|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Homoseksualizm
Dyskryminacja na celuloidzie Autor tekstu: Krzysztof Wagner
Długa droga gejów na kinowy ekran
W
znanej książce „Gejowska fabryka marzeń", poświęconej obecności
wątków homoseksualnych w kinie, Vito Russo napisał: „Największym kłamstwem
kina jest, że geje i lesbijki nie istnieją". Książka ukazała się w 1990 roku, kiedy słowa te w dużej mierze straciły aktualność. Jednak Russo
miał na myśli amerykański przemysł filmowy — czyli Hollywood — który do dziś
nie zdołał do końca wyzwolić się z okowów purytańskiej autocenzury.
Nikogo nie trzeba przekonywać, jak wielki wpływ na rozwój światowej
kinematografii miała (i ma) hollywoodzka wytwórnia snów. Nikt też nie ma
chyba wątpliwości, że za jej lśniącą fasadą skrywa się wredna facjata
moralisty i hipokryty. Świat, pokazywany w amerykańskich filmach był przez całe
lata lukrowanym tortem, a jego receptura nie przewidywała żadnych pieprznych
dodatków. Prywatne życie gwiazd było strefą całkowicie zastrzeżoną. Kto
się wychylał — płacił wysoką cenę. Przykładem może być gehenna, jakiej
doświadczył w Hollywood genialny Charlie Chaplin, a w czasach nowszych Roman
Polański. Dopiero w ostatnich latach opinia publiczna dowiedziała się prawdy o orientacji seksualnej tak słynnych gwiazd jak Rudolf Valentino, Montgomery
Clift, James Dean, Cary Grant, Richard Chamberlain i wielu, wielu innych. Pokazywany niedawno w programie Cyfry+ film „Gods and Monsters"
(„Bogowie i potwory", w roli głównej Ian McKellen, reżyseria Bill
Condon) oparty został na autentycznej historii z lat trzydziestych. Opowiada o losach twórcy legendarnego dreszczowca „Frankenstein", reżysera
Jamesa Whale, którego kariera została zniszczona, ponieważ był otwartym
homoseksualistą. Od marca 1930 roku aż do lat sześćdziesiątych, w kinematografii amerykańskiej obowiązywał tak zwany „Kodeks Hays'a",
ściślej „The Motion Picture Production Code". Stanowił on, że kino — które „ma ważny wpływ na życie narodu" — w bezpośredni sposób
odpowiedzialne jest za „postęp moralny i duchowy, postawy społeczne oraz
prawidłowe myślenie". Z tego względu surowo zakazane było pokazywanie
na ekranie m.in. „scen namiętności", „namiętnych pocałunków",
„namiętnego obejmowania" i wszystkiego co wiąże się z seksem. Nie
trzeba dodawać, że absolutnie zabronione były najmniejsze nawet wzmianki o istnieniu homoseksualizmu. W latach powojennych, homoseksualiści pojawiali się
sporadycznie na ekranie, ale wyłącznie jako postacie negatywne, dogłębnie
zdegenerowane i nieszczęśliwe. Czytając kodeks Hays'a, który znacznie
wyprzedził późniejsze prześladowania epoki senatora McCarthy’ego zrozumieć
można jak dalece w USA skrępowana była wolność słowa i poglądów. W amerykańskim raju geje traktowani byli jak zwyrodnialcy, na równi z komunistami.
Oczywiście — w Hollywood roiło się od gejów, znanych i nieznanych. Inaczej niż
James Whale, wszyscy oni głęboko ukrywali swą orientację seksualną, choć na
ogół była ona w środowisku publiczną tajemnicą. Charakterystyczne dla
panującej w USA w latach czterdziestych atmosfery jest zdanie, które pada w słynnym
filmie „Casablanca" (reż. Michael Curtiz, rok prod. 1942): „Rick
jest typem mężczyzny, w którym zakochałbym się, gdybym był kobietą".
Słowa te wypowiada aktor Claude Rains, Francuz, grający rolę miejscowego
prefekta policji. Postać Ricka grał — jak wiadomo — zabójczy amant, Humphrey
Bogart. W latach pięćdziesiątych homoseksualizm pozostawał w Hollywood
tematem tabu. W ekranizacji sztuki Tennessee Williamsa „Kotka na rozpalonym
blaszanym dachu" (reż. Richard Brooks, rok prod. 1958)
możemy się tylko domyślać, dlaczego Brick Pollitt (genialnie grany przez
Paula Newmana) jest po śmierci najlepszego przyjaciela w tak głębokiej
depresji, że nie może spać z własną żoną (Elizabeth Taylor).
W roku 1961, kiedy przestał właśnie obowiązywać Kodeks Hays'a, odbyła się
premiera brytyjskiej produkcji pt. „Victim" („Ofiara", reż.
Basil Dearden). Obraz ten zasługuje ze
wszech miar na wyróżnienie. Był to bowiem pierwszy film w języku angielskim, w którym padło słowo „homoseksualizm", zaś w dialogu pomiędzy
dwoma mężczyznami zdanie „kocham cię". W obliczu tak bezdennego
zepsucia, gazeta „Time" napisała z rozpaczą: „W obrazie tym ani
razu nie pojawia się wzmianka, że homoseksualizm jest ciężką, lecz często
uleczalną neurozą". Wersja pokazywana w USA została oczywiście
ocenzurowana. Przyczyną powszechnego zainteresowania była pokazana w filmie
intryga: 21-letni Jack Barrett (Peter McEnery) ucieka przed policją. Schwytany,
ma przy sobie kompromitujące zdjęcie z żonatym adwokatem Melvillem Farrem (Dirk
Bogarde). Trzeba wiedzieć, że w latach sześćdziesiątych homoseksualizm był w Wielkiej Brytanii karalny. Adwokat jednak nie myśli się poddać. Rozpoczyna
prywatne śledztwo, dociera do szantażystów, na scenę wkracza jednak wymiar (nie)sprawiedliwości.
