|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Organizacja i władza » Watykan i papiestwo
Kto rządzi za Spiżową Bramą? Autor tekstu: Bernardo Valli
Pamięć o Oscarze Arnulfo Romero przetrwała w Watykanie i w świecie katolickim
jako żal, wyrzut sumienia, przykrość. Nazwisko arcybiskupa San Salvador zamordowanego w katedrze
24 marca 1980 r., w czasie odprawiania mszy, wypowiada się często z gniewem, gdy chce się
skrytykować biurokratyczną czy dworską niewrażliwość Kurii Rzymskiej, czyli organu rządzącego
Kościołem. Po przejściu Spiżowej Bramy lub Bramy Św. Anny znajdziesz się w innym świecie, gdzie
patyna wieków, solenność miejsc, a często i gestów, tworzą ramy dla efektywności, którą niegdyś
czasopismo FORTUNE uznało za równą, a nawet większą od efektywności General Motors lub armii
pruskiej. W kongregacjach wydajność pracy jest o niebo wyższa niż w porównywalnych ministerstwach włoskich,
gdzie słowo «gorliwość» brzmi jak obelga. W przeciwieństwie do tego, co się dzieje w otaczającym Watykan społeczeństwie świeckim, obowiązkowy celibat nie kieruje nadmiaru energii
ku zajęciom prywatnym i rozrywkom. Choć większość stanowią tu Włosi, atmosfera jest
kosmopolityczna, a związki z resztą świata bardzo intensywne. W porównaniu z liczbą języków, w jakich nadaje radio watykańskie, radiostacje włoskie wypadają blado i sprawiają wrażenie
prowincjonalnych, również pod względem jakości. Stolica Apostolska ma 169 przedstawicielstw
dyplomatycznych na wszystkich kontynentach. W 1918 r. miała ich 14. Nie lekceważy się innowacji technicznych. Telematyka skróciła nawet czas
trwania procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Te zaś dla obserwatora świeckiego, nie
obeznanego z problemami religijnymi, nie wiedzącemu, co to charyzma, zdają się zależeć od
chwilowych nastrojów. Może bowiem się zdarzyć, że jakaś sprawa kanonizacyjna, od wieków
zapomniana, nagle zostaje odkurzona i doprowadzona do końca. Dla Kościoła nadeszła epoka
intensywnej rewizji historii, nowego jej odczytywania, które przynajmniej na pozór wydaje
się pełne sprzeczności, jak zresztą postawa tego papieża, rzecznika restauracji i konserwatysty
pod pewnymi względami i innowatora pod innymi. Silna
osobowość, inspirowana — jak się sądzi — przez siłę wyższą, nie ma zwykłego, prostolinijnego
charakteru; taki człowiek sięga wzrokiem poza codzienną logikę, albo może paść ofiarą swego
temperamentu.
Postacie z odległej czy bardzo odległej przeszłości, uznane za świętych lub błogosławionych,
mogą być użyteczne w obecnej chwili w związku z pojawieniem się jakichś problemów. Z tego samego
powodu ktoś niedawno zmarły może być szybko wyniesiony na ołtarze. Dusze uwolnione od ciała
są bardziej «poręczne» od dusz ludzi żywych. Jeśli Josemaria Escriva, założyciel
Opus Dei, został kanonizowany po zaledwie 10 latach — to tylko chwila w dziejach Kościoła — to m.in. dzięki postępowi technicznemu. Przyznaje to nawet Opus Dei. I właśnie telematyka, a nie ciemne machinacje, umożliwiła przyspieszenie procedury.
Nic nie może jednak ruszyć z miejsca sprawy Oscara Arnulfa Romero, nadal pogrzebanej w przepastnych szafach Kurii Rzymskiej, choć od jego zabójstwa w katedrze minęło 20 lat.
Nowa technika i tradycyjna efektywność, które umożliwiły wyniesienie na ołtarze w pośpiechu
Josemarii Escrivy, zmarłego we własnym łóżku, nie są w stanie wydobyć z archiwów sprawy
latynoamerykańskiego biskupa zamordowanego u stóp ołtarza salwą z pistoletu maszynowego.
