Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Demokratyzacja własności przedsiębiorstw
Ministerstwo Rozwoju chce popularyzacji akcjonariatu pracowniczego. Ma to być
jeden ze sposobów na zwiększenie dochodu Polaków. — Idea sprawdza się w rozwiniętych gospodarkach. Sprawdzi się i w Polsce — przyznaje Marc Mathieu,
ekonomista i dyrektor Europejskiej Federacji Akcjonariatu Pracowniczego. ObserwatorFinansowy.pl: Wszyscy mogą być kapitalistami?
Marc Mathieu: Nie, oczywiście, że nie. Bycie kapitalistą to wybór
indywidualny. Nie wszyscy chcą się bogacić i akceptują większe ryzyko.
A jednak akcjonariat pracowniczy, którego pan jest propagatorem,
polega na tym, że z robotników robi się kapitalistów. Zakłada się, że gdy
otrzymują oni udziały w firmach, zyskają możliwość wpływania na zarządzanie
nimi.
To prawda. Akcjonariat pracowniczy jednak bazuje na wolnym wyborze. Masz
możliwość, ale nie musisz w tym uczestniczyć. Możesz pozostać zwykłym najemnym
pracownikiem. Nie chodzi więc o to, by z ludzi — czy chcą, czy nie — zrobić
kapitalistów, ale o to, by tym, którzy chcą, a z różnych przyczyn nie mogą, dać
taką możliwość.
Czym różnią się w praktyce firmy, które należą do swoich pracowników,
od tradycyjnych przedsiębiorstw?
Są bardziej efektywne, pracownicy są lepiej zmotywowani, przynoszą większe
zyski.
To zostało udowodnione?
Tak. Stany Zjednoczone to kraj z najbardziej rozwiniętą taką formą własności.
Funkcjonuje tam 10 tys. firm z akcjonariatem pracowniczym. Można łatwo porównać
je z pozostałymi. Okazuje się, że obroty takich firm rosną o ok. 2,5 proc.
szybciej od innych. Szacuje się, że 2 mld dolarów ulg podatkowych, którymi
zachęca się firmy do przechodzenia na ESOP [Employee Stock Ownership Plan -
angielska nazwa na akcjonariat pracowniczy — przyp. red.], przekłada się na
zwiększenie obrotów gospodarczych o ok. 17 mld dolarów.
We Francji, gdzie także jest rozwinięty akcjonariat pracowniczy, w firmach
tego typu wskaźnik nieobecność w pracy jest o 50 proc. mniejszy niż w innych. To z całą pewnością wielka oszczędność dla tych firm i przewaga konkurencyjna.
Własność pracownicza, ten miernik prawdziwej demokracji, rozwija się w Wielkiej Brytanii, kurczy natomiast w Europie kontynentalnej. MA.
Źródło
Skoro ESOP-y są lepsze niż firmy tradycyjne, to dlaczego rynek ich
nie promuje? W końcu rynek to mechanizm premiujący rozwiązania bardziej wydajne...
Rynek promuje akcjonariat pracowniczy, ale w niewystarczającym stopniu.
Dlatego właśnie państwo może w tym pomagać, dając przedsiębiorcom i pracownikom
odpowiednie zachęty fiskalne. Do tego jednak potrzeba woli politycznej.
W Polsce taka wola chyba jest. Nasz rząd ideę zwiększenia posiadania
kapitału w polskim społeczeństwie uczynił jednym ze swoich naczelnych celów.
Akcjonariat pracowniczy ma w tym pomóc.
To dobrze. Można wybrać ścieżkę Rosji i oligarchizację, czyli skupienie
majątku w rękach niewielkiej grupy, a można wybrać demokratyzację kapitału. Ten
drugi wybór jest, oczywiście, lepszy. Potrzeba wam jednak dobrej legislacji,
żeby idea akcjonariatu pracowniczego wypaliła. W USA i Francji taka legislacja
została wprowadzona przed pięćdziesięciu laty. Tam tego typu firmy są już
rozwinięte. To najlepsze wzory.
Co ma pan na myśli, mówiąc „dobra legislacja"?
W krajach z rozwiniętym akcjonariatem pracowniczym mamy mnóstwo różnego typu
przepisów, które ułatwiają mu działanie. Mamy osobne prawa dla startupów, dla
małych i średnich firm, dla dużych przedsiębiorstw. Żeby promować skutecznie
akcjonariat pracowniczy, nie można wdrażać polityki typu „jeden rozmiar dla
każdego".
Od czego zacząć?
Od prostej rzeczy, czyli wspomnianych zachęt podatkowych. W Austrii
wprowadzono prosty instrument: zwolnienie z podatków do 3 tys. euro rocznie
korzyści, które pracownik uzyskuje dzięki posiadaniu akcji firmy. Ważne jest,
żeby polityka wspierająca akcjonariat pracowniczy miała stały charakter. Po 1989
r. sprywatyzowaliście część firm, sprzedając udziały pracownikom, ale to był
jednorazowy strzał. Jeśli nie ma stałych zachęt, ludzie w końcu swoje udziały
odsprzedają i akcjonariat pracowniczy umiera.
