|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Patriotyzm wyznaniowy [1] Autor tekstu: Andrzej Wasilewski
Pierwszy rozdział książki: A. Wasilewski, Oszołomstwo i realizm (1995).
I
Na tle historii krajów Europy, zażywających mimo wojen znacznej stabilności, dzieje Polski odcinają się posępną barwą stale powracających totalnych zagrożeń. Najciemniejszy okres stanowi ponad stuletnia niewola, ale przecież i przed nią, i po niej państwo polskie nigdy dłużej nie egzystowało w ustabilizowanych granicach. Na dobrą sprawę tylko niewielki obszar wokół środkowego biegu Wisły nie był kwestionowany jako ziemia polska, ale i on był ustawicznie najeżdżany ze wschodu, zachodu, południa i północy. Jedynie wiek XVI minął na tych ziemiach bez wojennych spustoszeń, przynosząc Polsce krótkotrwały rozkwit i długotrwałe sny o potędze. Do połowy XV wieku trwa proces wypierania Polski z ziem zachodnich i północnych, dokonywany przy pomocy metod ekonomicznych i militarnych, a zatrzymany dopiero przez bitwę pod Grunwaldem. Zwycięstwo to daje Polsce trzy wieki wytchnienia od naporu sąsiada z zachodu, wszakże bez odzyskania części straconych
terenów. Rekompensuje to unia państwowa z Litwą, a właściwie z Białorusią i Ukrainą, która staje się na jakiś czas podstawą potęgi Rzeczpospolitej. Wsparcie się na sąsiadach ze wschodu pozwoliło odeprzeć nawałę krzyżacką i wydatnie pomnożyć siły państwa polskiego. Zarazem jednak wikłało je w kolejne konflikty. Najpierw rujnujące Rzeczpospolitą powstania ukraińskie, a wkrótce potem starcie się z rosnącą potęgą Rosji, położyły kres „idei jagiellońskiej" i otwarły na nowo problem umocowania państwa w tej niestabilnej części Europy.
Ówcześni Polacy nie spostrzegli jednakże, że załamanie się polskiej pozycji na wschodzie pobudzi ponownie ekspansję niemiecką i nie wymyślili dla swej egzystencji państwowej nowego sposobu bezpiecznego istnienia. Gorzej, wybrali sobie dobrowolnie najgorsze chyba z możliwych rozwiązań, sprowadzając na polski tron dynastę z Saksonii, który bez większych skrupułów podzielił się Polską z rosnącymi w siłę sąsiadami. Terytorium Rzeczpospolitej nadzorowały odtąd regimenty saskie i rosyjskie, a król pruski de facto otrzymywał swobodę rozwijania swych wpływów na interesujących go ziemiach. Faktyczny rozbiór Polski dokonał się w początkach wieku, za Stanisława Augusta dopełniono już tylko formalności. Ostatni król polski nie miał żadnych szans, państwo zostało przegrane nie tyle przez brak armii do obrony i nie przez opóźnienie niezbędnych reform, co przez długotrwały brak strategii międzynarodowej na miarę zmieniającego się położenia kraju.
W czasie Wojny Siedmioletniej o Śląsk był taki moment, kiedy wojska rosyjskie stały w Gdańsku i nad Odrą, a królestwo Prus zdawało się być powalone. Ale
rządzona przez saskiego elektora Rzeczpospolita nie miała w ogóle własnej polityki i nie potraciła wyciągnąć najmniejszej korzyści z wojny dwóch groźnych sąsiadów. Widziała się raczej jako rywal Rosji do panowania nad Białorusią i Ukrainą, niż jako strażnik swych historycznych terytoriów i w rezultacie utraciła wszystko.
Wydarzenia XVIII wieku mówiły wyraźnie, że dalsze wiązanie bytu państwa polskiego z tzw. misją dziejową na Wschodzie straciło wszelkie realne podstawy i zaczyna przynosić skutki zgubne. Antagonizuje Polskę z rosyjskim sąsiadem w sposób skazujący z góry na przegraną, bo wokół ziem etnicznie niepolskich, a jednocześnie wystawia na niebezpieczeństwo dalszego okrawania Polski od zachodu. Fryderyk Wielki wykonał z nadwyżką niezrealizowany plan podbojów krzyżackich, nie staczając z Polakami ani jednej bitwy, a tylko zagrzewając ich do wojny z Rosją.
