|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Nie bierz imienia Pana, Boga twego, nadaremno Autor tekstu: Leon Bod Bielski
Nie jest to, jakby się na pozór zdawało,
jednoznaczny zakaz bez głębszego, zakamuflowanego przesłania zakaz, w którego treści dostrzegać możemy jedynie troskę o nie poniewieranie
świętości i nie czynienie pospolitactwa z sacrum… Nie jest to też, o dziwo, dowód na istnienie osobnika, którego imienia dotyczy ów zakaz,
choć stanowczość, z jaką jest wyrażony zdawałaby się mocno i jednoznacznie na to istnienie wskazywać. To również w linii prostej
informacja, że- w sytuacjach, kiedy wiadomo, że z jasno określonych
względów etyczno- moralnych czy czysto osobistych wzywany nie podejmie
się patronactwa czy też zwyczajnie nie przybędzie na zbyt niską jego
randze imprezę, na którą go przywołują- wzywanie imienia Boga po prostu
nie ma sensu...Ale czy tylko takie przesłanie możemy wywieść z tego
„mnożącego byty ponad potrzebę" przykazania? Mając luksus analizy bogatego dorobku
ludzkości w obszarze nagminności jego łamania, można by się pokusić o konkluzję, że branie imienia Boga nadaremno wynika nie tyle z pewności
istnienia wzywanej osoby, co raczej z faktu, iż nadaremność ową
wywodzić należy z permanentnej w dziejach świata i wszechświata
trywialnej acz niedopuszczanej do świadomości pewności nieobecności
przyzywanej osobistości, wywodzonej czy to z braku jej aktywności,
każdorazowo niepodejmowanej w obronie dekalogu jej autorskich,
szczytnych, deptanych wartości moralnych czy braku Jego reakcji w sytuacjach globalnego zagrożenia bytu milionów wiernych Mu
wielbicieli… Informacja o permanentnie stwierdzalnym braku
przyzywanego podana została w sposób tak mocno zakamuflowany samą
stanowczością zakazu, sugerującego istnienie Boga o określonym imieniu,
że przyćmiła ludziom doniosłość ważkiego przekazu o nieistnieniu
zainteresowanego, ukrytej w słowie „na daremno".
Nadaremność
ta wynikać też może po prostu z powszechnej praktyki mylnego brania
tytułu „bóg" za Jego imię własne, tytułu, jak chcą niektórzy-błędnie
rozumianego jako synonim identyfikującego Go, konkretnego imienia.
Wołając: „Boże" czy, jak to mieli we zwyczaju Rzymianie: „o bogowie",
podobnie w przypadku okrzyku: „ludzie!!!" — tak naprawdę nikogo
konkretnego nie wołamy. Miliardy ludzi wysyłało już swoje „modlitewne
sms-y" i wezwania na adres: „Bóg. Niebo"- i popełnili ten sam błąd,
który popełniają czytelnicy kryminałów piszący na londyński adres S.
Holmesa i Dr. Watsona. Tak adresując nasze nadzieje, wezwania i prośby
nie możemy się spodziewać, że na istniejący adres nieistniejącego
adresata zaadresowana przesyłka kiedykolwiek dojdzie, zostanie
skwitowana i odebrana. Możemy być raczej pewni, że- niczym miliony
listów adresowanych do Św. Mikołaja- nasze źle adresowane „wezwania"
skończą na stacji w Niebiańskich „Koluszkach", w dziale przesyłek
ziemskich ostatecznie niedoręczalnych...
Ktoś powie: „no dobrze, ale my wzywamy
naszego Boga konkretnie, po imieniu"! Indianin wzywa Manitou, Żyd- Boga
Jahwe, Hindus...no, ten może się nieźle zaplątać w gmatwaninie 330 mln
bogów, którzy mają przyjemność zamieszkiwać Indie… Czy biorący
konkretne „imię" mają gwarancję, że otrzymają kiedykolwiek odpowiedź?
Sceptyk powie, że nawet gdy adres jest poprawny to...to musi tam
jeszcze zamieszkiwać inkryminowany adresat! W tym ambarasie dwoje
również musi chcieć występować naraz...
Niestety, ludzkość nie ma szczęścia- regułą jest, że obydwa
czynniki- adres i adresat- owszem, występują, ale jako twory ludzkiej
fikcji literackiej, stworzonej z reguły ku pokrzepieniu serc a z czasem
przerobionej ku nabijaniu kabzy (weźmy przypadki „Harry’ego Pottera")
czy, jak w przypadku Pism Świętych wszelakich- tworzeniu najbardziej
wynaturzonego, czyli religijnego systemu władzy… I dopiero ten fakt
biorąc pod uwagę i mając na względzie możemy w pełni zrozumieć
całościowe znaczenie przesłania, zawartego w przykazaniu: „nie bierz
imienia Pana, Boga twego, na daremno". Bowiem owa „daremność" ma
minimum dwa, wywiedzione powyżej powody, a może ich mieć znacznie
więcej. Niestety, jak na dzień dzisiejszy nic nie wskazuje na to, byśmy
jako Ludzkość mogli się spodziewać innych powodów owej „daremności",
byśmy np. mogli mieć pewność, że istnieje trzecie wyjście- wzywany po
prostu wzgardził nami niegodnymi- i owszem, jest, siedzi gdzieś w głębinach kosmosu, ale wyniośle milczy. Milczenie jest co
prawda złotem- ale żadnym dowodem na to, że do milczenia po drugiej
stronie— a niczego innego oprócz milczenia do tej pory ludzkość
swoim „wzywaniem" się nie doczekała, co potwierdza słuszność końcowo
sygnalizowanej „nadaremności" wezwań- koniecznie potrzebny
jest sam milczący, jak do istnienia ciemności nie potrzeba extra
czynnika, jakim powinna być w tym wypadku odwrotność fotonu, jakiś
nazwijmy go „ciemnik"- ot, do jej wywołania wystarczy zwykły brak
światła, jak do rozchodzenia się fal radiowych niepotrzebny jest
wyrzucony z naukowej nomenklatury"eter", jeszcze do niedawna
obowiązujący element fizyki przestrzeni, podobnie jak „cieplik" itp.