Jak dokładnie działa akcjonariat pracowniczy i na czym polegają te
korzyści?
Są różne modele. Można powiedzieć, że gdy pracownik z własnych pieniędzy
kupuje akcje swojej firmy, tworzy właśnie akcjonariat pracowniczy. We Francji
funkcjonują spółdzielnie pracownicze — w sumie 1,5 tys. takich organizacji. Ale
to nie jest ten rodzaj akcjonariatu, o którym mówię. W najlepszym moim zdaniem
modelu amerykańskim pracownik na zakup akcji nie wydaje ani grosza, a pracownicy
są właścicielami 100 proc. udziałów.
Jak to?
To proste. Otrzymują oni „za darmo" udziały w firmie, ponieważ istnieją banki i kredyty. Załóżmy, że właściciel firmy przechodzi na emeryturę. Sprzedaje
wówczas pracownikom udziały, a zakup ten finansuje bank. Pracodawca otrzymuje
mnóstwo gotówki, a kredyt spłacany jest z przyszłych zysków firmy. Pamiętajmy,
że amerykańskie prawo w bardzo atrakcyjny sposób zachęca do sprzedawania firmy
pracownikom: jeśli sprzedający zainwestuje zysk w akcje, jest zwolniony z podatku od ceny sprzedaży. Dla banków to złoty interes, bo przecież właściciel
będzie chciał tę gotówkę zainwestować, w czym one będą mu doradzać i pobierać od
tego prowizję. Udziały firmy wykupione przez pracowników w ramach ESOP będą zaś
ich funduszem emerytalnym, zabezpieczając ich przyszłość.
Może więc polski rząd mógłby przekazać swoje przedsiębiorstwa
publiczne ich pracownikom? Czy nie można by w ten sposób sprywatyzować polskich
gigantów paliwowych? Uporano by się za jednym zamachem i z prywatyzacją i z
promowaniem akcjonariatu pracowniczego. Nikt nie mówiłby też, że polski kapitał
trafił w obce ręce.
ESOP to model dla małych i średnich przedsiębiorstw. Fakt, macie sporo
państwowych gigantów, co mnie prywatnie zaskakuje, ale oddanie ich pracownikom
byłoby głupim pomysłem.
Dlaczego? Przecież akcjonariat pracowniczy sprawia, że zatrudnieni
bardziej dbają o swoje przedsiębiorstwa.
Bo tak jest, ale nie o to chodzi. Chodzi o kapitał. Te firmy są za duże, by
można było przeprowadzić wykup pracowniczy. I tyle. W dużych firmach potrzeba
zewnętrznych inwestorów. Bez nich nie mogą się rozwijać, nie mogą używać dźwigni
finansowej. Nawet sam rząd nie jest wystarczająco silny, by spełnić wszystkie
potrzeby kapitałowe własnych firm i dlatego odsprzedaje część udziałów innym
podmiotom. Owszem, zdarza się, że w dużych firmach pracownicy mają nawet 30
proc. własności udziałów, ale nigdy ten odsetek nie zbliża się do 100 proc.
Podobno posiadanie zmienia człowieka i jest to jedna z idei, na
której bazuje akcjonariat pracowniczy. A jednak wydaje mi się, że istotna jest
tu kwestia ilości posiadanych udziałów. Jeśli pracownik ma zaledwie promil akcji
firmy, to jak może czuć się jej właścicielem? To będzie dla niego zbyt
abstrakcyjne. Czy nie musi mieć istotnej, namacalnej ilości udziałów, żeby sobie
to naprawdę uzmysłowić?
Nie. Ilość udziałów nie jest tak ważna, jak sam fakt ich posiadania. Chodzi
tu o dynamikę grupy. Jeśli wszyscy twoi współpracownicy także posiadają udziały,
wytwarza się grupowe przekonanie, że firma jest naprawdę naszym dobrem i trzeba o nią dbać. Pracownicy wówczas sami na własną rękę starają się wykonywać swoją
pracę lepiej, dyskutują ze sobą o problemach firmy, są lepiej poinformowani w jej sprawach, zaangażowani w ustalanie strategii jej rozwoju.
Chwileczkę — przekonuje mnie pan, że ktoś, kto na co dzień stoi przy
taśmie produkcyjnej, wykonując prostą powtarzalną pracę, po otrzymaniu udziałów w fabryce stanie się jej menedżerem?
