|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawo wyznaniowe » Polskie konkordaty » Konkordat z 1993 » Prace nad konkordatem
Kościół oficjalnie i nieoficjalnie o konkordacie [2]
Wystąpienie abpa Józefa Kowalczyka,
Nuncjusza Apostolskiego podczas Walnego Zebrania Stowarzyszenia Kanonistów Polskich
(24 października 1994 r., Warszawa)
Stolica
Apostolska niezmiennie podtrzymuje swoje stanowisko w kwestii zobowiązań płynących z podpisania przez nią w dniu 28 lipca ub. r. konkordatu z Rzecząpospolitą
Polską i ze swej strony potwierdza, iż jest gotowa ratyfikować umowę w każdej
chwili, jeśli tylko nastąpi ratyfikacja konkordatu ze strony polskiej.
Stolica Apostolska nie ma żadnych wątpliwości odnośnie treści zapisu
konkordatowego oraz zakresu znaczeniowego użytych w nim pojęć i dlatego nie będzie
sporządzać żadnych dodatkowych wyjaśnień związanych z poszczególnymi
artykułami tego dokumentu. W takim stanie rzeczy Stolica Apostolska nie podejmie żadnej inicjatywy dotyczącej
renegocjacji lub — merytorycznych czy egzegetycznych — formalnych uzupełnień
zapisów konkordatowych.
Podjęcie takiej inicjatywy na obecnym etapie byłoby w rzeczywistości
otwarciem nowych negocjacji. Stolica Apostolska nie widzi potrzeby nowych lub
dalszych negocjacji. Oczekuje ze strony polskiej doprowadzenia procesu
ratyfikacyjnego do końca.
Odmienne stanowisko byłoby wyrażeniem swoistego wotum nieufności zarówno w stosunku do obecnego, jak i poprzedniego rządu RP, które nie wyraziły żadnych
wątpliwości co do treści zapisu konkordatowego.
Stolica Apostolska uważa, że procedura ratyfikacji konkordatu w Polsce jest
sprawą Rzeczypospolitej Polskiej, jej instytucji państwowych i rządowych, a nie sprawą Stolicy Apostolskiej.
Podpisanie konkordatu z RP jest szansą dla Polski i aktem jej nobilitacji w świecie.
Jednocześnie jednak jest wyrazem wielkiego zaufania w stosunku do tego narodu,
tego państwa i jego młodych instytucji demokratycznych.
Szczegółowe normy — jak się zwykło w Polsce mówić — „okołokonkordatowe"
leżą w kompetencji legislatora polskiego. Stolica Apostolska wyraziła w ten
sposób zaufanie do ustawodawcy polskiego, dochowując zarazem wierności
zasadzie autonomii i niezależności tych dwóch podmiotów prawa międzynarodowego.
Broni więc podstawowych zasad, pozostawiając całą wolną przestrzeń do wypełnienia
temu właśnie prawodawcy polskiemu. Z przykrością należy stwierdzić, że prawodawca polski tego faktu nie zauważył i z niego dotychczas nie skorzystał. Przeciwnie, w imię domniemanej znajomości
nauki soborowej, stawia się temu dokumentowi prawa międzynarodowego zarzut, że
jest on „mało soborowy". W tym kontekście Stolica Apostolska raz jeszcze potwierdza swoje konsekwentne
stanowisko, że nie oczekuje ze strony państwa polskiego żadnych przywilejów w związku z konkordatem. Owszem, przyjmuje z zadowoleniem zaawansowane
inicjatywy legislacyjne mające na celu przyznanie innym Kościołom w Polsce
statusu prawnego podobnego do unormowań zapisanych w konkordacie. W ten sposób
konkordat służy pośrednio także innym Kościołom i związkom wyznaniowym.
Stolica Apostolska uważa, że nieporozumienia czy wątpliwości poruszane w Polsce odnośnie zapisów konkordatowych, może kompetentnie wyjaśnić
instytucja państwowa, jaką jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP oraz inne
ośrodki o charakterze prawno-traktatowym czy naukowym zarówno świeckie, jak i kościelne, przy współudziale Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski,
Komisji Prawnej Episkopatu lub w ostateczności także Komisji Wspólnej.
Życzę wszystkim polskim kanonistom, żeby dalej wnosili swój wkład w lepsze
zrozumienie nauki soborowej o prawach i obowiązkach Ludu Bożego, przetłumaczonej
na język prawniczy w konkordacie — w duchu wierności zasadzie autonomii i niezależności Kościoła i państwa.
*
* *
Przy
tej okazji serdecznie dziękuję wszystkim prawnikom — obecnym i nieobecnym na
tej sali, duchownym i świeckim — którzy poprzez sympozja, opracowania naukowe
lub w jakikolwiek inny sposób przyczynili się do lepszego zrozumienia sensu i treści zapisów konkordatowych.
[ 1 ]
Wywiad Prymasa Polski, kard. Józefa
Glempa dla Polskiej Agencji Prasowej [fragment]
Grudzień 1994 r.,
Warszawa)
[...] — Co Ksiądz
Prymas sądzi o odroczeniu przez Sejm ratyfikacji konkordatu? — Tu
muszę powiedzieć jasno, że ja widzę jednak bardzo silną tendencję lewicową
czy rekomunizacyjną, która tak jak w 1945 r. odrzuciła konkordat czy
jednostronnie zerwała, tak i teraz nie dopuszcza do ratyfikacji. I jest to
rzeczywiście — jak sądzę — podłoże ideologiczne. Wszystko już było
powiedziane i napisane na temat konkordatu. Więcej już sobie na ten temat języka
nie trzeba strzępić, ponieważ są tu pewne jakieś założenia ideologiczne. — Główny
zarzut, jaki pada pod adresem konkordatu ze strony niektórych sił
politycznych, to ten, że Kościół przez ratyfikację tego dokumentu chce
zapewnić sobie jak najwięcej przywilejów. Czy mógłby Ksiądz Prymas
ustosunkować się do tego?
— Jest to jeden z takich chwytów
propagandowych, bo najpierw trzeba byłoby wskazać, na jaki przywilej tu Kościół
kładzie nacisk. Ja bym nie widział tego w kategoriach przywilejów, nawet gdy
instytucje kościelne, takie jak akademie teologiczne — jedna czy druga (ATK,
PAT) czy KUL — są wspomagane finansowo przez państwo, to nie jest przywilej.
Jeżeli w naszych akademiach wychowuje się obywateli kompetentnych w zakresie
psychologii, języków, prawa, sztuki, historii, a także teologii, to jest to
wkład w cały naród. I jest chyba dobrze, że są także inne orientacje, a nie jeden schemat, jak to było kiedyś, np. „diamat". Po prostu są to
regulacje prawne, aby Kościół i państwo mogły współdziałać. [...] [ 2 ]
Rozmowa Andrzeja Grajewskiego z bp.
Tadeuszem Pieronkiem, sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski
[fragment]
(Luty 1995 r.,
Warszawa)
[...] — Jesteśmy państwem demokratycznym, a w takim
państwie naczelną zasadą jest uznanie wolności, w pierwszym rzędzie wolności
religijnej. Jeżeli pogodzimy się z faktem, że na ziemi polskiej Kościół
jest i będzie, to ktoś, kto myśli kategoriami dobra wspólnego, będzie
zmierzał do tego, aby dopasować istnienie Kościoła do całego obrazu społeczeństwa
polskiego. Jeżeli nie ma pryncypialnej negacji, to kompromis albo ugodowe dojście
do dobrego współżycia wydaje się możliwe. — Jakie
są przeszkody na tej drodze?
— W tej chwili to sprawy związane z Konstytucją i Konkordatem. Myślę, że wbrew temu, co do nas dochodzi z posiedzeń
nadzwyczajnej komisji sejmowej zajmującej się sprawami Konkordatu, emocje, które
zostały wywołane wokół tego aktu prawnego, bardzo ważnego dla państwa i Kościoła,
obecnie się uspokajają. Sądzę, że nastąpiło to dlatego, ponieważ wiele
osób, m.in. posłowie, po głębszym zapoznaniu się z treścią Konkordatu,
doszło do wniosku, że nie tylko nie zagraża on nikomu, lecz przeciwnie,
stwarza pewne skutki bardzo pozytywne, dla całego społeczeństwa polskiego.
