Troskę o stan emocjonalny pacjenta onkologicznego powinno się traktować na równi z leczeniem - ocenia dr Katarzyna Kamińska. Dlatego zamierza wykazać, że istnieje bezpośrednie powiązanie pomiędzy stanem emocjonalnym pacjenta, poziomem beta-endorfin w jego organizmie, a odpowiedzią na leczenie onkologiczne.
Beta-endorfiny, zwane hormonami szczęścia, mają najmocniejsze działanie spośród całej rodziny endorfin. "Ich poziom podnosi się, gdy jesteśmy szczęśliwi, uśmierzają ból, pomagają walczyć ze stresem. W sytuacji choroby oddziałują na układ odpornościowy człowieka, stymulując go do walki z chorobą" - przypomina dr n. rol. Katarzyna Kamińska z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie.
Hormony te zwiększają też agresywność komórek układu odpornościowego, zwanych "naturalnymi mordercami", wobec nowotworu. "Beta-endorfina zwiększa ich agresywność, a one jako pierwsze znajdują się w miejscu rozrostu guza i walczą z nim" - mówi uczona.
Ta właściwość spowodowała, że grupa amerykańskich uczonych przedstawiła nawet pomysł leczenia nowotworów poprzez przeszczepianie do mózgu komórek nerwowych odpowiedzialnych za wydzielanie beta-endorfiny. W taki sposób miałyby one pomagać w walce z nowotworami.
"Ja chcę sprawdzić, czy istnieje bezpośrednie powiązanie pomiędzy stanem emocjonalnym pacjenta, poziomem beta-endorfin, a jego odpowiedzią na leczenie onkologiczne" - powiedziała PAP dr Kamińska. "Choć wpływ beta-endorfin na proces zdrowienia jest udowodniony naukowo, to jednak do tej pory nie było kompleksowych badań, które pokazałyby zależność między stanem emocjonalnym pacjenta, poziomem beta-endorfin, a jego odpowiedzią na leczenie" - zaznacza badaczka.
Swoje badanie przeprowadzi dzięki wygranym 100 tys. złotych (w tym 20 tys. złotych stypendium oraz subwencja w wysokości 80 tys. złotych) w konkursie INTER Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.
Podczas badania stan emocjonalny pacjenta będzie określony na podstawie specjalnie przygotowanego testu psychologicznego. Składa się on z 25 pytań oceniających kondycję psychiczną pacjenta, np. "staram się nie myśleć o swojej chorobie", "jestem zatrwożony z powodu zachorowania". Przy każdym pytaniu pacjent może wybrać jedną z czterech możliwych odpowiedzi. Poziom beta-endorfiny będzie oznaczany we krwi osoby badanej. W dalszym etapie badań onkolog prowadzący danego pacjenta udzieli informacji, jak odpowiedział on na leczenie.
"Na podstawie testu będę znała stan emocjonalny i poziom beta-endorfiny, potem przekonam się, czy pacjent odpowiedział pozytywnie czy negatywnie na leczenie. Porównam ze sobą kilka grup pacjentów i będę próbowała z wykorzystaniem statystyki znaleźć korelację pomiędzy trzema składowymi" - opisuje badaczka.
Dr Kamińska chce zbadać pacjentów z kilku grup. Pierwszą będą stanowiły osoby, które niedawno dowiedziały się, że mają chorobę nowotworową. W drugiej grupie znajdą się pacjenci po operacji nowotworu jelita grubego. Wśród tych osób wyodrębnione zostaną dwie podgrupy: jedną z nich będą stanowili pacjenci, u których nowotwór został usunięty, a drugą podgrupę osoby z przerzutami do innych organów. Ostatnią grupę stanowią osoby w zaawansowanym stadium nowotworu, objęte opieką paliatywną. Naukowcy zakładają, że w każdej z grup znajdzie się 20 osób.
Badaczka przyznaje, że pomysł na projekt naukowy powstał w wyniku kontaktów z pacjentami onkologicznymi. "Zauważyłam, że pacjenci nie stosują się do zaleceń onkologa, aby zgłosić się do psychologa. Są podłamani i nie dbają o swój stan emocjonalny. Dlatego chcę udowodnić, że nawet pośrednie dbanie o poziom beta endorfiny poprzez troskę o stan emocjonalny z pomocą psychologa może mieć ogromny wpływ na proces leczenia. Troskę o stan emocjonalny pacjenta powinno się traktować na równi z leczeniem onkologicznym" - podkreśla dr Kamińska. "Jeśli pacjent jest pozytywnej myśli, to może przekładać się na wyższy poziom beta-endorfiny w jego krwi, a to z kolei na odpowiedź na zastosowane leczenie" - dodaje.
W drugiej części swojego projektu dr Kamińska chce sprawdzić bezpośredni wpływ beta-endorfiny na komórki nowotworowe. Zamierza podać ją bezpośrednio do hodowli komórek nowotworowych i sprawdzić, czy na poziomie genów działają jakoś na nowotwór, skutkując np. spowolnieniem lub zahamowaniem ich podziału.
Badania powinny się zakończyć w grudniu 2014 roku. "Mam nadzieję, że będą zalążkiem większego przedsięwzięcia, bo czas, w jakim musimy je przeprowadzić jest bardzo krótki" - zaznaczyła badaczka.
PAP - Nauka w Polsce. Ilustracja: freedigitalphotos.net |