|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Suwerenność konsumenta [1] Autor tekstu: Bogusław Siemiątkowski
W swojej sztandarowej pracy „Bogactwo Narodów", Adam Smith
pisał: „Istotną i skuteczną kontrolę nad rzemieślnikiem sprawują
klienci". Dwieście lat później David Lubars, szef jednej z największych
firm reklamowych Omnicom Group napisze: „Konsumenci są jak karaluchy,
spryskujesz ich, spryskujesz, a oni natychmiast się uodporniają". Świat
się zmienił. Rynek dżentelmenów Smitha zastąpiony został przez kapitalizm
speców od marketingu. Pijar i reklama zdawać by się mogło, że stały się
nieodłącznymi cechami nowoczesności, towarzysząc nam niemal na każdym
kroku. Czy to w drodze do pracy, czy to w drodze do domu, w święta czy też w dni robocze, zawsze gdzieś tam unosi się nad nami jej duch, czego najlepszym
symbolem są wszędobylskie bilbordy, które to krok po kroku odbierają nam
naszą przestrzeń publiczną. Natarczywość i stale pojawiające się nowe bodźce
mają nie pozwolić nam pozostać obojętnymi na względy reklamy. Co ciekawe,
wykazuje ona silne cechy autorytarne. Nie tak dawno temu, holenderska firma
Philips, zaproponowała swoisty wynalazek. Skonstruowała ona pilota
telewizyjnego, który blokowałby się w czasie przerw reklamowych, uniemożliwiając w tym czasie zmianę kanału. Zapewne w niezamierzony sposób, wydarzenie to
znakomicie oddaje ducha naszych czasów w których to marketing zadomowił się
na dobre w życiu większości z nas, wpływając na nasz sposób myślenia, a nawet spędzania wolnego czasu. Czyżbyśmy zatem żyli w czasach dezinformacji, a suwerenność konsumenta była utopią w świecie, w którym nieustannie
bombardowani jesteśmy przez reklamę, często nie będąc nawet tego świadomi,
jak chociażby w przypadku tzw. product placement, czyli umieszczaniu marek
istniejących produktów w filmach, serialach i programach telewizyjnych?
Lewicowi
krytycy kultury nie mają wątpliwości i przekonują: kapitalizm pociąga za
sobą manipulacje zapotrzebowaniem konsumenckim. Ma on oferować fałszywe
recepty na prawdziwe problemy, które sam wcześniej stwarza, np. wytwarzając
szeroko rozpowszechnioną otyłość, aby następnie oferować nam szereg
jak-zwykle-nieskutecznych „diet", na obu zbijając krocie. Jak
twierdził jeden z najważniejszych przedstawicieli szkoły frankfurckiej
Herbert Marcuse, kapitalizm wytwarza „fałszywe potrzeby", zaś
ekonomista John Kenneth Galbraith mawiał, że reklama często namawia nas do
kupna czegoś, co jest nam zupełnie nie potrzebne, ale wmawia nam, że bez tego
nie możemy żyć. Często więc wprowadzani w błąd, mamy dokonywać wyborów
pod wpływem fałszywych informacji. Jak zgrabnie podsumował to amerykański
ekonomista i laureat nagrody Nobla Herbert Simon „Człowiek ma skłonność
wybierania na co dzień nie tego, co jest dla niego rzeczywiście najlepsze,
lecz co wydaje się dobre w chwili wyboru", dodając, że „bogactwo
informacji osłabia naszą zdolność do koncentracji".
Nie godzą się z tym wszystkim obrońcy neoliberalizmu, wszak odebranie
konsumentowi — którego wcześniej usadowili w samym centrum swojej ideologii -
suwerenności, mogłoby oznaczać de facto zakwestionowanie całej filozofii
wolnego rynku, który ma przecież oferować nieskończone możliwości działania.
Wspomniany konsument ma być najwyższym suwerenem, który codziennie dokonuję
wolnych wyborów, wybierając sobie kiełbasę w sklepie czy to podejmując
kredyt w banku. To właśnie to, ma ponoć czynić z niego wolnego człowieka.
Jakiekolwiek regulacje służą jedynie poszerzaniu władzy urzędników lub też
co gorsza, socjalistów, którzy — jak każdy neoliberał dobrze wie — mają być
najczęściej również tymi pierwszymi, co czyni całą sytuację jeszcze
bardziej przerażającą. Radykalni neoliberałowie, nazywani przez Thomasa
Franka w swojej bestselerowej książce Co się stało z Kansas?
rynkowymi populistami, odrzucają również jakiekolwiek sugestie, jakoby
reklama uniemożliwiała konsumentom dokonywać świadomych wyborów.
