|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Korzyści z czytania Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Od
pewnego czasu trwa w naszym kraju akcja „Cała Polska czyta dzieciom". Czy
okaże się ona skuteczna i wzbudzi wygasającą w coraz szybszym tempie potrzebę
czytania? Osobiście wątpię, w czym utwierdza mnie osobisty przykład wnuka, który
odziedziczył wszystkie moje wady, za to żadnej zalety, co, mam nadzieję, pomoże
mu w życiu.
Zdaje
się, że skutki tej akcji będą takie same jak skutki hasła „Polska krajem
ludzi kształcących się", jakie lansowano w latach 60., jakże szybko
minionego stulecia. Przez pewien czas hasło o kraju ludzi kształcących się
wydawało się dość sensowne, a nawet skuteczne. Po niewczasie okazało się
jednak, że młodzież, do której było ono przecież kierowane, jakoś chętniej
uczy się tego, czego właściwie uczyć się nie powinna, a co np. propagowali
różni poszukiwacze sprzeczności i „Kluby Krzywego Koła". Ci, którzy
gotowi sądzić, że nazwa ta została wymyślona przez jakiegoś złośliwego
prześmiewcę muszę rozczarować — chodzi o uliczkę w Warszawie, przy której
klub rezydował. Ale hasło znalazło oddźwięk.
Wiara w skuteczność haseł jest dość rozpowszechniona, więc nie ma się czemu
dziwić, że wiosną tego roku nasi biskupi zalecili swoim podwładnym, tzn. księżom,
codzienne czytanie Biblii. Lektura ta ma być pomocna w 'dźwiganiu ciężaru duszpasterskiej troski wobec powierzonej sobie
owczarni'. Biskupi także 'wyrażają
nadzieję', że umocni ona 'jedność
biskupów i prezbiterów, a także jedność z osobami konsekrowanymi i świeckimi'.
Z
samego faktu wystosowania takiego listu wynika, że księża specjalnie nie
gustują w czytaniu akurat tej lektury, brzmi on też jak ogłoszenie, może
jeszcze nie klęski, ale sporego zagrożenia. Czyżby kapłani uważali, że
'Słowo', jak to napisano w liście, nie ma obecnie żadnej albo niewielką
tylko wartość czy siłę oddziaływania? Ciekawym byłoby dowiedzieć się, które
to fragmenty Pisma mają być szczególnie budujące i wzmacniające, aby byli
'w stanie „udźwignąć ciężar
duszpasterskiej troski wobec powierzonej sobie owczarni". Nie sądzę,
aby opisy krwawych jatek urządzanych przez biblijnych proroków, różnych
oszustw i licznych cudzołóstw, miały dziś jakąś specjalnie budującą
wartość. Wszystkie takie historie da się skwitować krótkim stwierdzeniem,
nawiązującym do współczesności, że 'wszystko to już było'.
Na
tym jednak nie koniec, bowiem podobne zalecenie wydano także parafianom. Być
może kryje się w nim element kontrolny, ponieważ jest wysoce prawdopodobne,
że w wielu parafiach znajdą się tacy, którzy zaczną egzaminować swoich
pasterzy ze znajomości Pisma. A jeśli już ktoś zdecyduje się na sprawdzanie
wiedzy swego pasterza, to może i zdecydować się do poinformowania swego wyższego
pasterza o wynikach sprawdzianu. W każdym razie, jeśli wierzyć statystykom,
co do liczby owieczek, to księgarnie, gdzieś od maja, powinny zauważyć
niespotykany popyt na zaleconą lekturę, jednak sami księgarze nic takiego nie
zauważyli, co jest więc grane?
No
tak, skoro do przeszłości odeszły czasy, w których samodzielne czytanie, nie
tylko Biblii, było źle widziane przez urzędników pana B., dziś, wobec
podniesienia się stanu wykształcenia społeczeństw na niewyobrażalne w średniowieczu
wyżyny, postulat samodzielnego czytania staje się zupełnie zrozumiały. Jest
on ważny nie tylko z punktu widzenia ogólnego stanu wiedzy, ale i ze względów
czysto taktycznych, ponieważ w szeregi owczarni raz po raz wkradają się
wilki, np. w skórach Świadków Jehowy, a ci znają Pismo na wyrywki. Trzeba
mieć dużo samozaparcia, aby z takim emisariuszem konkurencyjnej firmy podjąć
dyskusję i nie ulec podczas niej elokwencji i żarliwości przekonań. Raz po
raz zdarzają się smutne przypadki przejścia dotychczasowych wiernych pod inne
sztandary.
Kto
ogląda filmy amerykańskie lub angielskie, ten łatwo zauważy, że trafiają
się w nich sceny, kiedy to głowa rodu, przed wspólnym posiłkiem albo w innych, ważnych okolicznościach życiowych, intonuje psalm lub cytuje
odpowiedni fragment Pisma. Mimo, że i w naszych katechizmach znajdują się
rozliczne modlitwy, w tym przed i po jedzeniu, ale obyczaj ich odmawiania
praktycznie zanikł.
