Do treści
Światopogląd
Religie i sekty
Biblia
Kościół i Katolicyzm
Filozofia
Nauka
Społeczeństwo
Prawo
Państwo i polityka
Kultura
Felietony i eseje
Literatura
Ludzie, cytaty
Tematy różnorodne
Znalezione w sieci
Współpraca
Pytania i odpowiedzi
Listy od czytelników
Fundusz Racjonalisty
Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.450.677 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało
dla nas 7364 tekstów.
Zajęłyby one 29017 stron A4
Wyszukaj na stronach:
Kryteria szczegółowe
Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..
Ostatnie wątki Forum
:
problem ocieplania klimatu
dziwne
Podręcznik do filozofii współczes..
Czy człowiek może posiadać osobli..
Dlaczego woda i powietrze są wspó..
Wielkie twierdzenie Fermata? ŻAL
Katastroficzny dramat...
Drżyjcie nożownicy
zachód nas zdradzi
Ogłoszenia
:
the topic of customer communications manage..
Czy ktoś może polecić jakiś sprawdzony edyt..
casino
Szukam rekomendacji na temat blogów poświęc..
Dodaj ogłoszenie..
Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) -
Nowy Renesans
Znajdź książkę..
Złota myśl Racjonalisty:
Filozofowie rzadko uczą się na błędach swoich poprzedników.
Michał Heller
Komentarze do strony
Bóg, bogowie, bóstwa
Dodaj swój komentarz…
Andrzej Izdebski - Księga nad księgami.
Mój tekst o Biblii pt. "Księga nad księgami" już jest do przeczytania w "Racjonaliście.pl". Zainteresowanych zapraszam do czytania. Ciekawych refleksji i inspiracji do przemyśleń Państwu życzę.
Autor:
Andrzej Izdebski
Dodano:
30-07-2006
Reklama
Andrzej Izdebski - Szukajcie, a znajdziecie
Pismo Święte, Starego i Nowego Testamentu, przez wieki traktowane było jako tekst objawiony. Pod wpływem badań biblijnych - w zasadzie rozpoczętych dopiero w XIX wieku9, które wykazały niemożność traktowania całej zawartości ksiąg kanonicznych za literalnie prawdziwe - trzeba było uznać, iż Biblia zawiera teksty co najwyżej natchnione. W następstwie tego zaczął zmieniać się stosunek oficjalnego Kościoła do zakresu wolności badań naukowych, także tych nad Biblią. Biblistyka10, mając starsze korzenie, rozpoczęła się w XIX i rozwinęła się w XX. Badania przeprowadzano pod różnymi kątami: teologicznym, filologicznym i historycznym. Do głównych problemów biblistyki należą analiza i krytyka tekstu, interpretacja treści (egzegeza) i kontekst religijno-kulturowy (archeologia).
Przez długie lata jedynym zadaniem archeologii Bliskiego Wschodu było szukanie potwierdzenia historyczności opisywanych w Biblii wydarzeń. Gdy pojawiły się głosy podważające rzetelność historyczną Pisma Świętego, do Palestyny wyruszyli pełni wiary i zapału badacze, którym wydawało się, że odkrycia archeologiczne dostarczą najmocniejszych argumentów, by zatriumfować nad niedowiarkami. Archeolodzy na usługach Biblii z przekonaniem i wytrwałością odkopywali ślady, które z niezwykłą inwencją interpretowali tak, by ilustrowały Stary Testament11.(...) Jeśli wyniki rozmijały się z biblijną wersją wydarzeń, wymyślano najdziwniejsze, czasem wręcz karkołomne wytłumaczenia.12
Dzięki archeologii zyskujemy obecnie jakieś pojęcie o tym, co naprawdę działo się w tamtej epoce. Tropiciele starożytności nacierają ze wszystkich stron. Specjaliści od analizy pyłków przemierzają tereny Judei i Samarii. Orientaliści odcyfrowują tabliczki z pismem klinowym. Również w starożytnych tekstach znad Nilu znaleźć można prawdziwą informację o tym, jak wyglądała prawdziwa historia Hebrajczyków13.
