|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Sensacje i skandale
Pecunia non olet [2] Autor tekstu: Andrzej S. Przepieździecki
Od tegoż oficjalnego biografa papieża dowiadujemy
się, że ten największy złodziej naszych czasów R. Calvi bywał często
na obiadach u Jana Pawła II-go i w jego obecności pewnego razu wręczył sto
tysięcy dolarów znanej działaczce polonii rzymskiej pani Wandzie Wrońskiej
dla Solidarności.
Syn Calviego twierdzi, że w czasie pierwszego procesu wszyscy zainteresowani bali się, że ojciec ujawni, iż
miliony, które znikły z banku Ambrozjanum powędrowały do watykańskich
instytucji, a stamtąd do Polski. Jednak R.
Calvi milczy, bo ciągle święcie wierzy w ochronę Watykanu. Wreszcie zapada wyrok: cztery lata więzienia i Calvi się załamuje.
Natychmiast popełnia pierwszy błąd! W obecności zbyt licznej grupy znajomych
mówi: Zrobiłem dla papieża wszystko czego chciał nie bacząc na prawo i bezpieczeństwo, a on mnie zostawił nie robiąc nic.
W ten sposób
Calvi łamie święte prawo
omerta i to wobec osoby, której kompromitować nikomu nie wolno. Jest to
błąd ogromny, a Calvi jak w pijanym transie natychmiast popełnia błąd
przeogromny. Rosjanie mówią: Tego co piórem napiszesz nawet toporem nie wyrąbiesz.
Calvi widocznie nie zna tego mądrego przysłowia, bo pisze list do papieża. W liście tym wspomina, o zgrozo, o ogromnych sumach, które na polecenie Watykanu
wysyłał do Polski. Calvi w swoim histerycznym memoriale posuwa się jeszcze
dalej. Pisze o katastrofie która dotknie Watykanu w razie upadku jego banku. To
jest już ewidentny szantaż.
Papież oczywiście milczy, a Calvi postanawia uciekać z Włoch przed
rozpoczęciem się drugiego, apelacyjnego procesu. Jest to pierwszy z ostatnich
dwunastu dni życia R. Calviego. Na pewno nie ma żadnych dowodów, ani nawet
poszlak, że to Watykan zlecił morderstwo. Logicznie rozumując takie zlecenie
byłoby po prostu zupełnie niepotrzebne. Jeśli ma się wielu śmiertelnych
przyjaciół, którzy trzęsą się ze strachu, że Calvi zacznie mówić, a tylko jednego protektora, to cofnięcie opieki Watykanu zupełnie
wystarczyło do zapewnienia wieczystego milczenia R. Calviego. Nasz negatywny
bohater wie jakie niebezpieczeństwo mu grozi, więc otacza się liczną grupą
goryli. Jest strzeżony nawet w swoim banku.
Niejaki
Pacience oraz jego znajomy Flavio Carboni to tak zwani paczendieri. Tym mianem
określa się we Włoszech takich ludzi, którzy mają równoczesne kontakty z różnymi
grupami ludzi, którzy nie mogą się bezpośrednio kontaktować, a mają wspólne
interesy. R. Calvi kontaktuje się przez Pacience z Flavio Carbonim, który ma
liczne kontakty z kardynałami, politykami, biznesmenami i światem przestępczym.
R. Calvi wie, że ten Carboni ma
liczne kontakty z kardynałami, biznesmenami i światem przestępczym. Jak
widać wiedza R. Calviego jest niekompletna. To wielka
nieostrożność. Problem ucieczki Calviego omawiano na jachcie
Carboniego w porcie na Sardynii. Skromny w swych wymaganiach zleceniobiorca
wycenia zorganizowanie ucieczki na jedyne dwa miliony dolarów. Pieniądze
inkasuje i szybko dostarcza paszport na nazwisko Calvini. Przyszły denat chce
udać się do Szwajcarii, gdzie czeka na niego córka i jakieś
tam niewielkie konto. To jest całkiem nie po myśli Carboniego, który w Szwajcarii nie posiada odpowiedniego zaplecza do wykonania drugiego zlecenia.
