności dla wybranych (skoroś taki tolerancyjny to powiedz mi, czy z równą gorliwością broniłbyś prawa do marszu pod hasłami antysemickimi? zapewne nie...), bo przy głębszej krytyce wasza wizja demoliberalnego raju okazuje się po prostu kolejną maską zamordyzmu. I wtedy uciekacie się do takich niskich zagrywek, jak wyzywanie przeciwnika od "dewotów" czy "ciemnogrodu".
Autor: SonOfKyuss Dodano: 02-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Nienawiść Coraz bardziej przychylam się do tezy, żeby oceniać doktryny i ideologie nie wg ich założeń (co dawniej wydawało mi się najtrafniejsze), lecz wg tego jak wpływają na ludzi, któzy je głoszą i na otoczenie. Z tej przyczyny bardzo negatywnie oceniam chrześcijaństwo (nie z punktu widzenia jego prawdziwości bądź nie, lecz tego jak faktycznie zadziałało społecznie). Stanisław Obirek napisał, żę nie tyle irytowało go nauczanie Jana Pawła II, lecz wojtyliści, czyli wyznawcy Wojtyły. Pod tym kątem od jakiegoś czasu mam coraz większe zastrzeżenia do antyklerykalizmu oraz liberalizmu. Sam uważając się za antyklerykała i liberała spotkałem się z odrzucającą ilością jadu i nienawiści u ludzi, którzy też okreslają się mianem antyklerykała lub liberała. Zwróć uwagę wyznawco libeeralizmu jaką ilością nienawiści kipią twoje wypowiedzi. Obawiam się, że taki liberalizm może być szkodliwy dla zdrowia. Z kimś kto używa tak dużej liczby epitetów nie dziwne, że nikt nie chce argumentowac, bo bardzo trudno w takim klimacie rozmawia się na argumenty. Zaś co do porównywania wolności urządzania manifestacji homoseksualistów i antysemitów, to jest to przykład spaczonej wizji wolności. Jako wyznawca idei wolnościowych uważam, że wspólnota ludzka powinna tak układać zasady regulujące współżycie jej członków, aby przyznawać im maksimum swobody - do granic, których przekroczenie jest deptanie swobód, praw i godności innych jednostek lub grup. Homoseksualiści manifestują po to, aby pokazać, że są normalnymi ludźmi, normalnymi członkami wspólnoty społecznej i chcą od innych traktowania bez epitetów i wyzwisk, oraz równych praw. Marsz antysemitów nie oznaczałby nic innego, jak podsycanie nienawiści jednej grupy społecznej do drugiej. To jest klasyczny przykład, kiedy manifestacja mogłaby być zakazana ze względu na porządek społeczny. Nie jest oczywiste, że każdy marsz antysemitów mógłby spotkać się z zupełnie uzasadnionym zakazem, ale jest niemal pewne, że tak być powinno patrząc z punktu widzenia prawa konstytucyjnego. Jeśli ktoś uważa, że marsz nienawiści jest tak samo uzasadniony jak marsz tolerancji, to znaczy, że wyznawane przezeń ideologie mają tyle wspólnego z liberalizmem, co faszyzm z nietzscheanizmem. Rozumiem, że taka sytuacja powoduje dużą dawkę konsternacji i emocji, które z kolei mają naturalny pęd do tego, aby te nieprawidłowości przedstawić sobie w jakimś romantycznym świetle, np. jako martyrologię wolnościowca prześladowanego przez polityczną poprawność. Tyle że to droga do nikąd. O słuszności naszych idei świadczy to jakich robią z nas ludzi...
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 02-12-2005
Piotr Patucha - bla bla o dupie Marysi Nie zamierzam się spierać z Sonofsomething(I don't rememeber of what) na tematy banalne. Mam to w nosie. Wyjmuje z czapki jakieś zarzuty jakby go pióro swędziało. Jest nieszczery w swych wypowiedziach. On boi się dyktatury gejów. Ja chciałbym uniknąć każdej dyktatury, bo przecież dyktatura afroamerykanów, feministek, katolików i Arabów jest potencjalnym zagrożeniem. Ale w przypadku naszych parad nie chodzi o przejęcie władzy tylko o odzyskanie należnych praw i godności.
Autor: Piotr Patucha Dodano: 02-12-2005
SonOfKyuss >Biedni faszyści, fundamentaliści, rasiści i inne homofoby. Zła Unia Europejska uwzięła się na nich i nie pozwala im głosić swobodnie ich "zdrowych" poglądów. Lol, a kto ma niby decydować o tym, które poglądy są "zdrowe", a które nie? Wy, eurototaliści jakoś strasznie się oburzajacie na nazywanie pederastii "zboczeniem", a zachciewa wam się arbitralnie określać, jakie poglądy są "zdrowe". Czyżby się nam tu zalęgła hipokryzja? Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre równiejsze? W całej rozciągłości swoim kryptofaszyzmem potwierdasz to, co pisałem w pierwszym komentarzu. >Do tego jeszcze geje i lesbijki czają się, aby ukraść pieniądze z ich podatków i przeznaczyć zapewne na homopropagandę. Zgroza. Kradzieży (z prakseologicznego punktu widzenia) dopuszcza się Państwo. W sposób bezproduktywny gromadzi bogactwa, zabrane nam wszystkim pod przymusem. Pederaści chcą tylko - jako kolejna grupa roszczeniowa - partycypować w podziale tych łupów, domagając się skrawka przestrzeni publicznej dla siebie. Wbrew woli zdecydowanej większości. Ja nie neguję prawa homosiów do życia zgodnie ze swoimi preferencjami. Uważam jedynie, że nie powinno się to odbywać w przestrzeni publicznej, bo ta ostatnia w ogóle powinna przestać istnieć. A przynajmniej powinna zostać sprowadzona do niezbędnego minimum, obejmującego usługi z zakresu obronności, pilnowania porządku i egzekwowania umów. Resztę sprywatyzować i poddać mechanizmom wolnorynkowym. Wtedy homosie mogliby się obnosić ze swoją orientacją na swoich śmieciach (jeśli tak bardzo tego im trzeba do szczęścia), a z kolei homofobi sadzić na homosiów na swoich, bez wzajemnych konfliktów, jakie generuje własność publiczna (czytaj: niczyja). >PS. Szkoda, że głupota nie boli. Ciebie w szczególności, co dobitnie udowodniłeś swoim postem.
Autor: SonOfKyuss Dodano: 02-12-2005
SonOfKyuss - Do Agnosiewicza >Zwróć uwagę wyznawco libeeralizmu jaką ilością nienawiści kipią twoje wypowiedzi Z tym "wyznawcą liberalizmu" trafiłeś kulą w płot. Jestem LIBERTARIANINEM i to w wersji "hard" (anarchokapitalizm). Z klasycznym liberalizmem pokroju Smitha, de Saya czy Bastiata łączą mnie tylko pewne idee, aksjologia jest już "nieco" inna... To raz. Dwa - nie przepadam za pederastami, przyznaję. Możesz traktować mnie jak oszołoma, w gruncie rzeczy niewiele obchodzi mnie Twoja czy innych opinia w tej materii. Jest tylko drobna różnica między moją homofobią a homofilią zwolenników parad gejowskich. Ja z homofobią nie mam zamiaru przekraczać 4 ścian mojego mieszkania, tudzież grona najbliższych znajomych, bowiem jestem wierny wyznawanej doktrynie libertariańskiej zakładającej m.in. dobrowolność we wszelkich możliwych stosunkach interpersonalnych. Homofile już niekoniecznie... Co do całej reszty - ponownie kula w płot. Ja nikomu nie zabraniam manifestowania swoich poglądów. Jestem przeciwko istnieniu tzw własności publicznej, państwowej czy jak tam jeszcze zwał, w której poglądy miałyby być manifestowane. Własność publiczna moim zdaniem nieuchronnie prowadzi do konfliktów. Co innego w przypadku własności prywatnej, uzyskanej poprzez pierwotne zasiedlienie lub drogą kontraktową. O ile nie dochodzi do naruszenia fizycznej integralności własności innych, to każdy ma prawo na swoich włościach robić co mu się żywnie podoba. Sprawiedliwość takiego rozwiązania w kontekście widocznych dla każdego normalnie myślącego człowieka wad tzw własności publicznej powinna być oczywista. Jak już pisałem, zarówno geje mogliby żyć zgodnie ze swoimi preferencjami, jak i homofobi. Ale widzę że niektórym trudno się powstrzymać przed włażeniem z butami w życie innych i narzucania (czy nawet przekonywania, co próbują czynić pederaści) swojej wizji życia.