„Wolny rynek umożliwia ludziom osiągnięcie tego czego oni sami chcą, a nie tego, czego chcą jego krytycy", powtarzał jak mantra amerykański
ekonomista, również laureat nagrody Nobla, Milton Friedman. Cała więc
krytyka kapitalizmu ma być dziełem kilku sfrustrowanych lewicowych arystokratów,
którzy chcieliby decydować za innych, co mają sobie kupować, jak mają
kupować i kiedy mają kupować. Nic dziwnego, wszak rynkowi populiści
postrzegają rynek i ludność jako jedno i to samo. „Rynek to uosobienie
demokracji" — mawiają, wybory odbywają się raz na kilka lat, a zakupów
dokonujemy ciągle, za każdym razem oddając głos, który zawsze zostanie
zauważony przez producentów i sprzedawców, w odróżnieniu od głosu
politycznego, na co rzadko który polityk zwraca uwagę. Ale to, co według nich
ma być prawdziwą władzą konsumentów, to „wyjście", czyli możliwość
opuszczenia danego obszaru rynkowego i zabrania swojej siły nabywczej w inne
miejsce. Odpowiedź neoliberałów jest zatem następująca: więcej deregulacji!
Sęk w tym, że aby rynek mógł sprawnie i efektywnie funkcjonować,
ludzie muszą posiadać pełną wiedzę na temat kupowanych i sprzedawanych
przez siebie dóbr i usług. I tu się pojawiają schody. To o czym neoliberałowie
nie wiedzą, czy też po prostu, czego nie chcą dopuścić do swojej świadomości,
to fakt, że nigdy nie będzie idealnego przepływu informacji na jakimkolwiek z rynków. Zawsze któryś z rynkowych graczy będzie posiadał większe
informacje od innego gracza, tak jak chociażby w przypadku sprzedawców, którzy z reguły wiedzą znacznie więcej niż kupujący. Sytuację taką nazywamy
asymetrią informacji. Klasycznym już jej opisem jest ten z 1970 roku,
przeprowadzony przez amerykańskiego ekonomistę George’a Akerlofa, analizujący
rynek używanych samochodów. Sprzedawcy, czego nie można powiedzieć o ich
potencjalnych kupcach, posiadają dużą wiedzę na temat historii danego
pojazdu. Wiedzą który się psuł i powodował bez przerwy kłopoty, a który
działał bez zarzutu. Kupujący nie potrafią odróżnić w miejscu zakupu
dobrego samochodu od tego złego. Wiedzę którą posiada sprzedawca, posiądą
oni dopiero później, dzięki szczęśliwym bądź nieszczęśliwym
wydarzeniom. Jeżeli więc kupujący nie mają żadnej możliwości oceny jakości
danego samochodu, to ceny wszystkich tych pojazdów — dobrych jak i złych — będą
takie same. Sprzedawca porządnego auta nie będzie miał żadnych podstaw do zażądania
za niego wyższej ceny, tak samo jak ktoś sprzedający gruchota nie
będzie miał powodów do jej opuszczenia. Doprowadzi to do tego, że dobre
pojazdy sprzedawane będą poniżej swojej wartości, graty zaś — powyżej.
Nikt w takim razie nie będzie się chciał pozbywać dobrych aut, skupiając się
wyłącznie na jak najszybszym wyprzedaniu jak największej liczby gruchotów.
Kopernik mawiał, że zły pieniądz wypiera dobry, Akerlof, że zły samochód
ten w dobrym stanie i za pracę nad asymetrią informacji dostał w 2001 roku
nagrodę Nobla.
Ale
nie tylko gdy kupuje używane samochody, stoi ten nasz suwerenny konsument przed
dylematem, czy zaufać sprzedawcy. Często przywoływanym przykładem na to, że
asymetria informacji punktuje na korzyść sprzedających uslugi, zostawiając
klientom jedynie bliżej nieokreślony zdrowy rozsądek, jest rynek
profesjonalnych usług. Jakkolwiek byśmy nie chcieli, najzwyczajniej w świecie
nigdy nie przyswoimy sobie tej rozległej wiedzy jaką posiadają lekarze,
prawnicy czy księgowi. Może to doprowadzić do takiej oto sytuacji, w której
to suwerenny konsument będzie naciągany aż miło, na rożne do niczego mu nie
potrzebne usługi. Emitowany kilka lat temu na antenie tvn program
„Usterka", bezlitośnie wprowadził nas w świat polskich fachowców,
którzy kiedy w ogóle już posiadali jakoś wiedzę, to często nie bali się
jej użyć przeciwko swoim klientom.
