Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.452.459 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"Tolerancja jest to gotowość przyznania przedstawicielowi innego światopoglądu tej samej dozy inteligencji i dobrej woli, co sobie."
Komentarze do strony Syndrom świni

Dodaj swój komentarz…
FSO - do rzeczy?
moze tylko tyle ze do normalnosci daleko nam jeszcze od samej sprzedazy i sposobu myslenia po czas w jaki mam sie zwrocic zainwestowany pieniadz w dana dzialalnosc.
pzodt
Autor: FSO Dodano: 20-03-2007
Reklama
Autor - Do rzeczy.
Dwie są możliwości: wypowiadać się do rzeczy albo na temat. Póki co, wypowiedzi są na temat. Może by więc bardziej do rzeczy?
Autor: Autor Dodano: 18-03-2007
do Arts - mialkie postrzeganie ekonomii
Witam,
Fakt- ekonomia to prawo popytu i podazy i takie tam. jezeli na rynku jest ograniczona liczba artykulu a duzo wieksza liczba kupujacych winduje cene i na odwrot.
co do allegro jest tio aukcja gdzie lista towarow wypisana jest na tablicy ogloszen kazdy wchodzi i mowi mam karte ide licytowac i krzyczy swoje. i tyle. jezeli ktos nie doczyta albo nie dojedzie to juz jego problem. czasami ludzie nie wiedza co maja czasami nie ma na to chetnych czasem jest ich za duzo. urok zycia.
mechanizm rozmowy dotyczy towaru ktory jest robiony na zamowienie przez : nie tego kto go bedzie sprzedawal i nie on go skladuje czyli w zasadzie nie ma zadnych kosztow - poza zajeciem placu na kilka dni.
te 30% albo mniej musze miec ja nie on. on - tylko sprzedaje czy moze az sprzedaje niewazne. te 30 procent gwarantuje mu jedno - ma wszystko gdzies - to czy jest towar wlasciwie skladowany czy jest reklamowany itd. bo on z tych procentow pokryje wszelkie mozliwe straty. co juz jest lenistwem i to okrutnym.
jest zawsze inne wyjscie ktorego ja nie akceptuje: sprzedac taniej gorszy towar: pare milimetrow tu kilka mikronow tam niby ta sama marka ale jakas inna. wyjdzie i tak za lat pare uznaja ze sie wytarlo. jak wszystko co nowe. to juz nie to co dawnej. moze co ktorys pogada z sasiadem a ten mu powie ze dal kilka zlotych wiecej i jemu sie nic nie dzieje i tak uslyszy ze przeplacil i nie kupil okazyjnie. ale to nie ma zwiazku z tym co jest teraz.
pozdr
Autor: do Arts Dodano: 17-03-2007
ats42 - Rzeczpospolita Dziadów Kalwaryjskich
Drogi FSO!

Z twojego postu przebija się miałkie i potoczne postrzeganie ekonomii i ekonomiki przedsięwzięć. Trzydzieści procent marży to jest standard, albowiem dystrybutor ma z tego pokryć koszty utrzymania lokalu (czynsz, energia elektryczna, energia cieplna, wywóz śmieci, woda i kanalizacja, telefony), transportu, płace pracowników, ubezpieczenie majątku, podatek dochodowy itp., itd. Nie weźmie sobie tych 30% do kieszeni w calości, to więcej, niż pewne. Ponadto towar, który dobrze schodzi musi pokryć koszty zakupu, dystrybucji i składowania towaru, który sprzedaje się gorzej lub w ogóle przynosi straty, a tak się często zdarza.

Kolejna sprawa jest taka: pieniądze zarabia się w jednostce czasu a nie "w ogóle". Jeden dobry deal na rok i można 364 dni gruchę obijać, ale średnia miesięczna może być kiepska, a ta jedna transakcja to raczej wypadek przy pracy, a nie praca i zarobki, bo nikt raczej nie dąży w tym kierunku- poza niebieskimi ptakami.

Zapomniał też wół, jak cielęciem był?

Za komuny tęskonota za pięknie wydanymi książkami, w twardych oprawkach, z mnóstwem kolorowych ilustracji, oraz za równie pięknymi, kolorowymi gazetami i czasopismami była powszechna. I gdy to się ziściło, a przy okazji ustały dotacje, to się okazało, że jest to drogie, i nagle zachciało się książek wydawanych na papierze makulaturowym, bez obrazków?