Autor: SonOfKyuss Dodano: 02-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. Nie chodzi mi o to, aby przyklejać łatki oszołomów. Wypowiedziałem się tylko dlatego, że w swojej wypowiedzi zrównałeś wolność manifestacji homoseksualistów oraz antysemitów. Mnie naprawę nie interesuje czy i z jakiej wynika to ideologii, chodzi mi tylko o to, że jest to przykład klasycznego pomieszania wolności z anarchią. Moja wizja świata zakłada konieczność walki z nienawiścią. Jeśli twoja ideologia dopuszcza na równi parady nienawiści i tolerancji, której domagają się ci, co do których nienawiść i uprzedzenie ledwie skrywasz, to jest to dobry powód, aby uznać, że ta ideologia jest wadliwa i szkodliwa. Można różnie oceniać marsze hooseksualistów, i wiadomo przecież, że niemała część homoseksualistów ich nie popiera, ale jeśli uważasz, żę te marsze to jest próba narzucenia innym "swojej wizji życia" - to znaczy, że kompletnie nie rozumiesz przesłania marszów, ale ja z drugiej strony nie czuję się zainteresowany, aby ci to tłumaczyć, bo jak na razie nie dałeś gwarancji, czy po prostu nie jesteś na tyle owładnięty swoja ideologią, że byłoby to zupełnie próżne (duża liczba epitetów ukrywających nienawiść jest tutaj przeciwdowodem)
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 02-12-2005
SonOfKyuss >Nie chodzi mi o to, aby przyklejać łatki oszołomów. Wypowiedziałem się tylko dlatego, że w swojej wypowiedzi zrównałeś wolność manifestacji homoseksualistów oraz antysemitów. Mnie naprawę nie interesuje czy i z jakiej wynika to ideologii, chodzi mi tylko o to, że jest to przykład klasycznego pomieszania wolności z anarchią. Moja wizja świata zakłada konieczność walki z nienawiścią. Ależ ja się Twoje walce nie przeciwstawiam. Pod jednym warunkiem - że swoją krucjatę prowadzisz drogą perswazji, dyskusji, wymiany poglądów. Wszelkiemu instytucjonalnemu tłumieniu wolności słowa mówię stanowcze NIE. >Jeśli twoja ideologia dopuszcza na równi parady nienawiści i tolerancji, której domagają się ci, co do których nienawiść i uprzedzenie ledwie skrywasz, to jest to dobry powód, aby uznać, że ta ideologia jest wadliwa i szkodliwa. Albo ja piszę w sposób mało przejrzysty, albo ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Moja ideologia dopuszcza WSZELKIE możliwe zachowania POD WARUNKIEM że mają miejsce w przestrzeni prywatnej i że nie naruszają intergralności własności prywatnej innych. Równocześnie postuluję ekspansję instytucji własności prywatnej kosztem tzw własności publicznej, aż do jej całkowitego zaniku (już spieszę z wyjaśnieniem: to się nazywa anarchizm, a konkretnie anarchokapitalizm). Nie zajmuję takiego stanowiska ze względu na sympatię czy popieranie wszelkich możliwych zachowań jakie mogą wystąpić, ale dlatego, bo jest to po prostu sprawiedliwe rozwiązanie. A na pewno sprawiedliwsze od rozwiązania w postaci tzw własności publicznej. >Można różnie oceniać marsze hooseksualistów, i wiadomo przecież, że niemała część homoseksualistów ich nie popiera, ale jeśli uważasz, żę te marsze to jest próba narzucenia innym "swojej wizji życia" - to znaczy, że kompletnie nie rozumiesz przesłania marszów Albo znaczy to, że ktoś tu nie potrafi się wznieść ponad swoje slogany i analizować argumentacji innych. Nigdzie nie pisałem, że pederaści dążą do narzucania homoseksualizmu innym. Przez "wizję życia" rozumiem świat sielski-anielski, w którym nikt by biednemu homosiowi złego słowa nie mógł rzec, a wszyscy by się kochali i w ogóle byłoby happy. To jest to domaganie się tolerancji oraz "należnych praw i godności". Niestety, wolność słowa oznacza tolerancję takich zachowań, które nas mogą do głębi obrazić czy oburzyć, tak jak homosiów obrażają wypowiedzi homofobów. Chyba nie muszę Ci przypominać, że podobną opinię wyraził między innymi patron tego serwisu, niejaki de Voltaire... Jeżeli akceptuje się prawo do wolności słowa, to należy szukać takich rozwiązań i norm prawnych, które skutecznie przeciwdziałałyby ewentualnym konfliktom jakie owe prawo może generować (i generuje). I tu dochodzimy do tego, o czym pisałem już kilkakrotnie. Uważam, że najlepiej sprawdza się w tej sytuacji (jak i w przypadku wszelkich innych konfliktów) tylko instytucja własności prywatnej, czyniąca z każdego posiadacza tytułu własności do jakichś dóbr ich absolutnego władcę (pod warunkiem nienaruszania integralności własności innych) >ale ja z drugiej strony nie czuję się zainteresowany, aby ci to tłumaczyć, bo jak na razie nie dałeś gwarancji, czy po prostu nie jesteś na tyle owładnięty swoja ideologią, że byłoby to zupełnie próżne (duża liczba epitetów ukrywających nienawiść jest tutaj przeciwdowodem) A ja zaczynam tracić zainteresowanie, aby tłumaczyć, że mój stosunek do homosiów jest marginalny dla meritum dyskusji - bo widzę, że tylko na tym się skupiasz kompletnie pomijając kwestie prawno-systemowe jakimi się zająłem.
Autor: SonOfKyuss Dodano: 02-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. Nie wiem po co motasz sprawę z kwestiami własności publicznej lub prywatnej. Mnie to w tym kontekście nie interesuje (choć zgadzam się na to, aby dyskutować o tym przy okazji, jeśli będzie mowa o rozciąganiu np. praw do wspólnego odliczania się związków partnerskich). Tutaj jednak nie interesuje mnie kwestia ewentualnego rozciągania tych uprawnień, które przysługują małżeństwom dla homoseksualistów, tutaj była mowa o wolności marszu równości. Jeśli uważasz, że akcja władz była nadużyciem to nie rozumiem po co tyle tego jadu pod adresem homoseksualistów. Nie chcę rozciągać moich kilku uwag na coś innego niż to o czym pisałem i o czym traktują teksty, które komentujesz, bo nie interesuje mnie rozmowa z kimś kto nie potrafi zachować minimum kultury i szacunku dla drugiego człowieka. Powtarzam: Jeśli przez gardło czy klawiaturę nie może ci przejść słowo "homoseksualista", czyli zwykłe ani nie polityczno poprawne (owo nieszczęsne "kochający inaczej") ani nie pogardliwe i lekceważące - to znaczy, żę wyznawane przez ciebie idee są szkodliwe dla zdrowia i otoczenia i w zasadzie nadają się tylko do ogródków wzajemnej adoracji gdzie skupiają się inni "prześladowani przez polityczną porpawność" :) Kiedy wyleczysz się z uprzedzeń, nienawiści i pogardy - możemy porozmawiać. Jeśli nie - bywaj zdrów.
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 02-12-2005
Piotr Patucha - O specyfice takich rozważań. To jest bardzo charakterystycze, w ciągu takich rozmów, kiedy ktoś twierdzi, że geje zmuszają go do przyjęcia ich oglądu świata. Na jakim poziomie rozgrywa się ta gra? Być może, a to jest delikatnie postawiona hipoteza, ludzie którzy czują się zagrożeni homo-ideologią, przedstawiajac swoje obawy, opowiadają po prostu o świecie swych wewnętrznych przeżyć. Rozgrywa się to w ich bujnej fantazji, na codzień, kiedy spotykają swoich przyjaciół w pubie, kolegów z pracy czy sklepikarza sprzedającego bagietki. Potem wypowiadając sie na temat homoseksualizmu realnego, grzmią, że paradujące homosie pragną dokonać gwałtu na ich cnotliwej świadomości. Druga obserwacja: Oburzenie charaktyrystyczne dla idealistów, kiedy przejrzą dosyć banalną grę polityków. Organonem polityka jest miodem i mlekiem płynąca retoryka. Zatem większość haseł i obietnic wyborczych, to zwykła blaga. Problem w tym, że idealiści znający lepiej świat duchowych przeżyć, obcujący z myślami, tekstami i fantazjami częściej niż relanymi ludźmi i ich ziemskimi potrzebami, traktują retorykę jako prawdziwą rzeczywistość. Kiedy w końcu przejrzą na oczy oburzają się. Inny rodzaj oburzenia, to wzburzenie udawane. Taki człowiek wypina się na obowiązujące normy i wprowadza do dyskursu cyniczną wyrachowaną retorykę. W ten sposób sam staje się politykiem, aktywym uczestnikiem dysputy stawiajac się w roli człowieka, który będzie czerpał zyski i satysfakcję z posiadanej władzy. Innymi słowy taki człowiek jest homo politicus, który udaje poprawą cnotkę(w przypadku kobiet, które polityką zajmują się z reguły rzadko, należałoby wymyślić jaką inną nazwę: Homo-less-politucus??? Zaproponuj coś). A teraz idę do baru. Będąc poprawnym biologicznie gadem, skosztuję tegorocznego beaujolais prowadząc ciekawe konwersacje z tutejszymi dziewczętami, które na szczęście unikają tematów politycznych, co wyjdzie im, a także mi na zdrowie. Bowiem dyskusje polityczne zwłaszcza wirtualne(!) podnoszą niezdrowo ciśnienie zatem kwalifikują się w przedziale oznaczonym łatką "cywilizacja śmierci". Ja tam wolę życie, prawdziwe, namacalne, zmysłowe.
