|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Szczęście pod specjalnym nadzorem Autor tekstu: Dorota Zdrojewska
Monika obudziła się rano i mimo, że jak zwykle ciężko jej było wstawać tak
wcześnie, po chwili już poczuła radość. Spokojnymi ruchami, po cichu wyszła z łóżka i przygotowując w myślach menu na śniadanie pospieszyła do kuchni.
Najpierw włączyła ekran i swój ulubiony, poranny serial „Parafia". Znajomy widok
oglądanych co rano twarzy dobrze ją nastrajał. No i oni też zaraz będą jedli
śniadanie. Bohaterka wyciągnęła z szafki miód. Monika też postanowiła dodać
miodu do herbaty. Kiedy dostała ten ekran zrobiła przemeblowanie w kuchni tak,
aby w miarę wygodne było przygotowywanie jedzenia i oglądanie telewizji. Dzisiaj
jednak był szczególny dzień, chyba nie zdąży obejrzeć całego odcinka. Chciała
być wcześniej w pracy, żeby wyjść, tak jak to zaplanowała, o 14. Razem z mężem,
Piotrem, mieli umówione spotkania: najpierw z konstruktorem, potem w banku… I to
był pewien kłopot, martwiło ją takie obciążenie finansowe. Ale byli już
zdecydowani, teraz zostało sfinalizowanie sprawy. Znużyło ją odwlekanie decyzji.
Bardzo chciała mieć z Piotrem dziecko. Mieli ładne, trzypokojowe mieszkanie,
rodziców mieszkających w tym samym mieście, oraz, co ważniejsze, przyszłe babcie
chętne do pomocy. Mieli także stałe dochody, a to znaczyło, że mogli wziąć
kredyt.
Najpierw myślała o chłopcu. Marzyła jak to wspaniale byłoby mieć syna,
silnego, mądrego syna, który grałby z kolegami w piłkę i zostałby inżynierem.
Obawiała się, że z córką może być więcej kłopotu: wychowanie, dojrzewanie. Ale
ku jej zaskoczeniu Piotr chciał właśnie córkę. Była przekonana, że mężczyźni
chcą zwykle, przede wszystkim, mieć syna. Zaskoczył ją tym kompletnie, ale
wyjaśnił, że syna tak, bardzo, ale później. Najpierw córkę, żeby Monika miała
pomoc, a kłopotów żadnych nie będzie bo przecież i tak pójdą do kliniki i wszystko zaplanują. Tak też radził ksiądz Mateusz a opiekował się przecież
niejedną parą. Nie trzeba było jej długo przekonywać, miała do męża pełne
zaufanie. Piotr jest bardzo troskliwy, odpowiedzialny, zawsze ją potrafi
uspokoić, pokazać, że przesadza, że nie musi się martwić. I Ksiądz Mateusz...
Wspaniały z niego człowiek, pogodny i wyrozumiały. Choćby do jej ciotki Ewy
jakie ma podejście. Pierwszy raz spotkali się u nich, zupełnie przypadkowo przed
Bożym Narodzeniem. Ewa wpadła zostawić klucze od mieszkania, bo na święta
właśnie wyjeżdżała na Majorkę. I od tego, od tematu świąt chyba, zaczęła się
cała rozmowa, zresztą trochę przykra dla Moniki — mówili o rozwodzie Ewy. Ale
ksiądz Mateusz zachował się wspaniale i wtedy i później, jak spotykał u nich Ewę
zawsze był bardzo miły. Nigdy jej nie ganił, nie krytykował, nie potępiał.
Przeciwnie, jeszcze starał się pocieszyć, dać Ewie nadzieję: że mimo rozwodu
będą jeszcze żyli razem, że mąż jej wybaczy, że wrócą do siebie, uszanują
nierozerwalność małżeństwa, że staną się na powrót prawdziwą rodziną a ona
będzie mogła być żoną i prawdziwie realizować swe życie. Tylko, że Ewa nie
chciała mieć dzieci i nie chciała nawet poddać się terapii...
