|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Antysemityzm
Reprywatyzacja majątków żydowskich Autor tekstu: Szymon Inkowski
Serce roście, gdy widzi się polityka z zapalczywością dobermana walczącego o publiczny pieniądz. Pozytywne doznania potęguje zapewne niezmierna rzadkość z jaką podobne zjawisko występuje w przyrodzie. Przeciętnemu rodakowi polityk
kojarzy się — zresztą jak najbardziej słusznie — z mandatowym dysponentem,
rozdzielnikiem i potencjalnym marnotrawcą publicznych funduszy — ale żeby od
razu z ich obrońcą? Coś niesłychanego… Skala zdziwienia byłaby
niepomiernie mniejsza, gdyby w obronie wspólnej kasy stanęło ugrupowanie rządzące,
odpowiedzialne za stan finansów publicznych. Jak mawia stare, budżetowe przysłowie:
„środków nigdy za wiele, wydatków zawsze za dużo"; nie
powinna więc dziwić gorliwość z jaką państwowi rządcy usiłują wyhodować
węża w kieszeni podatnika. Tymczasem największą troskę o zasobność
narodowej sakiewki zadeklarowały środowiska, które z rządzeniem nie mają na
szczęście nic wspólnego. Sama zaś deklaracja wyposażona była w wymagane
atrybuty „stylu i klasy", toteż nie obyło się bez musowego odwoływania do
martyrologii narodowej, antysemityzmu i peerelowskiego prawa, czyli tych
wszystkich elementów propagandowych, które z powodzeniem uzasadniałyby brak
konieczności zwrotu cudzej własności przy jednoczesnym zachowaniu tzw. dumy
narodowej. Zaczęło się z impetem od „niegodziwych" roszczeń
organizacji żydowskich zrzeszonych podobnież w tzw. „przedsiębiorstwie
Holocaustu". Dlaczego niegodziwych? Pewnie dlatego, że zgłoszonych
pod adresem Polski — ofiary drugiej wojny światowej. Gdy podobne roszczenia
wysuwano wobec innych krajów środkowoeuropejskich — równie co Polska doświadczonych
wojennym szaleństwem — konsekwentnie milczano, podobnie jak wtedy, gdy
zaspokajano je przy aprobacie społeczeństw i rządów. Często podnoszonym
argumentem mającym jakoby przemawiać za niespotykaną wręcz bezczelnością
organizacji żydowskich upominających się o majątek należący niegdyś do Żydów,
było ciągłe powoływanie się na wyjątkowość polskiej martyrologii. Dziesiątki
artykułów pojawiających się na łamach wiadomego dziennika związanego z koncernem medialnym pewnego redemptorysty z pasją przywoływały liczbę sześciu
milionów Polaków, którzy ponieśli śmierć na skutek wojny, skrzętnie przy
tym przemilczając fakt, że wśród tych
„sześciu milionów polskich ofiar" ponad połowę stanowili
polscy Żydzi. Na dobrą sprawę trudno wskazać kraj europejski, któremu druga
wojna światowa nie przyniosła szkód. Nawet odpowiedzialni za całą awanturę
Niemcy dostali za swoje, gdy wynoszono ich z Polski na widłach i tobołkach. A jednak polska prawica pozarządowa zgodnie twierdzi, że „najobrzydliwszą
rzeczą w tym niecnym procederze" jest chęć uzyskania korzyści
materialnych od kraju, który był ofiarą wojny światowej. Rzeczywiście
straszna niegodziwość… Jak od ofiary można wymagać poszanowania dla prawa
własności? I to jeszcze tego rodzaju ofiary, którą przez ponad czterdzieści
lat po wojnie trzymano w przekonaniu, że własność prywatna podzieli los
manufaktury i maszyny parowej.
Ilekroć w tym miejscu przywoływałem przykład Węgier, które całkiem
niedawno uregulowały swoje zobowiązania wobec organizacji żydowskich, odsądzano
mnie od czci i wiary, że jak ja niby mogę porównywać sojusznika Hitlera z heroiczną Polską. Oburzenia nie zelżały nawet zapisy węgiersko-żydowskiego
porozumienia, które ani słowem nie wspominało o tym dość niefortunnym
epizodzie madziarskiej historii, który notabene nie przyniósł Żydom węgierskim
większej szkody. Mowa była tylko o wartości majątku żydowskiego na Węgrzech,
który został bezprawnie znacjonalizowany. Abstrahując od przypadku węgierskiego,
należałoby teraz napomknąć o polskim bohaterstwie — odkrytym,
udokumentowanym i spopularyzowanym przez państwo Izrael. Piewcom teorii o rzekomym braku elementarnej wdzięczności ze strony Żydów warto przypomnieć,
że gdyby nie zakrojona na szeroką skalę akcja odnajdywania ludzi, którzy
udzielili pomocy Żydom w czasie hitlerowskiej okupacji, to dzisiaj nasza wiedza
na temat tysięcy wspaniałych
Polaków byłaby praktycznie zerowa, czyli taka, jaką dysponujemy na dzień
dzisiejszy w temacie Żydów odwdzięczających się polskim partyzantom po
wkroczeniu Armii Czerwonej. Przez dziesiątki lat państwo komunistyczne z wiadomych względów udawało, że o niczym nie wie, niszczyło ludzi i dokumenty, aby nowonarodzona III RP przeszła nad tym do porządku dziennego.
