|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Keynes i jego ludzie Autor tekstu: Jan M. Fijor
Jak wynika z ankiet badających opinię publiczną, znakomita większość
Polaków (ponad 88 proc.) uważa, że walka z bezrobociem i troska o gospodarkę,
to naczelne obowiązki państwa.
Mit tworzenia koniunktury gospodarczej przez państwo, podobnie, jak paraliż
postępowy, nie wybiera i potrafi zatruć najzacniejsze umysły. Nie pomogło
nawet 45 lat realnego socjalizmu, kiedy to państwo mając do swojej dyspozycji
prawie 100 proc. majątku narodowego zajmowało się niemal wyłącznie
inwestowaniem i produkowaniem. Do czego to doprowadziło wszyscy wiemy, a mimo
to upieramy się, że państwo powinno nadal inwestować, tworzyć nowe miejsca
pracy i walczyć z bezrobociem. Źródłem uporu jest traktowanie państwa jako
osobnego bytu zasilanego przez jakąś „mannę" z nieba.
Tymczasem wszystko czym państwo dysponuje pochodzi od obywateli. To że
państwo skonfiskuje nam w postaci podatków, inflacji czy obligacji kilkadziesiąt
miliardów złotych i przeznaczy je na budowę huty czy portu nie zwiększa
naszego majątku narodowego. Jest to bowiem jedynie przesunięcie środków z sektora prywatnego do publicznego. Co więcej, jest to przesunięcie z ekonomicznego punktu widzenia wysoce niekorzystne.
Gdyby budowa huty czy portu była naprawdę opłacalna ekonomicznie i tworzyła
miejsca pracy, powiększając majątek narodowy, nie trzeba by do tego zmuszać
państwa. Wziąłby się za nią sektor prywatny upatrując w niej okazji do
powiększenia swojego (a więc i wspólnego) majątku. Państwo bierze się
tylko za takie inwestycje, których sektor prywatny zbudować nie chce. A nie
chce, bo nie ma zamiaru tracić pieniędzy. I tu dochodzimy do
fundamentalnej sprawy, jaką jest kwestia odpowiedzialności ekonomicznej czyli
rachunku zysków i strat.
Jeśli prywatny inwestor zbuduje fabrykę czy port, które nie przyniosą
dochodu, wówczas to on sam straci swoje własne pieniądze. Dlatego zanim
podejmie ostateczną decyzję mocno się zastanowi, czy jego pomysł ma
uzasadnienie ekonomiczne. Co więcej, w sytuacjach zagrożenia stanie na głowie,
aby potencjalne straty zredukować. Urzędnik państwowy takiego dylematu nie
ma. Bez względu na to, czy fabryka lub port przynoszą zyski czy nie, jego
sytuacja się nie zmienia, ponieważ on nie wyłożył własnych pieniędzy. On
nie ryzykuje, ponieważ dysponuje majątkiem cudzym. To nie on będzie płacił
za konsekwencje ewentualnej klapy. Dlatego pracuje 8 godzin dziennie i jest
zawsze z siebie zadowolony. O tym, że świadomość straty (lub zysku) potrafi
wykrzesać z człowieka nadludzką energię czy motywację nie muszę chyba
nikogo przekonywać.
No, dobrze, ale czy nie warto w imię wyższych celów, jakimi jest np. rozwój
społeczny, postęp, nowe miejsca pracy zrezygnować z nieludzkiego kryterium opłacalności?
Czyż człowiek i jego dobro nie są ważniejsi od opłacalności?!
