|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Estetyka
Sztuka i rzeczywistość ludzka [2] Autor tekstu: Denis Dutton
Tłumaczenie: Jerzy Luty
Nie twierdzę, że Nowogwinejczycy mogliby wydawać opinie,
które pokrywałyby się z opinią każdego naiwnego turysty — nowicjusza w dziedzinie sztuki — którzy zszedł z łodzi na ląd. Turyści, według mego
doświadczenia, dokonują bardzo złych wyborów w kupowaniu nowogwinejskiej sztuki.
Ale ludzie, którzy naprawdę znają dobre prace w muzeach, którzy są głęboko
zaznajomieni z nowogwinejską sztuką, chociaż nigdy nie postawili nogi w Nowej
Gwinei, mają te same wzorce smaku, co nowogwinejscy rzeźbiarze. I to pokazuje,
że jeśli chodzi o formę sztuki, wiedza i obeznanie z określonym zakresem
rozstrzyga o zbieżności smaku. I to także powinno być wyjaśnione. Można spróbować wytłumaczyć to mówiąc, że Bóg zaopatrzył
nas w znak czegoś. Jung myślał, że posiada sposoby na zbliżenie się do tego.
Joseph Cambell też interesował się tymi kwestiami. Ale osobą, która naprawdę zna
odpowiedź jest Charles Darwin. W swych pierwszych książkach, które są niezwykle
drobiazgowe, nie mógł zagłębić się we wszystkie te szczegółowe kwestie
estetyczne, ale wytyczył dla nas plan. I możemy zastosować darwinowskie idee i zbliżyć się do jakiegoś wstępnego, orientacyjnego wyjaśnienia. Mam nadzieję, że w kolejnych latach moje argumenty dotyczące genezy artystycznego smaku będą
udoskonalane.
I muszę podkreślić, że jestem daleki od stwierdzenia, że
posiadam wszystkie odpowiedzi na temat ewolucyjnych źródeł smaku estetycznego.
Estetyka darwinowska nie jest żadnym rodzajem niepodważalnej doktryny, która
miałaby zastąpić ciężki poststrukturalizm czymś równie przygniatającym. Tym, co
zaskakuje mnie w oporze przeciwko zastosowaniu Darwina do psychologii, jest
krzykliwy sposób w jaki ludzie chcą to odrzucić, nawet się nad tym nie
zastanawiając. Czy jest to relikt marksizmu, czy pozostałość doktryn
religijnych? Nie wiem. Stephen Jay Gould był jednym z tych, którzy mieli taką
ideę, że ewolucja pozwala wyjaśnić wszystko: moje paznokcie, moją trzustkę,
sposób w jaki zaprojektowane jest moje ciało, wszystko z wyjątkiem jednego — nie
może powiedzieć nic o czymkolwiek powyżej szyi. Na temat ludzkiej psychologii
nic nie może być wyjaśnione w terminach ewolucyjnych. Po prostu jakoś
wynaleźliśmy duży mózg z jego pachwinami łuków i tak dalej, i to wszystko.
To stanowisko jest nie do zaakceptowania. Wiemy, że
istnieją integralne, spontaniczne cechy ludzkiej osobowości, wyraźnie obecne np. w ewolucyjnym rozwoju mowy. Ale inne aspekty osobowości, również te, które mają
do czynienia ze sztuką, są także uniwersalne, pojawiając się w dzieciństwie, w wyniku niewielkiego pobudzenia lub w ogóle bez niego, albo po prostu rodząc się
naturalnie, tak, że wydają nam się cechami społecznego oddziaływania.
Nie mogę zrozumieć dlaczego istnieje ciągle tak duży opór
wśród akademików do tego rodzaju idei. Jeżeli chcesz być jednowymiarowym
deterministą, bardzo proszę — zrzuć wszystko na kulturę. Moja strona
argumentacji nie próbuje uczynić wszystkiego „naturą", uczynić wszystkiego
genetyką. Nasze ludzkie życie jest wypośrodkowane pomiędzy naszym genetycznym
zdeterminowaniem z jednej strony, i kulturowym z drugiej. Nie dotyczy to
ludzkiej wolności. Dzieła artystyczne — sztuki Szekspira, powieści Jane Austen,
dzieła Wagnera i Beethovena, Rembrandta i Hokusai, znajdują się pośród tych
najbardziej wolnych, najbardziej ludzkich aktów, jakie kiedykolwiek udało się
dokonać. Te kreacje są najwyższym wyrazem wolności.
Nie ma sensu dłużej utrzymywać, że nasze artystyczne i ekspresyjne życia są zdeterminowane tylko przez kulturę, tak jak nie ma sensu
utrzymywać, że jesteśmy zdeterminowani tylko przez geny. Ludzkie istnienia są
produktem obu tych czynników. Dlaczego nie możemy wykroczyć poza naszą
post-marksistowską tęsknotę za ekonomicznym albo kulturowym determinizmem, i zaakceptować ludzką rzeczywistość taką, jaka faktycznie jest?