Tym trudniej spodziewać się przeprowadzenia analogicznej akcji po dzisiejszych
politykach, którzy wolą z grobowymi minami przypominać nazwiska komunistów
żydowskiego pochodzenia zatrudnionych w Ministerstwie Bezpieczeństwa
Publicznego, tudzież odkurzać ponadstuletnie fanaberie grupki syjonistów określone
przekornie mianem "judeopolonii", niż na serio zadbać o dobre stosunki pomiędzy naszymi krajami. Bez względu na wszystko polskie
bohaterstwo jest sprawą bezsprzeczną i oczywistą, podobnie jak… przypadki
masowej kolaboracji z okupantem odbywającej się kosztem Żydów. Na temat
drugiej strony medalu państwo
komunistyczne również nabrało wody w usta, nie uwzględniając go rzecz jasna w tworzonej na potrzeby socjalizmu polskiej wersji historiografii, przedstawiającej
Polaków tylko w dwóch rolach: bohaterów i męczenników. Nic więc dziwnego,
że pogodzenie się z przeszłością przychodziło nam z takim trudem, co chyba
najlepiej unaocznił casus Jedwabnego.
Stawianie na głowie historii najnowszej, sztuczne wyolbrzymianie i demonizowanie znaczenia żydowskich komunistów w aparacie bezpieczeństwa PRL,
sięganie sto lat wstecz do publikowanych wówczas antysemickich broszur i próba
dowodzenia najbardziej fantastycznych tez, w skrajnych przypadkach uzasadniających
absolutne negowanie Holocaustu, a nawet oskarżanie samych Żydów o jego
przebieg (!) — wszystko to składa się na ubolewania godny proceder, zyskujący
coraz bardziej na popularności, w który ważką rolę odegrało niestety środowisko
polskich historyków wywodzących się z dawnej, komunistycznej przybudówki
zrzeszającej tzw. „postępowych katolików" (PAX), a obecnie
skupione wokół tuby medialnej o. Rydzyka. Nie jest przypadkiem, że brutalna
nagonka antysemicka nasila się szczególnie w momentach, gdy organizacje żydowskie
występują ze swoimi roszczeniami. Rosnące wpływy Radia Maryja, wyjątkowy
status „radia rządowego", coraz częściej goszczący tam
politycy z premierem RP
włącznie, w dużym stopniu uwiarygodniają przekaz nienawiści, podsycający
nieufność, rewanżyzm i ksenofobię na niespotykaną dotychczas skalę.
Wszystko to odbywa się w kontekście wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego sprzed
kilku lat, który wyrażał poważne zaniepokojenie umiejscowieniem nadajników
Radia Maryja na terytorium Federacji Rosyjskiej.
Polski antysemityzm rośnie jak na drożdżach i aby się o tym przekonać nie
trzeba nawet przeprowadzać sondy ulicznej. Wystarczy odwiedzić pierwsze lepsze
forum internetowe poświęcone polityce i na własne oczy zobaczyć tysiące
przesyconych nienawiścią i paxową retoryką wypowiedzi przypisujących
ludziom pochodzenia żydowskiego całe zło tego świata. „Bicie w Żyda"
znowu staje się modne, jak to już było w marcu 1968r. z tą tylko różnicą,
że wtedy chodziło o wewnętrzną rozgrywkę frakcyjną w PZPR, a teraz w rachubę wchodzą głosy milionów sfrustrowanych wyborców i chęć uniknięcia
perspektywy ostatecznego rozliczenia bezprawnej nacjonalizacji cudzych majątków.
Co zaś się tyczy rzeczonej nacjonalizacji, niemal na zawołanie z mroków
dziejowych wychodzi na światło dzienne dekret z 8.10.1946r. który dał
bestialsko wytrzebionym Żydom „całe trzy lata" na upomnienie
się o swoją własność na zasadach zwyczajowego prawa spadkowego. Ten
antyludzki i niewiarygodnie butny przepis wprowadzono tuż po wojnie z całą świadomością,
że naród żydowski przez lata wyniszczano całymi rodzinami w sposób przemysłowy, a ci którym udało się ocaleć uciekli w popłochu z Europy. Aby jednak uniknąć
minimalnego ryzyka zwrotu żydowskich majątków, wydano dekret oddający w praktyce dorobek całego życia wielu pokoleń polskich Żydów w posiadanie
komunistycznego państwa. Na podstawie tego samego peerelowskiego prawa
skazywano na śmierć polskich patriotów i niszczono tradycyjne stosunku
ekonomiczne — co oczywiście spotkało się z szerokim odzewem nowej elity
politycznej IV RP, która za punkt honoru poczytuje sobie ostateczną deprecjację
wszelkich norm prawnych
uchwalonych w tamtym czasie. Niestety struktura własnościowa wyznaczona tzw.