Autor: Piotr Patucha Dodano: 02-12-2005
Metalking - hm Po pierwsze, to SonOfKyuss bardzo trafnie zobrazował problem - od strony kwestii własności, czyli do kogo winna należeć tzw. przestrzeń publiczna, skoro jest publiczna? Jeśli demokratycznie wybrane władze zakazują pewnej grupie zawłaszczenia na jakiś czas przestrzeni publicznej (bo tym jest parada czy manifestacja), to jest to sprawiedliwa (w środowisku demokratycznym) i niekwestionowalna decyzja. Zwłaszcza, że samo społeczeństwo w większości i tak opowiada się przeciwko takowym. Ot, cały urok demokracji. Dlatego, drodzy przeciwnicy prześladowań, albo przyjmujecie taki stan rzeczy, wynikający z implikacji demokracji, albo występujecie przeciwko demokracji. Dlatego najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem problemu jest likwidacja przyczyny konfliktu - spornej przestrzeni publicznej. Proste. Koniec dyskusji. Geje są dyskryminowani? Co to znaczy? Że prywatny przedsiębiorca nie ma ochoty zatrudniać homoseksualisty? JEGO ŚWIĘTE PRAWO! Po zniesieniu własności państwowej wówczas każdy właściciel by decydował, kogo zatrudniać/obsługiwać, i tutaj również zniknęłaby konfliktowa przestrzeń publiczna. Po zniesieniu przymusowych świadczeń fiskalnych na rzecz państwa, również tu "dyskryminacja" homoseksualnych partnerów zniknęłaby. I tyle. O to wszystko powinni walczyć aktywiści homoseksualni - o likwidację zamordystycznego państwa "opiekuńczego", okradającego obywateli by wykarmić swoje spasłe biurokratyczne cielsko. Jednak jako że to głównie lewackie oszołomy stoją po stronie och-tak-bardzo-prześladowanych-mniejszości, raczej się nie zanosi na to, by na 'paradach równości' (już sama nazwa cuchnie lewactwem na milę) głoszono prawdziwie wolnościowe, sprawiedliwe hasła PRO WOLNORYNKOWE i antyetatystyczne, zamiast tego po cichu przyzwalając na obecny, socjalistyczny status quo, w którym ludzie traktowani są jak bydło, którym trzeba wtłaczać tzw. tolerancję na siłę. EOT
Autor: Metalking Dodano: 02-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. >Jeśli demokratycznie wybrane władze zakazują pewnej grupie zawłaszczenia na jakiś czas przestrzeni publicznej (bo tym jest parada czy manifestacja), to jest to sprawiedliwa (w środowisku demokratycznym) i niekwestionowalna decyzja. Zwłaszcza, że samo społeczeństwo w większości i tak opowiada się przeciwko takowym. Ot, cały urok demokracji.
To nie wynika z założeń czy z "uroku" demokracji, lecz z waszej lichej wiedzy konstytucyjnoprawnej, względnie z wyobrażeń o demokracji z XIX wieku. W Polsce generalnie w zakresie sprawy obywatelskich i świadomości obywatelskiej ignorancja króluje, no a wy się po prostu idealnie w ten obraz wpisujecie. Jeśli jesteś zainteresowany edukacją obywatelską, na którą nigdy za późno polecam np. rozmowę z szefem Trybunału Konstytucyjnego, a ogólnie tak czy inaczej jednym z najwybitniejszych prawników polskich, Markiem Safjanem:
wiadomosci.onet.pl/1297478,2677,kioskart.html , zwłaszcza od fragmentu, który idzie tak:
"Można odnieść wrażenie, że w Polsce pojmowanie demokracji sprowadzane jest najczęściej wyłącznie do systemu opartego o formułę rządów większości. Po doświadczeniach XX wieku staje się to czystym anachronizmem. Współczesne pojmowanie demokracji jest daleko bardziej złożone, zakłada przede wszystkim respektowanie koniecznego quantum praw i wolności, tych, które nigdy, w odniesieniu do żadnej grupy i żadnej osoby nie mogą być przez większość zakwestionowane." itd...
>O to wszystko powinni walczyć aktywiści homoseksualni - o likwidację zamordystycznego państwa "opiekuńczego"
I ja nie wykluczam, że niejeden gej jest także zaangażowany w ruch wolnościowy czy wolnorynkowy, ale to zaangażowanie to jedno a marsz domagający się poszanowania własnych praw to drugie. Przede wszystkim chodzi o to, że marsze te protestują przeciwko pogardliwemu i złośliwemu trantowaniu homoseksualistów i jako takie kwestie publiczne/prywatne mają w nich marginalne znaczenie, czego zupełnie nie dostrzegają niektórzy paranoicy "wolnościowi".
Inną sprawą jest, że konieczne jest poszanowanie praw do różnych poglądów na politykę, dlatego nie można wymagać aby wszyscy homoseksualiści reprezentowali liberalny gospodarczo punkt widzenia. Na marszach równości idą obok siebie liberałowie, socjaliści, socjaldemokraci itd., których łączy po prostu to, że są homo i domagają się tego, aby społeczeństwo nie traktowało ich jako obywateli drugiej kategorii i aby tacy jak powyżej tutaj nie traktowali ich pogardliwe. Do tego mają "święte prawo" czego najwyrażniej nie rozumieją ci, którzy chcą to zupełnie bezzsensownie sprowadzić do kwestii przestrzeni publicznej/prywatnej co nie jest bynajmniej żadnym argumentem przeciwko marszom, lecz dowodem na to, że jesteście panowie "myślący inaczej". Ot co.
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 02-12-2005
jarcio - niespójność postulatów pro-homoseksualnych >I ja nie wykluczam, że niejeden gej jest także zaangażowany w ruch wolnościowy czy wolnorynkowy, ale to zaangażowanie to jedno a marsz domagający się poszanowania własnych praw to drugie. Jeśli homoseksualista domagający się praw do równości seksualnej twierdzi, że reprezentuje poglądy wolnorynkowe - które z natury opierają się na zniesieniu lub ograniczeniu instytucji państwa - to w tym momencie niejako staje w sprzeczności ze samym sobą. Dlaczego ? Ano dlatego, że fundamentem dla walczącego homoseksualisty o równie praw, jest właśnie państwo. Nie domaga się on zniesienia państwa. Wręcz przeciwnie, obdarowuje go mocą sprawczą i gwarantem swoich postulatów. Mniejszościom homoseksualnym nie chodzi o swobode seksualną - która wszakże może powstać tylko i wyłącznie na gruncie czysto społecznym; swoistej nadbudowy - a seksualność odgórnie kontrolowaną. Tę kontrolę zapewnić może im jedynie państwo określonymi ustawami. Gwarantem postulatów homoseksualisty staje się zatem wspieranie instytucji państwa, gdyż na niej to spoczywa cały rzeczony interes homoseksualisty. >Przede wszystkim chodzi o to, że marsze te protestują przeciwko pogardliwemu i złośliwemu trantowaniu homoseksualistów i jako takie kwestie publiczne/prywatne mają w nich marginalne znaczenie, czego zupełnie nie dostrzegają niektórzy paranoicy "wolnościowi". Mają fundamentalne znaczenie jak już to wykazałem powyżej. Tylko i wyłącznie instytucja od społęczeństwa wyobcowana, zdolna te społeczeństwa kontrolować, może stać się gwarantem postulatów głoszonych przez aktywistów na rzecz "równouprawnienia" mniejszości seksualnych. Zaznaczam, że homoseksualistom nie chodzi jedynie o wyrażenie krytyki odnośnie nastawienia społecznego w kwestii mniejszości seksualnych, ale również, a może przede wszystkim, chodzi o głoszenie postulatów propagujących utrzymywanie obecnych prerogatyw państwa - w tym konkretnym przypadku - w sferze seksualnej społeczeństwa. Czyli wbrew temu co mylnie mogą sugerować ich gromkie nawoływania, czy też transparenty; nie o swobodę seksualną się tu rozchodzi a konkretną ustawową afirmację mniejszości seksualnych przez wyobcowane struktury władzy. Trudno doszukiwać się swobody tam, gdzie mamy do czynienia z kontrolą. Jeśli chcą swobody rzeczywiście to muszą uderzyć w państwo domagając się jego zniesienia z tej sfery lub też podporządkowania instytucji państwowych społeczeństwu. Czyż nie tak powinno być ? W ogóle w przypadku zniesienia tutaj państwa prawo odgórne względem człowieka, a nie od człowieka wychodzące (w sferze seksualności) by znikło. Natomiast środki produkcji, które posiada homoseksualista mógłby swobodnie przekazać w spadku swojemu partnerowi, gdyż byłyby one w całości tylko jego i państwo nie mogłoby na tym położyć swojej łapy, gdyż państwa w tej sferze by po prostu nie było - chyba że miałoby służyć człowiekowi. I w ogóle z państwem już nigdy więcej tutaj nie musiałby się użerać. Zatem postulaty homoseksualistów powinny nawoływać do zniesienia z tej sfery instytucji państwa lub też podporządkowanie jej społeczeństwu. W przeciwnym razie walczą jedynie o swój interes lecz nie społeczeństwa. Dlaczegóż więc społeczeństwo miałoby taki postulat poprzeć ? Jednakże kwestia jest taka oto; chcemy tej swobody seksualnej rzeczywiście czy jednak się jej boimy i uciekamy w "zbawienne" ręce państwa ? Trzeba jasno to określić.