Zwrócę uwagę na to, że Konkordat, aczkolwiek jeszcze nie ratyfikowany,
spowodował przyspieszenie tworzenia ustawodawstwa dla mniejszości religijnych w Polsce, mianowicie zrównanie prawne wszystkich Kościołów i wyznań. Na to
czekaliśmy. Stolica Apostolska powitała to z radością. Nie widzimy w tym żadnego
zagrożenia dla Kościoła katolickiego, przeciwnie, sądzimy że jest to
sytuacja zdrowa. Ale nastąpiło to dzięki dyskusji wokół Konkordatu. W międzyczasie pojawiła się sprawa nowej Konstytucji. Uzależnienie
ratyfikacji Konkordatu od treści nowej Konstytucji doprowadziło do splotu
komplikacji. Z jednej strony jest zupełnie niezrozumiałe, jak można od
nieistniejącego jeszcze aktu uzależniać ocenę pewnego dokumentu, który już
jest podpisany i czeka na ratyfikację. Z drugiej strony, analizując projekty
Konstytucji, które zostały zgłoszone, nie widać, aby zapis konkordatowy był
sprzeczny z propozycjami, które tam się pojawiają. Bo jeżeli nawet pojawia
się tam propozycja zapisu o rozdziale Kościoła od państwa, to Kościół
nigdy nie negował, że taki rozdział powinien mieć miejsce. Sprzeciwia się
temu zapisowi jedynie ze względów historycznych, ze względu na obciążenie
tego terminu i na jego interpretację w czasach PRL. W przeszłości rozumiano
go wyłącznie jako prawo państwa do ingerowania w życie Kościoła i propagowanie ateizacji. — Ostatnio
jednak marszałek Sejmu, Józef Oleksy, w wywiadzie dla „Tygodnika
Powszechnego" powiedział, że on rozumie obawy Kościoła wobec terminu
„rozdział" i skłonny jest zaakceptować formułę autonomii.
— Z tego się bardzo cieszę. W takim
stanowisku, reprezentowanym nie tylko przez pana marszałka Oleksego, widzę możliwość
dojścia do porozumienia i przełamania tej konstytucyjnej bariery ratyfikacji
Konkordatu. — Na
podstawie obserwacji poczynań sejmowej komisji nadzwyczajnej ds. ratyfikacji
Konkordatu, wydaje się, że tych warunków wstępnych może być znacznie więcej,
m.in. uchwalenie tzw. ustaw okołokonkordatowych.
— Proszę jednak zauważyć, że ta komisja
wprawdzie nie uchwaliła apelu do rządu o przyspieszenie prac nad ustawami okołokonkordatowymi,
niemniej zasygnalizowała swój niepokój, że nie są one jeszcze gotowe. Jest
to pewien sygnał, że w sferach rządowych nastąpiło jakieś opóźnienie,
ale i ta sprawa może być załatwiona w najbliższym czasie. — To
wynik złej woli, czy warunków obiektywnych?
— Myślę, że to raczej wynik pewnej
biurokracji i przeciągającej się dyskusji na tematy dość drugorzędne w stosunku do całości projektu ustaw, ale wszystko to hamuje proces
legislacyjny. — Jaka z kwestii regulowanych przez te ustawy jest najtrudniejsza?
— Nie ma trudnej materii w tej dziedzinie.
Wszystko zostało już przygotowane, niektóre projekty ustaw okołokonkordatowych
były gotowe już w lutym ubiegłego roku. Teraz chodzi tylko o dwie ustawy, a nie jak kiedyś nas straszono setki czy dziesiątki ustaw. Ustawa o wolności
sumienia i wyznania, która będzie głównie regulowała sprawę równości
wobec prawa wszystkich wyznań istniejących w Polsce, oraz ustawa wprowadzająca
zmiany do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz do ustawy o aktach stanu
cywilnego, w związku z rejestracją małżeństw kościelnych, które uzyskują
uznanie cywilne. Przygotowanie obydwu jest już na ukończeniu. [...]
[ 3 ]
Artykuł bp. Romana Andrzejewskiego
(Marzec 1995 r., Częstochowa)
Toczy
się dyskusja na temat Konkordatu, a na dole, między parafią a gminą, życie
już dawno wyprzedziło tego rodzaju umowę. Można tam znaleźć piękne przykłady
wzajemnego poszanowania dwóch społeczności i owocnej współpracy. Wizytując
parafie diecezji włocławskiej i mając kontakty z ludnością całej Polski, a szczególnie z duchowieństwem różnych diecezji — z racji obowiązków
przewodniczącego Komisji Episkopatu ds. Duszpasterstwa Rolników — z radością
odnotowuję klimat troski o dobro wspólne, zarówno u kapłanów, jak i u
przedstawicieli władz gminnych. I dziwią się ludzie niektórym politykom i wielu dziennikarzom, że wymyślają sytuacje, których nie ma, że biją na
alarm, jakby epidemia cholery pół Polski już zaatakowała. Inni zaś wskazują
na wydrukowany artykuł i powołują się na niego jako na sygnały opinii
publicznej, mówiąc o nim jako o fakcie prasowym. Jak daleko są ci ludzie od
rzeczywistości! Żyją w świecie wytworzonym przez własną, chorobliwie wylęknioną
wyobraźnię. A świat toczy się dalej. Proboszcz i wójt, członkowie rady
parafialnej i rady gminnej najpierw w kilku miejscach na cmentarzu udostępnili
kran z wodą, by osoby odwiedzające groby zmarłych łatwiej mogły podlać
kwiaty, potem zbudowali estetyczne chodniki, by uczestnicy pogrzebu w błocie
nie grzęźli, wreszcie założyli parking przed bramą i dali zadanie bojowe służbie
dbającej o czystość miasteczka, by co pewien czas opróżniała zbiorniki śmieci.
Okazało się, że wszystko jest potrzebne dla mieszkańców. Politycy zaś
czekają na konflikty.
Ale nie sprowadzajmy Konkordatu do sprawy samego parkingu, choć on jest jednym z wielu przykładów współpracy. Konkordat jest właśnie poszanowaniem
autonomii dwóch społeczności (Kościoła i Państwa) i wolą wzajemnej pomocy
przy tworzeniu dobra wspólnego. Serca są razem, a ręce wyciągnięte do
siebie. I ludzie chcą takiego obrazu zarówno na dole, jak i u góry. Logika życia
okazuje się całkiem inna niż teorie i życzenia niektórych polityków. Ile
wrzawy było z okazji powrotu religii do szkoły! Straszono dzieci nietolerancją
ze strony kapłanów i katechetów, a potem się wielu publicznie dziwiło, że
takich konfliktów, jakich się spodziewali, nie ma w terenie. Odwiedzam szkoły w czasie wizytacji pasterskiej i wszędzie słyszę, ile wnoszą ze sobą w to
środowisko kapłani i katecheci, ile wnosi Kościół. Sądzę, że powodem
obaw była zła wizja Kościoła, może jeszcze pokutująca w dawnych partyjnych
skryptach, i niedostrzeganie prawdziwych potrzeb ludzi wierzących, którzy płacą
podatki i mają prawo do tego, by ich potrzeby religijne były zaspokojone. A czy były gdzieś jakieś trudności z pochowaniem człowieka niewierzącego,
gdy na danym terenie nie było cmentarza komunalnego? A czy nie są chowani
ludzie innych wyznań na cmentarzu katolickim, gdy nie mają tam swojego? Może
nieraz spotykamy się z odmową duszpasterza co do jego udziału w pogrzebie człowieka,
który publicznie lekceważył prawo Boże czy kościelne, może czasem ten
udział jest ograniczony do minimum, ale nie odmawia się pochówku na
cmentarzu. Jeżeli więc żadnemu człowiekowi nie odmawia się prawa do miejsca
na cmentarzu, to skąd te obawy i po co tyle hałasu?
Niektórzy niewierzący mówią, że nie życzą sobie, by z ich pieniędzy -
jako podatników — opłacano np. szkoły katolickie czy fakultety teologiczne.
