|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia kultury
Dziad i baba – guślarz i czarownica w państwie bez stosów [1] Autor tekstu: Józef Ignacy Kraszewski
Najsławniejsze święta słowiańskie to święta dziadowskie.
Żaden wyraz nie ma u nas tylu znaczeń, co słowo baba. Do dziś mówimy:
Gdzie diabeł nie może tam babę pośle
albo Rozpuszczony jak dziadowski bicz.
Powiedzenia te jednak nie odnoszą się do starych ludzi. Baba i dziad to nie
wiek czy płeć, lecz profesja. Dziady i baby w dawnej Polsce tworzyli swoistą
korporację guślarsko-czarowniczą. Pełnili role pośredników, zielarzy,
wróżbiarzy. Nasze czarownice wpasowały się w kulturę chrześcijańską: ich
modlitwom nadawano szczególną moc. Stawali się także żebrakami kościelnymi,
dzięki którym chrześcijanie mogli realizować cnoty miłosierdzia, dając jałmużnę.
Pełnili kluczowe funkcje w obrzędach przejścia: baby przyjmowały porody oraz
przygotowywały ciała do pochówków. Regulowały także płodność: zapobiegały lub
usuwały niechciane ciąże, ale i leczyły niepłodność oraz impotencję.
Szlachciankom służyły za kosmetyczki, m.in. ucząc sposobów farbowania włosów.
Szlachcie służyli do przenoszenia
tajemnej korespondencji tudzież szpiegowania. Był także wśród możnych zwyczaj
trzymania przez dziady i baby dzieci do chrztu. Można powiedzieć, że Polska
stała się państwem bez stosów, bo polskie czarownice i guślarze byli potrzebni
zarówno polskiemu ludowi, szlachcie, jak i księżom. Barwny i cyniczny opis
dziadów i bab zostawił nam Kraszewski, tekst z ok. 1840. [Mariusz Agnosiewicz] *
Żebracy stanowili w Polsce jak wszędzie, od najdawniejszych
czasów (bo od pogańskich jeszcze) osobną klasę, obyczajami, zajęciem, uprawą
umysłową, fizjonomią swoją, od innych wielce różną. Poznanie tej klasy dziś
nawet nie jest bez ważności dla historii obyczajów. Oni niejako pośredniczyli
między ludem a duchowieństwem, jeszcze zaś bardziej między ludem a klechą. Od
klechy do dzwonnika, od dzwonnika do dziada a kruchty, nieznaczne tylko było
przejście. Z jednej strony dziad-żebrak, opierał się o lud z którego wyszedł, z drugiej o kościół i sług kościelnych, do których się liczył, żyjąc także z modlitwy i jałmużny. Żebracy stanowili niejako ostatni poziomy szczebel sług
kościelnych, byli ludu lekarzami, doradźcami, swatami, kumami; od kolebki do
mogiły, dziad i baba co chwila potrzebni byli dla chłopka. Baba przyjmowała
dziecię gdy się narodziło, baba obmywała zziębłe ciało gdy umarł, kładła go w trunę i śpiewała nad nim wigilie, których nie było czym księdzu zapłacić, a żebrakowi dzban piwa i garnek kaszy nagradzał. Cokolwiek więcej w istocie mając
oświaty, a udając tajemną wielką naukę, składającą niby tradycjonalny skarb
kasty, wygrywali żebracy przed ludem łaknącym cudownych pomocy, pokładającym w nich nieograniczoną wiarę, dla tego że lud zawsze gotów jest chwycić wszystko,
co mu podaje jakąkolwiek polepszenia nadzieję.
Różne
były przemysły żebraków, różne przez nich używane sposoby wciskania się do
domów, przypochlebiania wszelkim stanom i różnych lat ludziom, wzbudzania
litości, wyżebrania jałmużny. Tym, którzy wierzyli w czary i sympatyczno-tajemnicze leki (a któż w nie jeszcze w XVI wieku nie wierzył,
począwszy ód biskupów, aż do króla?) przysługiwali się zioły, maściami,
napojami, zamawianiem i t. p., pobożnym płacili za datek modlitwą, do bogatych
wołali o litość zmyślając sobie rany, choroby, boleści, kalectwa, częstokroć
zręcznie naśladowane. Najpospolitsze żebraków choroby bywały: -
Boża kaśń,
obłąkanie, niemota, głuchota,
ślepota, wrzody, rany przykładaniem jaskieru zrobione, choroba ś. Walentego,
zwana pospolicie Walantym.
Strój
dziada bywał rozmaity, najpospoliciej jak najnędzniejszy łachman go okrywał,
płaszcz łatany, umyślnie obdarty. Dodatkiem do niego bywały szczudła, bielagi
czyli sakwy, kałwica, pudło zgięte noszone na plecach; odkryte i poranione nogi, obnażone piersi, potargane włosy, twarz dziko wykrzywiona, oczy
krwią zaszłe, broda rozsunięta na piersiach, głowa związana lada szmatą
dziurawą, kij czyli kostur w ręku.
