|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Pytaniem na pytanie Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Postawiono
proste pytanie „Czy współcześnie
potrzebne są nam spory o Boga?". Nie jest ono odkrywcze ani zaskakujące,
wręcz przeciwnie, stawiane jest od tysięcy lat, a w toku dyskusji i poszukiwań na nie odpowiedzi, wszystkie argumenty za i przeciw zostały jakby
już wypowiedziane. Może też wydawać się banalne lub zgoła bezprzedmiotowe,
jeśli uznać za dopuszczalne jedynie pytania spełniające kryteria naukowości.
Jednak z faktu, że pytanie to powtarzane jest w każdym czasie, różnie w różnych
czasach formułowane, a każdy czas także inaczej na nie odpowiada, wynika, że
jest to pytanie ważne. W postaci pytania o stosunek ducha do materii, uznane
zostało nawet za jedynie ważne
pytanie filozofii, nie możemy więc i w naszych czasach przejść nad nim do
porządku dziennego.
Patrząc z dziejowej perspektywy, odpowiedź wydaje się oczywista, tzn. obie odpowiedzi
są jednakowo dobre, albo jednakowo złe. Jedni będą to pytanie stawiać,
drudzy będą na nie odpowiadać, inni nie będą stawiać, zaś jeszcze inni za
żadne skarby nie odważą się wypowiedzieć w tej sprawie.
Pytanie
to jest, w moim przekonaniu, nader aktualne i ważne choćby z takiego względu,
że upubliczniona, ale nie przesadnie nagłośniana, prosta, tzn. jasna i logiczna, wypowiedź byłego, chyba można tak powiedzieć, dziennikarza, od
razu uruchomiła znany co najmniej od czasu wynalezienia druku, sposób uświadomienia
nieproszonemu mówcy jego miejsca w szyku, a to w celu naprowadzenia go na ścieżkę
Pańską. Okazało się, że wolność słowa, o którą zabiegano jeszcze nie
tak dawno, ponieważ była, podobnie jak cukier i mięso, ściśle
reglamentowana, zwłaszcza wolność słowa poważnego, rozsądnego, starającego
się zrozumieć i racje przeciwne, jest mniej pożądana niż wolność rzucania
obelg, kalumnii i potwarzy.
Co
prawda, istnieje przykazanie zabraniające dawania fałszywego świadectwa
przeciw bliźniemu swemu, ale, jak dotąd, nie słyszałem by komuś publicznie
je przypomniano, a okazji było już sporo. Być może przypominano je w konfesjonale, ale dla opinii publicznej napomnienie czy sroga pokuta, np. omówienie
iluś pacierzy, jednak inaczej się liczy niż publiczne napomnienie. A swoją
drogą, dlaczegoż to odmawianie modlitw ma być pokutą; czy to nie jest tak,
jak z pracami przymusowymi w czasie, kiedy to praca była prawem, obowiązkiem i sprawą honoru?
Ów
sposób uświadomienia jest to nader oryginalny zakaz przez zezwolenie. Szkoda
tylko, że przy okazji, nie wskazano kompetentnej rozgłośni radiowej i stacji
telewizyjnej, skąd płyną jedynie słuszne nauki. Łamy gazety, mimo, że
papieru obecnie nie brakuje, są jednak dość ograniczone, a pytania na piśmie
mają nieco inny charakter niż zadawane na żywo, podobnie jak i odpowiedzi.
Ten przyzwalający zakaz nie znalazł jakoś szerszego zrozumienia, oczywiście — tylko w stosunku do zbałamuconej części publiczności, czego dowodzi
akcja rozdawania naklejek tudzież udzielania głosu owemu księdzu w domach
prywatnych. Ta część publiczności nie bardzo więc wie, albo nie chce
wiedzieć, czy wynika on z domniemania, że powiedziano nieprawdę lub
sugerowano jakąś szkodliwą postawę, czy wręcz odwrotnie, dlatego, że
powiedziano prawdę i wskazano sensowną metodę uzyskania kompromisu w dość
drażliwej, bo symbolicznej kwestii? O prawdzie będzie jeszcze mowa.