dekretami Bierutowskimi trwa do dzisiaj i nic nie zapowiada, że ten
patologiczny stan ulegnie wkrótce radykalnej zmianie. Nie przeszkadza to jednak
prawicowym obrońcom państwowych funduszy powoływać się na tenże dekret z potrzeby zyskania prawnej podstawy do odmowy zadośćuczynienia żydowskim
roszczeniom.
Kolejny zarzut stawiany żydowskim organizacjom dotyczy charakteru samych
roszczeń. Próbuje się dowieść ich bezzasadności poprzez wskazanie na rażącą
niekompatybilność z peerelowskim prawem spadkowym, zapominając przy tym, że
prawo doby PRL było zaprzeczeniem tradycyjnych systemów prawnych wspartych na
tradycji prawa rzymskiego. Specyfika żydowskiego prawa spadkowego, oparta na
kryteriach narodowościowych, a nie na więzach krwi — w sposób oczywisty
sprzeczna z założeniami peerelowskiego prawa spadkowego — jest w mniemaniu
krytyków nie do pogodzenia z europejskim porządkiem prawnym. Przy stawianiu
podobnych tez raz po raz zapomina się o statusie samego prawa komunistycznego,
które z cywilizacją zachodnioeuropejską łączyły tylko „demokratyczne"
hasła, których oczywiście nie zamierzano wprowadzać w życie.
Następną wątpliwością pojawiającą się w trakcie zbijania argumentów
drugiej strony jest kwestia polskiego obywatelstwa nadanego Żydom w II RP mocą
ustawy bez ich zgody i wyraźnego żądania. Społeczności żydowskie przez
setki lat żyjące na marginesie społeczeństwa, mające własne sądy,
administrację, szkoły i szpitale, w wielu przypadkach pozbawione możliwości
awansu społecznego, poddawane rozmaitym szykanom (bojkot przedsiębiorstw,
getto ławkowe) ni stąd nie zowąd uznawane są nagle za przykładnych i wzorowych obywateli polskich i to w dodatku przez publicystów, którzy przed
laty uzasadniali bezwzględną konieczność wprowadzenia kryteriów rasowych
przy obsadzaniu najważniejszych stanowisk w państwie. Jak się okazuje podobne
poglądy nie należą wyłącznie do przeszłości — w najnowszym wydaniu
tygodnika „Najwyższy Czas!" pojawia się artykuł autorstwa
Mariana Miszalskiego w którym czytamy między innymi o rzekomym
zmonopolizowaniu polskiego MSZ przez osoby pochodzenia żydowskiego i konieczności przeprowadzania debaty parlamentarnej w związku z następującą
konstatacją: "Dopóki istnieją narody, identyfikacja narodowa, dopóki
niektórzy mają kłopoty z określeniem własnej narodowej tożsamości i przeżywają
'duchowe rozterki', dopóki istnieją konflikty interesów między
narodami (albo rządem polskim i 'organizacjami żydowskimi'...) — dopóty to pytanie będzie aktualne i musi być stawiane publicznie (...)
Wobec nasilania się oszczerczej nagonki V kolumny (retoryka żywcem wzięta z marca 68' — przyp. aut.), mającej na celu cenzurowanie i kneblowanie wolności
słowa w Polsce i restytucję totalitaryzmu — taką debatę uważam za pilnie
potrzebną. Może Liga Polskich Rodzin zaproponuje ją w Sejmie? (...)".
Tak więc Żydzi obecnie w Polsce nie są zbyt mile widziani, za to ci, którzy
ponieśli śmierć wskutek Holocaustu uważani są za niemal ideał polskiego
obywatela, zapewne po to, aby rościć sobie pretensje do ich majątków. Zaiste
dziwne to podejście i uderzające wielkim ładunkiem hipokryzji.
« Antysemityzm (Publikacja: 25-04-2006 )
Szymon Inkowski Studiuje prawo i psychologię, pracuje w jednej z większych firm ubezpieczeniowych. Jego zainteresowania ogniskują się głównie wokół historii XX wieku (zwłaszcza tematyka faszyzmu niemieckiego), filozofii i alternatywnych ruchów humanistycznych. Ma poglądy ultraliberalne, jeśli chodzi o gospodarkę, a w kwestiach obyczajowych - lewicowe. Zajmuje się także popularyzowaniem w Polsce ideologii transhumanizmu. Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Niewinni winowajcy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4724 |
|