Czasem ta sama książka jest wydawana w dwóch wersjach, np. kupiłem piękne, ilustrowane wydanie "Kodu Leonarda da Vinci" za 50 zł zamiast pocket-booka za 30 zł. Jednakże już te 30 zł jest dla przeciętnego rodaka ceną wystarczjąco zaporową, że czy książka będzie kosztowała 30 czy 40 zł nic- nie zmienia w sytuacji wydawcy- i tak sprzedaż będzie szła opornie, więc po co ograniczać jakość produktu. Przy okazji okazuje się, że z wydawania książek (od autora począwszy- graficy, opertatorzy DTP, drukarze, drwale i wozacy, producenci papieru, farby, kleju, płótna, nici, komputerów, oprogramowania, kierowcy, palacze, elektrycy, pośrednicy, hurtownicy, detaliści-itp, itd) żyje cała masa ludzi!!! Ci ludzie nie mieliby z czego żyć, gdyby nie wydawano książek, albo by musieli sobie wymyśleć inne zajęcie. Wymyśleć, bo to, co już jest wymyślone, to i jest obsadzone kadrowo. Więcej wydanych książek, to też więcej wyrąbanych lasów- może lepiej popierać czytelnictwo jako takie, niż kupowanie?

Poruszył Pan też wątek sprzedaży aukcyjnej w internecie i tego dotyczy tytuł mojego komentarza: jedno wielkie kalwaryjskie dziadostwo!
Temat bedący polem do popisu dla psychologa, a często i psychiatry. Miejsce bezkompromisowej deprecjacji wartości i hucpy dziada, który z jedną zasraną złotówką chce żądać i wymagać.

Rozpiętość cen uzyskiwanych na aukcjach za dokładnie taki sam towar często dochodzi do setek procent! To samo można raz sprzedać za 500 zł, a za kilka dni nie będzie chętnych do kupienia za złotówkę!
Aukcja internetowa to miejsce, gdzie prawo popytu i podaży przybiera formę karykaturalną: popyt pojawia się najczęściej dopiero w momencie, gdy zaistnieje szansa zakupu za psi grosz rzeczy obiektywnie bardzo wartościowej, która najczęściej nie jest tak bardzo porządana ze względu na swą normalnie wysoką cenę, a wysokie licytacje dotyczą jedynie rzeczy albo endemicznych w ogóle, albo mało dostępnych czasowo. Istnieje symptomatyczne zjawisko: licytant, który przegrał licytację o złotówkę na poziomie np. 499 zł towaru, który poszedł za 500 zł, przy licytacji takiego samego towaru kilka dni później albo nie bierze w niej wcale udziału, albo licytuje nie więcej, niż połowę powyższej kwoty. Wystawienie jednocześnie kilku identycznych towarów albo dramatycznie obniża ceny uzyskiwane w licytacjach, albo powoduje długotrwałą zwłokę potencjalnych nabywców w oczekiwaniu na jeszcze dalszy spadek cen.

Na aukcji internetowej nabywca jawnie okazuje lekceważnie sprzedawcy oferując śmieszne kwoty za jego towar i jawnie - jeśli dojdzie do rozmowy- oświadcza, że gówno go obchodzi, za ile sprzedawca towar nabył, bo on i tak więcej nie da. Tak się dzieje na aukcjach. Ale czy ten sam klient widząc, że w salonie Mercedesa przez dwa miesiące nie sprzedano żadnego samochodu, pójdzie do tego salonu i zaoferuje, że z wielkiej łaski to on jest skłonny dać 5 zl za egzemparz wystawowy stojący pod kloszem? Czy pójdzie do sklepu chandryczyć się o cenę bułki?
Nie, polem do popisu dla dziada będzie aukcja internetowa, gdzie dowartościuje się nabywając za symboliczną kwotę relatywnie wartościowy towar- mając przy tym w głębokim poważaniu interes sprzedawcy, który wpakował się na minę wystawiając go bez ceny minimalnej.

W tak zwanym cywilizowanym świecie rozpiętość dochodów jest mniejsza, niż w Polsce, a na rynku obowiązuje niepisana zasada: jak nie dasz zarobić innym, to inni nie dadzą zarobić tobie, bo nie będą mieli z czego. Wielkie strumnienie pieniędzy krążą między ludźmi zmieniając kieszenie, ale tylko niewielka ich część odpływa w celu akumulacji kapitału. Stosowanie zasady, że będę sprzedawał drogo, a kupował tanio, zamiast zasady: będę sprzedawał na podobnym poziomie, co kupuję, prowadzi rychło do zamiany ról i pan staje się dziadem.