Od 1974 r. odkrycia w Tell Mardich w Syrii - gdy w czasie jedenastej kampanii wykopaliskowej okryto 42 tabliczki14 potwierdzające, że należy identyfikować je ze starożytnym miastem Ebla - nie przestają zadziwiać. Ukazują nam, jak wielkie są wpływy kulturowe Kananejczyków na Hebrajczyków. Szczególnie tabliczki o treści religijnej intrygują obecnie uczonych. Pismo alfabetyczne, mity, rytuały, zwyczaje ukazują tło, na którym rozwijała się religia Starego Testamentu. Religia ta przeciwstawiała się gwałtownie obcym wpływom, ale przeciwstawiając się ulegała im i niejedno z nich przejęła i przyswoiła sobie. Na tych tabliczkach znaleziono wiele biblijnych imion, zapisanych niemal w identycznej formie. Może to wskazywać, że biblijni patriarchowie lub ich potomkowie żyli w Ebla. Jeśli jednak tak nie było, to można z pewnością stwierdzić, że patriarchowie ci należeli do tego samego kręgu kulturowego i znane im były te same tradycje oraz że przybyli oni z terenów, gdzie tradycje te długo się utrzymywały i wywierały silny wpływ.15
Tło, na którym rozwijała się religia Nowego Testamentu możemy w dużym stopniu odtworzyć dzięki okryciom w Qumram i to niezależnie od wpływu, jaki miała postać "Nauczyciela Sprawiedliwości" na ewangeliczny obraz Jezusa Chrystusa. Argument prof. dr hab. Michała Wojciechowskiego, że opisane tam postaci nie mogą mieć związku z postaciami ewangelicznymi, dlatego że rękopisy pochodzą przecież sprzed czasów Jezusa! (dowodzi tego i ich treść, i styl pisma, i badania na zawartość węgla C14)16 - z punktu widzenia nauki jest żenująco śmieszny. Zaś z punktu widzenia wiary nieważnym jest, na ile prawdziwe są poszczególne zdarzenia z życia Jezusa - istotne, że Ewangelie jako całość niosą nam prawdę, a Jezus Chrystus jest Bogiem.
Matthias Schulz w dużym artykule poświęconym aktualnym odkryciom biblijnej archeologii zamieszczonym w Der Spiegel17 pisze: Współcześni biblioznawcy już od dawna podważają wiarygodność Starego Testamentu. Przypuszczenie, że jest on raczej zbiorem legend niż historycznych faktów, przeradza się w pewność. Chwieje się historyczna podstawa Biblii. Coraz jaśniejsze się staje, że Słowo Boże, Księga Ksiąg pełna jest przeinaczeń.
Autor:
Andrzej Izdebski
Dodano:
08-07-2006
Andrzej Izdebski - Z wiarą nie ma dyskusji!
Jeden z mądrych ludzi powiedział: "Z wiarą nie ma dyskusji." I jest to bardzo ważne stwierdzenie. W Pańskich tekstach łączy Pan przeróżne rzeczywistości, dla mnie niemożliwe do połączenia. Zbyt wiele Pan plącze, abym miał możliwości to wyjaśnić. Krótko, zupełnie nie jest tak, jak się Panu wydaje. Nawet jak słyszał Pan, że dzwonią, to nie bardzo Pan wie, w którym kościele
Zupełnie nie jestem kompetentny wypowiadać się na temat Pańskich wierzeń. No, może poza jednym banalnym stwierdzeniem: wolno Panu, na szczęście, wierzyć w to, w co się Panu podoba. Ze strony sceptyków nie tylko żaden stos Panu nie grozi, a nawet nie chcemy Pana nawracać. Muszę tu powiedzieć, że naprawdę szczerze zazdroszczę Panu pewności wiary. Sam jestem pełen wątpliwości i poszukiwań.
Tylko trochę Pana zmartwię, że osobiście wśród wierzących za tych największych i wartych poznawania ich przemyśleń uważam nie tych pewnych własnych przekonań, a tych zadających pytania: sobie, współwierzącym, Bogu. Mam ich sporo we własnej bibliotece, a nawet, co Pana zapewnie zdziwi przyjaźniłem się i przyjaźnię się nadal z księżmi intelektualistami.
Pan jest pewien prawdziwości aktualnych tłumaczeń Pisma Świetego, a nawet więcej, Pan jest pewien, że doskonale rozumie zawarte w nich przesłanie Boga. Szczęść Panu Boże! Ani jedno zdanie mojego tekstu nie jest do takich ludzi jak Pan skierowane. To są teksty dla ludzi poszukujących, wątpiących, oraz chcących dowiedzieć się czegoś więcej.
Może spróbuje Pan tylko wziąć pod uwagę, że dla uczonego żadne religijne kanony ksiąg świętych nie są ograniczeniem dla badań. Uczeni nie potrzebują też zgody biskupa, czy jego Kurii ("imprimatur") na czytanie książek. Księgi apokryficzne i kanoniczne mają dla nich taką samą wartość, a co więcej dokumenty heretyckie, czy innych wyznań mogą mieć nawet większą wartość źródłową, od tych uznanych przez Kościół. Dlatego mamy kłopot - Pan swoje wywody opiera wierze i wiedzy religinej, ja na nauce i wiedzy religioznawczej. Mam zasadę, iż podane informacje sprawdzam, ale mamy zupełnie inne autorytety.
