Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.405.840 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 695 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Polacy potrafią się wykończyć sami, bez pomocy ościennych mocarstw.
 Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes

Keynes i jego ludzie
Autor tekstu:

Jak wynika z ankiet badających opinię publiczną, znakomita większość Polaków (ponad 88 proc.) uważa, że walka z bezrobociem i troska o gospodarkę, to naczelne obowiązki państwa.

Mit tworzenia koniunktury gospodarczej przez państwo, podobnie, jak paraliż postępowy, nie wybiera i potrafi zatruć najzacniejsze umysły. Nie pomogło nawet 45 lat realnego socjalizmu, kiedy to państwo mając do swojej dyspozycji prawie 100 proc. majątku narodowego zajmowało się niemal wyłącznie inwestowaniem i produkowaniem. Do czego to doprowadziło wszyscy wiemy, a mimo to upieramy się, że państwo powinno nadal inwestować, tworzyć nowe miejsca pracy i walczyć z bezrobociem. Źródłem uporu jest traktowanie państwa jako osobnego bytu zasilanego przez jakąś „mannę" z nieba.

Tymczasem wszystko czym państwo dysponuje pochodzi od obywateli. To że państwo skonfiskuje nam w postaci podatków, inflacji czy obligacji kilkadziesiąt miliardów złotych i przeznaczy je na budowę huty czy portu nie zwiększa naszego majątku narodowego. Jest to bowiem jedynie przesunięcie środków z sektora prywatnego do publicznego. Co więcej, jest to przesunięcie z ekonomicznego punktu widzenia wysoce niekorzystne.

Gdyby budowa huty czy portu była naprawdę opłacalna ekonomicznie i tworzyła miejsca pracy, powiększając majątek narodowy, nie trzeba by do tego zmuszać państwa. Wziąłby się za nią sektor prywatny upatrując w niej okazji do powiększenia swojego (a więc i wspólnego) majątku. Państwo bierze się tylko za takie inwestycje, których sektor prywatny zbudować nie chce. A nie chce, bo nie ma zamiaru tracić pieniędzy. I tu dochodzimy do fundamentalnej sprawy, jaką jest kwestia odpowiedzialności ekonomicznej czyli rachunku zysków i strat.

Jeśli prywatny inwestor zbuduje fabrykę czy port, które nie przyniosą dochodu, wówczas to on sam straci swoje własne pieniądze. Dlatego zanim podejmie ostateczną decyzję mocno się zastanowi, czy jego pomysł ma uzasadnienie ekonomiczne. Co więcej, w sytuacjach zagrożenia stanie na głowie, aby potencjalne straty zredukować. Urzędnik państwowy takiego dylematu nie ma. Bez względu na to, czy fabryka lub port przynoszą zyski czy nie, jego sytuacja się nie zmienia, ponieważ on nie wyłożył własnych pieniędzy. On nie ryzykuje, ponieważ dysponuje majątkiem cudzym. To nie on będzie płacił za konsekwencje ewentualnej klapy. Dlatego pracuje 8 godzin dziennie i jest zawsze z siebie zadowolony. O tym, że świadomość straty (lub zysku) potrafi wykrzesać z człowieka nadludzką energię czy motywację nie muszę chyba nikogo przekonywać.

No, dobrze, ale czy nie warto w imię wyższych celów, jakimi jest np. rozwój społeczny, postęp, nowe miejsca pracy zrezygnować z nieludzkiego kryterium opłacalności? Czyż człowiek i jego dobro nie są ważniejsi od opłacalności?!