Autor: jarcio Dodano: 03-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. Nie interesuje mnie dyskusja nad oceną argumentów postulatów jakie homoseksualiści wysuwają podczas marszów, nie dlatego że się z nimi nie zgadzam, bo w ogromnej większości się zgadzam, lecz tylko dlatego, że to jest tekst zupełnie o czymś innym i rozmowa powinna być o czymś innym - wolność zgromadzeń. Wyraźnie się przy tym podkreśla na ogół, że względem tego problemu ocena dorzeczności i sensowności samych zgromadzeń jest wtórna. Poza tym już o tym wielokrotnie dyskutowałem i nie będę powtarzał tych samych argumentów, które i tak jak się przekonałem nie trafiają niemal zupełnie do strony przeciwnej, bo ujadający przeciwko marszom w 99% proc. To czysta homofobia z którą się nie nadaje się do dyskusji, lecz terapii. Proszę zwrócić uwagę na powyższe wypowiedzi: jakiś człowiek powyżej przedstawia się niby jako wyznawca "wolnościowych" idei, ale jednocześnie mówi, że urokiem demokracji jest to, że może ona zabronić manifestacji, jeśli tak chce większość. To jest przykład nie tylko kompletnego niezrozumienia demokracji, ale i owych wolnościowych idei jakimi szermują powyżsi "wolnościowcy". W naszych ostatnich tekstach chodzi o to, czy można manifestować (akurat tutaj homoseksualistom). Jeśli nie to na jakiej podstawie, jeśli tak to dlaczego pojawiają się zakazy. To wszystko. Ocena postulatów tych manifestacji jest tutaj zasadniczo nieistotna (choć niewątpliwie kiedyś jeszcze podyskutujemy czy postulaty te są zasadne). Na razie homoseksualiści nie łudzą się w większości, że pod rządami fundamentalistów i radiomaryjnych otrzymają cokolwiek w zakresie swych postulatów i praw. Więc siłą rzeczy te marsze i manifestacje są domaganiem się ludzkiego traktowania. Po prostu. I dopóki będę widział tę zoologiczną lub skrywaną pogardę i nienawiść, póki ludzie, którzy nie potrafią odnieść się do homoseksualistów inaczej jak z pogardą (owe homosie) nie będą traktowani w towarzystwie np. jak ktoś pozbawiony minimum kultury, jak ktoś smarkający i bekający w towarzystwie - póty będę wierzył głęboko w to, że marsze ich są jak najbardziej zasadne i zawsze jeśli będę mógł będę je wspierał i w nich uczestniczył. Sami "wolnościowcy" tworzycie i prezentujecie kulturę pogardy i uzasadniacie racjonalność i słuszność każdego marszu równości czy jak go tam sobie nazwą.
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 03-12-2005
jąbót - 43 Czystym faszyzmem jest 'postępowość' rozumiana przez niektórych tutaj - to, że zwracam się inaczej do 'gayów' sprawia, że jestem tym, co 'beka w towarzystwie'? Człowieku, autorze tegoż tekstu - pomyśl - w ten sposób udowadniasz, że jesteś ignorantem w przestrzeni nauk przyrodniczych, ale to wybaczam, bo nie można się interesować wszystkim. Sam mam szacunek do takich ludzi - bo są chorzy. Nie można mi też zarzucić braku znajomości z homoseksualistami, bowiem mój nauczyciel j. angielskiego był homoseksualistą. Ale przejdźmy do sedna. Homoseksualizm jest chorobą psychiczną, ale 'postępowi' ignoranci z jakimi dość często mam kontakt idą w zaparte, powołując się na postanowienia WHO. Mało kto jednak wie, że ta ponadnarodowa organizacja jest finansowana z przeróżnych źródeł, a ci, którym zapewne było dogodne wykreślenie homoseksualizmu z listy chorób sami przyznali, że naciskali who, by w tej materii byli przychylni ich poglądowi (ich - m.in. koncern Dolce & Gabbana - nie wiem czy dobrze napisałem). Dowody na 'fundowanie' who przez 'lobby gay'owskie' są ewidentne, wystarczy sprawdzić listę oficjalnych "fundatorów". Dlaczego geje powołują się tylko na ponadnarodowe, przekupne organizacja zdrowie i ich półprofesjonalne raporty, gdy jedne z wybitniejszych instytutów i organizacji zdrowia za każdy raport na temat homoseksualizmu zostają ukarane - finansowo czy karnie? Dlaczego who sądzi, że ma wyłączność na prawdę (gdy inne jednostki badawcze dokładnie argumentują dlaczego homoseksualizm to choroba, a nie jak who - skresla z listy chorób "bo tak")? Sonofkyuss trafnie to nazwał - to jest droga do zamordyzmu.
Autor: jąbót Dodano: 03-12-2005
SonOfKyuss >>O to wszystko powinni walczyć aktywiści homoseksualni - o likwidację zamordystycznego państwa "opiekuńczego" >I ja nie wykluczam, że niejeden gej jest także zaangażowany w ruch wolnościowy czy wolnorynkowy, ale to zaangażowanie to jedno a marsz domagający się poszanowania własnych praw to drugie. Przede wszystkim chodzi o to, że marsze te protestują przeciwko pogardliwemu i złośliwemu trantowaniu homoseksualistów i jako takie kwestie publiczne/prywatne mają w nich marginalne znaczenie, czego zupełnie nie dostrzegają niektórzy paranoicy "wolnościowi". Widzę, że kompletnie nie rozumiesz argumentacji wolnościowej. Nie można ludzi przymuszać do tolerancji czy miłości bliźniego! Tak już wygląda ten świat, że ludzie są różni, mają różne preferencje co do określonych sfer życia i nierzadko są one radykalnie różne, przez co często konflikty są nieuniknione. Piszesz, że "marsze te protestują przeciwko pogardliwemu i złośliwemu trantowaniu homoseksualistów". Więc pozwolę sobie zacytować wypowiedź jednego z przeciwników marszów z innego forum: "Pffff...... Tolerancja jest w tej chwili zaprzeczeniem swego pierwotnego sensu. JA jestem tolerancyjny, ponieważ uprzejmie nie nawołuję do holocaustu. I to tolerancji wystarczy. Wy natomiast nie jesteście tolerancyjni - jesteście gloryfikatorami. A mnie to OBRAŻA, jeżeli słyszę, że stosunek między kobietą a mężczyzną, najpiękniejsza i zarazem naipotrzebniejsza gatunkowi ludzkiemu rzecz jest zrównywana z pedaleniem się. Kto się upomni o MOJE PRAWA?" Takich ludzi nie brakuje. Co więcej - o czym pisałem WIELOKROTNIE - "wspaniałe" Państwo d***kratyczne pod przymusem uszczupla ich dochody, finansując z nich swoje instytucje i usługi, składające się m.in. na tzw przestrzeń publiczną. Drogi, place etc (usługi z zakresu komunikacji) również się do nich zaliczają i są użytkowane także przez homofobów, czy Ci się to podoba czy nie. Czy oni nie mają prawa czuć się obrażeni głośnym manifestowaniem przekonań o równości związków homo z normalnymi związkami damsko-męskimi? Pomijam już zachodnie normy kulturowe, w których sfera intymna należy do sfery prywatnej i w wyjątkowo złym guście jest obnoszenie się z nią na oczach innych. Poparłbyś manifestację osób, które pragną swobodnie, publicznie defekować, ale niestety są "dyskryminowani" przez większość? >Inną sprawą jest, że konieczne jest poszanowanie praw do różnych poglądów na politykę, dlatego nie można wymagać aby wszyscy homoseksualiści reprezentowali liberalny gospodarczo punkt widzenia. Na marszach równości idą obok siebie liberałowie, socjaliści, socjaldemokraci itd., których łączy po prostu to, że są homo i domagają się tego, aby społeczeństwo nie traktowało ich jako obywateli drugiej kategorii i aby tacy jak powyżej tutaj nie traktowali ich pogardliwe. Do tego mają "święte prawo" czego najwyrażniej nie rozumieją ci, którzy chcą to zupełnie bezzsensownie sprowadzić do kwestii przestrzeni publicznej/prywatnej co nie jest bynajmniej żadnym argumentem przeciwko marszom, lecz dowodem na to, że jesteście panowie "myślący inaczej". Ot co. No no, jak brakuje argumentów to uciekamy się do ataków ad personam? NIKT, powtarzam NIKT nie ma - z wolnościowego punktu widzenia - żadnego "świętego prawa" do domagania się ode mnie, żebym szanował gejow i nie odnosił się do nich pogardliwie. Mogę np jako pracodawca nie zatrudniać żydów, murzynów (ops, przepraszam Panie poprawny-politycznie, afroamerykanów) czy gejów, bo jestem NA SWOIM. Analogicznie pracodawca-gej może nie zatrudniać homofobów. Taka wspaniała cecha własności prywatnej, że konflikty co do preferencji w sprawie "rzadkich dóbr" (używając terminologii ekonomicznej) sprowadza do minimum. Jeżeli tego nie akceptujesz, to znaczy że nie akceptujesz instytucji własności prywatnej i jesteś dla mnie skończonym zamordystą, tudzież liberałem "myślącym inaczej". Ot co.