Ze smutkiem odsyłam Pana do wielkiej ilości pasjonujących publikacji. Gdy zechce Pan pogłebić swoją wiedzę (bo może nie warto) to nawet nie konieczna jest lektura świeckich uczonych, można poczytać trochę różnych mędrców Kościoła, do którego Pan należy, a gdy starczy odwagi to sięgnąć jeszcze do dysydentów. Zobaczy Pan ile w nich wątpliwości, a na dokładkę jeszcze im większy umysł tym więcej pokory wobec ludzkiego zrozumienia "boskiej ekonomii". Dlatego muszę powiedzieć, iż Pański poziom wiary kilkakrotnie przewyższa poziom wiedzy nawet tej niezbyt trudnej do zdobycia, na której poznanie, z trudem, ale godzą się hierarchowie.
Pan w swoim tekście poświęca dużo miejsca Biblii, a nie o tym jest mój artykuł, z którym Pan polemizuje. Sądzę, że za niezbyt długo w Racjonaliście znajdzie się mój tekst na temat Pisma Świetego. Dla zachęty poniżej jeden z rozdzałków, nawiązujących do Pańskich rozważań.
Autor:
Andrzej Izdebski
Dodano:
08-07-2006
Rabarbar - Uwagi do tekstu
Autor nie ma racji uważając, że w judaizm początkowo nie był monoteistyczny:
(Izdebski) [przypis 8] Księga rodzaju, 6,2. "Że, widząc synowie Boży córki ludzkie, iż były piękne, brali je sobie za żony, ze wszystkich, które sobie upodobali."
(Rabarbar) Przez "Synów bożych" apologeci żydowscy, a później Septuaginta (grecki przekład Starego Testamentu) rozumieli aniołów (tak też interpretuje ten fragment Józef Flawiusz, historyk żydowski z I w. n.e. w dziele "Dawne dzieje Izraela") lub potomków Seta (trzeciego po Kainie i Ablu synu Adama i Ewy). Nie ma historycznych przykładów, by powyższy fragment był interpretowany jako podważenie monoteizmu żydów.
(Izdebski) O monoteizmie możemy mówić od Izajasza, 44,6.: "Tak mówi Pan, król Izraelski, i odkupiciel jego, Pan zastępów, oprócz mnie nie masz Boga". (...).
[przypis 9] Księga wyjścia, 20,2. "Nie będziesz miał bogów innych przede mną".
(Rabarbar) Mylny wniosek autor wyciąga posługując się (w całym tekście przekładem tzw. Biblii Gdańskiej z 1632 roku. Współczesne przekłady tłumaczą ten werset następująco: "Nie będziesz miał innych bogów obok mnie". Faktem jest, że w czasach Mojżesza, sędziów oraz królów Izraelici mieli problemy z dochowywaniem wierności Jedynemu Bogu - uprawiali kulty bożków. Wydaje się, że politeistyczne kulty skończyły się po powrocie z niewoli babilońskiej.
(Izdebski) Z Pięcioksięgu wyłania się nam obraz "Jestem, który jestem" - plemiennego Boga Izraelitów.
(Rabarbar) Ale przecież to w Pięcioksiągu Bóg Jahwe jest stwórcą wszechświata oraz ludzkości. Począwszy od Księgi Rodzaju 3,15, gdzie pojawia się pierwsza zapowiedź mesjańska, poprzez Noego, Abrahama, Izaaka i Jakuba, Izraelici (potomkowie Jakuba, którego imię Bóg zmienił na Izrael) są narodem wybranym, w którym narodzi się Mesjasz (po grecku Christos - Chrystus). Nic więc dziwnego, że Bóg koncentruje się na tym narodzie.
(Izdebski) Oceniając jego wizerunek według dzisiejszych etycznych kryteriów stwierdzamy, że rysuje się dosyć odpychający. Jahwe jest tam Bogiem apodyktycznym, zapalczywym, porywczym, okrutnym, krwawym, mściwym, niesprawiedliwym, małostkowym, obłudnym i stosującym relatywizm moralny. (Kto ma wątpliwości czy przypadkiem nie przesadzam, niech sięgnie ponownie do lektury Starego Testamentu, a znajdzie tam wymienione wyżej cechy oraz jeszcze sporo innych, też niezbyt pięknych).
(Rabarbar) Po pierwsze Biblia opisuje grzesznych ludzi. Mimo, iż Bóg daje im obietnice i opiekuje się nimi, popełniają oni wiele zła. Jeszcze więcej moralnego zła jest poza narodem wybranym i Bóg, chcąc okazać swój stosunek do grzechu, w pewnych sytuacjach karze ich. W końcu Biblia opisując Boga często używa antropomorfizmów.
(Izdebski) Ten "Stwórca Wszystkiego", aż do czasów Abrahamowych chodził po ziemi jako samotny starzec drażliwy i gniewny, budząc respekt i trwogę. Rozmawiał, pouczał, dawał rozkazy i mścił się za nieposłuszeństwo. Doradzał, a nawet osobiście interweniował.