Pomijam już sam fakt, że teologia jest jedną z dyscyplin naukowych, nie
wypada więc występować przeciw rozwojowi nauki. Pamiętam z lat
uniwersyteckich na KUL, że gdy w 1961 r. ówczesny biskup Karol Wojtyła miał
kazanie na Mszy św. z okazji inauguracji nowego roku akademickiego, to między
innymi powiedział, iż gdyby w społeczeństwie takim, jak nasze nie było
katolickiego uniwersytetu, to trzeba by go założyć. Oczywiście po to, by
prowadzić sensowny dialog. Trzeba też pamiętać, że księża płacą podatki
nie od ilości swoich wiernych, ale od ilości mieszkańców na danym terenie, a więc również od niewierzących i od wszystkich, którzy do kościoła nie
chodzą. Ponieważ pracownicy Kościoła utrzymują się z ofiar wiernych, a więc
faktycznie tylko ci, którzy chodzą do kościoła, płacą podatki za
wszystkich innych. Ci gorliwi katolicy mają swój udział w utrzymywaniu
cennych często pomników kultury sakralnej, nieraz jedynych poważnych zabytków w danej miejscowości, ratowanych przez Kościół i Państwo. Osobiście mam
szereg dobrych doświadczeń ze współpracy konserwatorów wojewódzkich z konserwatorami diecezjalnymi. A ta współpraca wyraża się w uratowaniu wielu
cennych dzieł sztuki, stanowiących dziedzictwo kultury w niejednym kościele
parafialnym. Bywam często przy odbiorze wykonanych dzieł. Dzieje się to
zazwyczaj w obecności parafian, którzy są świadkami podziękowania, jakie
kieruję pod adresem obydwu konserwatorów i wszystkich wykonawców. Parafianie
przy tej okazji otrzymują lekcję troski o dziedzictwo kultury, której są
spadkobiercami, lekcję historii naszego narodu i Kościoła i lekcję współpracy.
Przypomina się im, że nasi przodkowie byli rozmiłowani w pięknie i że ono
nas zobowiązuje. Budzi się u ludzi wrażliwość na wartości duchowe, które
owocują również w tym, że więcej dbają nie tylko o kościół, ale i wygląd
własnego domu, o wystrój mieszkania, o dzielnicę miasta czy obraz wiejskiej
zagrody. Nie jest więc z krzywdą dla nikogo, jeżeli z kasy państwowej lub
samorządowej idą jakieś sumy na konserwację pomników kultury narodowej
znajdujących się w kościołach czy na utrzymanie cmentarzy katolickich, na których
niewierzący też chcą być pochowani. Tego wymaga poczucie sprawiedliwości.
To nie są żadne przywileje. Współpraca Kościoła i Państwa trwa. Konkordat
ją nobilituje, jest uznaniem dla ludzi idących razem w zgodzie i pokoju.
Ratyfikacja Konkordatu nie aprobuje konfliktów między Kościołem a Państwem,
odsuwanie Konkordatu sztucznie te napięcia wznieca, oczywiście, na szczytach. A co do małżeństw zawieranych w Kościele, to trzeba powiedzieć, że o wiele
większa jest dyscyplina przy zawieraniu małżeństwa katolickiego niż
cywilnego, co dla uniknięcia bigamii ma szczególne znaczenie. O skutkach
cywilnych decyduje przestrzeganie prawa państwowego. Zapis konkordatowy jest
jasny. O co więc idzie? Czy mamy się dziwić, że podział zapoczątkowany na
progu istnienia tej podstawowej komórki społecznej trwa potem dalej? Że idzie
przez całe pokolenia? Że nie możemy się pogodzić między sobą? Że każdy
ciągnie w swoją stronę? Że lekceważy się drugiego człowieka? Że ludzie
nie mają do siebie zaufania? U początku jest błąd, urząd cywilny lekceważy
małżeństwo kościelne, bo według niego wola dwojga ludzi wyrażona w kościele
się nie liczy, na nowo muszą ją oni wyrazić. Niepoważnie traktuje się
przedstawiciela Kościoła, niepoważnie traktuje się samych nupturientów.
Jest okazja, by tę schizofrenię usunąć. Konkordat wychodzi temu naprzeciw.
Katolicy z upragnieniem oczekują, by zapis konkordatowy w tej dziedzinie jak
najszybciej wszedł w życie.
[ 4 ]
Homilia
abp. Ignacego Tokarczuka wygłoszona w czasie pielgrzymki ludzi pracy na Jasną
Górę [fragment]
(17 września 1995 r.,
Częstochowa)
[...]
ponieważ wszystkie państwa, nawet postkomunistyczne, podpisały deklarację,
że nie można prześladować kogoś z powodu religii, nie wolno z Panem Bogiem
walczyć, znaleziono dla tej swojej myśli, dla tej swojej doktryny inny sposób:
winien Kościół, winno duchowieństwo, bo oni dążą do władzy, bo oni chcą
wszystko zagarnąć. Trzeba ten Kościół, przynajmniej na razie, usunąć na
margines życia, a w końcu i całkowicie zlikwidować, co się nie udało ani
Leninowi, ani Stalinowi. Bo on niepokoi sumienia, bo on nam przeszkadza. Ponieważ
Kościół przypomina, że jest Bóg prawdziwy, że są prawa moralne, których
deptanie, niszczenie, w konsekwencji niszczy całego człowieka. I to widzimy na
każdym kroku, Drodzy Bracia.
Tutaj dotykamy problemu innego. W ostatnich dniach poruszono znowu problem
Konkordatu. Konkordat to jest w świecie cywilizowanym umowa, podział
kompetencji, wzajemne wsparcie się i współpraca w wielu dziedzinach wspólnych
dla dobra narodu, który to naród należy i do państwa, i do Kościoła. Ten
projekt — kto nie czytał, proszę sięgnąć do prasy i przestudiować — ten
projekt niczego Kościołowi nie daje. Państwo z niego bardzo korzystało. Bo
przecież w opinii świata zyskiwało na prestiżu. Kościołowi też na tym
zależało, bo my kochamy Polskę, my jesteśmy członkami narodu, nie od Marksa
dopiero czy Lenina — my jesteśmy tysiąc lat i żyjemy tym narodem. I zależy
nam na przyszłości (oklaski). Nawet Nadzwyczajna Komisja powołana do tego, żeby
zbadać zgodność (Konkordatu z Konstytucją), nie została przyjęta chociaż
większość tej Komisji, to byli ludzie lewicy. Tutaj pokazało się na świadectwo
dla całego świata: garstka, która ciągle ma usta pełne demokracji, nie
liczy się z narodem, depcze jego godność, szkaluje, ośmiesza, prześladuje. Z punktu widzenia kościelnego — ja nie mówię tutaj w imieniu Konferencji
Episkopatu, tylko w imieniu moim własnym: niejedno już widziałem, niejedno
przeżyłem, gdyby o mnie chodziło, to bym wolał, żeby w tej rzeczywistości w ogóle Konkordatu nie było. On nam nic nie daje. A równocześnie partner, który
nie jest partnerem godnym zaufania, dla którego nie ma etyki, nie ma prawdy, może
kłamać, zależnie od tego, jak mu to jest wygodne w danej chwili — on będzie i tego Konkordatu nieraz używał, ażeby nas oskarżać, że tego czy tamtego
nie zachowujemy. I dlatego, Najmilsi, ja twierdzę, i biorę to na swoją
odpowiedzialność: żyliśmy bez Konkordatu 50 lat — kiedy go zerwano w 1945
roku na rozkaz Moskwy — możemy i dalej żyć. Będziemy żyć, pracować i w
rozmaite fikcje dyplomatyczne czy polityczne nie będziemy się bawić, aż
przyjdzie czas, kiedy będzie jakiś właściwy partner, szanujący naród, liczący
się z jego wolą i naprawdę traktujący poważnie te wszystkie sprawy
(oklaski). I jeszcze, Drodzy Bracia i Siostry, o jednym pamiętajmy: sztuka dobrej polityki
jest wielką sztuką i bardzo potrzebną. Dobry polityk dba o rozwój kraju, o dobre stosunki międzynarodowe, o pokój, ład. I dobry polityk bierze wszystkie
elementy pod uwagę. Nie możemy tego powiedzieć o naszych politykach
lewicowych. Pomijam to, że głoszą demokrację, a garstka ich chciałaby
narzucić swoją linię całemu narodowi. Ale równocześnie żaden rzetelny
polityk, choćby najsilniejszy, nie otwiera wszystkich frontów na raz, bo
przegra. Musi przegrać (oklaski). [...]
[ 5 ]
Rozmowa
Bogumiła Łozińskiego i Grzegorza Polaka z bp. Tadeuszem Pieronkiem,
sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski [fragment]
(Styczeń 1996 r.,
Warszawa)
[...]
-
Miniony rok przyniósł szereg napięć w stosunkach państwo — Kościół.
Naszym zdaniem, nastąpiło pogorszenie we wzajemnych relacjach. Czy Ksiądz
Biskup podziela te odczucia?