Gdy
wspominamy o fachowcach, to wprost nie sposób pominąć usług finansowych, którym
asymetria informacji towarzyszy niemal na każdym kroku. Oszczędności,
inwestycję, kredyty i ubezpieczenia nie są dobrami materialnymi. Nie można
ich ani zobaczyć, ani dotknąć, ani też wypróbować. Dopiero przyszłość
pokaże na ile nasze wybory nam się opłaciły. Ile zyskaliśmy, a ile straciliśmy.
Aby móc świadomie i w miarę bezpiecznie podejmować decyzje, konsument musi
dysponować odpowiednim kapitałem kulturowym, niezbędnym do oceny często już z założenia nieprzejrzystych produktów finansowych. Nieczęsto jednak tak
jest. Gdy nawet od ekspertów ocena usług finansowych wymaga złożonej analizy
prawdopodobieństwa i ryzyka, to trudno oczekiwać, aby nawet dobrze wykształceni
konsumenci, nie pogubili się w mętni finansowego i prawnego żargonu, którym to napisana jest umowa, a zwłaszcza to najważniejsze, to co na dole i małym drukiem. Warto zauważyć, że w przypadku usług finansowych naprawdę trudno
jest często odróżnić obiektywną informację od reklamowej nowomowy.
Gdziekolwiek i kiedykolwiek nie zainteresujemy się kupnem akcji, to i tak
zawsze zostaniemy poinformowani o tym, że to właśnie teraz jest idealny moment
na ich kupno. Kiedy rynek akcji rośnie, dowiadujemy się, że inwestorzy nie
mogą przegapić potencjalnych zysków, kiedy malej, to okazuję się, że właśnie
teraz jest wprost znakomity moment do taniego nabycia dużych udziałów, zaś
kiedy stoi w miejscu, to utalentowani doradcy finansowi mają dokonać dla nas
ostrożnego wyboru akcji, tak aby zapewnić nam zrównoważone zyski. Suwerenny
konsument nie może się jedynie dowiedzieć tego, w jakich to okolicznościach
należałoby je zacząć sprzedawać — tak, aby nie stracić...
W Polsce
jak i w wielu innych krajach europejskich jesteśmy świadkami, jak
odpowiedzialność za świadczenia emerytalne przenoszona jest z państwa i pracodawców na obywateli, którzy potrzebują w związku z tym dokładnych
informacji i uczciwej porady. Nic z tego. Państwo nie oferuje im ani edukacji,
ani regulacji. Biedni stają się wykluczeni finansowo. Postrzegani są przez
wielkie instytucje finansowe jako ci, nie przynoszący dostatecznego zysku, a także
jako ci zupełnie niewiarygodni. Nic dziwnego więc, że to właśnie oni padają
ofiarą oszustów pożyczkowych, piramid finansowych czy też krętaczy
ubezpieczeniowych. Dobre samopoczucie sytych nie powinno pozostać w tym miejscu
nie poruszone, gdyż oni też coraz częściej stają się celem tego typu
oszustw. Bardzo często zarobkiem dla doradców finansowych obsługujących
klientów zamożnych jak i średniozamożnych nie jest jakby mogłoby się nam
wydawać zapłata klienta ale prowizja od zawartych umów. Czy w świetle tych
informacji możemy nadal nazywać ich doradcami, niezależnymi ekspertami, czy
też raczej powinniśmy tytułować ich jako zwykłych przedstawicieli
handlowych?
Neoliberalni
teologowie rynku pomimo tych wszystkich wiadomości ani myślą o dopuszczeniu
do niego jakiś regulacji. Ich przywiązanie do niczym nieskrępowanego
kapitalizmu zdaje się pozostawać niezachwiane. „Więcej
deregulacji" — odpowiadają jak gdyby nic i powołując się na teorię
racjonalnego wyboru przechodzą nad asymetrią informacji do porządku
dziennego. Teoria ta utrzymuje, że ludzie zawsze działają tak, aby osiągnąć
własne cele w najbardziej efektywny sposób ze względu na swoje preferencje i posiadaną wiedzę. Nie oznaczać to ma wcale, że muszą być one racjonalne.
To sposób ich realizowania, dobór metod jakimi się stosujemy do ich osiągnięcia,
czyli wszystkie nasze decyzje, dzięki którym chcemy dojść do celu, to właśnie
one mają być racjonalne. Homo oeconomicus — powiadają — to my! Człowiek to
egoista, osoba całkowicie samolubna i absolutnie racjonalna. Nawet pomagając
innym, zawsze myślimy o sobie.
1 2 Dalej..
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 04-06-2008 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5911 |
|