Niedawno znajomy zlecił mi projekt folderu reklamowego dla pewnej firmy, za który skasowałem go nieprzesadnie moim zdaniem, jednak uznał, że 2 razy drożej, niż by mu to zrobili "na mieście". Zapytałem więc: A czy nie przeszkadza Ci, że przez te niskie ceny usług ci ludzie na okrągło wcinają chleb ze smalcem i zalegają z czynszem, i nigdy nie staną się tą drogą klientami firmy, dla której był ten prospekt? Jako Polak-katolik, patriota i obywatel nie bolejesz nad faktem, że twoi rodacy skurwiają się za marny grosz, lęgnie się kalwaryjskie dziadowstwo, bo nie łączy Cię z nimi jakakolwiek wspólnota interesów a swój własny interes traktujesz jednokierunkowo?

No i co mi koleś odpowiedział? W tym sęk, że nic.
Autor: ats42 Dodano: 14-03-2007
FSO - skads to znam...
Witam, zaczne od mojej dzialki, budowlanej ze sie tak wyraze. robie to i owo i penwego dnia poszedlem do hurtownika z oferta: mam fajny towar dobry i niedrogi i w ogole z atestami mozliwemi. mowie mu cene i dowoz ile kosztuje, a ten gosc jeden liczy na liczydle: to co mu podalem [niech bedzie 1000 zl za jednostke] X 1,3 i mowi: to nie zejdzie.... tez bym chcial miec tyle co on wyliczyl dla siebie bez ryzyka bez niczego....
czyzby skads znane? moze inne cyfry mechanizm ten sam.
poza tym: nikt nie chce wydawac niezlych pozycji i poszukiwanych na szaroszarym papierze z szara okladka za nascie zlotych... ciekawe czemu? a mi na takich zalezy... poza tym wszystko co wydane przed 89 wydaje sie byc nie bardzo.
moze my mamy taki jeden problem - wahadlo raz z jednej strony wyrzucone na ograniczenie a potem z drugiej - w zasadzie z niewielkimi okresami wzglednej normalnosci?
ps.
ksiazki to ja kupuje na internecie, mozna znalesc cuda za niewielkie pieniadze, albo wrecz na odwrot - pozycje ktorych nikt nie wydaje za sakramenckie pieniadze.
ps2. budownictwo tez zna sporo przecinkow, w temacie ksiazek wszystkie juz zostaly, przecinki, znaczy sie powiedziane.
pozdr
Autor: FSO Dodano: 13-03-2007
ats42 - Ech! Idealiści...  -1 na 1
Dobrze Waść prawisz: dawniej książki były tanie! Władze PRL i komuna w ogóle, stawiały na oświatę i wychowanie, oraz na kulturę masową, dotowały więc wszystko, książki też. Dzięki temu wybitne pozycje trafiły pod strzechy i parędziesiąt roczników się jako-tako wyedukowało.

Jednakże wyciąganie wniosku, że cena książek dzisiaj jest za wysoka ze względu na li tylko i wyłącznie zdzierstwo pośredników- jest jednak nieuprawnione. Czemu przeróżni sales-managerowie zarabiają krocie? A bo w dzisiejszych czasach wyprodukowanie czegokolwiek nie jest żadną filozofią. Problemem natomiast jest sprzedanie tego czegoś.

Spece od marketingu nie łamią sobie głowy nad tym, czy Kowalski zarobione pieniążki w ogóle wyda, czy wpakuje na lokatę- to jest problem dla Rady Polityki Pieniężnej. Spece od sprzedaży zmóżdżają się nad problemem NA CO Kowalski pieniążki będzie skłonny przeznaczyć, jeżeli nie będzie to lokata.

Pamiętacie czasy taniej książki, to potraficie sobie także przypomnieć, ile kosztowało mięso, ile wędlina, a jak znacznie tańsze były sery i ryby.
Dzisiaj hurtownicy dyktują ceny mięsa, serów i ryb tak, aby w sprzedaży detalicznej utrzymać sztucznie w miarę równomierny zbyt na wszystkie asortymenty, aby ludzie - przy wyrównanych cenach mięsa, nabiału i ryb-kupowali WSZYSTKO kierując się gustem, a nie wyłącznie ceną, bo by się mogło okazać, że 40 mln Polaków jest gotowe w całości się przestawić na twarożek ze szczypiorkem, gdyby był 5x tańszy od kiełbasy.