Nie, to kwestia indywidualna i zależy od konkretnego pracownika i konkretnej
firmy. Nie ma jednego modelu akcjonariatu pracowniczego dla wszystkich — każda
firma wypracowuje swój indywidalny. Jedno jest pewne — gdy masz udział we
własności, masz także udział w ryzyku i realną motywację, by je kontrolować,
ograniczać, wykorzystywać dla dobra firmy. To, jak to robisz zależy także od
tego, czy jesteś wyedukowany, czy masz odpowiednią wiedzę.
We Francji wszystkie firmy, które chociaż część udziałów sprzedały
pracownikom, prowadzą szkolenia, tworzą specjalne strony internetowe w tym
zakresie. Rośnie więc wśród pracowników świadomość tego, jak dobrze wykorzystać
akcjonariat pracowniczy. Pamiętajmy jednak, że firmy nawet w 100 proc. będące
własnością pracowników zawsze mają profesjonalnych menedżerów. Czasami są nimi
byli właściciele. Często przygotowania do emerytury zaczynają oni już w wieku 40
czy 50 lat, ale po sprzedaży spółki pracownikom wcale nie chcą rezygnować z pozycji zarządzającego. Akcjonariat obywatelski to bardzo inteligentna
instytucja.
W wyniku wykupu pracowniczego wilk jest syty, czyli kapitalista się
wzbogaca, a owca cała, czyli pracownik zostaje uwłaszczony. W dodatku potem
nadal razem rozwijają firmę. To naprawdę realistyczna wizja? Brzmi bardzo...
bajkowo.
Ale często tak bywa.
Gdzie ta koncepcja mieści się w dyskusji o kapitalizmie i socjalizmie?
Jestem ekonomistą, uważam się za naukowca, badam akcjonariat pracowniczy od
20 lat i staram się rozróżniać fakty i ideologią. Niestety, często gdy mówi się o akcjonariacie pracowniczym, ideologia i interpretacje wysuwają się na pierwszy
plan, przyćmiewając fakty. Tymczasem jest to pomysł w pewnym sensie ponad
podziałami ideologicznymi. Czasami wspiera go prawica, czasami lewica. Jakiś
czas temu w Belgii mieliśmy prawicowego i wolnorynkowego lidera nazywanego Babe
Thatcher, który bardzo akcjonariat wspierał. Z drugiej strony na Węgrzech mamy
Viktora Orbana, także prawicowca, któremu się to nie podoba, bo kojarzy się z komunizmem.
Chyba właśnie te skojarzenia sprawiają, że akcjonariat pracowniczy
nie znajduje poparcia w ekonomii głównego nurtu. Stojąca za nim ideologia wydaje
się współczesnym ekonomistom przesiąknięta marksizmem. Podział na pracę i kapitał, konieczność uświadamiania, czyli edukowania pracowników...
Fakt. Ideologiczne okulary ograniczają zainteresowanie akcjonariatem
pracowniczym. Ale nie tylko z prawa. Z lewa także. Za każdym razem, gdy próbuje
się go gdzieś wprowadzić, protestują… związki zawodowe.
Dlaczego?
Bo na co dzień zajmują się ograniczaniem ryzyka dla swoich członków, a akcjonariat pracowniczy to świadome wystawienie się na większe ryzyko. Nagle
okazuje się, że istnieje spora grupa zatrudnionych, którzy chcą mieć realny
wpływ na swoje firmy. Związki tracą monopol reprezentowania pracowników i forsowania własnych postulatów, gdy każdy dosłownie zyskuje bezpośrednią
możliwość wpływania na przedsiębiorstwo. Związki dopiero z czasem przyzwyczajają
się do akcjonariatu i zaczynają go popierać.
We właśnie wydanej książce w Polsce książce „Własność pracownicza"
autorzy wskazują, że nie każdy ESOP działa. Jako przykład podają upadłe linie
lotnicze United Airlines. Najpierw akcjonariat pracowniczy działał tam modelowo,
potem coś zaczynało się psuć — presja na wzrost płac była większa niż na wzrost
produktywności. [ 1 ]
Ależ oczywiście, że nie każda firma posiadana przez pracowników będzie
sukcesem i niektóre zbankrutują. Nie można jednak na podstawie jednego takiego
przypadku wnioskować o całej idei. Dlaczego? Już mówiłem: akcjonariat
pracowniczy dla bardzo niejednorodnej grupy. Każda firma tego typu działa
inaczej i ma własny unikalny model.
Rozmawiał Sebastian Stodolak
Marc Mathieu jest ekonomistą i dyrektorem Europejskiej Federacji
Akcjonariatu Pracowniczego. Rozmowę przeprowadziliśmy dzięki uprzejmości
wydawnictwa Kurhaus Publishing.
Sebastian Stodolak — dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku
Gazecie Prawnej.
>
Przypisy: [ 1 ] UA upadło ponieważ dwa samoloty tych pracowniczych
linii zostały użyte do ataku na WTC — przyp. MA « Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 07-11-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10055 |