Prawda ludzkiej sytuacji jest taka, że jesteśmy
biologicznie zdeterminowanymi organizmami, które żyją w kulturze. To, że
jesteśmy istotami kulturowymi jest częścią tego, co jest zdeterminowane przez
nasze geny.
To wspaniałe pytanie, czym jest sztuka? Ale było wyjaśniane w niewłaściwy sposób przez filozofów przez ostatnie 40 lat. Fundamentalnym
błędem było wyobrażenie, że jeżeli będziemy w stanie wyjaśnić dlaczego wspaniałe
dzieło Duchampa, Fontanna, jest dziełem sztuki, to będziemy wiedzieli
czym są tradycyjne dzieła sztuki. Mówię „nie" takiemu zabiegowi. Zamiast pytać,
jak to jest, że ready-mades Duchampa są dziełami sztuki, zapytajmy co sprawia,
że Symfonia Pastoralna jest dziełem sztuki. Dlaczego Sen Nocy Letniej
jest dziełem sztuki? Dlaczego Duma i Uprzedzenie jest dziełem sztuki?
Spójrzmy najpierw na niekwestionowane paradygmatyczne przypadki i odkryjmy, co
one mają ze sobą wspólnego — i to nie tylko w tradycji Zachodu, ale również w wielkich Wschodnich tradycjach Chin i Japonii. Spójrzmy na Hokusaia, weźmy pod
uwagę rzeźbiarstwo Nowej Gwinei, spójrzmy na rzeźbę afrykańską. Lepiej najpierw
zrozumieć je i dopiero następnie analizować modernistyczne eksperymenty i prowokacje, takie jak cudowne dzieła Duchampa. Uważam Duchampa za płomiennego
geniusza, ale nasze uznanie dla niego musi zawierać rozpoznanie faktu, że w swoich niektórych pracach eksperymentował on w sposób zamierzony, aby oburzać i prowokować ludzi poprzez domyślne zapytywanie o to, jakie są granice sztuki.
Weźmy sytuację analogiczną: jeżeli uczysz etyki na
zajęciach filozofii i chcesz uzyskać zrozumienie tego, czym jest morderstwo, nie
zaczynasz od pytania o to, czy kara śmierci albo aborcja albo asystowanie przy
samobójstwie jest morderstwem. Starasz się raczej zacząć od przypadków
klarownych i dopiero później przechodzisz do pytania, czy kara śmierci jest
morderstwem. Powinniśmy najpierw zrozumieć oczywiste przypadki.
Nasza obsesja na punkcie przypadków marginalnych w istocie
osłabia dyskusję w obrębie teorii estetycznej na temat tego, czym jest sztuka.
Muszę powiedzieć, że przyczynia się to do tego, że zajęcia z filozofii sztuki
stanowią niezły ubaw. Jest niemal pewne, że gesty Duchampa spotkają się z zainteresowaniem studentów. Czy tak samo jest z pytaniami odnośnie tego, co
złego jest w fałszerstwie albo czy mamy do czynienia z celową zwodniczością w interpretowaniu literatury? Problemy te stwarzają intrygujące łamigłówki. Więc
po tym jak mieliśmy już swój ubaw, musimy powrócić do centralnych pytań o to, czym jest to, co sprawia, że Iliada albo Guernica jest sztuką.
Wtedy też lepiej poradzimy sobie z Duchampem.
***
Przez długi czas modernizm dysponował projektem, który,
nieco upraszczając, skierowany był przeciwko nadużyciom, pompatyczności i absurdom XIX-wiecznej sztuki, która go poprzedzała. Pomyślmy o tych ogromnych,
krzykliwych, sentymentalnych obrazach, wytworzonych w epoce wiktoriańskiej.
Znajdziecie ich wiele w piwnicach galerii sztuk i muzeów w Nowej Zelandii.
Gigantyczne płótna z motywami biblijnymi — Odlot z Egiptu albo jakiś
innym biblijny temat. Wiele z tych obrazów może być dziś uważane za nic innego,
jak wielkie ponure szkaradzieństwa i chybione inwestycje zalegające w przechowalniach. Nikt nie chce ich oglądać, ale nikt też nie wie, co z nimi
zrobić.
Jesteśmy w tej samej sytuacji właśnie teraz,
na początku XXI wieku. Nasze muzea są obładowane gigantycznymi megapłótnami. Czy
ktokolwiek będzie zainteresowany ich oglądaniem za setki lat? Czy kogokolwiek za
setki lat będzie faktycznie obchodzić rekin w formalinie (jedno jest pewne -
nawet w formalnie rekin ten prawdopodobnie rozpadnie się przez te kilkaset lat.