Osłupienie wzbudził też najważniejszy przekaz filmu: otwarta, niezawoalowana krytyka przepisów prawa karnego, które z homoseksualistów czyniło
pospolitych, wtrącanych do więzienia przestępców.
Motyw panicznego strachu przed odkryciem prześladował gejów we wszystkich
epokach. Akcję podobną do „Victim" ma pierwszy w historii film o homoseksualistach, nakręcony w 1919 roku w Niemczech „Anders als die
anderen" („Inny niż inni"). Jest to historia muzyka, Paula Körnera
(Conrad Veidt) który w wyniku podejrzeń o skłonności homoseksualne
relegowany jest ze szkoły. Podczas balu karnawałowego, poznaje młodego mężczyznę.
Zabiera go do domu — i pada ofiarą szantażu. Także w Niemczech i to już od
końca XIX wieku obowiązywał słynny antyhomoseksualny paragraf 175, którego
resztki znikły z kodeksu karnego dopiero w roku 1994 (!) Reżyser filmu,
Richard Oswald, który był Żydem musiał później uciekać przed nazistami do
Ameryki. „Anders als die anderen" został zabroniony przez cenzurę,
projekcje dozwolone były jedynie dla specjalistów w dziedzinie medycyny (!) W swych wspomnieniach Oswald wspomina premierę: „W środku filmu wstał
nagle profesor Brunner, późniejszy gorący wielbiciel Hitlera i zaczął
krzyczeć: "Kiedy ogląda się podobne świństwa…" Natychmiast
wstrzymałem projekcję, wstałem i powiedziałem: „Kto film ten nazywa świńskim,
sam jest świnią, profesorze Brunner" Co się stało dalej? Wybuchła
owacja. Dziesięć minut żywiołowej owacji. Brunner wyszedł z kina z wrzaskiem. A film wyświetlany był dalej." Zanim kultura niemiecka
zduszona została w stalowym uścisku nazizmu, udało się nakręcić jeszcze
jeden film o tematyce homoseksualnej. Nosił on tytuł „Mädchen in
Uniform" („Dziewczęta w mundurkach", reż. Leontine Sagan,
1931). Był to klasyczny dramat lesbijski, ekranizacja sztuki Christy Winsloe
pt. „Rycerz Narestan" o nieszczęśliwej miłości uczennicy internatu
do swej nauczycielki. Głównym przesłaniem tego słynnego w swoim czasie
obrazu była krytyka pruskiego systemu wychowania, który był przyczyną
licznych samobójstw wśród młodzieży. Także Winsloe musiała uciekać z Niemiec. Została potem zastrzelona w lesie wraz ze swą towarzyszką życia.
Kasowy sukces „Victim" utrwalił na długie lat „kryminalny"
kontekst bardzo wielu gejowskich postaci pokazywanych w kinie europejskim i amerykańskim. Charakterystyczny dla tego genre jest „Cruising" (reż.
William Friedkin, 1980) z Alem Pacino w roli głównej. Film jest opowieścią o młodym policjancie, który ściga patologicznego zabójcę młodych gejów,
poznawanych w klubach S/M i na pikietach. Heteroseksualny funkcjonariusz zanurza
się w ciemne otchłanie homoseksualnej subkultury, poznaje jej tajemnice i wreszcie dopada mordercę. Obraz ten wzbudził ostre protesty silnej już wówczas
społeczności gejowskiej w Stanach Zjednoczonych. Na przeciwległym biegunie
znajduje się kultowy „Rocky Horror Picture Show", koprodukcja amerykańsko-brytyjska z 1975 roku (reż. Jim Sharman) w której homoseksualizm pokazany został
bezpruderyjnie i „zabawowo".
W filmach produkowanych dziś w Hollywood i Europie Zachodniej, geje należą już
do standardowego menu. Trudno zliczyć tytuły ambitnych projektów, które obok
wartości artystycznych zawierały też ważne przesłanie społeczne. Nie sposób
nie wspomnieć o roli niemieckiego reżysera Rosa von Praunheima i jego krajana
Wolfganga Petersena („Konsekwencja"). Dwa nakręcone przez Stephena
Freara obrazy „Cudowna pralnia" i „Uszy do góry" przełamały
zasadę pokazywania gejów jako postaci wyjątkowych, cudacznych odmieńców. W ramach tego krótkiego tekstu, nie sposób wymienić wszystkich zasługujących
na wzmiankę tytułów filmów o gejach — każdy z nas zna ich co najmniej
kilka. I niech ta świadomość będzie optymistycznym akordem końcowym.
[Tekst pochodzi z portalu INNASTRONA.pl — pierwszy portal dla gejów i lesbijek. Publikacja w Racjonaliście za zgodą
Redakcji IS]
« Homoseksualizm (Publikacja: 27-09-2003 )
Krzysztof Wagner Publicysta serwisu InnaStrona.pl | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2743 |
|