Czy
to ma coś wspólnego z wyjściowym pytaniem? Tak mi się wydaje, ale nim
postaram się należycie zagmatwać odpowiedź, spróbuję najpierw postawić
kilka pytań pomocniczych, a pierwsze z nich byłoby takie — co właściwie
miałoby być przedmiotem sporu, jeśli już ma do sporu dochodzić? Czy chodzi o problem istnienia, lepiej byłoby chyba powiedzieć — ich istnienia -
lepiej mieć się na baczności, by nie urazić któregoś z nieznanych nam bogów, o czym doskonale wiedzieli niektórzy starożytni, czy też o ich cechy,
atrybuty a może kompetencje?
A
czy nie byłoby prościej zapytać samych zainteresowanych, tzn. bogów?
W
tym momencie złapałem się za głowę — czy aby nie jest to pytanie bluźniercze,
bo znając wyjątkową czułość i drażliwość swoich ziomków, ale także i innych zainteresowanych problemem, całe szczęście, że zazwyczaj są to
mieszkańcy dość odległych krain, wobec tego typu pytań, łatwo można popaść w nader egzystencjalne kłopoty. Ale skoro od tysięcy lat rozmawiają i piszą
na ten temat liczni teolodzy i filozofowie, także lud prosty, w przeszłości i obecnie, miał na ten temat swoje zdanie, o czym świadczy choćby spora liczba
przysłów i różnych porzekadeł odwołujących się do mocy niebieskich i czartowskich, a niektóre z nich odczytano z tabliczek babilońskich i egipskich
hieroglifów, to chyba wolno także wypowiedzieć się niżej podpisanemu
drobnemu ignorantowi.
Propozycja
pytania samych zainteresowanych wydaje mi się o tyle uzasadniona, że w przeszłości
liczni bogowie komunikowali się dość często ze swymi wyznawcami. Jest w tych
prostych faktach jedna rzecz, która mnie nieco dziwi, a mianowicie ta, że
poszczególni bogowie nigdy osobiście nie podejmowali dyskusji z czcicielami
konkurencyjnych bogów, czyli z ich punktu widzenia fałszywych. Mogli przecież w ten sposób bez problemu wyjaśnić sporo wątpliwości i uchronić
wszystkich, zarówno wyznawców jak i nieuświadomionych pogan czy innowierców,
przed zbędnymi kłopotami, przy okazji zyskując chwałę w sposób
niekwestionowany, niezaprzeczalny. Zazwyczaj wysługiwali się w tej materii ludźmi, a ci robili to nie zawsze w kulturalny, cywilizowany sposób, częściej hołdując
zasadzie — nie ma człowieka, nie ma problemu.
Zdarzające
się cudowne nawrócenia, nie tak znów nieliczne, nie mają jednak zbyt dużej
siły oddziaływania. Może dlatego, że, choć Paryż albo tylko Belweder czy
Krakowskie Przedmieście, warte są mszy, to jednak rodzą jakieś posądzenia o koniunkturalizm, nieszczerość i Bóg wie, o co tam jeszcze.
Bogowie
czasem rozmawiali osobiście, czasem przez swoich wysłanników, niektórzy z nich znani są z imienia, niektórzy pozostają, dla nas, bezimiennymi. Trzeba z uznaniem stwierdzić, że niemały wkład w poznanie imion wysłanników mocy
piekielnych ujawnili niezmordowani inkwizytorzy i egzorcyści. Wiedza ta jest
nie do przecenienia, bo zupełnie inaczej rozmawia się z kimś anonimowym a zupełnie inaczej z kimś, kto udaje Bóg wie kogo, a tymczasem my wiemy dobrze
kto jest kim.