(Rabarbar) Nie bardzo wiem skąd ta teza o chodzeniu Boga "po ziemi jako samotny starzec". Faktem jest, że w Księdze Rodzaju Bóg bezpośrednio rozmawia z ludźmi. Co ciekawe nie znajdujemy żadnych sugestii dotyczących Jego wyglądu.
(Izdebski) Nawet jeszcze później, po przyrzeczeniu Noemu, że "Już nigdy nie będę przeklinał ziemi z powodu człowieka, gdyż myśli serca ludzkiego są złe od młodości jego", gdy nie znalazł w Sodomie i Gomorze dziesięciu sprawiedliwych - nie zdzierżył... Był to jego ostatni bezpośredni kontakt z ziemianami. Od tamtego czasu zmienił metodę i dalszy nadzór nad naszymi uczynkami prowadzi tylko z nieba.
(Rabarbar) W Nowym Testamencie Jezus mówi (Mt.11.20-24), że w dzień sądu lżej będzie mieszkańcom Sodomy i Gomory, niż mieszkańcom miast galilejskich, którzy słyszeli, ale odrzucili Jego nauczanie. Jezus jest tym sprawiedliwym (zamiast dziesięciu, których nie było w Sodomie i Gomorze), który może uratować innych.
(Izdebski) "Bóg Ojciec" - choć niby stanowi teologiczną interpretację "Jestem, który jestem" , Boga Tory, to charakterologicznie niewiele ma z nim wspólnego. "Pogodzenie" zawdzięczamy Filonowi.
(Rabarbar) Filon jest żyjącym w środowisku hellemistycznym żydem, który stara się zbudować pomost pomiędzy wierzeniami Izraelitów oraz poganami. Należy wątpić, czy jakiekolwiek idee chrześcijańskie miały wpływ na Filona, natomiast Filon, rozwijając alegoryczną metodą interpretacji Biblii mógł wywrzeć wpływ na interpretatorów chrześcijańskich z III w., np. Orygenesa.
(Izdebski) Tak prawdę mówiąc to również Stary Testament, czyli przeredagowany wybór pism z żydowskiego Tanach, jest w stosunku do pierwotnych zapisów chrześcijańską manipulacją. I to począwszy od odczytania przykazań otrzymanych od Boga na "kamiennych tablicach", czyli Dekalogu wraz całym Pięcioksięgiem, w którym odnajdziemy dwa różniące się zapisy przykazań, poprzez Księgi Proroków, aż do Pism.
(Rabarbar) Nie wiem jaką manipulację autor ma na myśli. Żydzi znali dwa kanony (spisy ksiąg uznanych za święte): jerozolimski oraz aleksandryjski (od miasta w Egipcie). Kanon aleksandryjski był odzwierciedlony w przekładzie ksiąg Starego Testamentu na język grecki, dokonanym w około 200 lat przed Chrystusem, zwanym Septuagintą. Chociaż niektóre ewangelie mogły w pierwszej formie powstać w języku aramejskim, jednak cały Nowy Testament powstał w I wieku w języku greckim. Stary Testament jest w Nowym cytowany zwykle w wersji Septuaginty. Z kolei kanon jerozolimski został ostatecznie ustalony na żydowskim soborze w Jamni ok. 90 roku n.e.
(Izdebski) [przyp.14] Tak przy okazji, to po uwzględnieniu "tajemnicy", którą rozumie tylko Bóg i po części jego kapłani, uzmysłowienie sobie całej teologii jest już wprost dziecinnie proste. (...)
(Rabarbar) Słowo "tajemnica" jest z pewnością nadużywana w języku religijnym. W Nowym Testamencie, szczególnie w listach Pawła oznacza Boży plan, wcześniej nieznany, ale w czasach chrześcijańskich objawiony. Tak użyte słowo tajemnica nie ma więc znaczenia: sekret. Przykładem tajemnicy w liście do Efezjan jest plan Boga, by wierzących z niegdyś wrogich sobie środowisk żydów i pogan (Greków) połączyć w jeden Kościół.
Autor:
Rabarbar
Dodano:
08-07-2006
Rabarbar - Bóg chrześcijan
Doceniam pracę włożoną przez autora w przygotowanie artykułu. Będąc człowiekiem uwzględniającym istnienie jedynie świata materialnego, siłą rzeczy przedstawiając koncepcję Boga w różnych kręgach kulturowych i aspektach, koncentrował się na trudnościach i wątpliwościach.
Czy można być człowiekiem wierzącym w Boga i nie popaść w sprzeczność? Uważam, że można, mało tego, uważam, że jedynie taka wizja człowieka, która jest otwarta na rzeczywistość duchową może być pełna. Z drugiej strony nie każda koncepcja zasługuje na obronę i daje się obronić. Na podstawie osobistych doświadczeń i dociekań wierzę, że chrześcijański Bóg, objawiony przez Jezusa, którego działalność i nauczanie przekazują nam cztery ewangelie - stanowi logiczną odpowiedź na poszukiwania człowieka.
