|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Religie azjatyckie » Hinduizm
David Lynch i Maharishi Autor tekstu: Jacek Tabisz
Wstrząsnął mną
ostatnio dokument filmowy Davida
Sievekinga zatytułowany „David chce odlecieć" pokazujący kolejne, toksyczne
zetknięcie indyjskiego guru — tym razem Maharishiego
Mahesha Yogi, z jedną z gwiazd zachodniej kultury, reżyserem Davidem Lynchem. Kulminacyjnym
momentem w dokumencie niemieckiego filmowca jest sytuacja, w której wielki
amerykański artysta naraża cały swój autorytet w Niemczech, broniąc jako
współorganizator idei założenia w Berlinie ośrodka „latających joginów", który
miałby zapewnić Niemcom „bycie niezwyciężonym państwem". Porusza to słuchaczy
zgromadzonych na sali, z których zapewne część przybyła tylko po to, aby
spotkać się z twórcą „Miasteczka Twin Peaks" czy „Lost Highway", nie zaś z propagatorem nawiedzonej sekty. „Z kim prowadzimy wojnę?" — krzyczą co bardziej
ironiczni słuchacze, mając jeszcze w pamięci słowa o „niezwyciężoności" ich
kraju, które tak bardzo zmieniły historię dwudziestego wieku. Tymczasem Lynch
broni wyznaczonego na Niemcy „radży", czyli pyzatego Palestyńczyka w złotej
tiarze i płaszczu a la „Gwiezdne Wrota". Nie mam zamiaru powielać informacji
zawartych w filmie Davida Sievenkinga, bo jest on dostępny i warto go obejrzeć.
Pójdę przez ten temat własną ścieżką.
Maharishi pojawił
się na Zachodzie w bardzo dobrym momencie, bo w latach 1960 — 1970. Stał się on
guru wielu gwiazd owych czasów, w tym Beatlesów, z których ci żyjący nadal
aktywnie bronią jego idei.
Istotą poglądów hinduskiego guru jest tzw. Medytacja
Transcendentalna (TM). Polega ona głównie na wypowiadaniu otrzymanej przez
nauczyciela mantry przez 20 minut dziennie, lub więcej. Spełnienie się w tej
medytacji ukazują spływające na adepta „jogiczne moce", w tym, przede
wszystkim, umiejętność latania. Latanie ćwiczy się również odrębnie, polega to
na doskonaleniu wyskoków z pozycji lotosu, czyli z siedzenia po turecku, ze
stopami skulonymi pod siebie. Jest to rzeczywiście trudne i na niektórych osobach
taki nagły wyskok w górę osoby siedzącej z podkurczonymi nogami może
rzeczywiście robić wrażenie latania. Wierzy się oczywiście, iż najwięksi jogini
całymi dniami wiszą w powietrzu, ale nie lubią się tym chwalić ze
skromności.
Maharishi pociągnął ten wątek dalej, inaugurując w 1975 „TM Sidhi
Programe", bazujący na tym, iż odpowiednia grupa latających joginów może
zapewnić pokój w danym państwie i, krok po kroku, na całej Ziemi. Były to
czasy, na które padały cienie wojny w Wietnamie i ogólnie, Zimnej Wojny,
zwolennicy Maharishiego nie pytali zatem o związek ewentualnego latania z pokojem. Szybko pojawiły się wysokie składki członkowskie — suma 1500 dolarów
(obecnie 2800 euro) wymagana za otrzymanie osobistej mantry i miliona dolarów
za otrzymanie tytułu „radży ruchu", czyli lokalnego przywódcy mającego wpływ na
działania organizacji.
Radżom przyznano filmowe, komiczne niemal stroje,
zaprojektowane zgodnie z logiką ruchów neohinduistycznych, w sposób swobodny i niezwykle płytki nawiązujących do dziedzictwa myśli indyjskiej, nazywanego
„dziedzictwem wedyjskim", od Wed, pięknych i nie mających z tym niczego
wspólnego starożytnych poematów, na których nominalnie opiera się cały hinduizm.
Lynch również opłacił milionową składkę i stał się mniej, lub bardziej
oficjalnym radżą na Stany Zjednoczone.
