|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Chrześcijaństwo » Protestantyzm » Luteranizm
Lisicki: Luter nowym Arminiusem. Reformacja i niemiecki nacjonalizm Autor tekstu: Paweł Lisicki
Pierwotnie humanizm oznaczał powrót do źródeł greckich i rzymskich, a także do Pisma Świętego i do Ojców Kościoła. Wielu humanistów
tym samym krytykowało scholastykę, a niektórzy nawet
odziedziczoną religijność. Jednak w Niemczech humanizm zyskuje
inne oblicze. Jest ruchem sprzeciwu wobec dominacji cywilizacyjnej
Włoch i dąży do podkreślenia wielkości, odrębności Niemiec.
Ten sam Ulrich von Hutten, poeta i rycerz, który wyśmiewał
przeciwników Reuchlina, tworzy nową, niemiecką mitologię. Wywyższa
heroizm prostego germańskiego ludu, którego prześladowcą
od zawsze był Rzym. Najpierw pogański, teraz papieski.
Głosi pochwałę Arminiusza, wodza dawnych Germanów.
W jego utworach najlepiej widać straszną siłę resentymentu,
który odegrał tak ważną rolę w przygotowaniu mas na rewolucję
Lutra. „A tam nienasycony czerw pożera ziarno, ogromne ilości, a współżarłoków dookoła mnóstwo. Wyssali z nas krew, mięso z nas ogryźli i dobierają się do szpiku, roztrzaskają kości i rozgniotą
nas na miazgę". Kim są ci żarłocy, którzy wyssali z biednych Niemców
krew i rozgniotą ich na miazgę? Oczywiście, to Włosi. Hutten
wzywa Niemców do powstania przeciw włoskiej pysze i Rzymowi,
który wysysa z Rzeszy żywotne soki. Niemcy muszą teraz pomścić
hańbę — „Przedtem mogły nas wstrzymywać względy religijne i święta trwoga — teraz zmusza nas naga konieczność".
Kiedy dochodzi do wybuchu Lutra, Hutten szybko, po tym jak
zrozumiał, że nie jest to po prostu mnisza wojna, dołącza do reformatora,
staje się jego heroldem i piewcą. Od tej pory spór humanistów
niemieckich i włoskich zyskuje inny, nowy wymiar. Niemcy
już nie potrzebują Rzymu jako pośrednika w dostępie do objawienia.
Sami je sobie wzięli albo raczej mają je w sobie. Odrzucenie
kościelnej tradycji łacińskiej i sprzeciw wobec kulturalnej tradycji
Rzymu łączą się teraz w jedno. Kiełkuje nowy niemiecki nacjonalizm,
już oczyszczony z łacińskich naleciałości, z tego wszystkiego,
co symbolizował Kościół. Bez uniwersalizmu, bez ciągłości,
bez średniowiecznej scholastyki. Hutten staje się szermierzem
sprawy Lutra w Rzeszy. Pisze dla niego pieśni, gromadzi wokół
niego takich jak on rycerzy humanistów, dba o jego bezpieczeństwo.
„Przebić się wreszcie musimy, przebić i przełamać" — powtarza,
wierząc, że pod wodzą zakonnika stare rycerstwo tłamszone
przez możnych panów odzyska dawne wpływy. To brzmi niemal
jak słowa samego doktora z Wittenbergi, który od 1518 roku wzywa
Niemców do przebudzenia. „Nacjonalizm głoszony przez niego
jest przeniknięty nienawiścią, zauważa Pellicciari, lecz nienawiścią
by tak powiedzieć świętą, gdyż uszlachetnioną przez Słowo Boże".
Dzięki Huttenowi Luter zyskuje jeszcze jednego ważnego stronnika,
Franza von Sickingena, pana na zamku Ebernburg, takiego
jak on piewcę germańskości. Hutten nazywa jego zamek
„schronieniem sprawiedliwości". To prawdziwa przystań dla zbiegów,
uciekinierów, wszelkiej maści rebeliantów. Są wśród nich Alzatczyk
Martin Bucer i pochodzący ze Szwabii Johannes Huessgen,
zwany Oecolampadius, który potem został reformatorem Bazylei.
Pod osłoną żołnierzy Sickingena są bezpieczni, mogą debatować i dyskutować do woli. To tam zorganizowano pierwsze nabożeństwa
ewangelickie z czytaniem Biblii w języku niemieckim. W 1521
roku Sickingen skasował w kaplicy zamkowej w Ebernburgu codzienną
mszę świętą, wprowadził wspólnotowe nabożeństwo sobotnie i nakazał, aby w czasie Wieczerzy Pańskiej nie oddawano
hostii czci przez podniesienie. Wyprzedził nawet wittenberczyków i mógł się chwalić, że zorganizował jedną z najwcześniejszych
wspólnot [protestanckich] — pisze Schilling.