Jezus jest centrum chrześcijańskiej Biblii - bez wypełnionych przez niego proroctw, cały Stary Testament jest księgą bez zakończenia. Gdyby nie było takiego Jezusa, jakiego przedstawiają ewangelie, wiara jego uczniów, o których dowiadujemy się z kolejnych (po ewangeliach) ksiąg Nowego Testamentu, nie miałaby sensu. Chociaż dwa tysiąclecia pozostawiły kilometry półek książek dotyczących chrześcijaństwa, bliska jest mi protestancka zasada "sola scriptura" (tylko Pismo). Pomijając praktyczne względy, że człowiekowi trudno byłoby się przez tę literaturę przebić, to również kościół katolicki uważa je "za najwyższe prawidło wiary" (Konstytucja Dogmatyczna o Objawieniu Bożym p. 21).
Celem Biblii ostatecznie nie jest sama wiedza o Bogu, ale wiara przynosząca wieczne życie z Bogiem:
"I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego" (ew. Jana 20,30-31).
Można byłoby zastanawiać się, dlaczego to życie (z Bogiem) nie jest automatycznie udziałem każdego człowieka. Okazuje się, że "droga na skróty" jest nie do pogodzenia z atrybutami Boga. Autor artykułu wskazuje na przykład, że niemożliwe jest pogodzenie nieskończonej dobroci Boga ze zgodą na istnienie zła. A jednak Bóg to godzi. W jaki sposób? Moralne zło powinno zostać ukarane, ale wtedy nie ocalałby żaden człowiek. "Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej" (List do Rzymian 3,23).
Grzech to słowo, które jest specyficzne dla religijnego języka, ale - jeśli Biblia mówi prawdę - grzech jest doświadczeniem wszystkich ludzi, niezależnie od posiadanego systemu etycznego, czy wyznawanej religii. Łamiemy normy etyczne, które w naszym sumieniu wcześniej uznaliśmy za słuszne. Kiedy więc pytam, dlaczego Bóg toleruje moralne zło - to poniekąd dopominam się, aby On mnie ukarał. Zazwyczaj mam rację, gdy myślę, że są gorsi ode mnie, ale to nie wystarcza, gdyż nie mogę sprostać standardom Boga. Następstwem grzechu jest izolacja od Boga ("...pozbawieni są chwały Bożej").
Na świecie występuje również inny rodzaj zła - nędza, głód, cierpienie, śmierć. Czasami winni są inni ludzie (holokaust jaskrawo pokazuje, że grzech człowieka nie jest teorią), ale również często problemy te wynikają z chorób lub żywiołów. W obu przypadkach wszechmocny Bóg mógłby te nieszczęścia powstrzymać. Odebranie mi możliwości czynienia moralnego zła oznaczałoby jednak odebranie mi wolności - z wolnej istoty stałbym się posłusznym robotem. Z kolei nędza, głód, cierpienie i śmierć będąc wielkim nieszczęściem, nie są - jeśli perspektywa dawana przez Biblię jest właściwa - nieszczęściem ostatecznym.
Bóg może użyć żywiołów, by skłonić mnie do zmiany postawy. Posłużę się fragmentem z ewangelii według Łukasza 13,4-5: "Albo myślicie, że owych osiemnastu, zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi grzesznikami, niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie".
Jezus mówiąc o śmierci grożącej słuchaczom nie miał tu na myśli jakiegoś nowego kataklizmu, ale potępienie (trwałe "pozbawienie chwały Bożej"). Wskazanym tutaj ratunkiem jest nawrócenie.
Zrozumienie w pełni, co to oznaczało, możliwe było dopiero śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Biblia twierdzi, że śmierć Jezusa miała znaczenie dla zbawienia innych ludzi. Jezus, dobrowolnie oddając życie, wziął na siebie winę i karę za ludzkie grzechy.
Żydzi od czasów Mojżesza praktykowali system ofiar składanych Bogu z zabijanych zwierząt, traktowanych jako przebłaganie za grzechy. Nowy Testament interpretuje tamte ofiary jako zapowiedź jednej, doskonałej ofiary, jaką złożył z siebie Syn Boży. Mógł to zrobić, gdyż sam - mimo doświadczanych pokus - był bez grzechu.
Nawrócenie i w następstwie wiara w Jezusa oznacza przyjęcie tej drogi pojednania się z Bogiem. Uznajemy, że Jezus poniósł śmierć za nasze grzechy, przez co jesteśmy przed Bogiem uwolnieni od winy i kary.
Bóg może być doskonale sprawiedliwy (karze za moralne zło), a jednak nieskończenie dobry i kochający. "Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami"(Rz.5,8).