Albo może fakt ten jest także częścią dzieła sztuki?). To interesujący problem.
Nie jestem pewien, czy chciałbym dać te dzieła na stałe do przechowalni. Albo
ogromne płótna wyprodukowane w latach 70 — tych, gdzie jedynie rozmiar miał
dowodzić wielkości tej sztuki…
Wiele razy w swej historii, wliczając w to czasy obecne,
sztuka przechodziła okresy szaleństwa. Patrzenie na to jest oczywiście zabawne,
ale jako darwinista, jestem również zainteresowany cechami dzieł sztuki, które
sprawią, że będzie się je chciało oglądać, słuchać i czytać za lat pięćset. To
jest dla mnie ważne pytanie. Nawiasem mówiąc, myślę, że Warhol ma szansę,
podobnie jak Jackson Pollock. Z drugiej strony, nie jestem pewien co do Schonberga, zwłaszcza jego muzyki atonalnej.
Swego czasu Anton Webern sugerował, że pewnego dnia
dojdziemy do takiego momentu, że listonosz w swym wyrafinowaniu będzie robił
obchód, gwiżdżąc atonalne nie-melodie. Cudowna nadzieja dla modernizmu, ale myśl
zupełnie nieprawdopodobna. Co jest takiego w melodii, że seria tonalna
Schonberga nie całkiem kwalifikuje się w umysłach większości ludzi jako muzyka? To jest
pytanie o podstawy ludzkiej psychologii muzycznej. I oczywiście jest to też
pytanie o recepcję dwunastotonowej muzyki, przedstawianej zwykle, jak gdyby była
ona pytaniem o kulturę, albo o opór wobec zmiany. Nie sądzę, że chodzi tu o kulturę. Nie tylko o nią.
Jedną z wcześniejszych inspiracji mojego myślenia o tym
była Ellen Dissanayake, która napisała trzy ważne książki i masę artykułów.
Napisała książkę zatytułowaną What is Art For (Po co jest sztuka), a następnie Homo Aestheticus. Jej ostatnia książka nosi tytuł Art and
Intimacy (Sztuka i intymność). Jej spojrzenie na sztukę było objawieniem.
Nie próbowała dyskredytować sztuki, redukować jej do zwierzęcego popędu,
albo sprawiać, że byłaby czymś mniejszym niż wspaniała rzecz, którą jest.
Chciała połączyć ją z ewoluującą ludzką naturą w sposób, w którym było wiele
sensu. Jedną z wielkich ironii akademickiego świata jest to, że ta kobieta,
która swoimi książkami i artykułami wniosła ogromny wkład w naukę, nigdy nie
była w stanie podłapać akademickiej posady. Jest stenografem medycznym w Seattle. Po tym jak pracuje cały dzień, idzie do domu, aby w nocy albo podczas
weekendów pisać pionierskie książki na temat estetyki ewolucyjnej. Uważam ją za
jedną największych, niezwykłych intelektualnych postaci naszych czasów.
Oczywiście John Tooby i Leda Cosmides są niezwykle ważni w ich przełomowych pracach z psychologii ewolucyjnej. Stephen Pinker jest tak
pomysłowy i poinformowany — on również był wielką inspiracją. Joseph Carroll
przeprowadził niezwykle wyszukane badania na temat literackiego darwinizmu,
niekiedy u boku swego młodszego kolegi Jonathana Gottschalla. Brian Boyd, mój
kolega znany w Nowej Zelandii ze swej biografii Nabokova, jest także mocno
zaangażowany w psychologię ewolucyjną literatury.
Ci ludzie wiele dla mnie znaczą i pomogli mi przezwyciężyć — jeśli mogę tak powiedzieć — moje własne wittgensteinowskie wpływy, podług
których formy życia są niewspółmierne kulturowo. Nie tylko Foucault i Derrida,
Wittgenstein ma również wiele na sumieniu. Jest jakiś głęboki antynaturalizm w jego pracach, ale konsekwentna niejednoznaczność sprawia, że jest on trudny do
zidentyfikowania. Rozważmy gnomiczne, pozornie głębokie twierdzenie
Wittgensteina, „Gdyby lew mógł mówić, nie moglibyśmy go zrozumieć". Czyżby? To
głęboko szkodliwa myśl. I Wittgensein z pewnością wiele zyskałby poznając
jednego, bądź drugiego etologa zwierzęcego. Jeżeli lew mógłby mówić, etologowie
są co do tego całkiem pewni, mówiłby o: drażnieniu innych lwów i członków
przeciwnej lwiej płci, o smacznych zebrach, i tak dalej. Ludzie, którzy żyją ze
zwierzętami mogą je rozumieć, czasem w sposób zupełnie niezwykły.
1 2 3 Dalej..
« Estetyka (Publikacja: 01-12-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6977 |
|