Tutaj należy wyjaśnić, że
zaradny Carboni przyjął dwa nie kolidujące ze sobą zlecenia. Pierwsze na
zorganizowanie ucieczki Calviego z Włoch, a drugie na zamordowanie uciekiniera.
Obiektywnie oceniając, Calvi sam robi wszystko co w jego mocy aby zejść z tego
świata. Do dotychczasowych dwóch błędów dodaje trzeci. Stale nosi się z teczką i opowiada ludziom, że w niej posiada dokumenty kompromitujące
Watykan.
Gdy tylko Calvi-Calvini w towarzystwie ludzi Carboniego znajduje się
poza granicami Włoch, to jest w Jugosławii; ten ostatni tłumaczy mu, że o wiele wygodniej będzie pojechać do Anglii. Carboni mówi całkiem szczerze nie
dodając tylko, że to jemu, czyli Carboniemu będzie wygodniej. I rzeczywiście!
Kiedy po szczęśliwej podróży wreszcie Calvini ląduje w Londynie,
Carboni umieszcza go w takim hotelu, w którym niema ani recepcji, ani portiera.
Ostrożny Calvini dla pewności zamienia pokój z lokatorem z tego samego piętra,
który nazywa się Cecil Coomber i trochę zna włoski.
Carboni będący człowiekiem bardzo pracowitym zawczasu organizuje
wykonanie drugiego zlecenia. Do tej roboty zostają wysłani dwaj młodzi włoscy
bandyci z gangu della Magnienta którym robotę na miejscu przygotują londyńscy
koledzy po fachu. Każdy popełnia błędy. Carboni zupełnie niepotrzebnie
powiadamia wykonawców zlecenia, że pierwotnymi zleceniodawcami są ludzi loży.
Młodzi fachowcy postanawiają wykonać robotę perfekcyjnie. Idą pod wskazany
przez Carboniego adres i zastają tam w pokoju C. Coombera. Wycofują się i korzystając z pomocy miejscowych przyjaciół odnajdują Calviego. Ponieważ
wiedzą kto zlecił robotę, więc robią wszystko zgodnie z rytuałem
wolnomularskim. Naprzód go duszą a następnie wiozą pod Blackfriars Bridge — Most Czarnych Braci, bo we Włoszech masonów nazywają czarnymi braćmi w przeciwieństwie do księży nazywanych czarnymi żukami. Następnie
wieszają tak, aby przypływ go zalał, bo przysięga Loży P-2 mówi, że
zdrajcę należy powiesić przed przypływem. Do kieszeni wkładają mu pół
cegły bo to symbol wszelkich wolnomularzy.
Dla Loży taka reklama to coś strasznego, a dla Watykanu też nic miłego,
bo dość wielu ludzi wie o powiązaniach wielu monsigniorów z wieloma braćmi
Loży P-2. To, że śmierć jest skutkiem morderstwa a nie samobójstwa jest
rzeczą oczywistą nie tylko z powodów wyżej przytoczonych, ale także wynika to ewidentnie z sekcji
zwłok. Gdyby Calvi powiesił się sam skacząc z mostu na linie o długości
dziewięciu i pół metra, to jego kręgosłup szyjny byłby zupełnie
zniszczony szarpnięciem. Faktycznie kręgosłup był nie naruszony.
W tych warunkach uznanie jako przyczyny śmierci samobójstwa musiało
kosztować majątek, ale właśnie tak brzmiał werdykt sądu.
Taki jest koniec tych ludzi, którzy dobrze służą Watykanowi, ale nie
przestrzegają zasady omerta. Gdyby R. Calvi bywał na Sycylii pewno znałby
dwuwiersz wypisany na ścianie rozmównicy w więzieniu w Caltanissetcie:
Cu e` srdu, orbu e taci
Campa cent` anni in paci
a to znaczy mniej więcej:
Kto nie gada, nie słucha i oczy zakryje
Ten
choćby i sto lat w spokoju przeżyje
No
cóż, podróże kształcą, ale jak się jest dyrektorem katolickiego banku w Rzymie, to się nie ma czasu na zwiedzanie Sycylii.
Pomyłki w pisowni niektórych nazwisk w pełni zamierzone.
1 2
« Sensacje i skandale (Publikacja: 12-10-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2793 |
|