Trzeba przezwyciężyć pokusę przypomnienia Szekspira lub Kafki, by móc przywołać ducha Romero
na stoki Watykanu, by próbować zrozumieć ten dziwny proces. Nie mogę kompetentnie wypowiadać
się na temat praktyk chowania pod korcem spraw beatyfikacji. Osobiście kanonizowałbym genialnego
Matteo Ricciego, zmarłego na początku XVII wieku w Pekinie; jemu jednak «adwokat
diabła» odmawiał posiadania wystarczającej liczby cnót. Jak widać to, co w świeckim
rozumieniu jest geniuszem i odwagą, nie prowadzi prosto na ołtarze. I być może nie prowadzi
też do raju.
Może zaprowadzić do piekła. Lepiej więc zostawić sprawę w rękach tych, którzy się na tym znają.
Zastanawiający jest jednak fakt, że wielu wojujących katolików, a także księży i biskupów uważa
Oscara Romero za męczennika zignorowanego. I że jego los jest dowodem na to, że biurokracja
watykańska nie potrafi dostrzec, gdzie jest charyzma, a więc dar Boga. Udokumentowana biografia
Romero (napisana przez Ettore Masinę w tonie mocno polemicznym) jest jedną z najpopularniejszych
książek wśród członków Akcji Katolickiej, ruchu kościelnego mocno związanego z Comunione
e Liberazione.
Karol Wojtyła surowo potraktował arcybiskupa Romero, kiedy ten po długim i frustrującym czekaniu został przyjęty w Watykanie. Było to 7 maja 1979 roku. Z zapisu tej
rozmowy, który Romero pozostawił w swoim dzienniku, wynika jak bardzo skonfudowany wyszedł
on z tego spotkania. Przede wszystkim jednak późniejsza jego rozmowa odbyta w Madrycie z Marią Virgil, dziennikarską VIDA NUEVA wiele mówi o atmosferze tej audiencji. Romero
przybywał z kraju nękanego wojną domową, groziła mu śmierć i bardzo chciał wytłumaczyć
Karolowi Wojtyle wybranemu na papieża pół roku wcześniej, że reżim salwadorski ponosi
winę za wiele krzywd i zbrodni, między innymi za zamordowanie księdza Octavia Ortiza.
«Zabili go mówiąc, że jest partyzantem» — wyjaśniał Romero papieżowi owego dnia i pokazał mu zdjęcie zamordowanego kapłana. Odpowiedź była sucha: «A może nim był?»
Romero przyniósł grubą teczkę materiałów na ten temat. Ale Wojtyła go powstrzymał:
«Nie mam czasu na czytanie tylu papierów».
Zachęcił Romero przede wszystkim, by utrzymywał on lepsze stosunki z oligarchicznym rządem
(na żołdzie «14 rodzin»). A Romero przybył, by ujawnić jego nieprawości. Według
tego, co opowiada Maria Virgil (w książce «Piezas para un retrato», Szkice do
portretu) Romero był poruszony wiadomością (zakomunikowaną mu przez Wojtyłę), że do Salwadoru
przybędzie administrator apostolski sede plena, to znaczy wyposażony w szerokie
uprawnienia. W takiej sytuacji on sam byłby zdyskredytowany.
|
Męczennik, który zwalczał dyktaturę
Oscar Arnufo Romero urodził się w Ciudad Brrios (San Miguel) 15 sierpnia 1917 roku.
Święcenia kapłańskie otrzymał 14 kwietnia 1942 r. w Rzymie, po ukończeniu studiów
filozoficznych i teologicznych na jezuickim Uniwersytecie Gregoriańskim. W październiku 1974 r.
został biskupem pomocniczym w Santiago de Marie, a w trzy lata później arcybiskupem San Salvador i sekretarzem Konferencji Episkopatu Ameryki Środkowej. Z racji swoich wystąpień przeciw dyktaturze — kulminacyjnym punktem było potępienie represji
stosowanych przez Carlosa Humberta Romero, dyktatora Salvadoru został w 1979 r. kandydatem
do Pokojowej Nagrody Nobla. Miał 64 lata 24 marca 1980 r., kiedy został zamordowany w czasie
odprawiania mszy, gdy trzymał w ręku hostię. Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w marcu 1994 roku.
|
Karol Wojtyła chciał wyrwać z korzeniami «teologię wyzwolenia»,
która była inspiracją dla znacznej części kleru w Ameryce Łacińskiej i widział w Oscarze Arnulfo
Romero wyraziciela tej tendencji skażonej, według niego, marksizmem. Papież opierał się
na własnych przekonaniach (a także uprzedzeniach) i informacjach przekazywanych mu przez
watykańską biurokrację. Głosy dochodzące z Salwadoru mówiły o politykujących księżach,
wręcz partyzantach, którzy palili papierosy w trakcie odprawiania mszy i konsekrowali
kawę zamiast wina. Prawda, którą przyniósł Romero, niewiele się liczyła.