Mantrowanie jest
obecne zarówno w hinduizmie, jak i buddyzmie, a można się go dopatrzeć też w innych religiach. Mantra to specjalny wers, lub (najczęściej sanskryckie)
słowo,
które należy powtarzać. Tradycyjni hinduiści wierzą, iż mantra jest tożsama za
stojącym za nią bogiem, lub boginią. Istnieje wśród nich tendencja do podziału
na mantry popularne, mało skuteczne i mantry sekretne, otrzymywane od guru,
które są „tymi prawdziwymi". Żądanie określonej i niezmiernie wysokiej kwoty
pieniężnej za przyznanie mantry stanowi dla wielu hinduistów proceder
skandaliczny. W tradycyjnym hinduizmie mantrę do medytacji przyznaje guru nie
oczekując określonego zadośćuczynienia za swoje edukacyjne trudy. W dobrym
tonie jest nie oczekiwać niczego, zdać się na inicjatywę samego ucznia, który
sam z siebie, na miarę własnych możliwości, powinien się starać odwdzięczyć
swojemu guru, również w sensie finansowym. Zwykle guru stara się zachować
przynajmniej pozory swobody dotyczącej formy i kwoty jego wynagrodzenia.
Nic zatem dziwnego, iż ruch
Maharishiego trudno nazwać ruchem Hindusów. Choć oparty na hinduizmie, został
on zdominowany przez radżów pochodzących ze świata Zachodu, jak i z Bliskiego
Wschodu — następcą Maharishiego, po jego śmierci został majętny Libańczyk.
Ogromne
kwoty pieniędzy wpływające do skarbca Maharishiego pozwoliły wybudować mu
wielkie ośrodki na całym świecie, oraz imponującą główną siedzibę w Holandii,
niedaleko miasteczka Vladrop. Ciągle trwa zbiórka pieniędzy na główny ośrodek
latających joginów położony w ziemi świętej hinduizmu, czyli w Indiach.
Choć
jeden z biznesmenów amerykańskich utopił w tym projekcie 150 mln dolarów, za
czym poszły kolejne dotacje, Stowarzyszenie Medytacji Transcendentalnej wciąż
zbiera datki. Mówi się, iż w budżecie inwestycji jest już 200 mln dolarów i potrzeba drugie tyle. Sieveking dotarł do tego miejsca i ujrzał typowe niedokończone
osiedle, w którym zamieszkało kilka osób. 100 mln dolarów to w Indiach kwota niewyobrażalna i można za nią wybudować dużo więcej, niż osiedle na 10 000 latających
ludzi...
Podobny ośrodek w Ameryce, jak zauważył niemiecki dokumentalista, jest
ogrodzony płotem i za nic w świecie nie można skontaktować się z przebywającymi w środku medytującymi za pokój na świecie (i „niezwyciężoność USA") latającymi
joginami. Okoliczni mieszkańcy plotkują, iż sprowadzeni z Indii "wedyjscy
mistycy" są w owej osadzie po prostu więzieni.
W 2005, roku Lynch założył David Lynch
Foundation For Consciousness-Based Education and Peace, z siedzibą główną w Fairfield w Stanie Iowa. Celem
tej organizacji jest ominięcie finansowej ekskluzywności wpisów na
„Transcendentalną Medytację" i udostępnienie jej dzieciom w szkołach
nieodpłatnie. Objętych takim programem zostało już 55 tysięcy uczniów w 26
krajach na świecie.
Organizacja Americans United for the Separation of Church
and State coraz głośniej krytykuje wprowadzanie łamiącego zasadę laickości
programu do edukacji nieletnich. Sądząc po materiałach dotyczących TM rzecz
polega tylko i wyłącznie na skakaniu w pozycji lotosu i bezmyślnym powtarzaniu w myślach sanskryckich słów (nie jest prowadzona nauka rozumienia tego języka).
Swoje przekonanie do tej metody opiera David Lynch jedynie na swoim prywatnym
doznaniu dotyczącym wypowiadania mantry, polegającym na „wrażeniu spadania jak w urwanej windzie".