Dopóki książki są tak drogie, jak są, to dla własnego dobrego samopoczucia można sobie wmawiać, że się ma rację, iż ich sprzedaż nie idzie, bo są drogie. A co będzie, jak stanieją? Czy ich sprzedaż wzrośnie? Niekoniecznie, a nawet na pewno nie.

Dzisiaj książka ma szaloną konkurencję. Jest to wynalazek starszy niż kino, a i to ostatnie też stało się drogie- i też ma konkurencję. Telewizja, DVD, internet, CD, CD-ROM- to jest konkurencja dla starszych form przekazu. Ponadto zmienił się model życia i jego tempo- ludzie nie mają albo czasu na czytanie książek, albo nie mają cierpliwości, albo jednego i drugiego. Nie zmieni tego faktu nic, nawet wmawianie sobie, że to tylko kwestia finansowa. Biblioteki publiczne są bezpłatne, a czytelnictwo systematycznie spada i tak.

Czy książka będzie kosztowała 10 zł czy 100 zl, to konkurować będzie musiała nie tylko z TV i internetem, ale także z jogurcikiem Danone, wczasami w Tunezji, opłatą za gaz, przeglądem technicznym pojazdu a w porywach także z flaszką, extasy, gaciami ze szmatexu i chlebem nożem smarowanym. Zaprawdę, powiadam Wam, konkurencja dla książki jest olbrzymia.

W czasach taniej książki mój majątek mieścił się w biurku i w bibliotecze z książkami o szerokości 120 cm. Łachy na wszystkie sezony i okazje zajmowały raptem połówkę szafy. W mieszkaniu w bloku był luz mimo jego malutkiego metrażu- nie było nadmiaru gratów, a tym bardziej dupereli.
Dzisiaj mieszkanie jest tak napakowane, że większość książek wylądowała w tekturowych pudłach w... piwnicy, bo nie ma gdzie ich trzymać! Kupno jednej książki na rok nie robi wielkiego problemu, aby ją gdzieś upchnąć (marginalizując finanse), lecz przy jednej książce na miesiąc po 5-u latach byłoby to 60 książek: gdzie to wsadzić?! Nie jestem jedynym, kto ma z tym problem.

Kiedyś, przy braku zachodniej konkurencji, Połomski i Sipińska zdobywali "Złote Płyty" mając nakłady ponad 100.000 egzemplarzy, a dzisiaj "Złota Płyta" to raptem (bodajże) 20.000 sprzedanych, tak trudno jest sprzedać cokolwiek. I nie tylko cena tu decyduje, to jest kwestia ogólnej równowagi rynku: pieniądze wydane na jedno nie będą wydane na drugie. Ergo: aby utrzymać ofertę rynkową trzeba kanalizować przepływy pieniędzy tak, aby przy wysokim ryzyku handlowym zapewnić szybkie tempo zwrotu nakładów, a potencjalne zyski to już jest toto-lotek.

Dzisiaj książka dla większości społeczeństwa nie jest artykułem pierwszej potrzeby. Jej sytuację mogę odnieść do sytuacji znanej mi z rynku sprzętu fotograficznego. Większość ludzi kupuje jeden aparat fotograficzny ze średniej półki cenowej na długie lata. Znikoma ilość kupuje bardziej zaawansowane modele, a tylko maly procent z tej grupy dokupuje jakieś dodatkowe akcesoria do swoich aparatów: obiektywy, lampy, filtry- przez co ten dodatkowy osprzęt, aby tylko być w ofercie, musi być absurdalnie wręcz drogi w stosunku do podstawowego sprzętu, bo pewność jego zbytu jest mała, tempo sprzedaży bardzo wolne, koszty produkcji przy relatywnie małych seriach bardzo wysokie.
Ten osprzęt to jak druga, trzecia i kolejne książki dokupione do książki zasadniczej- mało kto ich potrzebuje z natury, pomijając finanse.