byty, dla wyjaśnienia pewnych zjawisk stworzone wyraźnie „ponad
potrzebę"...
Podobnie jest z szumem w uszach- jako zjawisko
akustyczne tak naprawdę on nie istnieje, to tylko stan chorobowy,
demonstrujący się przez generowane chorobą drgania elektryczne w nerwie
słuchowym, odbierane jako niszczący jakość życia szum. Podobnie
destrukcyjny jak zjawisko nie wiadomo dlaczego akurat religijnie, czyli
chorobliwie pojmowanego Boga, nadaremnie, niczym źródło nieistniejącego
dźwięku czy wspomniany „ciemnik" poszukiwanego na uzasadnienie
religijnego, doktrynalnego szumu, od tysiącleci dzwoniącego w uszach
gatunku ludzkiego. Ów szum doktrynalny jest nieznośnie upierdliwy,
podobnieniszczący narodom jakość oraz prawdziwy sens życia,
jakże często z życiem włącznie. Niestety, nie ma odważnych, by nie
tylko postawić oficjalnie oczywistą, trafną diagnozę schorzenia, co
uzmysłowić masowo chorującym pacjentom, że przyczyna schorzenia jest
endogenna, tkwi immanentnie w nas samych, mamy ją, wszczepioną nam
przez przodków niczym kiłę wrodzoną czy wirus Herpes- ale ULECZALNA!
Niektórzy twierdzą, że już rodzimy się z genetycznym
nosicielstwem tej
ciężkiej przypadłości… Demonstruje się ona jako religijny proces
chorobowy, wymagający infantylnej, wymieszanej z elementami
folklorystyczno- cepeliowskiej, upokarzającej rozum celebry, trawiący
nas od chwili, kiedy jako ludzkości wszczepiono nam bakcyla
religijności, podanego przez pierwszych cwanych szamanów na ich korzyść a nasze nieszczęście… Owa religijność wcale jeszcze nie oznacza, że
posiedliśmy oto odczynnik, niczym kamień filozoficzny otwierający nam
możliwość pokonania następnego szczebla na drabinie ucieczki od
barbarzyństwa i degeneracji moralnej naszych zwierzęcych przodków.
Wręcz przeciwnie, stek wiar i wszelakich wyznań, który wdarł się pod
szeroko rozpostartą strzechę szlachetnej w zamierzeniu religijności
wyzwolił w nas instynkty i działania, których daremnie szukać wśród
zwierząt, tradycyjnie będących synonimami okrucieństwa, zbydlęcenia czy
tyranii...De facto zostaliśmy cofnięci w rozwoju pomimo tak gorących
chęci uszlachetnienia dwunożnego przez dodanie do jego codziennej
egzystencji elementu religijnego uszlachetniacza...Trudno jest o szczepionkę na tak mutagennego wirusa, a w sytuacji, gdy odpowiedzialni
naukowcy i laboranci to zwykli, szamańscy kolaboranci i z grzechotkami w rękach klęczą zamiast wlepiać „oko w szkiełko"- o szczepionkę będzie
jeszcze trudniej. Pozostaje tylko autoszczepionka lub nabycie
odporności, niestety wejście w jej posiadanie wymaga przejścia pełnego
cyklu chorobowego z niezbędnym, następującym potem procesem
ozdrowieńczym, charakteryzującym się nabraniem odporności. Ciężka to
choroba, kosztowne leczenie a duży uszczerbek na zdrowiu zrekompensuje
nam fakt, że nabyta odporność na tę przypadłość w niemal stu procentach
pozostaje już w byłym pacjencie dożywotnio...Obyśmy zdrowi byli!!
Pomyśleć, że gdyby nie został sfałszowany
oryginał przykazania: "nigdy nie bierz sobie ani w niuanse
życia twego codziennego nie daj sobie wcisnąć żadnego wymyślonego ci
Boga- choćby nawet miał imię-jako obiektu twoich westchnień, nadziei
czy okrzyków, gdyż w każdym przypadku na pewno będzie to gadanie dziada
do obrazu, a więc proces nadaremny" — nie musiałbym dziś tej
fałszywki poddawać analizie...
« Felietony i eseje (Publikacja: 28-02-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3267 |
|