Życie
tak się jakoś dziwnie układa, że zazwyczaj różne pisma najlepiej znają
wrogowie ich autorów, czasem nawet wydaje się, że rozumieją je znacznie
lepiej niż wyznawcy. Tak było np. z „Kapitałem", nad którym od samego
początku pastwili się różni rewizjoniści i poprawiacze. Popularny ongiś
polityk amerykański, J. F. Dulles, którego działalność spędzała sen z powiek wszystkim walczącym o postęp społeczny i pokój, miał w swoich
licznych gabinetach oraz służbowych samolotach i samochodach, po egzemplarzu
„Zagadnień leninizmu", będących jego ulubioną lekturą, zwłaszcza przed
czekającymi go, niełatwymi przecież rozmowami z kontynuatorami dzieła autora
jak i bohatera tej rozprawy. Pozwalało mu to, podobno, lepiej przygotowywać się
do zrozumienia mentalności swoich rozmówców, ale, przyznajmy to z ubolewaniem, nie przekonał się do zawartych w dziele idei, ani argumentacji
ich zwolenników, nawet wręcz przeciwnie, z dnia na dzień stawał się
bardziej zasadniczy i nieprzejednany. Był to taki amerykański Mister Niet.
Podobnie
jest i z Biblią. Najlepiej znają ją wszyscy odszczepieńcy, czyli
protestanci, i agnostycy. Nie dość, że znają, to jeszcze czepiają się każdego
słowa raz po raz dowodząc, że albo zostało źle przetłumaczone, albo, że
jakiś fragment jest sprzeczny z innym, jednym słowem, przejawiają irytującą
pedanterię, dociekliwość a często i uszczypliwość wobec wszystkich
starszych i młodszych badaczy, reprezentujących zajmujących jedynie słuszną
postawę naukową i światopoglądową.
Swoją
drogą, dociekania lingwistyczne, historyczne, ale i inne, są niezmiernie
ciekawe. Z tych innych to zwłaszcza frapuje mnie sposób, w jaki biskup Usher
obliczył moment powstania, co ja plotę, stworzenia świata. Jakoś nie mogę
trafić na te rachunki, ale za to wiem, ile, wg Biblii, wynosi wartość liczby
π.
Ponieważ
rzecz, czyli te docinki i wytykania, nie jest nowa, ponadto niektóre z nich
zawierają w sobie jakiś sens, łatwo może się zdarzyć, że mniej wyrobiony
czytelnik czegoś nie pojmie lub zgoła niewłaściwie zrozumie, a do tego dopuścić
nie wolno. I tu z pomocą przychodzi współczesna technika. Jak łatwo się
przekonać, nie tylko maturzyści znajdują w internecie gotowe prezentacje
dowolnych tematów i zagadnień, i to na poziomie gwarantującym murowane
korzystne wrażenie na komisjach maturalnych, może takie gotowce znaleźć też
każdy, kto zechce poczytać sobie Biblię.
Nie
chodzi jednak tylko o omówienia poszczególnych problemów. W internecie można
znaleźć także poradniki i informatory, posiadające odpowiednie imprimatur,
przedstawiające sprawdzone metody właściwego, prawidłowego czytania. Ich
Autorzy świadomi są faktu, że dla wielu wiernych wypełnienie zalecenia może
być pierwszym kontaktem z Pismem, a chodzi o to, aby nie było ostatnim. Właśnie
udało mi się trafić na jeden z takich poradników, więc, kto
ciekaw, niech sam poczyta o tym jak czytać. Zalecenia Autora streściłbym następująco:
raczej nie czytać, jeżeli już czytasz, to staraj się nie myśleć, a jeśli i to ci się nie udaje, to myśl głównie o mizerii swojego rozumu, który nie
pozwala ci objąć i zrozumieć rozlicznych tajemnic.
Czytanie
Biblii może jednak przynieść dobroczynne skutki, a każdego przekona lektura
choćby artykułu p.t. „Zacząłem od nowa", autorstwa p. Adama, nazwisko
nie zostało podane, zawartego w nr 2(2011), pisma „Miłujcie się", na
stronach 44 i 45.
Autor,
mający 25 lat, obecnie odsiadujący pięcioletni wyrok, rozważa w nim swoje
dotychczasowe życie, barwne i pełne emocji, ale ogólnie rzecz wziąwszy -
nieudane. Stan obecny też nie jest godny pozazdroszczenia, bo, jak pisze,
przebywa 'w celi 14-osobowej, gdzie na okrągło chodzą trzy telewizory oraz
wieża hi-fi.' Każdy przyzna, że nawet w piekle takich udręczeń chyba nie
przewidziano. Nie to jest wszakże ważne. Autor pogrążył się w depresji, z której wyciągnęła go właśnie lektura Biblii, ponieważ, jak pisze
'nauczyła mnie szacunku do drugiego człowieka, w miejscu, gdzie nie ma
grzeczności, kultury, wzajemnej pomocy, a wręcz przeciwnie — panuje tu
egoizm, gniew, wulgarność i praktycznie wszyscy emanują złością.'