Znaczenie słowa "wiara" w chrześcijaństwie obejmuje przede wszystkim zaufanie (Jezusowi, Bogu). W tekstach filozoficznych często przeciwstawia się wierze - wiedzę płynącą z dyscyplin nauki. List do Hebrajczyków 11,1 definiuje wiarę następująco:
"Wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy".
Autor:
Rabarbar
Dodano:
08-07-2006
Jędrek - Czy dyskurs jest możliwy?
Szanowny Panie Janie, jestem w posiadaniu wszystkich numerów "Forum Klubowego", a więc mogę sobie pozwolić na przytoczenie cytatów z różnych artykułów Andrzeja B. Izdebskiego. Ciekawy jestem jak Pan się do nich ustosunkuje. Na ile dyskurs jest możliwy i na ile jedna strona rozumie to co mówi druga? Osobiście mam spore wątpliwości i wydaje mi się, iż w dzisiejszej Polsce dyskusje prowadzi się na podobieństwo średniowiecznych dysput chrześcijan z żydami. Pozdrowienia. Jędrek.
(Andrzej B. Izdebski): "Już w poprzednim artykule wspomniałem jak trudnym jest prowadzenie dialogu między religijnymi sceptykami, a ludźmi wierzącymi. Po pierwsze dlatego, że jest nas niezwykle mało i wszelkie głosowania natychmiast przegrywamy. Po drugie głównie odwołujemy się do intelektualnej strony człowieka, a ona bardzo łatwo ustępuje stronie emocjonalnej. Po trzecie - równie ważnym i niebywale trudnym jest wspólne uzgodnienie i jednakowe używanie pojęć i definicji.
Podjęcie takiego dyskursu nie jest ani proste, ani łatwe. Można, co prawda - wzorem średniowiecznych dysput religijnych - najpierw ustawić sobie przeciwnika, a następnie rozprawić się z nim na własnych zasadach, aczkolwiek na wysokim intelektualnym poziomie dialogu powinno się z góry założyć dobrą wolę partnera i, na ile będzie to nam dostępne, postarać się go zrozumieć, a nawet próbować zaakceptować jego racje.
Akt wiary nie wymaga uzasadnień naukowych, a człowiek, który podczas przeżycia mistycznego spotkał Boga, wierzy weń bezkrytycznie i żadne naukowe uzasadnienia nie są mu potrzebne. Twierdzenia naukowe wymagają uzasadnień empirycznych wraz z koniecznością przeprowadzenia żmudnej i trudnej procedury falsyfikacji z późniejszym dokładnym opisem całego procesu, w celu jego zweryfikowania.
Przy światopoglądzie krytycznym - sama empiria nie wystarcza i do akceptacji jakiegoś poglądu, warunkiem koniecznym, jest jeszcze jego racjonalna zgodność. Przy światopoglądzie fideistycznym - można wierzyć, że Bóg istnieje, a można wierzyć, iż go nie ma. Jego istotą jest wiara i irracjonalne odczucie, które wcale nie muszą być religijnymi.
Swoje przekonania staram się opierać na wiedzy naukowej, a nie na wierze. Istnieje dla mnie tylko rzeczywistość świata materialnego dostępnego ludzkim zmysłom i przekonują mnie tylko argumenty poddające się naukowej weryfikacji. Wiem, że aktualne przekonania mogą okazać się błędne, ale wtedy zmienię je, gdyż w przeciwieństwie do wiary, nauka nie opiera się na dogmatach. Na gruncie światopoglądowym wiara w absolut, czy istnienie jakiejkolwiek nadprzyrodzoności, do zrozumienia świata nie jest mi potrzebna, nawet odwrotnie czyni ten świat absurdalnym.
Świat bez ingerencji sił nadprzyrodzonych, jest dla mnie łatwiej zrozumiałym niż po włączeniu w jego porządek udziału transcendentalnej inteligencji. Zgadzając się z tezą, że człowiek ze swej natury jest istotą religijną i w miarę rozumiejąc fenomen ludzkiej religijności, muszę powiedzieć, że nie rozumiem słowa "Bóg" i to zarówno, gdy użyte jest przez przysłowiową Kowalską, jak i w poważnych koncepcjach teologicznych. Wyrażenia tego w żaden sposób nie możemy powiązać ze zmysłowym doświadczeniem człowieka, czyli empirycznie zbadać, a tylko takie wyrażenia, które takim badaniom się poddają, są poznawczo sensowne.
Wolność i wolna wola.
Pojęcie wolności różnorodnie interpretowano i jest wiele definicji wolności Nie wszystkie kultury przywiązują wagę do wolności, w niektórych językach (np. w chińskim), nawet brak takiego określenia. Pomimo tego, że posiadanie wolności jest stałym postulatem zachodniej kultury, to wokół tego pojęcia toczy się i wiele sporów i jest ono przedmiotem zasadniczych różnic zdań.