— Stosunki państwo — Kościół zostały
zdominowane przez dyskusję wokół konkordatu, częściowo także nad projektem
konstytucji. Nie brakło również innych napięć, związanych głównie ze
sprawami finansowymi, takimi jak opodatkowanie duchownych, brak wynagrodzenia
dla księży katechetów.
Niewątpliwie konkordat położył się cieniem na tych stosunkach. Śledzenie w ciągu minionego roku sprawy konkordatu daje ewidentny dowód na to, że władzom,
koalicji, zwłaszcza SLD, zależało na tym, żeby sprawę ratyfikacji odkładać,
choć na początku roku, zgodnie z uchwałą sejmową z 1 lipca 1994 r. (zob.
dokument Nr 8), mówiono, że będzie ona w jakimś sensie zamknięta w Sejmie
do końca grudnia 1995 r. O graniu na zwłokę świadczy niewywiązywanie się z terminów, ustalonych przez Sejm dla Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia
projektu ustawy o ratyfikacji konkordatu, potem także powołanej przez nią
podkomisji. Wszędzie stwarzano takie warunki pracy, że w terminach
wyznaczonych albo nie było odpowiednich wniosków i przemyśleń, albo też zgłaszano
nowe zarzuty i propozycje. W ten sposób Komisja Nadzwyczajna, która miała zdać
sprawozdanie 31 stycznia, następnie przekładała je kilkakrotnie, aby złożyć
je ostatecznie 15 września. Widać więc, że brakowało woli politycznej
rozstrzygnięcia spraw wstępnych, które umożliwiłyby ratyfikację
konkordatu. Sejm odkładał też propozycje przyspieszenia ratyfikacji
konkordatu, np. zgłoszone przez PSL.
-
Niezależnie od działań w parlamencie, o konkordacie dyskutowano na forum
Komisji Wspólnej Episkopatu i Rządu. Tu również nie obyło się bez napięć, a dyskusje okazały się jałowe.
— Dyskusje te rozpoczęły się 1 kwietnia na
posiedzeniu Komisji Wspólnej Episkopatu i Rządu w obecności prymasa kard. Józefa
Glempa i premiera Józefa Oleksego. Wydawało się, że to spotkanie otworzy jakąś
przestrzeń dla realizacji woli politycznej. Wyłoniony przez Komisję Wspólną
zespół opracował tekst deklaracji (zobacz dokument Nr 45), ale 10 maja została
ona odrzucona przez przedstawicieli SLD w tej komisji. Przez kilka miesięcy była
cisza i dopiero 22 września powrócono do deklaracji na Komisji Wspólnej
Episkopatu i Rządu. Premier Józef Oleksy potwierdził, że Rada Ministrów
wyda opinię na temat deklaracji. Znowu jednak zwlekano: zamiast w ciągu dwóch
tygodni rząd wypowiedział się dopiero 10 października, a tekst tej opinii
Sekretariat Episkopatu otrzymał dopiero po tygodniu. To wszystko wskazuje na
stałą tendencję opóźniania całej sprawy. Z uwag wynikało, że rząd
domaga się renegocjacji konkordatu i to z episkopatem, do czego przecież
episkopat nie jest uprawniony. Dlatego też 17 listopada episkopat dał pisemną
odpowiedź, w której definitywnie wycofał się z rozmów nad deklaracją wspólną o konkordacie.
-
Jaki scenariusz przewiduje Ksiądz Biskup odnośnie dalszych losów konkordatu?
— Zachowanie się Sejmu w stosunku do
konkordatu jest testem dla obecnego układu politycznego po wyborach
prezydenckich. Mogę przyjąć z pewną wyrozumiałością, że te działania
nie zostały dokonane do końca grudnia, ponieważ wydarzenia ostatnich tygodni
zachwiały kalendarzem politycznym. Myślę jednak, że nie pomogą tu żadne
deklaracje i nadal tym testem jest stanowisko Sejmu w sprawie konkordatu.
Niedotrzymanie terminu świadczy o nieuczciwości Sejmu i o braku wysiłku, żeby
sprawy te w odpowiednim czasie rozpatrzyć zgodnie z własną uchwałą. Jest to
po prostu niepoważne: trudno to inaczej oceniać zwłaszcza w świetle tych
wszystkich obietnic, mijania się z prawdą. [...] [ 6 ]
Rozmowa
Wiesławy Lewandowskiej z bp. Tadeuszem Pieronkiem, sekretarzem generalnym
Konferencji Episkopatu Polski [fragment]
(Luty 1996 r.,
Warszawa)
Proszę księdza biskupa, jak to właściwie jest z władzą — czy każda pochodzi od Boga?
— Uważam,
że trzeba to rozumieć tak: ktokolwiek ma
jakąkolwiek władzę, odpowiadaprzed
Bogiem i w jakiś sposób od Niego zależy. Nie ubierajmy jednak Pana Boga w rolę
rozdającego władzę w świecie, namaszczającego wszystkich królów, wojewodów,
wójtów, ministrów i premierów. To by była daleko posunięta pomyłka.
Istotna jest przede wszystkim odpowiedzialność każdej władzy przed Bogiem.
Nawet władcy ateistyczni są
odpowiedzialni przed Bogiem?
-
Każda władza jest odpowiedzialna przed Bogiem, bez względu na to, w jaki sposób została osiągnięta i jaka jest. Każdy, kto ją sprawuje musi to
robić zgodnie z sumieniem i ponosi odpowiedzialność wobec Boga.
Czyżby prezydentowi Kwaśniewskiemu, gdy
deklaruje wolę jak najszybszego sfinalizowania sprawy konkordatu, chodziło
tylko o tę odpowiedzialność przed Bogiem?
-
Tak dalece nie potrafię wniknąć w sumienie pana prezydenta. Jak dotąd
nie spowiadał się u mnie. Rozumiem więc tę jego deklarację raczej jako dążność
do zapowiadanego w kampanii wyborczej jednoczenia wszystkich Polaków.
Wierzy ksiądz biskup w to, że nareszcie
dojdzie do długo odkładanej ratyfikacji?
-
Wierzę, ale nie do końca. Proszę pamiętać, że już poprzedni
prezydent upominał się o konkordat i nic z tego nie wyszło. Sądzę, że słowa
obecnego prezydenta brzmiałyby o wiele lepiej, gdyby najpierw przekonał do
tego swoich byłych partyjnych kolegów. Dobre chęci prezydenta i ministra
spraw zagranicznych niewiele znaczą, gdy główna partia rządząca oświadcza
brak jakichkolwiek zmian w swej polityce wobec konkordatu. I faktycznie, nic się
nie zmieniło, mimo że to SLD samo zobowiązało się do udzielenia odpowiedzi
dotyczącej konkordatu do 31 grudnia 1995 roku, bez względu na stan prac nad
konstytucją. W tej chwili ugrupowanie to stara się nie pamiętać o sprawie.
Przez cały czas natomiast używa w sposób polityczny i nieuczciwy tej sprawy
dla swoich celów partyjnych.
Konkordat wyraźnie nie leży w interesie
SdRP, tymczasem prezydent oświadczył, że ratyfikacja tego traktatu w obecnej
sytuacji leży w interesie Polski.
-
Konkordat zawsze wiązał się z interesem Polski. Gdyby tak nie było,
nikt by się do niego nie zabierał. Prezydent wyraża więc tylko obiektywną
prawdę o konkordacie. Nie chcę sięgać tu do obecnych intencji pana
prezydenta, bo to przekracza moje możliwości, a domyślać się nie chcę. Wolę
to uznać za dobrą monetę. Myślę ponadto, że konkordat mimo wszystko leży
także w interesie SdRP, jeśli chce ona na dłużej zachować twarz wobec Polaków.
Być może więc przeciąganie sprawy jest związane tylko z jakimiś doraźnymi
celami politycznymi.
Pada podejrzenie czy — dość jednak gwałtownie
objawiona przez prezydenta — wola ratyfikacji konkordatu nie jest tylko próbą
odwrócenia uwagi społeczeństwa na przykład od brzydkiej sprawy Oleksego?
-
Myślę, że nie ma potrzeby domyślania się takich podtekstów, nawet
gdybyone były. Sprawa konkordatu
jest obiektywnie ważna. Oczywiście przy tej okazji może być osiągnięta
doraźna korzyść, na przykład właśnie wyciszenie sprawy Oleksego. Myślę
jednak, że konkordat nie jest w tym przypadku wystarczającym argumentem, żeby o niej całkiem zapomnieć.