Ksiądz Mateusz wypisał im skierowanie do odpowiedniej kliniki i to miejsce od
razu jej się spodobało. Część projektową mieli już za sobą a wcale nie było to
łatwe. Tak jak ksiądz Mateusz uprzedzał, już samo przejrzenie albumów z różnorakimi obrazami Maryi i świętych zajęło im sporo czasu, a przecież trzeba
było coś wybrać. Mogli też oczywiście dowolnie mieszać cechy, wziąć brwi Madonny z długą szyją Parmigianina, oczy Matki Boskiej Różańcowej Caravaggio, cerę taką
trochę jak u tej z Kądzielą, a to był dopiero początek! Chodziło o cały
charakter, o temperament, o odpowiednie predyspozycje. Ksiądz Mateusz przyniósł
im już kilka książek: o przebiegu dzieciństwa, dorastaniu, możliwościach
zawodowych, aspiracjach poszczególnych typów. Każdy typ opisany był dokładnie:
zdolności, możliwości, także ewentualne dysfunkcje psychiczne i fizyczne,
których jeszcze nie udało się konstruktorom wyeliminować. Monika niewiele miała
zainteresowania dla nauki, ale w tym przypadku doceniała jak ważny jest postęp.
Pamiętała bardzo dobrze, że nie tak dawno jeszcze możliwość konstruowania
dostępna była tylko dla naprawdę nielicznych.
Jej rodziców nie było stać na
pełną konstrukcję. Mimo pomocy rodziny, mimo kredytu mogli zapłacić za
wyeliminowanie tylko ważniejszych zagrożeń. Jej córka na szczęście nigdy nie
będzie tak cierpieć jak ona, kiedy mając szesnaście lat siedziała w nocy i zastanawiała się jak to jest z niebem i piekłem, jaki jest sens życia. To był
smutny i ciężki czas, kiedy wątpiła i błądziła. Teraz już nikt nie porywa się na
takie szaleństwo, żeby mieć dziecko bez projektu, to jest zresztą prawnie
uregulowane. No bo jak to, mieć jakieś takie przypadkowe? Ile to stresu! I mieszka się pod jednym dachem nie wiadomo z kim, z jakim człowiekiem, czego się
można spodziewać jak to jakiś przypadkowy zbiór genów? Niemożliwością byłoby żyć
wiedząc, że od takiego przypadkowego człowieka zależeliby na starość. Kiedyś,
jak ludzie nie mogli planować i nie mieli pomocy w wychowaniu, rodzicielstwo
było bardzo ryzykowne. Teraz, przy obecnych możliwościach nie ma właściwie
ryzyka większych nieporozumień, czy konfliktów.
Oczywiście samo skonstruowanie
genotypu to nie wszystko. Rodzice otrzymują wsparcie i pomoc w całym procesie
wychowania. W zależności od wieku, od płci, od preferencji rodziców realizowane
są różne modele rozwoju a wszystko na specjalnych sesjach prowadzonych przez
profesjonalistów. Są to i krótkie, godzinne spotkania, i weekendowe wyjazdy,
kolonie i wakacyjne poranki w trakcie których psychologowie, psychoterapeuci,
hipnotyzerzy, wychowawcy pracują nad rozwojem dziecka, nad jego ukierunkowaniem i socjalizacją. Pomoc taką otrzymują rodzice do dwudziestego roku życia dziecka.
To ogromna zmiana w podejściu do wychowania, to ogromna przemiana Kościoła.
Jeszcze nie tak dawno rodzice zdani byli tylko na siebie, mieli obowiązki,
odpowiedzialność, stres. Teraz wreszcie i Kościół poczuwa się do
odpowiedzialności za wychowanie, za życie swych wiernych i nawet częściowo
dofinansowuje socjalizację każdego dziecka. Rodzice wreszcie nie są zostawieni
sami sobie z wyborami i problemami i to nie tylko tymi wychowawczymi. Każdy
człowiek raz w roku może wziąć udział w terapeutycznym, tygodniowym wyjeździe,
dodatkowo są spotkania, comiesięczne sesje wzmacniające. Monika ogromnie lubi te
coroczne wyjazdy. Wybiera przeważnie morze, wraca wypoczęta, zadowolona ze swego
życia, często z nowymi znajomościami, zawsze z nową wiedzą i w uroczystym
nastroju, w jaki wprawiają ją rozmyślania o życiu wiecznym.