Niewiele też znaczyła w następnym roku, kiedy Romero został zamordowany przez
ludzi ze «szwadronów śmierci», którzy zakapturzeni, z pistoletami maszynowymi w ręku przeszli przez główną bramę katedry. Słowa papieża były «wyważone» — jak pisze hiszpański jezuita Pedro Miguel Lamet, kiedy po dziesięciu latach (16 listopada
1989 r.) około 20 wojskowych wtargnęło na teren UCA, jezuickiego uniwersytetu w San Salvador i zabiło zwolenników Romero: rektora Ignacia Ellacurię, filozofa i teologa wyzwolenia, pięciu
innych jezuitów i dwie kobiety spośród służby. W 1995 r. (po śmierci Artura Rivera y Damas,
następcy Romero, który starał się utrzymać żywą pamięć o swoim poprzedniku) Wojtyła mianował
arcybiskupem Fernanda Saenza La Calle, członka Opus Dei, zaprzyjaźnionego z rządzącą oligarchią i głównego kapelana wojskowego. Nowy rektor UCA, ojciec Miguel F. Estrada, tak scharakteryzował
nowego arcybiskupa: «pracuje z bogatymi, wojskowymi i ludźmi władzy i nigdy nie
interesowali go biedni».
Po co wspominam o sprawie Oscara Arnulfa Romero rozpoczynając rozdział pt.
«Kto rządzi w Watykanie»? Burzliwe losy małego Salwadoru (gdzie na początku lat
osiemdziesiątych odwiedziłem uniwersytet z jego białymi murami, które potem, dowiedziawszy
się o masakrze, wyobrażałem sobie zbryzgane krwią) dają wyobrażenie o tym, jak władzę watykańską
może postrzegać ta odległa wspólnota katolicka wciągnięta w bezlitosny konflikt, w którym wiara i sprawiedliwość społeczna łączą się w jednej gorącej pasji. W owym czasie ten Polak
antykomunista, który widział niebezpieczne marksistowskie tendencje w Ameryce Łacińskiej,
zajął stanowisko podobne, a nawet identyczne, do stanowiska Stanów Zjednoczonych. Krótko
mówiąc — według tamtejszych ludzi był «wspólnikiem gringos». Potem jednak wyraźnie
zaznaczył różnicę, krytykując kapitalizm, którego symbolem są Stany Zjednoczone, i opowiedział
się za sprawiedliwością społeczną i prawami człowieka. Trzeba większego dystansu, by oceniać
działalność człowieka tak skomplikowanego, o dwóch profilach, formę jego religijności
wymykającą się logice rozumu, podobnie jak wymyka się jej wiara. Na razie rana spowodowana
przez sprawę Romero jest głęboka, bolesna i jeszcze nie zabliźniona.
Papież nigdy nie zajmował się funkcjonowaniem rządu Kościoła. Tak jak
generałowie, którzy wolą pole bitwy od biur sztabu generalnego, uważał zawsze, że
«intendentura podąży za nim».
Ale nawet gdyby chciał, to od dłuższego czasu nie jest w stanie kierować watykańskim aparatem.
«Polska gwardia» podtrzymuje go i chroni. Czuwa nad jego autonomią intelektualną, a więc decyzyjną. Stara się, by wyglądało na to, że papież w całej pełni sprawuje swój urząd,
aby nikt nie wątpił w jego całkowitą zdolność rządzenia. Niezwykle silna wola papieża czyni
cuda, sprzyja im także choroba papieża, która jest stabilna. W tej sytuacji «polska
gwardia» stała się bardzo potężna, przede wszystkim wielką władzę ma Stanisław
Dziwisz (don Stanislao), od zawsze przy Wojtyle. To on selekcjonuje raporty. W ciągu
23 lat przebywania w Watykanie utkał on własną sieć układów, która się teraz liczy.
Jego bliskimi przyjaciółmi są kardynałowie Ruini i Re.