Bogowie i ich wysłannicy, podczas tych swoich pogaduszek z wiernymi, nigdy nie
pozostawiali wątpliwości, kto przemawia albo kogo dany przedstawiciel
reprezentuje. Nie ważne, czy to była Pytia użyczająca głosu Apollinowi, czy
archanioł Gabriel dyktujący Mahometowi, czy anioł Moroni informujący Josepha
Smitha o szczegółach wędrówki ludów, wszyscy wiedzieli, że mają do
czynienia z nieziemskimi mocami. Gdzieniegdzie i dziś można dostąpić tej łaski o ile najpierw wykona się wielogodzinny taniec o nieskomplikowanej
choreografii, bez czego niektórzy bogowie nie wyobrażają sobie sensownej
rozmowy, czasem trzeba zapaść w jakiś trans wcześniej najadłszy się
tajemnych grzybków, starożytni zaś wpatrywali się w lot ptaków albo wsłuchiwali w szum drzew. Dziś rozmawia się, co zupełnie zrozumiałe, przez telefon komórkowy,
ale tylko na Podhalu
Tu
pewna dygresja, a właściwie to też pytanie. Ponieważ właściciel telefonu
ostatnio jakby umilkł, co sugerował mu wyższy rangą, chciałbym wiedzieć,
kto właściwie zastosował się do tej sugestii?
Trzeba
przyznać, że w przeszłości bogowie dość starannie dobierali sobie rozmówców.
Zazwyczaj byli to przedstawiciele elit lub osoby wyjątkowe, które potem stawały
się elitą zapoczątkowując poważane rody a nawet królewskie dynastie.
Zwyczajowo też rozmawiali z kapłanami, ogólnie — z mędrcami, którzy dzięki
temu stawali się jeszcze mądrzejsi. Potem jednak bogowie, może czując
potrzebę demokratyzacji i pójścia w lud, zaczęli częściej przestawać z prostaczkami, głównie pastuszkami płci obojga. Nie objawiają się już swoim
urzędnikom, być może dlatego, że ci nie potrafią powtórzyć najprostszych
poleceń. Dziesięcioro przykazań sformułowano w sposób nader prosty, a jak
to zauważył podobno Charles de Gaulle, dlatego, że nie korzystano z pomocy
ekspertów. Rzeczywiście, gdy czyta się lub słucha tego, to co wygadują
tzw., pożal się Boże, elity, np. tacy frondyści, to lepiej od razu rozmawiać z szeptuchami z Podlasia, więc rezerwa wydaje się uzasadniona.
Urzędnicy
pana B. też nie słyną z bystrości. Najpierw skromny 12-latek zapędził w kozi róg liczne ich grono, co zostało mu zapamiętane i przypomniane za lat
dwadzieścia. Podobna sytuacja powtórzyła się mniej więcej sto lat temu,
kiedy to niejaki Grisza Rasputin wykazał nicość intelektualną wysokich urzędników
cerkwi prawosławnej, w tym rektora akademii duchownej i archimandryty. Dalszy
rozwój wypadków dowiódł, że poziom umysłowy całego carskiego dworu nie
umywał się do poziomu tego chutliwego półanalfabety.
I
tu znowu dygresja. Czy niechęć naszych biskupów do podejmowania dyskusji ze
swoimi parafianami, brak odpowiedzi na najuniżeńsze nawet prośby nie dowodzi
ich przezorności?
Jednak
kontakty na najwyższym szczeblu tak zupełnie nie ustały, bo wielu najwyższych
urzędników, w tym jak najbardziej świeckich, od zawsze do dziś na takowe się
powołuje. Powszechne też są różnorodne znaki, jakie od wieków wszyscy
bogowie przekazują swoim trzódkom, tyle tylko, że sztuka ich odczytywania
jest dość trudna; czasem trzeba, np., 17 złamań, żeby sobie uświadomić,
czyj to głos nakazuje przestrzegania dozwolonej prędkości, bo zwykłe puknięcie w czoło nie wystarcza. Jestem przekonany, że także autorzy wcześniej
wspomnianego przyzwalającego zakazu, a także paru innych, konsultowali się
albo nawet działali ściśle wg jasnych, odgórnych wytycznych.
Wróćmy
jednak do naszych baranów, w tym przypadku, do istoty sporów. W trakcie tych
trwających już parę tysięcy lat dyskusji, bogom stopniowo odbierano różne
atrybuty, zaś ich możliwości tudzież motywy działania stopniowo, jak to
kiedyś mówiono, negliżowano. Nie jestem przekonany, że wyszło to rodzajowi
ludzkiemu ze wszystkim na dobre. Już Arachne, za swoje demaskatorskie zapędy
względem słabostek bogów, skończyła dość marnie, potem było jeszcze paru
innych, którzy dopuszczeni do bliższej komitywy nie potrafili utrzymać języka
za zębami, co też nie wyszło im na zdrowie. Być może, to zapomniani greccy
bogowie, zwłaszcza Nemezis, przypominają swojemu ludowi o przeniewierstwie,
jakiego się dopuścił, chyba tylko Dionizos i Hermes nie mają powodów do
niezadowolenia.