Jeśli nie liczyć wojen z Zakonem Krzyżackim, Polska stoczyła na przestrzeni dziejów w ogóle niewiele wojen z zachodnim sąsiadem, a mimo to straciła na jego rzecz najwięcej terytorium. Ustępowała wskutek słabości ekonomicznej; wiązania swojej uwagi kierunkiem wschodnim, wreszcie w wyniku zręcznego wpychania jej w nieustający antagonizm z Rosją.
Żaden europejski naród nie musiał żyć przez wieki z poczuciem względności swego państwowego terytorium; radykalnie przesuwanego, a nawet kasowanego, w zależności od zmiennych koniunktur historii. Już to wystarczało, by historię Polski zdominował kompleks zagrożenia narodowego. A przecież, prócz naporu przeważających sąsiadów, Polska miała jeszcze to nieszczęście, że leżała na szlaku większości europejskich kataklizmów
wojennych: tatarskich, tureckich, szwedzkich, doszczętnie pustoszących ziemie polskie na długo przedtem, nim uczyniły to dwie wojny światowe, również toczące się, w znacznej mierze, na tym terenie.
II
Ten bieg historii ukształtował w Polakach szczególne uczulenie na sprawy egzystencji narodowej, rodzaj podwyższonej, czujnej i drażliwej gotowości do samoobrony. Dla zachowania swojej tożsamości i podtrzymania narodowych nadziei Polacy potrzebowali łatwo czytelnych i silnie wyodrębniających symboli, a tych dostarczał im Kościół katolicki. Miał po temu szczególnie dogodne warunki, bo najeźdźcami byli z reguły innowiercy — mahometanie, luteranie, prawosławni — co pozwalało utożsamiać symbolikę religijną z utrzymaniem narodowej egzystencji. Wyznanie religijne stawało się głównym czynnikiem wyodrębniania się i odporności, a Kościół katolicki głównym interpretatorem postaw patriotycznych.
Ten nietypowy na tle Europy sposób narodowego istnienia spowodował w polskich stosunkach wewnętrznych znaczne odchylenie od normy europejskiej.
Na gruncie polskim ulega osłabieniu charakterystyczna dla krajów Europy zachodniej dynamika społecznych ruchów emancypacyjnych, zdominowanych w Polsce z reguły przez kwestię narodową. Z kolei zaś kwestie narodowe stają się z biegiem dziejów coraz wyraźniej domeną, w której rozstrzygające słowo ma Kościół katolicki. W ten sposób, zawładnąwszy kryterium patriotyzmu, Kościół katolicki mógł skuteczniej niż w innych krajach regulować i tłumić wszelką emancypację społeczną. Wzmagał odporność w czasach zagrożenia, ale ceną, jaką polskość płaciła za ten sposób odpierania zagrożeń, był głuchy konserwatyzm polskiego patriotyzmu, trzymający się z dala od ruchów odnowicielskich epoki.
Nie przypadkiem jedyny społeczny ruch emancypacyjny, jaki przybrał w Polsce poważne rozmiary i osiągnął sukces w skali europejskiej — ruch emancypacyjny szlachty przeciw władzy absolutnej — przypadł na czas wyciszenia narodowych zagrożeń i osłabienia dominującej pozycji Kościoła. Jest to jedyny w dziejach Polski okres, kiedy poczucie zewnętrznego bezpieczeństwa pozwala wyartykułować dążenia emancypacyjne, wprowadzić demokratyczne regulacje ustrojowe, a także usunąć tyranię wyznaniową, przyznając równe obywatelskie prawa katolikom, arianom, luteranom i kalwinom. Wojny i zagrożenia XVII wieku zamknęły ten wyjątkowy rozdział polskich dziejów, który można by nazwać rozdziałem europejskim. Dalej nic już nie dzieje się tak jak w Europie, wszelki ruch odnowicielski i emancypacyjny zgniatany jest w zarodku jako zagrożenie dla praw ojczystych, jako zamach obcości na rodzimość.
Twardą przeszkodą dla ruchów emancypacyjnych mieszczaństwa w Polsce był stereotyp niepolskości tego stanu, wzmocniony jeszcze stereotypem obcości wyznaniowej. W świecie polskiej kontrreformacji społeczność miejska kojarzyła się z luteranizmem lub żydostwem i to wystarczało, by dyskwalifikować aspiracje mieszczaństwa.