Rozczuliłem
się czytając tę opowieść, i ponownie nasunęło mi się to samo pytanie, — który to fragment nauczył go tego szacunku do drugiego człowieka, a którego
nie zdołali mu wpoić choćby rodzice? Artykuł, właściwie jest to list do
Redakcji wspomnianego pisma, przeczytałem kilkakrotnie, a czyta się go dobrze,
bo jest napisany poprawną polszczyzną, interpunkcja jest prawidłowa, styl i precyzja zdań nie budzą zastrzeżeń, układ treści przemyślany i logiczny;
widać, że mimo tego zgiełku trzech telewizorów i wieży hi-fi, skupić się
jednak w celi można, jednak nie ma w nim tej, jakże ważnej z pedagogicznego
punktu widzenia, informacji. Gdybym ją znalazł, natychmiast podesłałbym
funkcjonariuszom i pensjonariuszom pozostałych zakładów karnych, a jeden mieści
się nawet niedaleko, w nadziei na dalsze sukcesy w resocjalizacji. Brakuje mi
też najmniejszej chociażby wzmianki o zasługach kapelana więziennego, choć o psychologu uwaga, niezbyt pochlebna, jest. Wydaje się, że list ten pisano w zupełnie innej celi niż więzienna.
Z
listu wynika budujący wniosek, że skoro nawet człowiek zdemoralizowany, o własnych
niejako siłach, dość łatwo może zrozumieć sens i wymowę świętych ksiąg,
to ludzie czystego serca nie powinni mieć z tym żadnych kłopotów. Język
Biblii jest prosty, nie ma w nim np. zdań informujących, że każda trójwymiarowa
zwarta i jednospójna rozmaitość topologiczna bez brzegu jest homeomorficzna
ze sferą trójwymiarową, co czyni jej treść nieskomplikowaną, w zasadzie są
tam opisy prostych faktów, z życia wziętych, wraz z krótkimi morałami. No,
bo co jeszcze można dodać np. do sformułowania: „Pomnożę dolegliwości
brzemienności twojej, w bólach będziesz rodziła dzieci, mimo to ku mężowi
twemu pociągać cię będą pragnienia twoje, on zaś będzie panował nad tobą."
albo: „W pocie oblicza twego będziesz jadł chleb, aż wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty…"
Ale
tego fragmentu ksiąg wymieniony wcześniej poradnik nie zaleca czytać, a przynajmniej nie w pierwszej kolejności, mimo, że akurat znajdują się one na
pierwszych stronicach.
Od
pewnego czasu krąży w sieci historyjka obrazkowa, w której Matka — Ziemia
skarży się na niewdzięczność ludzi, swoich dzieci, którzy w podzięce za
wszystkie ofiarowane im dobra materialne i duchowe odpłacają się stosami śmieci,
nierozważnie podcinając gałąź, na której siedzą. W rezultacie Ziemia już
sama nie wie, czy ma być Gają czy Medeą.
Kiedy
znajomy przysłał mi po raz czwarty te obrazki zapytałem go, czy zasada, aby
mnożyć się i czynić sobie ziemię poddaną już nie obowiązuje, na co
uzyskałem odpowiedź, że to już nie te lata i że czasy się zmieniły.
Zdumiała mnie ta odpowiedź, ponieważ w swojej naiwności sądziłem, że są
to prawdy wieczne i niezmienne.
Okazuje
się, że z niezmiennością prawd i praw sprawa nie jest tak prosta, bo oto w którąś niedzielę, w familijnej jedynce, usłyszałem, że Biblia jest
negatywnie nastawiona do sprawy leczenia, ponieważ wszystkie choroby traktuje
jako karę boską, w najlepszym razie, jako opętanie przez demony, z tego też
powodu każdy prawowierny Izraelita, korzystający z pomocy zielarza, znachora
czy lekarza, narażał się na dodatkowe kary boskie. Zmiana stosunku do
leczenia i lekarzy nastąpiła dopiero pod wpływem greckim, i od czasów mędrca
Syracha lekarze są tolerowani a nawet zalecani.
Widać z tego, że niektóre prawdy objawione można a nawet należy zmienić, a to dzięki
innym, równie dobitnie objawionym prawdom. Dlatego też kobiety robią, co mogą,
aby, jeśli już się na to zdecydowały, to ciążę przechodzić bez
specjalnych kłopotów, rodzić też bez bólu, mężczyźni zaś, chcą spożywać
nie tylko chleb, a wszystko i to bez specjalnego potu. Zawód lekarza stał się
też jednym z ulubionych, jeśli można to tak określić, i popularnych zawodów.
Z
tego wszystkiego wynika dla mnie oczywisty wniosek: rzymskie powiedzonko o zmieniających się czasach ma więcej wartości, jest bardziej uniwersalne i można
na nim bardziej polegać niż na niejednym natchnionym dziele.
« Felietony i eseje (Publikacja: 08-10-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2311 |
|