W chrześcijańskich indetermistycznych koncepcjach wolnej woli, w których nie do pojęcia jest, aby wspaniały człowiek, twór Boży nie był istotą wolną, z wyjątkiem tylko jedynego ograniczenia, jakim jest sam Bóg. Jednostka jest zawsze wolna, gdyż jej świat wewnętrzny niedostępny jest z zewnątrz. Człowieka - co najwyżej - można zmusić do wykonania określonej czynności, ale nie do zmiany woli. Zatem wolność jest ograniczonym odcinkiem umysłu, w którym można się zamknąć przed otaczającym nas światem."
Autor:
Jędrek
Dodano:
29-06-2006
Janek Biernat - Dzięki!
Drogi Panie Stanisławie, dziękuję! Oczywiście, nie było moim zamiarem oczekiwać polemicznej odpowiedzi, na to, o czym po Bonaventurze zapisano tony papieru, a ja dorzucam tu jeszcze moje trzy grosze w moim ludowym języku. Jeśli chodzi o te niewyobrażalne dla drugiego doświadczenia człowieka, to ciągle wspominam tu o wolności i woli człowieka. Skoro akt woli, no to jak nie mówić o sensie! A ten sens to jest własnym produktem, "selbstgemacht", jak to chciał Marx; czy też "gegeben und empfangen", jak mówi Ratzinger i inni psiocząc na rok 1968? No z kim tu o tym rozmawiać jak nie z racjonalistami!
Serdecznie pozdrawiam!
Janek B.
Autor:
Janek Biernat
Dodano:
28-06-2006
Andrzej Izdebski - Banałem jest twierdzenie o złożoności świata,
a na nim najbardziej złożonym organem, jaki znamy, jest ludzki mózg. To co ON nam ofiaruje przekracza naszą (ludzką) wyobraźnię. Ten paradoks jest faktem i dlatego poszczególny człowiek potrafi doświadczyć rzeczy niewyobrażalnych dla drugiego człowieka.
Panie Janku, bardzo dziękuję za zauważenie mojego artykułu i podjęcie z nim polemiki, ale niech Pan wybaczy, że nie odpowiem Panu, gdyż nie tylko każdy w niej akapit, ale prawie każde Pańskie zdanie wymagałoby odpowiedzi znacznie wielkością przekraczającej cały Pański tekst. Jeżeli znajdzie Pan czas i ochotę odsyłam Pana do innych moich publikacji znajdujących się na łamach "Racjonalisty", gdyż stanowią one pewną światopoglądową spójność i pokazują moje spojrzenie na wiele poruszonych tu przez Pana kwestii. Miłego dnia życzę.
Autor:
Andrzej Izdebski
Dodano:
28-06-2006
Janek Biernat - wiara
Respekt dla intelektualnej głębii treści publikacji!
Jeśli jedynym źródłem i jedyną przyczyną wiary miały by być przyjmowane z zewnątrz, formułowane przez ludzi prawdy, jeśli miały by być nimi sola scriptura i tradycja, ze wszystkimi istniejącymi w przeszłości i w przyszłości, możliwymi wykładniami, naukami, to autor nie wyrażałby nieukrywanego zdziwienia, dlaczego wśród ludzi jest jeszcze tak wielu wierzących; po prostu nie było by ich tak wiele; pardon: po prostu by ich nie było. Nie było też przedmiotu i potrzeby dla pytania, czy Bóg stworzył mózg, czy mózg stworzył Boga, które pozostawia się bez odpowiedzi. Ateizm byłby już dawno jedynym stanem ludzkiej świadomości, a agnostycyzm conajwyżej ekstrawagancją, ponieważ w pełni usprawiedliwiona byłaby postawa: co mnie obchodzą cudze, innych ludzi poglądy nazywane potocznie wiarą, uporządkowane w systemy, zwane równie potocznie religiami, których przedmiot niedostępny jest ani zmysłowemu, ani rozumowemu poznaniu.
