|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Huculski liżnik Autor tekstu: Halina Pługator
Przed rozpoczęciem sezonu turystycznego mieszkańcy Jaworowa na Przykarpaciu
zaczęli produkować nowe rodzaje łiżnyków.
Liżnyk — to puszyste cudo, bez którego ciężko jest sobie wyobrazić życie
rodziny huculskiej. Może on być piękną kapą na łóżko, lekką i ciepłą kołdrą,
kilimem na ścianie, czy dywanem na podłodze. Mało kto z turystów może się
powstrzymać, żeby nie kupić liżnyk dla siebie lub w prezencie dla przyjaciół. W Jaworowie, uważanym za stolicę produkcji liżnyków, z owczej wełny robią
prawdziwe cuda. Czym Huculi pocieszą turystów w tym roku, wyjaśniała reporterka
„Kuriera Galicyjskiego". Na wsi jeszcze trwają prace jesienne. Ludzie kończą zbieranie ziemniaków,
palą liście, zbierają owoce. Jednak przy każdym domu na płotach i długich
linwach (metalowe druty, na których się suszy bieliznę — aut.) urządzone zostały
małe wystawy liżnyków — białych, szarych oraz w kolorowe wzory. Jedne już są
gotowe na sprzedaż, inne dopiero zostały wytkane, jeszcze inne się suszą. Jednak
zapobiegliwi Huculi sprzedają teraz mniej. Czekają na turystów.
— Produkcja puszystych cudów stała się sprawą nie tylko rodzin, a całych wsi.
Liżnyki są tkane niemalże w każdym domu — opowiada Kateryna Szkriblak,
przewodnicząca rady wiejskiej, wskazując drogę do gospodarstw znanych tkaczek o nazwisku Petrycz. Na progu wita nas Aleksandra, uczennica szkoły, która przed
chwilą odeszła od warsztatu tkackiego. Otrzepawszy z kolan wełnę, dziewczynka
zaprasza do chaty. Matki w domu nie ma, ale młoda Hucułka ze znajomością rzeczy
opowiada, co może, o samym liżnyku oraz o tym, co się akcentuje, gdy się chce go
sprzedać i na co zwrócić uwagę przy zakupie.
— Tutaj wiele osób interesuje się technologią, próbuje coś tkać, ale proszę
wierzyć — takiego liżnyka, jak w Jaworowie, jednak nikt nie wytka — mówi z dumą
dziewczyna. — Aby otrzymać gotowy liżnyk, trzeba się wiele napracować. Wełna,
którą dopiero ostrzyżono z owcy, ma nieatrakcyjny wygląd i nieprzyjemny zapach.
Aby się tego pozbyć, wełna jest zalewana gorącą wodą i chodzi się po niej, by
dobrze się wypłukała.
Po raz drugi płucze się wełnę rękami pod bieżącą wodą w rzece. Po wysuszeniu
ją się sortuje i czesze specjalnym grzebieniem, na skutek czego tworzy się
puszysty kłębek. Aby ułatwić pracę, obecnie proces czesania został
zmechanizowany. Jednak płaci się przy tym dwie hrywny za kilogram wełny.
Dodać trzeba, że kołdry i poduszki, napełnione wełną czesaną, zapewniają
zdrowy sen, ponieważ wełna skupia w sobie i przekazuje do środowiska do 30%
wilgoci, nie wywołując przy tym uczucia wilgotnej pościeli.
Wełna czesana — jak twierdzi pani Szkriblak — łatwo się skręca w grube
nici-równice, które potem można farbować naturalnymi barwnikami z dodatkiem
łupin cebuli, kory dębu, olchy, bzu, a także liści orzecha. Zdarza się, że
dodaje barwniki chemiczne, ale wówczas wyrób z Jaworowa traci na cenie. Tka się
liżnyki przeważnie na krosnach zrobionych samodzielne. Podstawę do tkania kupuje
się za cenę 20-30 hrywien za kilogram. Jest kilka tradycyjnych wzorów, które
pozwalają rozpoznać, gdzie utkano łiżnyk. W Jaworowie tka się „Krzywy",
„Parkietowy", „Rosyjski", „Z oczkami", „Tęczowy", „Śliwkowy".
Wyrób utkany wrzuca się do specjalnego urządzenia — waliła — ogromnej
drewnianej dzieży zwężonej u dołu, do której z ogromną siłą spada potok wody,
doprowadzony przez rynkę. Wyrywa on i szybko wznosi się ku górze, tworząc wir, w którym liżnyki „walają się" przez kilka godzin. W trakcie tego walenia łiżnyki
stają się mocne i puszyste.
Potem wyrób suszy się na sztachetach, czesze się specjalną szczotką, aby
nadać wełnie puszystość. Cudo z Jaworowa kosztuje od 130 do 200 hrywien za
liżnyk i 230-300 hrywien za komplet narzut na kanapę i dwa fotele. Z producentami można się targować i zbić cenę.
— Aby wybrać dobry liżnyk, trzeba dobrze się przyjrzeć kolorom. Jeżeli jest
on w odcieniach szarości, czerni i bieli — jest naturalny, a jeżeli ma odcienie
brunatny i zielony — jest farbowany — poucza Aleksandra Petrycz. Potem trzeba
sprawdzić wyrób, patrząc pod światło: jeśli utkany rzadko i widać przez niego
światło, to w walile był niedługo lub wcale. Taki długo nie posłuży. Trzeba też
wydrzeć z niego włosek. Jeżeli jest krótki, to znaczy, że wyrób został utkany z nici przędzonych z włókien, pozostałych na szczotce po czesaniu dobrego łiżnyka.
Wielu, żeby nic nie przepadło, robi łiżnyki z surowca drugiego gatunku. Trzeba
też dobrze się przyjrzeć podstawie, która powinna być jedynie z wełny.
W Jaworowie mówi się, że prawdziwy łiżnyk ma szczególną energię, zaś
mieszanie kolorów naturalnych dobrze wpływa na wzrok. Także narzuty karpackie są
znane ze swych właściwości leczniczych — pomagają walczyć z zapaleniem korzonków
nerwowych i przeziębieniami. Aby się wyleczyć z przeziębienia, zaleca się
natrzeć całe ciało wódką i bez ubrania zawinąć się w łiżnyk. Siła „żywej" wełny
owczej zrobi swoje — choroba minie, jak ręką odjął.
Kilka lat temu w Jaworowie zaczęto robić płaszcze i kurtki z tkaniny na
liżnyki. Każda część ubrania jest tkana oddzielnie, potem je się ręcznie zszywa.
Cena ubrań liżnykowych waha się w granicach od 120 do 200 dolarów. Kiedy jest
wilgotno, zakładać takich ubrań nie warto, ale na pogodę suchą i mroźną będą w sam raz.
Tekst ukazał się w nr 9-10 (51-52)
Kuriera
Galicyjskiego
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 29-01-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10084 |
|