Gdy przedstawiciele rządzącej koalicji
zgłosili wolę rozmawiania z Kościołem, ksiądz biskup oświadczył, iż nie
ma już o czym mówić, ksiądz prymas natomiast wydawał się być bardziej
otwarty. Jak tę rozbieżność rozumieć?
-
Ksiądz prymas w rozmowie z marszałkiem Zychem oświadczył, że Kościół
jest otwarty na dialog w ogóle. I to jest prawda. Jest otwarty także na dialog w sprawie konkordatu, ale tu musimy powiedzieć sobie jasno i wyraźnie, czego
ten dialog może dotyczyć. Moim zdaniem, pewne przestrzenie rozmów w tej
sprawie zostały już całkowicie wyczerpane. A więc: nie ma możliwości rozmów
na temat renegocjacji konkordatu, nie ma możliwości dialogu w komisji wspólnej
na temat tak zwanej deklaracji, która miała dotyczyć niejasnych dla polityków i dla społeczeństwa zapisów konkordatowych.
Jest ksiądz biskup pewien, że wszystkie
niejasności związane z konkordatem zostały już dobrze wyjaśnione?
-
Moim zdaniem tak. Rozmowa na temat deklaracji toczyła się przez kilka
miesięcy w specjalnie powołanym zespole rządowo-kościelnym. Jednak rząd
odrzucił ją w maju ubiegłego roku, a potem jeszcze raz poprosił, by powrócić
do pracy nad nią. We wrześniu dokonaliśmy więc nowego przeglądu sytuacji.
Na temat wypracowanej w maju deklaracji wypowiedziała się tym razem Rada
Ministrów, lecz był to głos który z kolei Episkopat musiał odrzucić,
ponieważ okazał się próbą renegocjacji konkordatu.
Na czym tapróba polegała?
-
Rada Ministrów domagała się na przykład, by cmentarze administrowane
przez Kościół przeszły pod zarząd państwowy, by nauka religii w szkole
niekoniecznie wiązała się z wynagradzaniem katechetów. Rada Ministrów
domagała się też wydzielenia domów opieki i szpitali tylko dla niewierzących
(do których ksiądz nie miałby wstępu). Zwłaszcza na tę ostatnią propozycję
nie mogliśmy się zgodzić. To byłby przecież apartheid, rzecz zupełnie niesłychana.
Episkopat doszedł wówczas do wniosku, że ma do czynienia z partnerem niepoważnym,
że rozmawia ze ścianą. Dlatego wycofaliśmy się z tych rozmów w przeddzień
wyborów prezydenckich i do tych rozmów nie wrócimy, chociażby dlatego, że
Stolica Apostolska widząc bezsens naszych wysiłków, odebrała Episkopatowi
upoważnienie do prowadzenia rozmów w tej sprawie. Możemy rozmawiać, co najwyżej
na temat ustaw okołokonkordatowych zakładających ratyfikację. Tu jesteśmy
gotowi do wykazania naszej dobrej woli.
Nie znaczy to jednak, że Kościołowi
przestało już zależeć na konkordacie?
-
Nie może Kościołowi nie zależeć na traktacie, który stabilizuje
jego pozycję w państwie i jest pożądanym aktem międzynarodowym dla samego
społeczeństwa, dla spokoju, dla stabilizacji. Natomiast mówię jasno i otwarcie, Kościół bez konkordatu żył będzie, mimo że kolejne rządy i parlamenty będą znikały z powierzchni ziemi po zakończeniu kadencji.
A czy nie uważa ksiądz biskup, że na
ironię losu zakrawa to, iż przez tyle lat prace nad konkordatem bardzo się ślimaczyły — także za solidarnościowych rządów — a teraz, kiedy postkomuniści mają pełnię
władzy, może dojść do pomyślnego końca?
-
Ja w ten pomyślny obrót spraw uwierzę, kiedy do niego dojdzie. A jeśli
chodzi o ironię losu, to cóż, tak bywa, że tak jak dojrzewa świadomość człowieka,
dojrzewają sprawy. Myślę, że dyskusje wokół konkordatu, podobnie zresztą
jak wokół aborcji czy wartości chrześcijańskich, miały sens o tyle, o ile
uświadamiały ludziom o co chodzi. Myślę, że — przynajmniej w sprawie
konkordatu — częściowo ten proces wzrostu świadomości się dokonał.
Czy obecne nadzieje na ratyfikację
konkordatu można wiązać z pewną powściągliwością Kościoła wobec
przegranych, czyli strony, z którą dotychczas był mocno związany.
-
Ja bym to ujął inaczej. Po prostu wyciągamy teraz naukę z przeszłości.
Niedawno usłyszałem od młodych prawicowych polityków opinię, że Kościół
powinien z równym dystansem traktować polityków prawicowych, jak lewicowych,
dopiero wówczas sytuacja będzie normalna. Prawica i cała dzisiejsza opozycja
sama musi pozbierać się i stanąć na nogi. Musi pokazać, co może zrobić,
samodzielnie podejmując ryzyko i angażując własny autorytet, nie tyle dla Kościoła w Polsce, lecz dla chrześcijaństwa i dla kraju. Politycy nie powinni czekać
na papier, na podstawie którego potem będą robić, co im się podoba. Niech
więc prawica nie czeka na namaszczenie, niech pokaże co potrafi. [...]
[ 7 ]
Rozmowa
Aleksandra Frydrychowicza z bp. Tadeuszem Pieronkiem, sekretarzem generalnym
Konferencji Episkopatu Polski [fragment]
(Luty 1996 r.,
Warszawa)
[...]
Niedawno powiedział ksiądz biskup
dziennikarzom „mnie już konkordat nie interesuje". Naprawdę?
— W tej
sytuacji jaka jest dzisiaj, rzeczywiście nie interesuje mnie. Mamy wiele innych
poważniejszych spraw niż konkordat. Ja nie chcę młócić słomy bo szkoda
czasu.
Bez konkordatu stosunki między państwem a Kościołem nie mogą być normalne?
-
To jest umowa, która gwarantuje stabilność na dłuższy okres. Więc
niechęć do jego zawarcia oznacza, że nie będzie stabilności tych stosunków.
Trudno się na coś takiego godzić i przyjąć takie rozwiązanie jako
normalne.
Do tej pory stosunki wzajemne — raz
lepsze, raz gorsze — regulowane były ustaleniami wewnętrznymi między rządem i Episkopatem, z pominięciem Stolicy Apostolskiej...
-
Po pierwsze chodzi o to, żeby te stosunki były stale dobre. A po
drugie, Kościół katolicki ma strukturę, nieporównywalną do innych wyznań.
Nic na to nie poradzimy, że wzajemne stosunki muszą być regulowane układem
między rządem a Stolicą Apostolską. Państwo polskie nie może zmieniać światowych
reguł gry. A jeśli chce to robić, to z tego wynikają kłopoty.
Dziękuję za rozmowę.
[ 8 ]
Homilia Prymasa Polski, kard. Józefa
Glempa na Skałce
(12 maja 1996 r., Kraków)
Nie
rozwiązana od trzech lat sprawa konkordatu „kładzie się jakby cieniem na
nas wszystkich" — mówił Prymas Polski kard. Józef Glemp 12 maja Na Skałce w Krakowie, podczas uroczystości ku czci św. Stanisław. [...]
Nawiązując do stosunków Kościół-państwo kard. Glemp stwierdził, że z powodu nie ratyfikowanego konkordatu wszyscy cierpią od 3 lat.. Należy
zastanowić się nad tym, czy czas, jaki jest nam dany, w którym nasz rodak
zasiada na Stolicy Apostolskiej, potrafimy wykorzystać dla budowania nas i naszego społeczeństwa. Rachunku sumienia wobec Ojca św., powinni dokonać także
ci, którzy mają wpływy — mówił kard. Glemp. — Gdyby Ojciec św. był
Francuzem, Anglikiem czy Niemcem narody te wspomagałyby go i ceniły swoją
pozycję w świecie.
Jego zdaniem właśnie konkordat kładzie się jakby cieniem na nas wszystkich i „powstaje pytanie, czemu w ciągu owych 3 lat nie potrafiliśmy wydobyć z siebie takich struktur i tak zorganizowanej woli, aby to tak dobre w intencji
dzieło mogło być zrealizowane". Prymas zaznaczył, że z niechęcią
porusza sprawy związane z konkordatem. Przypomniał, że są w konkordacie dwa
punkty sporne — dotyczące przedszkoli i wychowania religijnego. Odczytał te
artykuły z — jak się wyraził — „konkordatu już podpisanego, a nie
ratyfikowanego" i zapytał zebranych, jakie może z nich wynikać zagrożenie
dla niewierzących.