Autor: SonOfKyuss Dodano: 03-12-2005
Reszka - co jutro? Dziś homoseksualiści, jutro nekrofile, zoofile i inni zboczeńcy będą chcieli publicznie manifestować swoją chorobę.
Autor: Reszka Dodano: 03-12-2005
SonOfKyuss >Proszę zwrócić uwagę na powyższe wypowiedzi: jakiś człowiek powyżej przedstawia się niby jako wyznawca "wolnościowych" idei, ale jednocześnie mówi, że urokiem demokracji jest to, że może ona zabronić manifestacji, jeśli tak chce większość. To jest przykład nie tylko kompletnego niezrozumienia demokracji, ale i owych wolnościowych idei jakimi szermują powyżsi "wolnościowcy". To Ty kompletnie nie łapiesz idei wolnościowych. Czytałeś chociaż kiedykolwiek coś z prac Ludwika von Misesa, Murraya Newtona Rothbarda, Lew Rockwella jr, Hansa-Hermanna Hoppe, Karla Hessa czy Davida Friedmana? Zapewne nie, bo i po co. Metalking bynajmniej jest ostatnią osobą, jaką posądzałbym o apolgetyzowanie "rządów motłochu". Po prostu wskazał na konieczną implikację demokracji. Demokracji nie w sensie jakiegoś idealnego modelu, ale rzeczywiście funkcjonującej formy ustrojowej. >W naszych ostatnich tekstach chodzi o to, czy można manifestować (akurat tutaj homoseksualistom). Jeśli nie to na jakiej podstawie, jeśli tak to dlaczego pojawiają się zakazy. To wszystko. Ocena postulatów tych manifestacji jest tutaj zasadniczo nieistotna (choć niewątpliwie kiedyś jeszcze podyskutujemy czy postulaty te są zasadne). Na razie homoseksualiści nie łudzą się w większości, że pod rządami fundamentalistów i radiomaryjnych otrzymają cokolwiek w zakresie swych postulatów i praw. Więc siłą rzeczy te marsze i manifestacje są domaganiem się ludzkiego traktowania. Po prostu. Po prostu są niczym innym, jak chęcią partycypowania w tym, co już Państwo złupiło i obwołało "własnością publiczną". Wbrew woli ZDECYDOWANEJ większości. Sam wszak napisałeś: "Na razie homoseksualiści nie łudzą się w większości, że pod rządami fundamentalistów i radiomaryjnych otrzymają cokolwiek w zakresie swych postulatów i praw". Ja nie jestem zwolennikiem tępienia homoseksualizmu, ja się nim po prostu brzydzę, jak brzydzę się np muzyką hip hopową. Ale dopóki jakiś hip hopowiec nie zechce zorganizować marszu równości, w którym domagałby się prawa do publicznego puszczania hip hopu (jak homoseksualiści domagają się, żeby publicznie szanować ich preferencje), to nie czuję potrzeby protestu. Powtarzam raz jeszcze i będę powtarzał do znudzenia - tylko własność prywatna i wolny rynek może rozwiązać ten konflikt, bo po prostu nie byłoby - obiektywnie patrząc - możliwości publicznego manifestowania. Ale za to byłaby "wolność Tomku w swoim domku" i to o wiele większa niż dopuszczalna w d***kracji. Jako że panowałaby pełna wolność zrzeszania się (dobrowolnego of course), geje i ich miłośnicy mogliby tworzyć mikrospołeczności, funkcjonujące na zasadach, jakie postulują (istnienie "małżeństw" homoseksualnych, możliwość dziedziczenia, adopcji dzieci - oczywiście za ich zgodą, tudzież zgodą ich opiekunów, jeśli dzieci są zbyt małe by móc wyrazić zdanie na ten temat - etc). Czy nie lepiej walczyć o taki świat, a nie o kolejne cegiełki do budowy muru etatyzmu?
Autor: SonOfKyuss Dodano: 03-12-2005
SonOfKyuss Znakomity artykuł-wykładnię wolnościowego stanowiska co do idei gay marriage można przeczytać tutaj:
sierp.tc.pl/sluby.htm Na początku Autor przedstawia poglądy niektórych amerykańskich konserwatywnych liberałów, potem przechodzi do argumentacji stricte libertariańskiej.
Autor: SonOfKyuss Dodano: 03-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. >Nie można ludzi przymuszać do tolerancji czy miłości bliźniego! Jeśli dla ciebie wyrażanie głośno swojego stanowiska - tak aby wszyscy usłyszeli także ci, którzy dotąd nie mieli okazji - jest przymuszaniem, to znaczy, że wpadasz w jakąś obsesję. Ale to jest wyłącznie twój problem. Jeśli uważasz, że poprzez mnożenie inwektyw i epitetów dosadnie wyrazisz swoje stanowisko, to nie dziw się, że nikt nie będzie chciał z tobą rozmawiać, lecz obawiam się, czy "wolnościowcowi" o rozmowę chodzi czy też o tupanie nogami. >No no, jak brakuje argumentów to uciekamy się do ataków ad personam? NIKT, powtarzam NIKT nie ma - z wolnościowego punktu widzenia - żadnego "świętego prawa" do domagania się ode mnie, żebym szanował gejow i nie odnosił się do nich pogardliwie. Naturalnie, tak jak nikt nie może przekonać świnię, aby była osłem. Jeśli jesteś niezdolny do człowieczeństwa to przecież nikt cię kojami lub prośbami nie przekona do tego. Ale na tobie się świat nie kończy i są ludzie, którzy poprzez zetknięcie się z takim protestem zastanowią się nad pewnymi sprawami, może zmienią swoje myślenia. I do takich ludzi geje wychodzą. I mają do tego prawo. Mają prawo, aby protestować, to jest ich uprawnienie demokratyczne. Mówię to zarówno jako ktoś, kto podziela optykę wolnościową, jak i zna się na prawie konstytucyjnym. - w jego świetle ten marsz był jak najbardziej dopuszczalny. Można go podważać albo łamiąc prawo konstytucyjne, jak zrobiły władze Poznania, albo tupiąc, nogami, jak robią to tutejsi "wolnościowcy" a faktycznie - zwykli konserwatyści. Biorąc pod uwagę to co dalej napisałeś - nie widzę sensu dalszej rozmowy z tobą. Jesteś tak okuty dogmatami i uprzedzeniami, że traci to jakikolwiek sens. Skoro ty nie rozumiesz podstaw demokracji, to gdzie jest miejsce na dyskusję o prawach obywatelskich? Generalnie: jeśli uważasz, że zakaz marszu był zgodny z prawem, to jesteś pseudowolnościowym konserwatystą, jeśli uważasz, że był z nim sprzeczny - nie ma o czym rozmawiać, bo i ja tak sądzę. Chwilowo twoje problemy z "własnością prywatną" mnie nie interesują tak jak nie interesuje mnie rozważanie o pożytkach własności wspólnej i innych radykalizmów i anachronizmów polityczno-ideologicznych. Jestem dośc umiarkowanym człowiekiem i raczej żadne radykalizmy się mnie nie czepiają. Może to przez to, że na codzień stykam się z ludźmi bardzo różnego sortu. A fanatycy wszelkich odmian mają duży wpływ na miarkowanie poglądów i mniejszą pewność we własne prawdy.