Oczywiście, że są! Problem w tym, że nie zajmuje się nimi ekonomia lecz
etyka, religia albo poezja. Ekonomii wartości nie interesują. Ona mówi nam
tylko, co się stanie z gospodarką, a więc także z nami, z chwilą, gdy
wybudujemy fabrykę lub port, albo gdy tego nie zrobimy. Gdybyśmy żyli w raju,
mielibyśmy wszystkiego w brud, nie musielibyśmy rozstrzygać dylematów:
hutnictwo, górnictwo czy może przemysł lekki, rolnictwo i usługi. Powstałoby i jedno, i drugie, i trzecie. Nasze życie to jednak ziemski padół, na którym
ciągle nam czegoś brakuje. (Jedynym wyjątkiem jest powietrze, i dlatego ono
nas nie kosztuje.) Jeśli wydamy pieniądze na ciuchy i zabawę, zabraknie nam na
jedzenie lub studia dla dzieci. Jeśli wybudujemy port, którego gospodarka nie
potrzebuje, zabraknie pieniędzy na budowę fabryki farb, której akurat
potrzeba. Ta naturalna „krótka kołdra" sprawia, że musimy każdy grosz
ważyć tak, aby przyniósł jak najwięcej korzyści ogółowi. Nikt nie
potrafi uczynić tego lepiej niż właściciele tych pieniędzy. Państwo nie
jest ich właścicielem! Co więcej, państwo nie zostało powołane do
robienia interesów, lecz do tworzenia warunków do tego, by mogli je robić
obywatele. Nawet najmądrzejsze państwo nie wie, w co inwestować i jak
inwestować. Gospodarka jest zbyt skomplikowana na to, by ktoś jeden pociągał
za wszystkie sznurki. Do czego prowadzi centralne, państwowe planowanie
przekonaliśmy się w prl.
Zresztą socjalizm nie jest tu jakimś wyjątkiem. Thomas Sowell w Ekonomii
dla każdego opisuje, jak tuż po I wojnie światowej rząd brytyjski
postanowił zrobić konkurencję prywatnym farmerom w kolonialnej Rodezji i utworzyć tam wielkie państwowe plantacje orzeszków ziemnych. Mimo wpompowania w przedsięwzięcie wielu milionów funtów, mimo zaangażowania setek
najwybitniejszych ekspertów od melioracji, stratyfikacji gruntów, nawożenia i uprawy plan zakończył się kompletną klapą. Jak to się stało, że prości,
niewykształceni farmerzy na uprawie orzeszków ziemnych w Rodezji potrafili
zarobić na orzeszkach krocie, a bogate i mądre państwo nie było w stanie?
To proste, farmer z uprawy orzeszków żyje, urzędnikowi na państwowej pensji
wystarczy dobre samopoczucie, że zrobił coś ważnego, a czy to jest opłacalne
czy nie, niech się martwi farmer, który za to zapłaci.
W Stanach Zjednoczonych przykładem takiego etatyzmu był New Deal (Nowy Porządek), w Polsce zaś, uchodzące za wzorzec dobrej gospodarki i sztandary patriotyzmu,
COP i Gdynia. Niewiele było działań gospodarczych, które przyniosłyby więcej
szkód, uchodząc równocześnie za symbol postępu i ciesząc się poparciem
ludu. Nie przypadkowo też ideolog takiego interwencjonizmu, brytyjski
ekonomista, John M. Keynes, z takim uwielbieniem wypowiadał się na temat...
Hitlera. Kanclerz nazistów był dla niego wzorem godnym naśladowania, i z tego powodu, populistyczne doświadczenia fuhrera rekomendował w swoich
dziełach innym, m.in. Rooseveletowi i nam.
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 07-12-2004 )
Jan M. Fijor Ekonomista; publicysta "Wprost", "Najwyższego Czasu", "Życia Warszawy", "Finansisty" i prasy polonijnej; wydawca (Fijorr Publishing). Były doradca finansowy Metropolitan Life Insurance Co. Ekspert w dziedzinie amerykańskich stosunków społeczno-politycznych. Autor dwóch książek: "Imperium absurdu" i "Metody zdobywania klienta, czyli jak osiągnąć sukces w sprzedaży". Liczba tekstów na portalu: 36 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: W tym sęk czyli leśny problem | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3802 |
|