Monika słyszała, że kiedyś Kościół sprzeciwiał się niektórym pracom badawczym
związanym z zapłodnieniem, rodzicielstwem. To były kwestie etyczne, moralne,
które zostały szczęśliwie rozwiązane, kiedy Kościół stopniowo wykupił firmy,
które prowadziły takie badania. Wystarczyło aby Watykan stał się większościowym
udziałowcem i doprowadził do zmian i dostosowania działalności, aby godność
ludzka i prawa natury nie były już naruszane. W każdym przypadku prace naukowe
były kontynuowane, już w odpowiednich warunkach, w zgodzie z prawami i wolą
Boga. Wszelkie wątpliwości moralne zakończyły się, ludzie byli bezpieczni. Po
dwóch latach ogłoszono zakończenie prac i sukces. Wyniki zostały opatentowane.
Powstały pierwsze ośrodki konstruktorskie. Teraz każde małżeństwo dostawało od
swego księdza — opiekuna skierowanie. Problemem niejakim pozostała kwestia
finansowa, konstrukcja kosztowała dużo, ale cena stawała się coraz bardziej
przystępna w miarę udoskonalania metod… Można mieć za to pewność jakiemu
człowiekowi poświęca się czas wychowując go i opiekując się nim.
Dzisiaj może podpiszą umowę kredytową. Dziesięć lat spłat, ale jaką będą mieli
wspaniałą córkę! Będzie pogodna, zawsze szczęśliwa! W sumie wybrali typ dość
popularny, zwiększyli tylko poziom kilku cech szczególnie dla nich ważnych. No i podnieśli poziom skłonności do wiary i religijności, to nigdy nie zaszkodzi, a Monika nie chciałaby obawiać się o los swej córki. Jeżeli dziś podpiszą umowę,
wieczorem zadzwoni do księdza Mateusza, będą mogli ustalić termin płatności,
ruszą prace konstruktorskie! Po około tygodniu będzie mogła pojechać na
wszczepienie. Częściowo przygotowali już mieszkanie: zrobili remont pokoi a przy
okazji porządki, nawet w piwnicy. Trzeba było powyrzucać stare śmiecie, jeszcze
po babci i dziadku: jakiś stary telefon, taki z przyciskami, nadtłuczone
doniczki od kwiatów, jakąś książkę, „Nasi okupanci" chyba, ciekawe czy to babcia
czytała czy dziadek. Ale piwnicy nie sprzątali od kiedy wprowadzili się po
śmierci babci, jakoś ciągle nie było czasu. Teraz wszystko poszło na śmietnik,
zrobiło się całkiem sporo miejsca. Monika jeszcze planuje zmienić wystrój kuchni i przedpokoju, chciałaby, aby było jaśniej, szczególnie kuchnia wydaje się jej
za ciemna. Przeglądała ostatnio różne katalogi i wybrała kafelki: z wizerunkiem
papieża. Oczywiście nie wyłoży całych ścian jednym portretem, dobierze
odpowiednie kafelki jako tło a wizerunek papieża będzie tylko w kilku miejscach.
Może ewentualnie weźmie nie tylko papieża ale także kilka płytek z innymi
wizerunkami...
Monika była
szczęśliwa.
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 01-02-2010 Ostatnia zmiana: 02-02-2010)
Dorota Zdrojewska
Ukończyła Wydział Nauk Ekonomicznych na Uniwersytecie Warszawskim. Napisała pracę magisterską o ekologii. Obecnie pracuje jako księgowa i podjęła podyplomowe studia Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim.
Liczba tekstów na portalu: 8 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Ménage à trois | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7116 |
|