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 03-12-2005
SonOfKyuss >>Nie można ludzi przymuszać do tolerancji czy miłości bliźniego!
>Jeśli dla ciebie wyrażanie głośno swojego stanowiska - tak aby wszyscy usłyszeli także ci, którzy dotąd nie mieli okazji - jest przymuszaniem, to znaczy, że wpadasz w jakąś obsesję. Ale to jest wyłącznie twój problem.
Uzasadniłem na czym w tym przypadku polegał przymus. Jak masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem, to Twój problem.
>Jeśli uważasz, że poprzez mnożenie inwektyw i epitetów dosadnie wyrazisz swoje stanowisko, to nie dziw się, że nikt nie będzie chciał z tobą rozmawiać, lecz obawiam się, czy "wolnościowcowi" o rozmowę chodzi czy też o tupanie nogami.
No cóż, jak ktoś "olewa" po całości argumenty przeciwnika i skupia się na wyliczaniu rzekomych inwektyw, to faktycznie nie mamy o czym rozmawiać. Swoją drogą, jeśli uważasz słowo "homoś" (pieszczotliwe, choć ciut złośliwe zdrobnienie - ale kto powiedział, że żywa dyskusja ma polegać, mówiąc brzydko na smyraniu się po ch....) za pejoratywne, to chyba nie rozumiesz znaczenia słowa "inwektywa" lub faktycznie jesteś politpoprawny do kwadratu.
>Naturalnie, tak jak nikt nie może przekonać świnię, aby była osłem. Jeśli jesteś niezdolny do człowieczeństwa to przecież nikt cię kojami lub prośbami nie przekona do tego.
O, widzę że stosunek do pederastii staje się w demoliberalnych środowiskach już na stałe papierkiem lakmusowym "człowieczeństwa". Takie "człowieczeństwo wybiórcze", bo wobec osób o odmiennych zapatrywaniach na homoseksualizm już tej tolerancji jakby ubywa...
>Ale na tobie się świat nie kończy i są ludzie, którzy poprzez zetknięcie się z takim protestem zastanowią się nad pewnymi sprawami, może zmienią swoje myślenia. I do takich ludzi geje wychodzą. I mają do tego prawo. Mają prawo, aby protestować, to jest ich uprawnienie demokratyczne.
I wychodzą przy okazji do tych, którzy nie mają najmniejszej ochoty słuchać gloryfikowania homoseksualizmu. Cóż, taka specyfika przestrzeni publicznej. Ale Ciebie oczywiście nie obchodzą uczucia tych ludzi, wszak "nie są zdolni" do człowieczeństwa, ergo nie są ludźmi. Można więc mieć w nosie ich prawa.
>Mówię to zarówno jako ktoś, kto podziela optykę wolnościową, jak i zna się na prawie konstytucyjnym. - w jego świetle ten marsz był jak najbardziej dopuszczalny. Można go podważać albo łamiąc prawo konstytucyjne, jak zrobiły władze Poznania, albo tupiąc, nogami, jak robią to tutejsi "wolnościowcy" a faktycznie - zwykli konserwatyści.
Nie podzielasz optyki wolnościowej, misiu, popierasz w całej rozciągłości coś, co zwie się demoliberalizmem. Nie potrafisz widać załapać, że ideologia wolnościowa absolutnie nie równa się liberalizmowi w sferze obyczajowej (chociaż prawdą jest, że wielu libertarian ma takie poglądy).
Współczesna myśl wolnościowa to przede wszystkim filozofia społeczno-polityczna (libertarianizm) oraz radykalne, wolnorynkowe i kapitalistyczne poglądy na ekonomię (Austriacka Szkoła Ekonomii).
Libertarianizm - w dużym skrócie - postuluje dobrowolność we wszystkich sferach życia, co siłą rzeczy pociąga za sobą krytykę i odrzucenie wszelkich niedobrowolnych relacji, których największym obecnie źródłem jest Rząd. To "odrzucenie" obejmuje zarówno poglądy minarchistyczne, jak i anarchistyczne (ja opowiadam się za ostatnią opcją). Co do Austriackiej Szkoły Ekonomii polecam świetny artykuł Mateusza Machaja (publikuje m.in. w Opcji na Prawo):
www.mises.pl/si(*)id=40&content_id=103&view=full Współczesnych tzw liberałów za wolnościowców raczej uznać nie można, już dawno skręcili mocno w stronę etatyzmu z ich pochwałą demokracji i częściowego interwencjonizmu w gospodarkę.
Konserwatyzm absolutnie się z myślą libertariańską nie wyklucza. To, co różni konserwatywnych libertarian od konserwatywnych etatystów sprowadza się do poglądów na temat "wdrażania" konserwatywnych idei. Libertarianie stawiają tu na agitację oraz na wolnorynkowe mechanizmy, które zdaniem takich libertarian jak H.H. Hoppe niejako naturalnie wyłonią i będą sprzyjały postawom konserwatywnym. Odwrotnie konserwatywni etatyści (typu PiS), którzy siłą i przymusem chcą wtłaczać społeczeństwu konserwatyzm do głów.
Dopiero przy takim ujęciu staje się jasne, co tak naprawdę reprezentują demoliberałowie. Jest to swoista mieszanka apologii etatyzmu (kurczowe trzymanie się idei d***kracji), libertynizmu (pochwała wszelkich możliwych zboczeń) i umiarkowanie wolnorynkowych poglądów.
>Generalnie: jeśli uważasz, że zakaz marszu był zgodny z prawem, to jesteś pseudowolnościowym konserwatystą, jeśli uważasz, że był z nim sprzeczny - nie ma o czym rozmawiać, bo i ja tak sądzę.
I wychodzi cały Twój dogmatyzm, który usiłujesz mi imputować - zgodnie z nim szufladkujesz wszelkich przeciwników marszów jako "pseudowolnościowych konserwatystów". Nie przyszło Ci do głowy, że ja mogę sprawę stawiać zupełnie inaczej, w oderwaniu od dylematu "zgodny z prawem czy niezgodny"?
Spróbuję wyłożyć moje stanowisko w sposób możliwie najbardziej łopatologiczny, jeżeli tego nie załapiesz, to faktycznie dalszą dyskusję możemy zakończyć.
Pojawiła się kwestia tzw marszów równości, która podzieliła społeczeństwo. Jedni powoływali się na "swobody obywatelskie" i optowali za zezwoleniem na odbycie marszów, inni opowiadali się przeciwko marszom, powołując się na "obrazę moralności publicznej" i inne argumenty. Ja jestem przeciwko z zupełnie innego powodu. Zamiast deliberować nad tym, czy jest to zgodne z prawem czy niezgodne, postawiłem pytania o:
a) zasadność istnienia prawa, na podstawie którego urzędnicy administracji decydowaliby o wykorzystaniu tzw przestrzeni publicznej (zezwalać czy nie zezwalać na marsze).
b) zasadność istnienia samej tzw przestrzeni publicznej, jako ŹRÓDŁA NIEUSTAJĄCYCH KONFLIKTÓW między różnymi grupami roszczeniowymi.
Jako alternatywę wobec nieuchronnie konfliktogennej tzw przestrzeni publicznej zaoferowałem rozwiązanie wolnościowe, które uregulowanie tak palących dla homoseksualistów spraw jak: dziedziczenie, możliwość zawierania ślubów, możliwość adopcji dzieci pozostawia w gestii samych zaintersowanych poprzez dobrowolne umowy. To jest możliwe tylko w sytuacji wycofania się Państwa, Rządu z życia społecznego, a więc prywatyzacji wszystkich lub większości jego usług i poddaniu ich grze wolnorynkowej.
Oczywiście zyskałaby na tym również ta część społeczeństwa, która homoseksualistom i ich postulatom jest przeciwna, bowiem instytucja własności prywatnej implikuje prawo do ostracyzmu wobec osób przez nas niepożądanych na naszym terytorium.