Inną osobą bliską papieżowi jest monsignor Stanisław Ryłko. Kiedy nie był jeszcze biskupem,
to właśnie on, Ryłko, pisał na komputerze to, co papież dyktował. Dziwisz poprawiał,
precyzował, uzupełniał. Ryłko ma nieograniczony dostęp do papieża, gdyż nie pełni żadnej
pierwszoplanowej funkcji. Bardzo często zasiada przy stole papieża, ale nie wtedy, kiedy
są goście. Natomiast monsignor Dziwisz jest zawsze obecny. Jest też ktoś, kto ze względu
na stan zdrowia, nie pełni żadnej oficjalnej funkcji, ale wywiera wielki wpływ na Wojtyłę,
swego starego przyjaciela. Jest nim kardynał Andrzej Maria Deskur. Porusza się na wózku
inwalidzkim. Deskur był bardzo cenny dla papieża w pierwszych latach jego pobytu w Watykanie i jest nadal jego zaufanym człowiekiem i słuchanym doradcą. Możliwość mówienia z nim po polsku
stwarza atmosferę intymności i daje papieżowi uczucie odprężenia.
Sekretariat stanu, który pełni rolę sekretariatu generalnego, ma pewną władzę
wykonawczą i działa jak ministerstwo spraw zagranicznych, jest usytuowany w odległości niewielu
metrów od apartamentów papieskich. Ale jego szef, kardynał Angelo Sodano, nie jest w specjalnie
bliskich kontaktach z grupą polską. Schyłek sił fizycznych papieża powinien zapewnić kardynałowi
szeroką władzę, ale jego chłodne stosunki z tymi, którzy znajdują się blisko papieża,
ograniczają jego pozycję, choć jest on formalnie «numerem drugim». Zarzuca się
Sodano brak finezji politycznej i nadmierny interwencjonizm, mieszanie się niekiedy w sprawy
drugorzędne. Kiedyś zdarzyło mu się nawet określić formę i długość mitry noszonej przez
kardynałów na konsystorzu, wyręczając w tym papieskiego mistrza ceremonii. Kiedy Sodano
zapowiedział, że będzie przeprowadzał konsultacje z politykami włoskimi, co wywołało
zakłopotanie w świeckim Rzymie, a nawet wśród zagranicznych kardynałów uczulonych na
mieszanie się sekretariatu stanu w sprawy poszczególnych konferencji episkopatu, papież
osobiście upomniał go. Kiedy Sodano był nuncjuszem w Santiago de Chile, wyróżnił się dobrymi
stosunkami z Pinochetem. Wśród tych, którzy pragnęliby pełnego uznania męczeństwa arcybiskupa
Romero, nazwisko Sodano nie jest zbyt popularne.
Szczególną postacią jest kardynał Giovan Battista Re, już wymieniony w kontekście swoich bliskich stosunków z Dziwiszem oraz z kardynałem Ruinim, przewodniczącym
Konferencji Episkopatu Włoskiego. Re, kardynał od niedawna, jest prefektem Kongregacji
Biskupów, to jest człowiekiem, który składa propozycje (a faktycznie podejmuje decyzje)
dotyczące nominacji biskupów na całym świecie. W perspektywie ewentualnego konklawe jest
to stanowisko o kluczowym znaczeniu. Dlatego między innymi spotyka się co tydzień, z papieżem. Giovan Battista Re otrzymał na chrzcie , takie samo imię jak papież Montini i tak jak on pochodzi z Brescii. Wywodzi się z «arcykatolickiego» katolicyzmu
lombardzkiego. I jest politykiem jak Sodano. Ale w odróżnieniu od Sodano — mówi mi pewien
kardynał kurialny — «ma do tego głowę».
System watykański tak odległy od małego Salwadoru arcybiskupa Romero, posiada sekret
stabilności. Stabilność monarchii absolutnych z prawa bożego. Rząd Kościoła jest prawie
nieusuwalny. W ciągu 23 lat hierarchia wzbogaciła się o ludzi posłusznych, prawowiernych,
obdarzonych niezbyt wielką wyobraźnią i duchem innowacji. On, Jan Paweł II, miał wszystko
co nieodzowne. Jego zalety wystarczyły. Ale teraz pojawiają się oznaki sklerozy systemu.
Czas płynie."
BERNARDO VALLI, La Republica (13 V) za: Forum, nr 25, 17 czerwca 2001
« Watykan i papiestwo (Publikacja: 17-05-2002 Ostatnia zmiana: 18-05-2002)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 136 |
|