Pytając również, czy można zakwestionować w konkordacie to, co mówi się o prawach rodziców, o tolerancji, o respektowaniu praw państwowych, odpowiedział
przecząco. „Potrzebna jest dobra wola" — dodał. Potrzebny jest rachunek
sumienia, który nie pozwoli odrzucić kamieni węgielnych w budowaniu w zgodzie i miłości wspólnej przyszłości — zakończył swoje kazanie Prymas Polski.
[ 9 ]
Komunikat 283. Konferencji Plenarnej
Episkopatu Polski [fragment]
(13 czerwca 1996 r.,
Siedlce)
[...]
Biskupi polscy podzielają niepokój Ojca Świętego, wynikający z nowych zagrożeń
dla życia narodu (Chodzi o przemówienie Papieża Jana Pawła II wygłoszone w Rzymie w dniu 23 maja 1996 r. podczas spotkania z pielgrzymami polskimi z diecezji bielsko-żywieckiej, a zwłaszcza o passus:
"Obserwujemy dziś w Polsce próby ośmieszania religii, podważania
autorytetu Kościoła. Niebezpieczne są próby deprawacji młodego pokolenia
poprzez promowanie stylu życia pozbawionego odpowiedzialności za godność i kształt życia własnego i innych osób. Zasada panująca od czasów Jana
Sarkandra — "cuius regio eius religio"
(czyja władza tego religia), zdaje się dziś przybierać formę zaplanowanej
ateizacji życia" ["Słowo", 27 maja 1996 r., nr 101]. Na marginesie należy
dodać, iż część społeczeństwa i polityków odebrała przemówienie Papieża
Jana Pawła II jako reakcję Stolicy Apostolskiej na fakt opublikowania w Polsce
poufnej korespondencji polsko-watykańskiej na temat konkordatu. Nuncjatura
Apostolska w Polsce odrzucała tę interpretację i wyjaśniła intencje Papieża w specjalnym komunikacie ogłoszonym 27 maja 1996 r. w Warszawie [Tekst w: „Słowo",
28 maja 1996 r., nr 102]). Podejmowane są próby programowego podważania
autorytetu Kościoła, ośmieszania postaw religijnych i moralnych, wychowania młodego
pokolenia, w tym także wierzących, w duchu laickim, sprzecznym z Ewangelią.
Jak dawniej w strukturach państwa totalitarnego usiłuje się usuwać wartości
religijne, a nawet samą wiarę w Boga na margines życia społeczeństwa.
Wymownym przejawem lekceważenia wierzących jest stosunek do życia, instytucji
rodziny i wychowania, a także próby tworzenia Konstytucji bez odniesienia do
Boga. Mimo deklaracji dobrych intencji władz, konkretnym przejawem tego lekceważenia
jest stawianie wyżej interesów partyjnych nad dobro państwa, np. przy
Konkordacie. Dyskusję na temat tej umowy ze Stolicą Apostolską przeniesiono
na poziom prasy brukowej (Tak Episkopat Polski określił fakt i miejsce
opublikowania w Polsce w maju 1996 r. poufnej korespondencji polsko-watykańskiej w sprawie konkordatu. Treść korespondencji — zobacz dokument nr 38). Odbiega
to daleko od kultury cywilizowanego społeczeństwa, szkodzi polskiej racji
stanu i podważa zaufanie do władzy.
[ 10 ]
Oświadczenie Prezydium Konferencji Episkopatu Polski w sprawie
konkordatu
(4 lipca 1996 r., Warszawa)
Dnia 28 lipca został podpisany Konkordat między
Stolicą Apostolską i Rządem Rzeczypospolitej Polskiej. Dwustronne negocjacje
na temat treści tej międzynarodowej umowy odbyły się w pierwszej połowie
1993 r. i były poprzedzone wymianą projektów umowy. Stolica Apostolska przesłała
swój projekt Rządowi RP dnia 25 października 1991 r., zaś Rząd za pośrednictwem
Ministerstwa Spraw Zagranicznych przedstawił swoją propozycję w styczniu
1993. Obydwa projekty uwzględniły tekst Konwencji, która była wynikiem długoletnich
prac przedstawicieli Episkopatu Polski i Rządu Polskiej Rzeczypospolitej
Ludowej, a została parafowana dnia 4 maja 1988 r. i przesłana Stolicy
Apostolskiej. Problematyka Konkordatu była więc dyskutowana przez wiele lat i nie stanowiła żadnej tajemnicy dla opinii publicznej, która zwłaszcza po
1989 r. brała w niej żywy udział. Większość spraw ujętych w Konkordacie
była dyskutowana w Sejmie i znalazła swój wyraz w ustawie o stosunku Państwa
do Kościoła katolickiego z dnia 17 maja 1989 r.
Konkordat daje stabilną podstawę należytego ułożenia stosunków między Państwem a Kościołem katolickim w Polsce na zasadzie autonomii i niezależności obydwu
partnerów. Autonomia i niezależność oznaczają, że w swoich dziedzinach wspólnota
państwowa i wspólnota kościelna rządzą się własnym prawem i ani władza
państwowa nie miesza się do wewnętrznych spraw Kościoła, ani Kościół nie
ingeruje w wewnętrzne sprawy państwa. Trudno sobie wyobrazić sytuację, by w państwie demokratycznym władza świecka stanowiła o strukturach
organizacyjnych Kościoła, by mianowała, zwalniała i przenosiła biskupów i księży, decydowała o tym, czego Kościół uczy, a czego uczyć nie może.
Trudno też byłoby przyjąć, że władze kościelne ustanawiają województwa,
nadają prawa miejskie i mianują urzędników państwowych. Tylko władze
dyktatorskie, m.in. komunistyczne uważały, że z Kościołem, nie tylko zresztą
katolickim, mogą robić co chcą. Takie postępowanie jest jawnym naruszeniem
ludzkiego prawa do wolności religijnej i do zrzeszania się we wspólnotach
religijnych.
Autonomia i niezależność Kościoła i Państwa, we właściwych im sprawach
jest potrzebna po to, by każda jednostka, która jest równocześnie obywatelem
państwa i wiernym Kościoła, mogła zadośćuczynić obowiązkom obywatelskim i religijnym w zgodzie z własnym sumieniem. Właściwe i trwałe uregulowanie
stosunków między Państwem a Kościołem katolickim w Polsce pozwoli na owocne
współdziałanie nie tylko poszczególnych jednostek, ale także obydwu wspólnot:
Państwa i Kościoła, na rzecz dobra wspólnego. „Tym skuteczniej będą
wykonywać tę służbę dla dobra wszystkich, im lepiej będą rozwijać między
sobą zdrową współpracę, uwzględniając także okoliczności miejsca i czasu" (GS, n. 76).
Konkordat w żadnym przypadku nie jest narzędziem do uzyskania przez Kościół
katolicki przywilejów, ponieważ opowiada się on za zasadą równości wobec
prawa wszystkich Kościołów i wspólnot religijnych. Świadczy o tym jasne
stanowisko Stolicy Apostolskiej i Kościoła katolickiego w Polsce, które
wyraziły swoją radość, że przy okazji Konkordatu, inne wyznania uzyskały
wreszcie w naszym Kraju te same prawa co Kościół katolicki. Wyraźnie też
uczy Sobór Watykański II, że „Kościół posługuje się rzeczami
doczesnymi w stopniu, w jakim wymaga ich właściwe mu posłannictwo. Nie przykłada
jednak swoich nadziei w przywilejach ofiarowanych mu przez władzę państwową;
co więcej, wyrzeknie się korzystania z pewnych praw legalnie nabytych, skoro
się okaże, że korzystanie z nich podważa szczerość jego świadectwa, albo
że nowe warunki życia domagają się innego układu stosunków" (GS, n. 76).
Jest rzeczą nieuczciwą i niegodną polityka demokratycznego państwa prawa
czynienie z Konkordatu przedmiotu politycznych rozgrywek. Jakiekolwiek
upolitycznienie sprawy ratyfikacji Konkordatu czy tendencyjna, niezgodna z prawdą
interpretacja jego zapisów, stanowią zaprzeczenie intencji Rządu polskiego i Stolicy Apostolskiej, które były u podstaw negocjacji i podpisania Konkordatu.