Zarzuty dotyczące licznych malwersacji finansowych u Maharishiego, jego nadużywania pozycji (molestowanie seksualne młodych
adeptek), oraz zupełnie bazarowego klimatu dotyczącego przejęcia ogromnych kwot
po umarłym guru, oraz ogólnej śmieszności, zbywa David Lynch zapewnieniem o wadze samej medytacji, wobec której cała reszta „to nieistotne szczegóły". Tym
niemniej nie każdy miłośnik wielkiego reżysera przekłada swoje uznanie dla
niego na wspieranie dziwnych radżów w wielkich, hollywoodzkich szatach i złotych tiarach, mających zakładaniem ośrodków latających joginów (za znacznie
zawyżone kwoty), przynieść pokój na Ziemi.
Tym niemniej transcendentalna
medytacja towarzyszy Lynchowi całe życie, bo już w 1973, czyli bardzo wcześnie,
stał się on miłośnikiem ruchu. Jego całkowicie surrealistyczny debiut filmowy, bezkompromisowe
dzieło „Głowa do wycierania", powstało w roku 1977. Tym niemniej trudno się
dopatrzeć w filmowej twórczości wielkiego artysty jakichkolwiek rzeczywistych
elementów hinduizmu, czy też neohinduizmu.
Owszem, na filmach silnie ciąży
postawa transcendentalna, lecz jest ona związana z silnym amerykańskim ruchem tego typu, w pełni opartym na podłożu protestanckim. Najlepszy wyraz amerykański
transcendentalizm zyskał chyba w muzyce klasycznej, a zwłaszcza u prekursora
współczesnej muzyki amerykańskiej, Charlesa Ivesa. Ów kompozytor uważał, iż
wszystko przesycone jest wymiarem transcendentalnym, w swoich utworach wyrażał
to poprzez nakładanie się melodii, na przykład chwili mistycznego zamyślenia w nowojorskim Parku Centralnym z dźwiękami świątecznej defilady.
Owo nakładanie
się, mieszanka znaczeń, które tworzą „jakąś niepojętą dla logiki jednię",
przyświeca też wyobraźni artystycznej Lyncha. Jego sławny serial Twin Peaks opiera
się na kontrastach rzeczywistości jawnej, realistycznej, z tą podskórną,
przynależną do demonów, aniołów i zjawisk nadprzyrodzonych.
Mottem kilku
odcinków może być choćby tekst „sowy nie są tym, czym się wydają". Sceny, w których tajemnicze postacie wykrzykują do pogrążonych w realnym życiu
przesłanie z „innego wymiaru" należą do najmocniejszych w filmach Amerykanina.
Nie
jest to kino ani trochę racjonalne, jednakże znakomite pod względem warsztatu i nastrojowości. Jako, że istotą transcendentalizmu Lyncha jest intuicja, to poza
słabym, najnowszym filmem „Inland Empire", w dużej mierze kręconym w Łodzi,
którą Lynch pokochał dla opuszczonych fabryk, dzieła jego nie zawierają
wyraźnych, dogmatycznych przesłań. Można je traktować jako pobudzającą, mroczną
grę z wyobraźnią i jako takie mają swoje zasłużone i godne miejsce w historii
światowego kina.
Co do tego ma jednak metoda Maharishiego, prosta jak drut? Myślę,
że niewiele. O przywiązaniu Lyncha do TM przesądziło jego prywatne odczucie,
podsycone przez bujną wyobraźnię artysty i może klimat hippisowskich lat
młodości. Dopóki TM inspirowała jakoś Lyncha, miało to wartość samą w sobie.
Teraz jednak najwyraźniej Lynch porzuca swoje artystyczne obowiązki dla
propagowania owego miałkiego ruchu i wciskania bezwartościowego towaru
edukacyjnego nieletnim. Coraz częściej ryzykuje też swój autorytet dla oszołomów w złotych tiarach, ludzi którzy, tak jak on zresztą, zainwestowali
milion dolarów, aby być przywódcami ruchu bezmyślnego klepania mantr i „ćwiczenia jogicznych lotów". Oczywiście, można przypuszczać, iż u osoby z nastawieniem biznesowym ów milion wpisowego szybko może się zwrócić, o czym
świadczą liczne w ruchu Maharishiego malwersacje finansowe.