To samo postuluje Jacek Sierpiński, persona dość znana w polskim środowisku libertariańskim, którego o homofobię bynajmniej nie sposób posądzić. Dawałem link do jego artykułu, którego zapewne nie raczyłeś przeczytać, bo i po co...
Autor: SonOfKyuss Dodano: 04-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. Rozumiem twoją argumentację, ale się do nie nie odnoszą dlatego, że uważam ją za pomysł oderwany od współczesnego kontekstu. Można sobie na wysokim poziomie abstrakcji byłoby pogdybać, czy jest to dobre czy złe, ale to nie ma realnych szans na wprowadzenie i obecnie wspiera tylko niechec do marszow rownosci. Zdaje sobie sprawe gdzie zyje jakie sa warunki i perspektywy i interesuje mnie rozwazanie problemow w tym kontekscie, po to, aby szukac odpowiedzi realnych a nie w optyce political fiction.
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 04-12-2005
SonOfKyuss >Rozumiem twoją argumentację ale się do nie nie odnoszą dlatego, że uważam ją za pomysł oderwany od współczesnego kontekstu. Można sobie na wysokim poziomie abstrakcji byłoby pogdybać, czy jest to dobre czy złe, ale to nie ma realnych szans na wprowadzenie i obecnie wspiera tylko niechec do marszow rownosci. Zdaje sobie sprawe gdzie zyje jakie sa warunki i perspektywy i interesuje mnie rozwazanie problemow w tym kontekscie, po to, aby szukac odpowiedzi realnych a nie w optyce political fiction. Te "problemy" stwarza właśnie obecny kontekst - demokracja, otwierająca szeroki kanał dla realizacji celów różnych grup roszczeniowych (i nieważne, czy mówimy o gejach czy konserwatywnych etatystach). Uprzywilejowanie jednej, rzekomo pokrzywdzonej grupy, która ma na tyle dużą siłę przebicia, by te przywileje wywalczyć stwarza - i stwarzać będzie - niebezpieczny precedens, umożliwiający kolejnym grupom, dotąd funkcjonującym w ukryciu, realizację ich celów. A jak uzasadnić odmowę nadania "praw" jednej grupie, skoro już się uprzywilejowało inną? Rzecz jasna będzie się to odbywało brew większości społeczeństwa. I ponownie będzie to rodzić konflikty. Dopóki ludzie będą myśleć w kategorii doraźnych korzyści - żeby "naszym" się wiodło, a reszta niech się wali i sypie - a nie długodystansowych i - najważniejsze - obejmujących całość społeczeństwa (no może za wyjątkiem ludzi Władzy, którym uniemożliwione zostanie bezproduktywne bogacenie się kosztem społeczeństwa), to konflikty zawsze będą. Mógłbym poprzeć marsz, w którym uczestniczyliby geje i lesbijki, ale tylko taki, który zorientowany byłby na walkę z obecnym status quo, na postulowanie wycofywania się Władzy ze sfery społecznej DLA KORZYŚCI WSZYSTKICH. Póki co woli takich zmian wśród aktywistów gejowskich nie widzę, widzę za to wszystkie objawy solidarności grupowej, wręcz sekciarstwa, które wszędzie widzi swoją krzywdę. Ale przede wszystkim, co już podkreślałem nieraz, zwykłą roszczeniowość, której każdy konsekwentny wolnościowiec z prawdziwego zdarzenia (niezależnie od sympatii, bądź antypatii żywionej do gejów) musi się przeciwstawiać z jednego prostego powodu - zasadza się ona na wykorzystywaniu siły Państwa, wroga wolności.
Autor: SonOfKyuss Dodano: 04-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. Nie ma większego znaczenia czy popiera się te pomysły i idee czy nie, kiedy dojdziemy do przekonania, że są one pobożnymi życzeniami, klasycznym political fiction z bliską zeru szansą wprowadzenia w dającej się przewidzieć przyszłości, a zatem w ogóle to nie jest sensowną odpowiedzią na aktualne problemy, lecz zwykłym gdybaniem z kategorii politycznej fikcji. Jest to nieracjonalne przynajmniej w tym sensie, że jest właśnie nierealne, a racjonalna opcja skupia się na realizmie. Można sobie to co prezentujesz wyobrazić tak: powstaje jakaś grupa która skupia się wokół projektu pewnej projekcji politycznej - freelandii, która w istocie jest utopią, lecz frilandyści wierzą, że jest realna i wszystko oceniają przez jej pryzmat. Np. kiedy pojawia się problem jak ocenić czyn Kowalskiego, który potajemnie zarówno przed państwem jak i pierwszą żoną zawarł drugie małzeństwo, frilandyści nie skupiają się na tym, jak ocenić go w obecnym kontekście, lecz mówią, że postąpił ok., bo wg założeń Freelandii nie ma ograniczeń liczby żon ani nawet konieczności informowania pierwszej żony o drugim małzeństwie. No i ok., ale co to wnosi do dyskusji nad aktualnymi problemami? Nic, zero. Po prostu frilandyści rozważają sobie różne czyny z perspektywy ich utopii i mieszają te uwagi ze zwykłymi komentarzami, co więcej są gotowi się kłócić i potępiać tych, którzy nie są zaangażowani w projekt przybliżania Freelandii i śmią oceniać życie wg realnego kontekstu. Stąd twoje rozważania i zżymanie się nad marszami równości nie tylko nie umożliwia realnej oceny zdarzeń, ale i utrudnia udzielenie realnej odpowiedzi na te zdarzenia i problemy. A brak tej realnej odpowiedzi jest korzystny dla zwolenników zakazów. A poza tym powtarzam: ja nie oceniam marszów przez pryzmat ewentualnych roszczeń, lecz aktualnie co do ich dopuszczalności bądź nie z punktu obecnego prawa. (te roszczenia też nie są tam takie oczywiste, a co najmniej nie wydaje się to być głównym celem marszów, którym jest pokazanie się - manifestacyjny sposób walki o tolerancję). Inne problemy są tutaj tylko tematami zastępczymi utrudniającymi realną odpowiedź na bieżące tematy.
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 04-12-2005
SonOfKyuss Problem polega na tym, że na gruncie demokracji z nieodłączną dla niej instytucją tzw własności publicznej konsensus w sprawie dopuszczalności czy niedopuszczalności tzw marszów równości jest niemożliwy. Zawsze będzie jakaś strona poszkodowana, uważająca iż naruszono jej prawa. I właśnie z racjonalnego punktu widzenia, przy zachowaniu priorytetu jakim jest zminimalizowanie konfliktów różnych grup społecznych wolnościowa propozycja jest najlepsza. Czy jest nierealna? Jako kompleksowe, całościowe rozwiązanie na dzień dzisiejszy z pewnością i libertarianie doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Natomiast jej "części składowe" nie są żadnym novum, były one "testowane" z powodzeniem na przestrzeni wieków w różnych częściach globu. I warto o tym pamiętać zanim się zacznie oceniać ją jako political fiction.
Autor: SonOfKyuss Dodano: 04-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - Odp. >Problem polega na tym, że na gruncie demokracji z nieodłączną dla niej instytucją tzw. własności publicznej konsensus w sprawie dopuszczalności czy niedopuszczalności tzw marszów równości jest niemożliwy. Nie wiem co rozumiesz przez pojęcie "konsensus", lecz ocena i rozstrzygnięcie tej kwestii z punktu widzenia fundamentów ustrojowych na jakich opiera się współczesna demokracja także polska oraz z punktu widzenia prawa - jest jak najbardziej możliwa. I więcej nam nie potrzebna. Funkcjonowanie państwa nie zawsze musi się opierać na konsensusach, rządzi prawo przede wszystkim. Mnie to odpowiada. Byle tylko niwelować wypaczenia i nadużycia. >I właśnie z racjonalnego punktu widzenia, przy zachowaniu priorytetu jakim jest zminimalizowanie konfliktów różnych grup społecznych wolnościowa propozycja jest najlepsza. Racjonalne jest to co jest bardziej skuteczne i realne a nie to co brzmi lepiej (powiedzmy...) >Czy jest nierealna? Jako kompleksowe, całościowe rozwiązanie na dzień dzisiejszy z pewnością i libertarianie doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Natomiast jej "części składowe" nie są żadnym novum, były one "testowane" z powodzeniem na przestrzeni wieków w różnych częściach globu. I warto o tym pamiętać zanim się zacznie oceniać ją jako political fiction. Patrząc z punktu widzenia początku XXI w., doświadczeń XX w. oraz stanu społeczno-politycznego świata zachodniego - jest to całkowite political fiction.