Inni
udawający pielgrzymów lub istotnie pielgrzymujący z Polski do Rzymu, wcale się
odmiennie odziewali, aby się od pospolitego żebractwa odróżnić. Oni stanowili
arystokracją dziadowską. Nie wychodzili inaczej z kraju jak z listem od rady
miejskiej lub innego urzędu pod pieczęcią danym; miewali też przepisaną sobie
drogę na papierku, o którą się wszędzie troskliwie wypytywali. Ci ubierali się
jak inni prawie pielgrzymi obcych krajów, nosili ciemne szerokie płaszcze,
tłumoczki ze skóry na plecach, kapelusze ze sznurkami, u pasa wiszące paciorki,
czaszę miedzianą do czerpania wody, w ręku wysokie maczugi. Chodzili najczęściej
parami, długo wprzód wędrując po kraju, nim się puścili do Rzymu. Księża,
gdziekolwiek przybyli, zalecali ich z ambon litości zgromadzonych jako
podróżujących w celu pobożnym. W czasie nabożeństwa siadali w kruchtach
kościelnych, modląc i śpiewając, przedając pisane suplikacje, które rozdawali
wchodzącym i wychodzącym, wielkim głosem dla zwrócenia uwagi intonując pieśni
pobożne. Niżej powiemy o miejscach, do których żebractwo najwięcej uczęszczało.
Inni
byli dziadowie chodzący po kraju z puszką, skarboną, po kweście dla pogorzałych i podupadłych kościołów, na dachy, na organy, na szpitale i t. p. Nosili oni
puszkę na szyi zwieszoną i stawali po plebaniach wypraszając sobie także, aby
ich plebani z ambon zalecali. Historie dziadowskie wzmiankują nieraz o wytrzęsanych puszkach kwestarskich i podstawionej ręce zamiast skarbony.
Inni
jeszcze byli kalecy z profesji, udawający lub czasem istotnie chromi, głusi,
ślepi i niemi. Ci którzy mieli Bożą kaźń albo tak zwaną chorobę Walantego,
starali się najpotężniej rzucać, krzyczeć, targać w czasie samego nabożeństwa — w kościele, leżąc na smętarzu, aby okrwawiwszy się, prędzej litość pobudzić.
Drudzy
odkrywali rany żebrząc, albo udawali szalonych, wyjąc, krzycząc niezrozumiale,
wywracając oczy, bełkocząc. Byli i tacy, co po wsiach i odosobnionych miejscach,
upatrzywszy dogodną porę, gdy w chacie
samego nie było, przywiązawszy sobie kawał wilczego ogona, wyjąc jak
wilcy, przychodzili udając wilkołaków. Postrzegłszy ich gospodyni, zapierała
drzwi i okna z wielkim strachem, podawała co prędzej gomółkę. Wilkołak nie
chciał chleba, wyjąc groził że pójdzie w pole do bydła, jeśli mu co lepszego nie
dadzą na zaspokojenie głodu; aż wytargował lepszą strawę u niebogi. Czasem gdy
mu się udało napaść wieśniaczkę samą jedną, wpadł nim drzwi zaparła, zżymając
się i oczyma łupiąc, mrucząc coś pod nosem, rzucając szczyptami proszek jaki w garnki; aż dobrze przestraszywszy i matkę i siedzące za piecem dzieci, odszedł z czym tylko chciał. Stąd to poszło pewnie, że dzieci dziadami nie raz straszą, i nie bez przyczyny.
Było
czasem ich interesem dostać sobie dziecię, aby nim także do litości nad swoim
stanem pobudzić — kradli je więc, gdy swojego nie mieli. Rzadko się to jednak
zdarzało, bo młodsze żebraczki dość płodne, chętnie sprzedawały zbywające dzieci
starszym.
Byli i spokojniejsi, co woleli siedzieć nie włócząc się nad drogami. Na to wybierali
oni pospolicie miejsca u źródeł, za cudowne mianych, u figur i Bożej-Męki, na
ludnych gościńcach. Tu modląc się, jęczeli, podawali wodę przychodzącym,
pokazywali drogę nieświadomym. Wśród puszczy nie raz na rozdrożu, u starej
figury, widziano chatę zawaloną w ziemię, mchem porosłą; na szelest przychodnia
ukazywał się z niej siwy staruszek podparty na kosturze i wyciągał rękę.
Niektórzy
stale się trzymali kościołów, zostawali dzwonnikami, posługaczami, a na
przyległej wsi mieli przywilej leczenia ludzi i koni.
Baby
strój, z małą odmianą był taki jak dziada — łachmany, łoktusze zwane ich
językiem, u pasa zawsze nieodstępny garnek, służący równie do okadzania od
czarów i złego ducha, jak też do składania danej sobie strawy.