Szkoda przede
wszystkim Lyncha, która najwyraźniej wypala się poprzez związek z TM, oraz
55 000 dzieciaków, które skazano na ileś tam godzin marnowania czasu w tygodniu i wyłączania krytycznego myślenia. Kolejną ofiarą jest też znów
kultura indyjska, która zyskała kolejnych godnych pożałowania „ambasadorów".
Wróćmy do samego Maharishiego. Jego
miejsce przyjścia na świat ani kasta nie są znane, co dla nas ma drugorzędne
znaczenie, jednakże z punktu widzenia hinduizmu, gdzie nauczać treści religijno — filozoficznych powinni tylko bramini, jest nader istotne. W związku z tym
Maharishi nie cieszy się popularnością w samym kraju Bharatów (skąd bądź co
bądź pochodzi joga), i mówi się o nim tym gorzej, im bliżej się jest miejsc,
gdzie stawiał pierwsze kroki.
W 1941 został sekretarzem uznanego
nauczyciela Swamiego Brahmanandy Saraswati, którego uczniowie podkreślają, iż
nigdy z sekretarza nie stał się on uczniem guru, nie zyskał zatem prawa, aby
rozpowszechniać jego wiedzę. Owo prawo nadane przez guru jest w Indiach
ogromnie istotne. Po śmierci mistrza w ręce Maharishiego dostały się listy i notatki guru, które umiał zręcznie wykorzystać. Być może
studiowanie fizyki na Uniwersytecie w Allahabadzie pozwoliło Maharishiemu
zrobić wrażenie na wielu Hindusach w trakcie pierwszego nauczania
transcendentalnej medytacji w latach 1955 — 57. Niewykluczone, iż udało mu się
naciągnąć czczonych powszechnie aktorów z Madrasu, których naiwność wobec
różnych „wedyjskich terapii" nigdy nie była mniejsza, niż gwiazd
hollywoodzkich. Dało to Maharishiemu dostateczną odskocznię do światowego tournée
w latach 1958 — 1968. Jak wiemy, nie były to złe czasy na propagowanie jogi w stylu „pop".
Wszystko wskazuje na to, iż zaczął on swoją podróż niemal bez
grosza przy duszy, działając wpierw w sąsiedzkich wobec Indii krajach i poszerzając krąg podróży, aż trafił do USA i Wielkiej Brytanii.
Jego sukces
przypieczętował kontakt z The Beatles, kiedy to od pierwszych kontaktów w 1967
stał się oficjalnym „nauczycielem duchowym" sławnych muzyków.
Lennon i Harrison szybko wycofali się z kontaktów z Maharishim po wizycie w jego angielskim aśramie, gdzie zaobserwowali rażące
wykorzystywanie seksualne naiwnych adeptek przez rubasznego mistrza. Harrison
zmienił w związku z tym piosenkę „Maharishi" na „Sexy Sadie". Lennon zaś
oznajmił, iż „jakkolwiek wierzy w medytację, to nie uznaje Maharishiego, ani
jego teatru".
Tym niemniej świat obiegła już opinia wyrażona przez poczytne
dzienniki, w świetle której Maharishi uwolnił Beatlesów od LSD i wpłynął na ich
najbardziej wartościowy muzycznie okres. Pozostali Beatlesi jak wiemy pozostali
wierni Maharishiemu, zaś Yoko Ono wyraziła w roku 2008 opinię, iż gdyby jej
sławny mąż wciąż jeszcze żył, prawdopodobnie pogodziłby się z Maharishim.
Maharishi zmarł w roku 2008, na tydzień przed śmiercią uprzedzając swoich
uczniów i spadkobierców o takiej możliwości, co zrobiło na nich ogromne
wrażenie.
W swoim życiu na Zachodzie pozyskał wiele sław ze świata biznesu, kultury i polityki. Zapewne
tak samo, jak w przypadku Davida Lyncha, wielu z nich prostotę,
jeśli nie prostactwo idei samozwańczego guru wypełniało swoimi własnymi marzeniami i intuicjami, zaś ogromny, brzęczący strumień obowiązkowych wpłat i datków płynął
na potrzeby „przynoszących pokój latających joginów".
« Hinduizm (Publikacja: 30-06-2011 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1966 |
|