W Ameryce znowu głośno na temat kreacjonizmu, tym razem za sprawą głosowania w Senacie Stanowym Indiany, w którym większość senatorów opowiedziała się za zezwoleniem szkołom nauczania "różych teorii powstawania życia", włączając tych głoszonych przez chrześcijaństwo, judaizm czy scjentologię (The Scientist). Była to i tak zmodyfikowana wersja ustawy, która w swej oryginalnej wersji zakładała nauczania tylko "nauk kreacjonistycznych" - teraz uwzględniono również zapatrywania innych religii (The Scientist).
Wszystko to miało miejsce pomimo apeli zarówno naukowców, jak i duchownych, aby oddzielać pole nauki od religii (NWI Times). Jeden z senatorów głosujących za przyjęciem ustawy, Scott Schneider, argumentował w The Republic: "Czego się obawiamy? Zezwolenia na posiadanie przez studentów dodatkowej opcji w przeciwieństwie do ograniczania ich horyzontów?". Wydaje się, że niewiele przejmowano się faktem, że żadna z hipotez kreacjonistycznych nie jest naukowa, a nawet jeśli wysuwa jakkolwiek testowalne twierdzenia (jak w przypadku "nieredukowalnej złożoności" Behego, Wikipedia), to są one błędne.
Niemniej, nim ustawa zostanie ostatecznie przyjęta, musi być jeszcze zatwierdzona przez Izbę Reprezentantów oraz przez gubernatora Mitcha Danielsa. Jeśli nawet do tego dojdzie, szkoły nie bedą miały nakazu nauczania teorii kreacjonistycznych, ale jeśli się na to zdecydują, to będą miały takie prawo. Tak więc stan Indiana nie wystosuje oficjalnych programów nauczania uwzględniających kreacjonizm, ale pozostanie to w gestii samych szkół. Katarzyna Kulma |