Niechęć do łaciny i rzymskiej liturgii stała się charakterystyczną
cechą ruchu. To logiczne — skoro Niemcy są następcami starożytnych
Germanów podbijanych przez Rzymian, to nie wolno
im przyjmować za własną łacińskiej mszy. Nie można odprawiać
świętych obrzędów w języku wrogów. Tyle że odrzucając programowo
łacińskość, odrzucano też całą Tradycję Kościoła. Wszystko
trzeba było zacząć od nowa. Zamek Sickingena to także centrum
literackie, a właściwie propagandowe. Tam wydaje się najważniejsze
antykatolickie, polemiczne pisma Huttena. „Forteca cesarskiego
doradcy Sickingena — na to wyszło — była warowną twierdzą
nowej wiary" — zauważa Friedenthal.
Był to prawdziwy okres burzy i naporu. Wokół Lutra gromadzą
się wszyscy, którzy widzą w sobie dziedziców starożytnego Arminiusza i gotowi są skoczyć Rzymowi do gardła. Trzeba odrzucić to,
co katolickie i co łacińskie, obrzędy, mszę, rytuały, ale także wielką
scholastyczną teologię na czele ze św. Tomaszem z Akwinu. To
rytuały wroga. To symbole papistowskiej tyranii. Sickingen zostaje
wybrany na przywódcę rycerzy, Luter ogłasza, że miłymi Panu
dziećmi Bożymi i prawdziwymi chrześcijanami są ci, którzy wytępią
biskupie rządy. Nawołuje do „złamania z łaską czy bez łaski miedzianych
waszych czół i żelaznych karków" — chodzi o karki i czoła
biskupów. Rewolucja jest w pełni. Biskupi to teraz ekspozytura
obcych rządów. Tych, którzy nie przystąpią do ruchu, należy zniszczyć.
Pierwszym, który dokonuje w 1524 roku apostazji i przystępuje
do ruchu Lutra, jest biskup sambijski Georg von Polentz.
Arminius: „Zwyciężyłem!", Luter: „Będę zwycięzcą!". Ilustracja z czasopisma „Kladderadatsch" z 15 sierpnia 1875 r.
Antyrzymski radykalizm podoba się ludowi. Najlepiej pokazują
to losy nieudanej wyprawy papieskiego nuncjusza Jana Ecka, który w 1520 roku próbuje w Saksonii rozplakatować bullę potępiającą
Lutra. Nic z tego. „Rozplakatowanie tekstu klątwy mógł przeprowadzić
tylko w niektórych miejscowościach, jak Miśnia i Merseburg;
nie udało się mu to nawet w Lipsku, gdzie jeszcze przed rokiem
miasto czyniło mu honory; zamiast odbywać podróż jak nuncjusz,
nieomal uciekał: grożono mu, śpiewano szydercze pieśni. Do Wittenbergi
nie odważył się zajechać. Okazało się, że sprawa Lutra
stała się sprawą narodową". W Niemczech trwało prawdziwe powstanie.
Reformator płynął na fali narodowego entuzjazmu. Był
symbolem nowych, antyłacińskich, antyrzymskich Niemiec.
W przeciwieństwie do swoich sprzymierzeńców wśród rycerzy
Luter wykazuje się znacznie większą dozą zdrowego rozsądku.
Korzysta z ich pomocy w 1521 roku, kiedy to kilka tysięcy zbrojnych
pilnuje go w drodze do Wormacji. Ale nie popiera planów
Sickingena, kiedy ten zwraca się przeciw książętom Rzeszy. Rycerz
wcześniej próbuje jeszcze namówić do wyprawy na Rzym cesarza
Karola, też bezskutecznie. Wtedy postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rusza na Trewir. Wierzy, że to początek wielkiego
marszu przez całe cesarstwo. Przeliczył się. Koalicja możnowładców
odpiera jego atak, gonią go i wreszcie dopadają. „Wielka wojna z klerem wyrodziła się w rozbójniczą akcję Sickingena przeciwko
Trewirowi i zakończyła się śmiercią kondotiera" — pisze Friedenthal.
Podobnie musi uciekać Hutten. „Wśród nagonki ujął się za
nim Zwingli, jako jedyny, i nakłonił Radę Zurychu do udzielenia mu
schronienia na wyspie Ufenau. Rycerz von Hutten umarł jak w leprozorium".
Niezbyt budujący koniec dwóch zwolenników Lutra.
Dla niego samego oznacza to tylko tyle, że od tej pory wie, iż los
reformacji zależy od wielkich panów. To dzięki ich pomocy będzie
mógł złamać kark Kościoła.