Módlmy się więc jedynie o to, aby tym "sprzętem podstawowym" nie była tylko książeczka do nabożeństwa, a reszta już będzie cacy.
Autor: ats42 Dodano: 13-03-2007
Ondraż B. - Link to powyższej informacji
http://ksiazki.wp.pl/wiadomosci/wiadomosc.html?id=33511&rfbawp=1173787044.006&kat=0&kol=2&data=2007-03&s=0
Autor: Ondraż B. Dodano: 13-03-2007
Ondraż B. - Z ostatniej chwili - hehehe
"Zamach na polską książkę"
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Księgarzy (OSK) szacuje, że przeniesienie sprzedaży podręczników do szkół może spowodować upadek w ciągu kilku najbliższych lat nawet 80 proc. księgarń i utratę pracy przez ok. 30 tys. osób - księgarzy i hurtowników.
Cytat z Wirtualnej Polski
Autor: Ondraż B. Dodano: 13-03-2007
Ondraż B. - trochę to dziwne...
"ludzie nie czytają bo książki za drogie"
Ja czytam 1-2 książki tygodniowo, tyle mam czasu. A kupiłem w zeszłym roku 6 sztuk. Gdyby były tańsze to kupiłbym więcej, ale nie przeczytałbym więcej.
Autor: Ondraż B. Dodano: 13-03-2007
Andrzej Koraszewski - smutek syberyjskich tropików
150 lat temu na łajdactwa kapitalizmu jedni zareagowali strajkami, inni artykułami postulującymi lepszy świat, a jeszcze inni spółdzielczością. Ta ostatnia metoda tu i ówdzie zadziałała, zarówno (a może nawet głównie) w środowisku wiejskim jak i na innych polach. Tu i ówdzie spółdzielczosć przyczyniła się do poprawy kapitalizmu i do lepszego działania niewidzialnej ręki rynku, dzięki widzialnej współpracy. Na uczciwych pośredników nie ma co czekać. Obawiam się, że nie przyjdą. Oczywiście potrzebne jest państwo jako nocny stróż (ale u nas będzie to nieodmiennie jakiś Ziobro albo inny Kamiński), ale spółdzielczość okazywała sie skuteczniejsza. Szkoda, że nie u nas.
Autor: Andrzej Koraszewski Dodano: 13-03-2007
S_Works - Szkoda...
Szkoda tym wieksza z mojego punktu widzenia, poniewaz nieomal wychowalem sie na ksiazkach niezrownanego K.O. Bordhadta i Fredericka Marryata.
Autor: S_Works Dodano: 12-03-2007
krisoul - .
Książka w Polsce kosztuje tyle samo co w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Zarabiamy kilka razy mniej. To główny problem,że ludzie książek nie kupują, w konsekwencji nie czytają.

Kapitalizm to system oparty na kapitale. Kto ma kapitał- ten ma lepszą pozycje w negocjacjach.

Kapitalizm to system, który cechuje się nadprodukcją. Łatwiej jest wyhodować świnie, niż zrobić z niej kiełbasę. Potrzebne są budynki, taśma produkcyjna, zezwolenia z UE, kafelki na podłodze. Później dochodzą mordercze negocjacje z sieciami handlowymi.

Te z kolei zabiją się między sobą o klienta, stawiając blaszane konstrukcje, płacąc bardzo niskie stawki swoim pracownikom, ponieważ klienci chcą za jak najlepszą jakość zapłacić jak najmniej.A zyski trafiają do właścicieli.

W kapitalizmie najważniejszy jest właściciel. Persona z mocą pieniędzy,badź w przypadku wszelkich mediów sławy.

Pan tej sławy nie ma. Ciężko jest wygrać z Harrym Potterem, JP II, Gretkowską i Coehlo. Oni chcą mieć pewność, że gdy od Pana ściągną ryzyko- to dalej sprzedadzą książki.

Ciężko jest wygrać, nie z tego wzlędu,że jest Pan gorszy. Z tego zaś wzlędu, że "wielcy" mają kapitał na piękne słowa, obrazy -całą reklame, i działania PR. Tłum wierzy.

Ci silniejsi w negocjacjach siedzą w hurtowniach, zamkniętych, ciemnych pomieszczeniach,wśród ludzi nie zawsze ciekawych. Pan zaś dużo widział, czuł nie jeden wiatr we włosach, spotkał wiele ciekawych osób.

Pieniądze to nie wszystko, choć wszystko można za nie kupić.

W świecie kup-sprzedaj, popyt,podaż, cena, sprawiedliwość to hasło dla etyków, filozofów i kapłanów.
Autor: krisoul Dodano: 12-03-2007
bear - heh
Można tylko westchnąć... tak to juz jest, że im kto więcej włoży pracy to mniej zarabia!
Autor: bear Dodano: 12-03-2007

Pokazuj komentarze od pierwszego

Aby dodać komentarz, należy się zalogować

  

Zaloguj przez OpenID..
Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto..

Reklama
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365