Z kolei ruchy emancypacyjne wsi określane były jako ruchy hajdamackie i kojarzone z zagrożeniami płynącymi z Ukrainy, siedliska chłopskich buntów i prawosławia.
Emancypacyjne ruchy nowożytnej Europy, przynoszące jej nową dynamikę rozwojową, stawały się na gruncie polskim ruchami obcoplemiennymi i obcowyznaniowymi, którym polskość nie powinna udzielać poparcia. Usunięte w ten sposób poza nawias rodzimości, ruchy te pozostawały w Polsce zjawiskiem nieśmiałym, nie nabierającym nigdy takiego znaczenia, jakie uzyskiwały w innych krajach Europy, nabierały w Polsce śmiałości dopiero wtedy, gdy splatały się z ruchem narodowo-wyzwoleńczym i zyskiwały dzięki temu sankcję patriotyczną. Dopóki Cham nie stał się Kordianem poruszenia społeczne wsi uchodziły za hajdamactwo i dopiero zespolenie się ze sprawą wyzwoleńczą mogło nadać ruchom ludowym rodzimy charakter.
Zresztą, od chwili popadnięcia w niewolę, przywódcy ruchów niepodległościowych musieli coraz wyraźniej zabiegać o poparcie dążących do emancypacji warstw ludowych i z czasem hasła emancypacji narodowej i społecznej zaczynały się zrastać w Polsce w jedną całość. Dążenia niepodległościowe nadawały charyzmę, ruchy emancypacyjne zasilały w energię, ale związek ten zawsze pozostawał nierówny. Dynamika ruchów społecznych była zawsze w cieniu dynamiki ruchów narodowych, a jeśli odrywała się od nich i wysuwała na czoło, traciła sankcję zjawiska rodzimego.
Doświadczały tego wszystkie chłopskie rabacje, wszystkie mieszczańskie bunty, nie podłączone pod sprawę narodową. Doświadczyła tego także ta część ruchu
robotniczego, która sprawę emancypacji społecznej stawiała ponad cele narodowe.
Uzyskanie przez ruchy emancypacyjne sankcji patriotycznej było w Polsce zawsze szczególnie utrudnione przez fakt, że wyrocznią w sprawach patriotyzmu pozostawał Kościół, a impulsy emancypacyjne przychodziły na ogół z krajów bezbożnych lub co najmniej pogrążających się w wierze fałszywej. Kościół odmawiał ruchom emancypacyjnym przyznania rodzimego rodowodu tak długo, jak się dało i dopiero gdy stwierdzał, że naraża w ten sposób swój stan posiadania w społeczeństwie polskim, odstępował od publicznej anatemy. Jedno wiedział — gdy w zbiorowości polskiej ruch ludowy przeradza się w ruch patriotyczny, nie należy zwlekać z jego akceptacją.
Przez wszystkie wieki Kościół toczył nieustający bój o utrzymanie w swych rękach wykładni patriotyzmu, wykazując zarazem upór i elastyczność. Ustępował, gdy stwierdzał, że emancypacyjny ruch zdobywał sobie sankcję patriotyczną, przekonał się bowiem, jak ryzykowne jest w Polsce przeciwstawianie się barwom narodowym. Przypadki wystąpień dostojników Kościoła przeciwko fali patriotycznych uniesień kończyły się natychmiastową sromotną porażką (np. w Warszawie i w Wilnie 1793 r.) uświadamiającą Kościołowi, gdzie przebiega granica, od której musi wycofać swój sprzeciw.
Cała strategia Kościoła zmierzała do tego, by ruchy, w których widział dla siebie konkurencję, mogły być piętnowane nie tylko jako bezbożne, lecz także jako niepatriotyczne. Wystrzegał się zaanagażowań, które mogły zachwiać legendą patrona sprawy narodowej, a jednocześnie zwlekał jak najdłużej z przyjęciem konkurentów w obręb rodzimości. Tak długo, aż konkurent spokorniał i zrozumiał, że legitymizacja patriotyczna zależy od akceptacji ze strony Kościoła.
1 2 3 Dalej..
« Społeczeństwo (Publikacja: 05-11-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4447 |
|