Ciekawy i trudny do wytłumaczenia jest kompletny paraliż niemieckich
książąt Kościoła. Teraz pokazywało się, jak fatalne skutki
miał dotychczasowy system awansów, kiedy to najważniejsze
urzędy często zdobywali bogaci oportuniści. W chwili, kiedy aż
prosiło się, żeby katolickie Niemcy wydały z siebie godnego przeciwnika
Lutra, najważniejsi hierarchowie tkwili w letargu. „Arcybiskup
Moguncji, którego obsypywano godnościami, okazał się
niepewny w najwyższym stopniu, nierozsądnie chyba oferowano
mu nazbyt wiele przed elekcją cesarza, bo nawet urząd główny
niemieckiego Kościoła lokalnego wraz ze stanowiskiem stałego
nuncjusza; taki urząd w Anglii miał kardynał Wolsey. Ten w Trewirze,
arcybiskup, przyjaciel elektora saskiego, wyraźnie był przychylny
kacerzowi, a ten w Kolonii — co najmniej obojętny. Sympatyzowano z mnichem i zapraszano go do stołu w Würzburgu i Bambergu; nawet cesarski spowiednik miał się życzliwie wyrażać o buntowniku. W tym kręgu Aleander [nuncjusz papieski] od
biedy się jeszcze wyznawał i sądził, że sobie z nim poradzi; koszty
przewidywał jednak spore. Ale ten cierpliwy, poczciwy lud! Co w niego wstąpiło? «To już nie są dawne, katolickie Niemcy», skonsternowany
pisał do Rzymu. Dziewięć dziesiątych wznosi okrzyk
bojowy; «Luter!», a pozostali uzupełniają: «Śmierć rzymskiej kurii!
». I najgorsze, wszyscy razem nie ustają w żądaniach zwołania
soboru, mało tego: soboru na ziemi niemieckiej" — barwnie, acz
prawdziwie przedstawiał sytuację Friedenthal. Faktycznie, pasterze
porzucili swoje owieczki. Niektórzy po prostu się wystraszyli,
inni czekali na rozwój wypadków. Bogactwo ich paraliżowało. Finansowa
potęga niemieckich diecezji okazała się, w chwili próby,
bez znaczenia. Według różnych wyliczeń przyjmuje się, że na początku
XVI wieku do Kościoła należało 33 procent całego areału
nieruchomości. I co z tego? Napędzało to jedynie zawiść królów,
szlachty, bogaczy miejskich, na których oparli się reformatorzy.
Jeśli do tego dodać urażone poczucie dumy narodowej, tworzyła
się mieszanka piorunująca: czy można wyobrazić sobie lepsze paliwo
dla rewolucji niż resentyment narodowy połączony z zawiścią
społeczną?
Nie rozumiał tego Leon X, człowiek o subtelnych obyczajach wychowany
na dworze we Florencji, mimo że jego ojcem był znakomity,
może najznakomitszy polityk włoski XV wieku. Kiedy wreszcie
15 czerwca 1520 roku po długim zwlekaniu decyduje się na
nałożenie klątwy, jest już za późno. Papież sugeruje, że pojawienie
się Lutra to ujma na honorze Niemiec, ale Niemcy już tak nie uważają.
Prawowierność i okazywanie czci Rzymowi wyszło z mody.
Dlatego Luter odpowiada, że prawdziwą hańbą jest tolerowanie
papieskiej władzy. Idzie dalej: Nie, to nie papieże przekazali Niemcom
skarby cywilizacji, woła augustianin, byli raczej grabieżcami i oszustami, którzy wykorzystali biednych, niczego nieświadomych,
dobrodusznych Germanów. Luter jest ozdobą i chwałą Niemiec,
nowym Arminiuszem, który wyzwala Niemcy spod hańbiącej
podległości Rzymowi. Publikacja bulli żadnego uszczerbku
Lutrowi nie przyniosła. Kilka miesięcy później, kiedy zmierzał na
spotkanie z Karolem V, herold Rzeszy meldował z drogi do Wormacji,
że wszędzie ludność wychodziła naprzeciw doktora Lutra,
by go przywitać, czemu nie mógł zapobiec, ani w tym przeszkodzić.
Rady miejskie podejmowały zakonnika wedle obyczaju pucharem
wina, którym honorowano tylko postacie wybitne i powszechnie
szanowane. Niemcy przestały być łacińskie, stały się
germańskie.
*
Niniejszy tekst jest fragmentem książki Pawła Lisickiego:
Luter. Ciemna strona rewolucji, wydawnictwo Fronda, 2017.
« Luteranizm (Publikacja: 14-09-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10148 |
|