Oczywiście, że są! Problem w tym, że nie zajmuje się nimi ekonomia lecz etyka, religia albo poezja. Ekonomii wartości nie interesują. Ona mówi nam tylko, co się stanie z gospodarką, a więc także z nami, z chwilą, gdy wybudujemy fabrykę lub port, albo gdy tego nie zrobimy. Gdybyśmy żyli w raju, mielibyśmy wszystkiego w brud, nie musielibyśmy rozstrzygać dylematów: hutnictwo, górnictwo czy może przemysł lekki, rolnictwo i usługi. Powstałoby i jedno, i drugie, i trzecie. Nasze życie to jednak ziemski padół, na którym ciągle nam czegoś brakuje. (Jedynym wyjątkiem jest powietrze, i dlatego ono nas nie kosztuje.) Jeśli wydamy pieniądze na ciuchy i zabawę, zabraknie nam na jedzenie lub studia dla dzieci. Jeśli wybudujemy port, którego gospodarka nie potrzebuje, zabraknie pieniędzy na budowę fabryki farb, której akurat potrzeba. Ta naturalna „krótka kołdra" sprawia, że musimy każdy grosz ważyć tak, aby przyniósł jak najwięcej korzyści ogółowi. Nikt nie potrafi uczynić tego lepiej niż właściciele tych pieniędzy. Państwo nie jest ich właścicielem! Co więcej, państwo nie zostało powołane do robienia interesów, lecz do tworzenia warunków do tego, by mogli je robić obywatele. Nawet najmądrzejsze państwo nie wie, w co inwestować i jak inwestować. Gospodarka jest zbyt skomplikowana na to, by ktoś jeden pociągał za wszystkie sznurki. Do czego prowadzi centralne, państwowe planowanie przekonaliśmy się w prl.

Zresztą socjalizm nie jest tu jakimś wyjątkiem. Thomas Sowell w Ekonomii dla każdego opisuje, jak tuż po I wojnie światowej rząd brytyjski postanowił zrobić konkurencję prywatnym farmerom w kolonialnej Rodezji i utworzyć tam wielkie państwowe plantacje orzeszków ziemnych. Mimo wpompowania w przedsięwzięcie wielu milionów funtów, mimo zaangażowania setek najwybitniejszych ekspertów od melioracji, stratyfikacji gruntów, nawożenia i uprawy plan zakończył się kompletną klapą. Jak to się stało, że prości, niewykształceni farmerzy na uprawie orzeszków ziemnych w Rodezji potrafili zarobić na orzeszkach krocie, a bogate i mądre państwo nie było w stanie?

To proste, farmer z uprawy orzeszków żyje, urzędnikowi na państwowej pensji wystarczy dobre samopoczucie, że zrobił coś ważnego, a czy to jest opłacalne czy nie, niech się martwi farmer, który za to zapłaci.

W Stanach Zjednoczonych przykładem takiego etatyzmu był New Deal (Nowy Porządek), w Polsce zaś, uchodzące za wzorzec dobrej gospodarki i sztandary patriotyzmu, COP i Gdynia. Niewiele było działań gospodarczych, które przyniosłyby więcej szkód, uchodząc równocześnie za symbol postępu i ciesząc się poparciem ludu. Nie przypadkowo też ideolog takiego interwencjonizmu, brytyjski ekonomista, John M. Keynes, z takim uwielbieniem wypowiadał się na temat... Hitlera. Kanclerz nazistów był dla niego wzorem godnym naśladowania, i z tego powodu, populistyczne doświadczenia fuhrera rekomendował w swoich dziełach innym, m.in. Rooseveletowi i nam.


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Neoliberalizm to przeżytek?
W tym sęk czyli leśny problem

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (15)..   


« Ekonomia, gospodarka, biznes   (Publikacja: 07-12-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jan M. Fijor
Ekonomista; publicysta "Wprost", "Najwyższego Czasu", "Życia Warszawy", "Finansisty" i prasy polonijnej; wydawca (Fijorr Publishing). Były doradca finansowy Metropolitan Life Insurance Co. Ekspert w dziedzinie amerykańskich stosunków społeczno-politycznych. Autor dwóch książek: "Imperium absurdu" i "Metody zdobywania klienta, czyli jak osiągnąć sukces w sprzedaży".

 Liczba tekstów na portalu: 36  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: W tym sęk czyli leśny problem
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3802 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365