Inną konsekwencją byłoby też, że dr Ratzinger spóźniłby się ze swoją pracą habilitacyjną o parę tysięcy lub więcej lat. Wykonywałby najprawdopodobniej inny zawód, a ze swym przyjacielem dr Wojtyłą dywagowaliby o innych, lżejszych problemach. Stało się inaczej. Kilkaset lat wcześniej wcześniej zaczęto już wyrażać wątpliwości co do tego, czy, rzeczywiście źródłem Objawienia jest i może być tylko pismo i tradycja, które, jeśli nawet z inspiracji boskiej, pozostały myślami formułowanymi przez innych ludzi. Prof. Schmaus po prostu pogonił dra Ratzingera z jego pracą habilitacyjną, ale problem pozostał i stawał się coraz bardziej wyraźny; tak samo wyraźny jak wyraźna jest potrzeba badań poszukujących genów wiary i zastanawiania się nad tym co było pierwsze, mózg, czy Bóg, o czym wspomina autor. Wiemy, że ostatecznie dr Ratzinger poprzez małe "dopasowanie" swoich treści, pracę habilitacyjną obronił, i wspólnie ze swym przyjacielem dr Wojtyłą na soborze rozpowszechniał skutecznie swoje pojmowanie Objawienia, które nie był już w stanie widzieć w sola scriptura i tradycji, lecz w duchowym wydarzeniu zachodzącym w człowieku. Uważał bowiem, że objawić to się coś mogło tylko tym, którzy Pismo i jego tradycję formułowali. Od czytania tego pisma do objawienia droga bardzo daleka. To tak samo, gdyby ktoś wysłuchał nokturnu des- dur Chopina, i ciągle ktoś inny mu wmawia, że to doskonałe piękno i sedno romantycznej muzyki wielkiego, polskiego kompozytora, a ten ktoś poza gąszczem dźwięków nie słyszy w tym nic.
A to niby dlaczego powtarzać ma jak ostatni snob, że Chopin jest piękny, a jego nokturn des-dur to muzyczny szczyt romantyzmu! Dopiero kiedy pewnego dnia, po wielokrotnym wysłuchaniu tego utworu powie z czystym sumieniem i zgodnie z prawdą, że jest pięknem tego utworu zachwycony, dopiero wtedy nie będzie błędem podejrzewać go o to, że piękno tego utworu mu się "objawiło". No bo niby dlaczego mówić o objawieniu i pomijać pytanie, czy rzeczywiście komuś się coś objawiło.
Mam nadzieję, że tym uproszczeniem w żadnen sposób nie urągam nauce obecnego papieża, a jego myśli dotyczące Objawienia bezbłędnie rozumiem.
Jeśli zatem źródłem i przyczyną wiary miała by być tylko cudza myśl, także ta zawarta w Piśmie Swiętym i trydycji, a jej przyjmowanie w jakikolwiek sposób sformalizowanym lub niesformalizowanym nakazem, to jak tu nie zostać natychmiast ateistą! Ale tak nie jest. Autor nie pomija milczeniem wysiłków nauki o neuronach, genach i pytania o roli
mózgu, bo nie był by racjonalistą, gdyby przeszedł do porządku dziennego nad fenomenem wiary. Analizować cudze poglądy, krytykować i negować cudze myślowe twory przekazane przez ludzi, wszystko to jest uprawnieniem rozumu. Ale jak się rozprawić z wiarą, która jest wynikiem najskrytszej, najintymnijeszej i podlegającej tylko własnej kontroli, wolności, do której rzeczywisty dostęp ma ten, u którego ta wolność jest usadowiona. Wszelkie geny i DNA kody, a także da Vinci kody niczego tu nie wyjaśnią. Wyjaśnienie tkwi w istocie człowieka, każdego z osobna niepowtarzalnego. I nawet jeśli każdy z nich dostarczy nam swoje wyjaśnienie dla swojej wiary, to za mało na powstanie wiary u innego człowieka, a wystarczająco dla ateistycznych uzasadnień. Wiara, której podstawą jest decyzja i wybór podejmowane i ciągle odnawiane (albo i nie) przez człowieka, była i będzie krytykowana, bo dla krytykującego jest ona stanem drugiego człowieka. Religia może być i jest wspólna, wiara zawsze jest jedna i tak naprawdę bardzo osamotniona, i w stosunkach i życiu międzyludzkim zawsze cudza cudza albo własna. Ale jest ona konsekwencją tej najważniejszej i objektywnie nienaruszalnej wolności człowieka, tej wolności, która nie wiele ma wspólnego z faktem, że człowiek żyje z innymi ludźmi, której nie straciłby, gdyby pozostał sam, której nie traci nawet poczas swego ostatniego tchnienia, tej, wskutek której jest człowiekiem, tej, której w racjonalny sposób racjonalista poddać w wątpliwość nie jest w stanie; nie dlatego, że jest racjonalistą, lecz dlatego, że jest innym, drugim człowiekiem, ciągle szukającym odniesienia do drugiego człowieka. Bezskutecznie, jeżeli pyta przy tym o wiarę drugiego człowieka.
Janek Biernat
Autor:
Janek Biernat
Dodano:
28-06-2006
Pokazuj komentarze
od pierwszego
Aby dodać komentarz, należy się zalogować
Zaloguj jako
:
Hasło
:
Zaloguj przez OpenID..
Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a -
załóż konto..
Reklama
[
Regulamin publikacji
] [
Bannery
] [
Mapa portalu
] [
Reklama
] [
Sklep
] [
Zarejestruj się
] [
Kontakt
]
Racjonalista
©
Copyright
2000-2018 (e-mail:
redakcja
|
administrator
)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365