Siuda Baba — zwyczaj praktykowany do dziś w poniedziałek wielkanocny w małopolskiej Lednicy, tudzież Wieliczce, nawiązujący do Baby jako czarownicy. Wikimedia
Baby
siedząc pod kościołem śpiewały Różany wianek. Ich głównym zatrudnieniem
było babienie, czary, leki, pilnowanie chorych ubogich szlachcianek przy
połogach. W tym ostatnim przedmiocie chlubiły się osobliwszymi tajemnicami;
wyraz babienie nawet śladem jest tych ich zatrudnień w języku. Baby i dziady najlepiej znali wszystkie ludu przesądy, wszystkie złe i dobre wróżby,
wszystkie ostrożności, jakie należało zachowywać, aby zło do domu nie weszło.
Nosili z sobą świeczki woskowe, zioła różne (jak wyżlin i bylicę naprzykład)
maście na rany, wódki — kropili obory i stajnie, pasieki i barcie, wróżyli z dłoni młodzieży jak cyganie, po lasach wiązali drobne gałązki zapustów,
obiecując z nich ogromne drzewa za trzy lata i t. p. Oni to uczyli lud, że kto
próżną konew spotka, ta mu wróży nieszczęście, że gdy co kracze w nocy na dachu,
zapowiada także jakiś smutek, że we czwartek po południu nie godzi się prząść
kądzieli, ani w piątek piec chleba, że rydel nie powinien nigdy stać w izbie,
ani próżna pokrywa na stole, że źle jest izbę na wspak zamiatać, że nie dobrze
ciężarnym niewiastom za pogrzebem chodzić (w tym mogło być postrzeżenie nie
próżne); radzili także czarownicom po śmierci łamać palce, żeby upiorem nie
wstawały, żegnali chmury od gradobicia, żegnali dojnice i garnki dla obfitości w domu. Oni leczyli ludzi, oni leczyli bydło od najpospolitszych u nas jego chorób — Kurdziela, Napaści i Nogcia. Sposób jeszcze jakim rady podawali,
mina tajemnicza, w obrzędach powaga jak przy najważniejszym akcie, mimowolnie
wzbudzały wiarę u ludu. Lud też przypisywał im niesłychaną władzę,
nieograniczone wiadomości, wiedzę wszystkiego — nie zawsze nawet za przyczynę
tego podstawiał szatana, owszem u niektórych żebraków widział w tym pełną
tajemnic nagrodę Boską, za ich nędzne życie, cierpienia, upodlenie, ubóstwo. Nie
umiem bowiem inaczej wytłumaczyć wiary w ich modlitwy, z wiarą w ich cudowne
leki i zamawiania.
Baby
pospoliciej niż dziadowie, trudniły się wszelkiego rodzaju lekarstwy i czarami,
nigdy one, nie okurzywszy
przynajmniej izby od
złego, nie wychodziły z chaty, w której im dano jałmużnę. — Lud bojąc się
jakiego nasłania, dawać musiał zawsze. Oprócz tego dawniej, kiedy jeszcze stany
wszystkie mniej się od siebie oddzielały i więcej z sobą połączone były,
dopomagały do strojenia się ubogim szlachciankom, piększyły ich twarz, uczyły
brwi i włosy farbować, znały i udzielały miłośnych napojów, przynosiły zioła
(często potrzebne) pomagające niepłodnością rozpustnemu życiu, także inne rzeczy
tenże skutek wywierać mające, jako trzaski z trumny, mech z kościelnego dachu
itd., które kładzono do łóżek — były powiernicami wszystkich dolegliwości,
wiedziały wszystko, wpływały do wszystkiego, co się w obrębie ich wędrówek
działo. Złamał kto nogę — one zażegnywały ranę od ognia i puchliny, i one
leczyły wrzody i wyrzuty, one umiały niepotrzebny płód zniszczyć, zapobiedz aby
go nie było więcej, znały znowu sposób zaradzenia niepożądanej niepłodności
kobiet a niemocy mężów, godziły, kłóciły małżeństwa, dawały rady względem
wychowania dzieci. Nie raz namawiały na złe dziewczęta i ułatwiały chłopcom
umizgi, przenosząc z obu stron poselstwa, namawiając, sprowadzając i t. p.
Dziady czasem znowu zmieniając się w wendetarzy, trudnili się przekupstwem, tu
żebrząc o łachman, lub chwytając ukradkiem, tam go znowu sprzedając. — Handel
ich zależał na starem odzieniu, obuwiu, świnkach, kurach; lecz najgłówniejszymi
jego artykułami były różne leki, wódki, maście, wody z cudownych źródeł,
świeczki, które przedawali na odpustach, wyrabiane z wosku nogi, ręce, serca -
na wota do kościołów, krzyżyki drewniane. Wieśniacy wszystko brali i za wszystko
płacili, czasem uboższa szlachta.
1 2 Dalej..
« Historia kultury (Publikacja: 12-05-2018 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10214 |
|