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 04-12-2005
SonOfKyuss >Patrząc z punktu widzenia początku XXI w., doświadczeń XX w. oraz stanu społeczno-politycznego świata zachodniego - jest to całkowite political fiction. Nie byłbym taki pewien. Coraz częściej pojawiają się głosy mówiące o mającym nadejść wielkim kryzysie zachodnich demokracji typu welfare state z przyczyn czysto ekonomicznych - załamanie się gospodarki w wyniku zbyt dużej redystrybucji bogactwa od coraz mocniej ograbianej klasy średniej (wg reguły Pareto utrzymującej resztę społeczeństwa) do coraz większej liczby bezproduktywnych, pasożytniczych jednostek (głównie emerytów, imigrantów żyjących przeważnie na garnuszku państwowym i młodych, "niepełnosprawnych" ludzi). Kolejną przyczyną może być hiperinflacja i kryzys monetarny, wynikający z ciągle malejącej siły nabywczej sfałszowanego, papierowego pieniądza (stąd postulat wystosowany przez Austriacką Szkołę powrotu do standardu złota, tak wyśmiewanego przez keynesistowskich oszołomów). Oczywiście nie wiadomo, jakby miał wyglądać swiat postdemokratyczny (nie wykluczone, że pod znakiem wojującego islamu), ale perspektywy wolnościowej nie wykluczałbym z góry tylko dlatego, że na pierwszy rzut oka brzmi nieprawdopodobnie (nota bene eksperymenty zbliżone di libertarianizmu mają obecnie miejsce - vide prowincja Limon na Kostaryce; Somalia po dziś dzień nie posiada centralnego rządu, a kraj zaczyna się coraz szybciej dźwigać na nogi po wojnie domowej). W tej materii polecam książkę H.H. Hoppe "Democracy. The god that failed" (zdaje się, że do ściągnięcia z www.mises.org)
Autor: SonOfKyuss Dodano: 05-12-2005
Mariusz Agnosiewicz - . Wspomniałbym o Kerali, gdyby nie był to komentarz pod tekstem o manifestacjach "reanimacja demokracji"...
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 05-12-2005
Jacek - Od czego zacząć... Po pierwsze chciałbym przypomnieć że marsz równości był zorganizowany w celu poruszenia kwestii społeczności które samodzielnie są zbyt małe aby mogły być zauważone czy raczej postrzegane jako istotne przez ogół społeczeństwa (mam tu na myśli osoby niepełnosprawne).
Marsz równości miał podkreślić obchody dni równości i tolerancji które były z kolei częścią Międzynarodowego dnia tolerancji UNESCO stanowiącego głównie o poszanowaniu praw mniejszości, nie tylko homoseksualnych.
O całym zdarzeniu dowiedziałem się miesiąc później od kolegi który uczestniczył przygodnie w tym marszu.
Decyzja o niewydaniu zgody na przemarsz manifestacji podjął bodajże Ludwik Dorn- nietrudno odgadnąć że była to decyzja jak najbardziej polityczna - a może nie...
PO obejrzeniu filmu (http://pl.indymedia.org/pl/2005/11/17002.shtml) z marszu równości nasunęło mi się jednak kilka przemyśleń.
1. Organizatorzy tego marszu wogóle nie wzięli pod uwagę że uczestniaczące w nim osoby niepełnosprawne mogą zostać zlinczowane przez żądnych krwi kiboli.
2. Decyzja o niewydaniu zgody na marsz równości uzasadniona była niemożnościa zapewnienia bezpieczeństwa. Moim zdaniem bardzo zasadna (http://poland.indymedia.org/pl/2005/11/17106.shtml) - myślę że każda osoba która na codzień narzeka na policje jako taką zrozumie że dla policjantów to tylko praca i oni też mają w domu rodziny i wykonywanie odgórnych poleceń jest sposobem na jej utrzymanie.
3. Udowadnianie racji niejako siłą - tak mogę nazwać Marsz równości ponieważ mimo wszystkich przeciwności został zarządzony jest niejako biciem głową w mur. Ludziom inteligentym - tu zwracam się do braci studenckiej powinny przyjść do głowy inne rozwiązania. Mój kolega Mateusz powiedział że to był happenning. Widzę jednak spory rozdźwięk między happeningami Pomarańczowej Alternatywy a tym co znajduje się na materiale filmowym powyżej.
polskaludowa.com/pomaranczowa.htm Autor: Jacek Dodano: 29-01-2006
Karol - "Zamordyzm" Czytałem z zainteresowaniem wymianę poglądów między SonOfKyuss a Agnosiewiczem. Muszę powiedzieć, że biorę stronę "anarchokapitalisty". Czy "racjonaliści" reprezentowani przez Agnosiewicza muszą zawsze mówić o "szerzeniu nienawiści" i "faszystowskiej homofobii"? Przypomina mi to listy potępiające jakąś osobę z czasów komuny - wszysko kończy się tym samym zlepkiem terminów. Za każdym razem Agnosiewicz sięga po oręż nowomowy i nie ukrywam, że bardzo mnie to irytuje. Nie chcę pisać o problemie homoseksualizmu i wiem, że narażę się przez to na krytykę, że nie piszę "na temat". Chciałbym jedynie zasygnalizować typowy schemat lewicowego myślenia - brak argumentów pokryć szczelnie niezrozumiałą terminologią. Tęsknię za czasami, kiedy ludzie wypowiadali się w sposób prosty i zwięzły, a wypowiedzi ich zawierały ten sam ładunek informacyjny. Na tym forum wychodzi pewna przywara "racjonalistów" - brak umiejętności "czytania ze zrozumieniem" oraz problemy z wyrażaniem swojego stanowiska. W debacie najlepiej wziąć rolę ofiary, plującej w twarz "faszyście" i "kapitaliście". Czujecie wtedy, że racjonalne argumenty nie są w stanie was pokonać, bo jesteście przecież idealistami, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Znamienne jest to, że z całej tej dyskusji wyłania się obraz dwóch panów: SonOfCośtam - "anarchokapitalista", "klasyczny liberał", człowiek opowiadający się za wolnością i jak najmniejszą sferą publiczną, oraz Agnosiewicz - ofiara ciemnogrodu, prometeusz niosący kaganek do polskich plebejuszy, wiecznie walczący i wiecznie krzyżowany. I ze zdumieniem przyznaję, że SonOfCośtam jest bardziej konkretny niż "racjonalista" Agnosiewicz. A powinno być na odwrót. Swoją drogą, łatwo przewidzieć jaka będzie odpowieć A.. Zapewne taka, że nie rozumiem jego argumentów i że niedokładnie czytałem jego wypowiedzi. Od razu się obronię: tego nowomownego bełkotu nie da się czytać! Czy Pan w ogóle rozumie, to co pisze? Aha, żeby dać panu kolejne argumenty napiszę, że jestem katolikiem, konserwatystą i zdecydowanie wolę Republikanów od Demokratów. "Nic dodać, nic ująć - oszołom z krwi i kości, zamknąć mu kłamliwą gębę, albo wyrwać język, aby nie zarażał konserwą "racjonalistów". A potem niech podpisze przyznanie się do winy. Widać z jakiego środowiska pochodzi, jakie ma poglądy - to jednoznacznie świadczy o winie. Walka klas musi trwać i nic nie jest w stanie zatrzymać dialektycznego mechanizmu historii." Łatwo się rzuca rzuca takimi hasłami, trudniej jest rzeczowo rozmawiać.
Autor: Karol Dodano: 12-04-2006
karolina - Wojna,a Pokój(Wolność). W I i II wojnie światowej mówiono się do wszystkich(bez wyjątku na rasę,religię,seksualność) Do gazu.Teraz mamy inne czasy,bo przecież wywalczyliśmy wolność,demokracje,liberalizm,tolerancje,akceptacje czy niedyskryminowanie za różne poglądy,religie,rasę czy seksualność''CO MA PIERNIK DO WIATRAKA''-bo pierniki są produkowane w TORUNIU i są słodyczami,A wiatraki są w Holandii,gdzie są potrzebne przy wietrze i wodzie.
Autor: karolina Dodano: 10-05-2007
maks - zero tolerancji Nie możemy tolerować pedałów.Ostatnio bardzo się uzłośliwiają i stanowią zagrożenie dla zdrowych ludzi.
Autor: maks Dodano: 13-06-2008
39079288 Homoseksualiści często mówią o swoim "prawie do szczęścia", ale to samo może powiedzieć pedofil lub inny zwyrodnialec.
elskadig - racjonalność? następny załamany obrońca homoseksualistów. Racjonalista? w tym temacie hipokryzja przekracza wszelkie granice
Pokazuj komentarze od najnowszego Aby dodać komentarz, należy się zalogować Zaloguj przez OpenID.. Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto.. Reklama