Doraźne interesy partyjne nie mogą stać wyżej niż dobro wspólne, które
jest sumą warunków życia społecznego, dzięki którym poszczególne osoby i grupy społeczne mogą pełniej i łatwiej osiągać własną doskonałość
(por. GS, n. 26).
Wykorzystywanie Konkordatu do celów partyjnych nie sprzyja harmonijnemu
rozwojowi stosunków między Państwem a Kościołem katolickim.
Wyrażamy głębokie ubolewanie, że szansa trwałego uregulowania stosunków między
Rzeczpospolitą Polską a Stolicą Apostolską nie została wykorzystana dla wspólnego
dobra narodu, państwa i Kościoła i że ponad to dobro postawiono ciasno pojęty
interes partii, w założeniu wrogiej Kościołowi. Jest to klasyczny przykład
zastosowania zasady "cuius regio eius
religio".
Episkopat Polski mimo wszystko żywi nadzieję, że w końcu zwycięży zdrowy
rozsądek, troska o dobro wspólne i polska racja stanu.
Podpisali:
Przewodniczący
Konferencji Episkopatu Polski
Józef Kard. Glemp Prymas Polski
Zastępca
Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski
abp Henryk Muszyński
Sekretarz
Generalny Konferencji Episkopatu Polski
bp Tadeusz Pieronek
[ 11 ]
Oświadczenie Nuncjatury Apostolskiej w Polsce w trzecią rocznicę
podpisania konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską
(21 lipca 1996 r., Warszawa)
I
Dnia 28 lipca br. mija trzecia rocznica podpisania
umowy międzynarodowej między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską,
która stanowi owoc długoletniej pracy zapoczątkowanej protokołem uzgodnień z 6 lipca 1974 r. Stolica Apostolska podpisując Konkordat — negocjowany w ostatniej fazie w oparciu o polski projekt rządowy — kierowała się szczerą
intencją należytego ułożenia stosunków między Państwem polskim a Kościołem
katolickim na zasadzie autonomii i niezależności oraz współdziałania na
rzecz dobra wspólnego całego społeczeństwa, a nie chęcią uzyskania
przywilejów. Podpisana umowa zawiera przeto wszystkie konieczne elementy do
trwałego ułożenia takich poprawnych stosunków i owocnego współdziałania.
II
Niestety, po trzech latach dyskusji nad Konkordatem
nie doszło do jego ratyfikacji, mimo różnych inicjatyw zmierzających do wyjaśnienia
podnoszonych trudności. Jest to zjawisko niepokojące, zwłaszcza gdy się zważy,
że wbrew intencji stron sama umowa i jej zapisy są często postrzegane jako
przedmiot rozgrywek politycznych i deklaracji wyborczych opartych na błędnej
interpretacji. Stolica Apostolska w sposób oczywisty i zdecydowany dystansuje
się od takich postaw. Jest nie do pomyślenia, aby wdawała się ona w jakiekolwiek rozgrywki polityczne, gdyż nie jest to zgodne z jej naturą oraz
jej religijnym posłannictwem.
III
Nuncjatura Apostolska w Polsce żywi nadzieję, że
sprawa ratyfikacji zostanie doprowadzona do końca z poszanowaniem godności i wolności religijnej każdego człowieka oraz zasad dobrego obyczaju międzynarodowego. W ten sposób — zgodnie z pierwotną intencją — przyczyni się ona do
harmonijnego rozwoju stosunków między Państwem a Kościołem w Polsce.
Warszawa, dnia 21 lipca 1996 r.
[ 12 ]
Wywiad Marka Lehnerta z abp. Jean-Louis
Tauranem, dla Katolickiej Agencji Informacyjnej
(Lipiec 1996 r.,
Watykan)
— Księże
Arcybiskupie, w niedawnym wywiadzie dla KAI, polski minister spraw zagranicznych
Dariusz Rosati wyraził przypuszczenie, że Stolica Apostolska może wycofać się z dalszych rozmów na temat Konkordatu z rządem RP. Oświadczenie wydane 21
lipca br. przez Nuncjaturą Apostolską w Warszawie nie zawiera tego rodzaju
stwierdzenia. Nasuwa się pytanie: co musiałoby się stać, aby doszło do
zerwania dalszych rozmów?
— Stolica Apostolska nigdy nie występuje z inicjatywą zerwania rokowań, stosunków dyplomatycznych lub rozmów
dwustronnych. Liczy zawsze na dobre intencje drugiej strony, a motywy, którymi
kieruje się Kościół, stara się uczynić jak najlepiej zrozumiałymi,
podejmując rozmowy mające na celu formalne porozumienie, co do podstawowych
wymiarów życia Kościoła w jakimś kraju i dla dobra wspólnego tego społeczeństwa. W przypadku Polski, o czym w ubiegłą niedzielę przypomniał nuncjusz
apostolski — abp Józef Kowalczyk, rozpoczęliśmy prace nad Konkordatem w 1974
r. i w końcowej fazie rokowań pracowaliśmy nad projektem rządu polskiego.
Liczymy więc na dobrą wolę rządzących w Polsce, którzy zresztą nie
okazywali nigdy zamiaru „zerwania" — aby pozostać przy Pańskim określeniu — rozmów ze Stolicą Apostolską. Sekretariat Stanu starał się w ostatnich
miesiącach informować swych polskich rozmówców, że — potwierdzając całkowicie,
iż nie może już być mowy o negocjacjach, gdyż tekst został podpisany ku
zadowoleniu obu stron — jest zawsze gotowy do tłumaczenia, wyjaśniania lub uściślania
kwestii, które mogłyby stanowić problem dla mało zorientowanego czytelnika.
Sądzę, że ze strony Sekretariatu Stanu była wola pomagania drugiej stronie w wyjściu z kłopotliwej sytuacji, patrząc zarówno z wewnętrznego, jak i międzynarodowego
punktu widzenia. — Mamy
oto trzecią rocznicę podpisania konkordatu między rządem polskim a Stolicą
Świętą. Ze względów natury politycznej konkordat nie został dotychczas
ratyfikowany. Jak wygląda ta sytuacja z punktu widzenia prawa międzynarodowego i praktyki dotyczącej porozumień międzynarodowych?
— Konkordat jest w rzeczywistości międzynarodowym
traktatem dwustronnym, zawartym w formie uroczystej w celu zapewnienia
zwyczajnego życia Kościoła katolickiego w danym kraju.
Jest on wynikiem, jak w przypadku, który nas tu interesuje, długich i dokładnych
rokowań między zainteresowanym państwem a Sekretariatem Stanu, których zakończenie
następuje przez podpisanie tekstu przez dwóch pełnomocników, upoważnionych
do tego przez odpowiednie władze. To właśnie nastąpiło w Warszawie 28 lipca
1993 r., gdy ówczesny minister spraw zagranicznych Polski pan Krzysztof
Skubiszewski i nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk złożyli swe podpisy na
ostatniej karcie konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską.
Jednakże, według prawa międzynarodowego, podpisany traktat, chociaż ukazuje
obustronną wolę poszanowania podpisanych zobowiązań, nie ma ważności
prawnej, jeżeli nie jest następnie ratyfikowany przez te same strony. To właśnie
ratyfikacja sprawia, że dany traktat nabiera mocy obowiązującej. Oczekujemy
więc, że rząd polski zakończy podjęty proces ratyfikacją.
Znajdujemy się obecnie w sytuacji przejściowej, która ze względu na swą długotrwałość
może być określona jako nienormalna. Sprawa jest tym bardziej poważna, jeśli
weźmiemy pod uwagę, że konkordat należy do najbardziej uroczystych układów,
jakie zna międzynarodowa i wewnątrzpaństwowa praktyka prawna oraz że dotyczy
całości zagadnień wspólnych dla Kościoła i państwa. Jest oczywiste, że
porozumienie międzynarodowe, nawet nie ratyfikowane, jako wynik długich rokowań
ustala ramy i ducha obecnej i przyszłej współpracy obu stron. — W
opinii wielu Polaków konkordat stał się przedmiotem różnych gier
politycznych. Jak Ksiądz Arcybiskup widzi ten problem? Czy stanowi on ważny
czynnik w perspektywie polityki, która zmierza do trwałego ustanowienia
dobrych stosunków między Kościołem a państwem polskim?
— Ubolewam, że konkordat stał się, jak Pan
to powiedział, narzędziem gry politycznej! To uwłacza jego wyjątkowej
randze. W odróżnieniu od innych traktatów międzynarodowych, konkordat dotyka
jednocześnie sfery doczesnej i duchowej, związanej z najwyższymi wartościami
ludzkimi. Na tym polega jego oryginalność. Jego zadaniem jest nie tylko rozwiązywanie
spraw aktualnych. Ma on również stanowić podstawę do przyszłej współpracy
między Kościołem a państwem, w służbie osobistego i społecznego powołania
tych samych osób, ponieważ obywatel Polski, katolik, jest częścią zarazem
państwa i Kościoła. Chodzi o współpracę w umocnieniu i rozwoju osobistego
powołania każdego, jak mówi o tym słynny fragment konstytucji „Gaudium et
Spes" Soboru Watykańskiego II (por. „Gaudium et Spes", nr 76, §
3).
Oznacza to — i tu odpowiadam na drugie Pańskie pytanie — że tak długo jak
konkordat nie będzie ratyfikowany, zdrowa współpraca, której pragnie Stolica
Apostolska i bez wątpienia także następujące po sobie w Warszawie rządy
polskie, nie stanie się oczywistością. Należy szybko zakończyć proces
przewidziany przez postępowanie międzynarodowe: podpisanie i ratyfikację, które
wymagają zaangażowania obu stron. Jeśli nie, jeśli obecna sytuacja będzie
trwała przez lata, trzeba będzie bez wątpienia mówić o kryzysie.
Ratyfikując konkordat, rząd polski okazałby w sposób przekonujący swą wolę
przyczyniania się do dzieła pokoju społecznego, zapewniającego ochronę
podstawowych praw przed wstrząsami politycznymi i zmianami konstytucyjnymi,
przed owymi „grami politycznymi", o których Pan wspomniał. Taką
„filozofią" zabezpieczenia przed dowolnością kierowała się Stolica
Apostolska w latach rokowań. Kościół w Polsce i cały naród polski, w większości
katolicki, ale którego częścią są także — o czym nie zapomnieliśmy -
osoby wyznające inną religię lub nie wyznające żadnej, jedynie skorzysta na
konkretnym i politycznym zastosowaniu zasad zapewniających autonomię państwa i Kościoła, a jednocześnie ukazujących wypracowane wspólnie kryteria i obowiązki, tak aby nigdy nie zabrakło harmonijnej współpracy dla dobra
wszystkich Polaków. Idee te wyraziła Konferencja Episkopatu Polski w oświadczeniu z okazji przypadającej 28 lipca rocznicy podpisania konkordatu. Wszystko to
bierze pod uwagę rzeczywistość społeczną, jaką jest obecność Kościoła
katolickiego w przeszłości i teraźniejszości waszego kraju; obecność, która w ogromnej mierze pozwala zrozumieć żywotność narodu polskiego.
Konkordaty są oczywiście jedynie wyrazem współpracy między Kościołem a państwem.
Wyrazem nie jedynym, co oznacza, że — mimo trudności w okresie przejściowym, o którym przed chwilą mówiłem — dialog i współpraca między Kościołem i państwem polskim oraz między rządem a Stolicą Apostolską są kontynuowane
zarówno w Warszawie, jak i w Rzymie. — Jak
widzi Ksiądz Arcybiskup rolę konkordatu między Polską a Stolicą Apostolską w procesie tworzenia społeczeństwa demokratycznego w Polsce? Jaki mógłby być
wpływ konkordatu na międzynarodową pozycję państwa polskiego?
— Konkordat jest przede wszystkim aktem
porozumienia i przyjaźni. Stanowi zatem wyraz woli obu stron wzajemnego
szacunku i poszanowania autonomii każdej z nich w ich sferach działania. Przyjęcie
konkordatu przez państwo oznacza zawsze obronę wolności. Ze strony Kościoła
korzystanie z konkordatu nie oznacza — jak gdzieś przeczytałem — poszukiwania
nie wiadomo jakich przywilejów. Nie, ponieważ sprawowanie kultu, swobodne
mianowanie biskupów, nauczanie religii itp. nie są przywilejami nadawanymi
przez państwo, ale swobodami publicznymi, które należy szanować. To jest
sprawa zasadnicza. Zaś korzyści podatkowe czy finansowe tłumaczą się celami
społecznymi pewnych przejawów działalności kościelnej. Dlatego też niewłaściwa
jest interpretacja, że mogłyby one stać się przedmiotem postępowania
dyskryminacyjnego pod takim tylko pretekstem, że mają charakter wyznaniowy!
Konkordat jest narzędziem zgody, które bierze pod uwagę rzeczywistość społeczną i kulturową, jaką stanowi Kościół katolicki w historii kraju, w tym sensie,
że nadał mu szczególne oblicze. Jakie byłyby dzisiejsze Polska i Włochy bez
wielowiekowego wkładu Kościoła katolickiego? Z pewnością byłyby zupełnie
inne… Nie stoi to wcale w sprzeczności z prawami należnymi w społeczeństwie
pluralistycznym, takim jak wasze, obywatelom wyznającym inną wiarę religijną
lub zwolennikom jakiejkolwiek ideologii. Konkordat mówi o tym zresztą bardzo
wyraźnie w preambule, potwierdzając wolność sumienia i wyznania.
Pyta mnie Pan, jaki mógłby być wpływ konkordatu na międzynarodową pozycję
państwa polskiego. Mówiąc szczerze, jest rzeczą pewną, że władze innych
państw ze zdziwieniem przyjmują fakt, że Rzeczpospolita Polska nie ratyfikowała
jeszcze konkordatu z 1993 r. Na podstawie swoich rozmów z ministrami spraw
zagranicznych i ambasadorami mogę wyjaśnić, skąd bierze się to zdziwienie.
Najprościej mówiąc, przede wszystkim stąd, że dzieje się to w czasie, gdy
papież jest z pochodzenia Polakiem. Poza tym konkordat ma znaczenie szczególne:
jest pierwszym konkordatem wypracowanym po wydarzeniach z r. 1989 z krajem, którego
zaangażowanie na rzecz wolności było decydujące w upadku reżimów
marksistowskich Europy Środkowej i Wschodniej. Takie są obiektywne fakty. Ze
względu na to wszystko, nieratyfikowanie konkordatu przez stronę polską może
rzucać cień na obraz kraju, który tak wiele uczynił dla rozwoju demokracji w Europie.
Poza tym może to sprawiać wrażenie, że w negocjacjach międzynarodowych
Polska nie zawsze jest partnerem niezawodnym. Dlatego sądzę — a jest to moja
osobista opinia, choć uważam, że nie jestem w tym odosobniony — iż w końcu
zdrowy rozsądek i dobre obyczaje dyplomacji międzynarodowej przeważą nad
racjami „polityczki" (politique
politicienne) i że bez dalszej zwłoki dojdziemy do konkluzji w odpowiedniej formie. Takie jest, moim zdaniem, najlepsze życzenie, jakie mogę
wyrazić z okazji tej trzeciej rocznicy.
[ 13 ]
1 2
Przypisy: [ 1 ] "Słowo",
25 października 1994, nr 207; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów
źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet
Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 2 ] "Słowo",
4 stycznia 1995, nr 3; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów
źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet
Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 3 ] "Gość
Niedzielny", 12 lutego 1995, nr 7; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski
1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów:
Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa
1997. [ 4 ] "Niedziela
1995, nr 10; tekst
publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski,
Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 5 ] "Słowo"
Magazyn, , 27-28-29 października 1995, nr 43; tekst publikowany również w: „Konkordat
Polski 1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów:
Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa
1997. [ 6 ] "Biuletyn KAI", 9 stycznia 1996, nr 2; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów
źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet
Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 7 ] "Życie
Warszawy", 7 lutego 1996, nr 32; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski
1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów:
Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa
1997. [ 8 ] "Trybuna",
15 lutego 1996, nr 39; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów
źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet
Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 9 ] "Biuletyn KAI", 14 maja 1996 r., nr 20; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów
źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet
Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 10 ] "Biuletyn KAI", 18 czerwca 1996 r.; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów
źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet
Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 11 ] "Biuletyn KAI", 9 lipca
1996, nr 28; tekst
publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski,
Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. [ 12 ] "Biuletyn KAI", 23 lipca 1996 r., nr 30; tekst publikowany również w: „Konkordat Polski
1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów:
Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa
1997. [ 13 ] "Biuletyn KAI", 30 lipca 1996, nr 31; tekst
publikowany również w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski,
Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997. « Prace nad konkordatem (Publikacja: 17-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2997 |
|