Dziś
ludzie potrafią to samo, co kiedyś było zastrzeżone dla bogów. Spalić
doszczętnie jedno lub dwa miasta — cóż to za problem, zamienić kijek w węża — to zrobi każdy magik, zmienić rzekę w ściek, w którym nawet żaba nie
wytrzyma — toż to dziecinna igraszka. Ludzie potrafią jednak znacznie więcej.
Jak by nie liczyć, to wszystkie cudowne źródełka, wszystkie hekatomby i modły o wstawiennictwo mają mniejszy procent uzdrowień niż uzyskuje to nawet przeciętny
zreformowany polski szpital. Ludzie potrafią więc prześcignąć swych bogów i w dobrym i w złym, stali się jak bogowie. Nawet stworzenia wszechświata można,
podobno, dokonać bez specjalnego wysiłku, jak dowodzi jeden z fizyków. Co więc
zostaje w gestii bóstw?
Przed
paru laty na tych forum
miała miejsce dyskusja na temat prawdy i pewnego modelu
istnienia. Dyskusja, choć nie w pełni anonimowa, bo z wpisów widać, że
dyskutanci znają się jak te łyse konie, nie zdołała jednak dojść do
jakiejś konstruktywnej konkluzji i jakoś tak, niechcący, przerodziła się w dość ostrą prezentację stanowisk i opinii o kompetencjach dyskutantów.
Nie
była jednak to dyskusja bezwartościowa, mimo, że zakończyła się bez przyjęcia
stosownej uchwały, dla mnie, biernego obserwatora była nader przydatna, wskazała
mi bowiem pewien ważny aspekt rzeczywistości. Konieczne jest jednak pewne
przypomnienie. Mianowicie, inicjator dyskusji zaprezentował 'swój własny
Model Istnienia', będący 'wyrazem moich dążeń do uporządkowania w swojej świadomości wiedzy o wszechświecie poznawalnym zmysłowo z wiarą w Boga', jak to określił. Nie wiem, czy ostatecznie udało mu się dokonać
tego uporządkowania, ale jeden z komentatorów zwrócił uwagę na styl
prezentacji tego modelu pisząc tak: "Pierwszym wrażeniem, jakiego doznaję w obcowaniu z pierwszym zdaniem tekstu [tu pada nazwisko], jest egocentryzm,
rozumiany jako skupienie na sobie. Autor umieszcza siebie i swoje przemyślenia w kontekście jakiegoś domniemanego audytorium, któremu zamierza zaprezentować
swój Model Istnienia. (wytłuszczenia komentatora)." Podzielam to wrażenie i widzę w nim sedno problemu.
Jeżeli
pytamy, np. matematyków, o zasady dodawania albo o coś tak dziwnie brzmiącego
jak hipoteza Goldbacha, a fizyków o prawo Archimedesa albo o cechy fotonu, to
zarówno matematycy jak i fizycy wszystkich krajów odpowiedzą tak samo, zwłaszcza
jeśli będą mówić po angielsku. Swoje wywody podeprą identycznymi doświadczeniami,
identycznymi równaniami i prawie identycznymi wnioskami. Zapytajmy jednak
wiernych, nawet wyznających tego samego boga, o cechy ich bogów, albo o ich
liczbę, czy o coś w tym stylu, a usłyszymy wiele różnych odpowiedzi. Kto
chciałby pogrzebać w annałach, ten z łatwością znajdzie, że odpowiedzi
zmieniały się wraz z upływem czasu.
Można
więc wysnuć wniosek, że każdy wierzy w swego własnego boga, mimo, że modli
się tymi samymi słowami, nadaje mu podobną zewnętrzną postać, przypisuje
mu podobne cechy. Bóg ze Świebodzina, bóg z Torunia, bóg z Sokółki, to nie
jest ten sam bóg.
A
jakie kompetencje mają bogowie? Czy mogą, np., odebrać komukolwiek wolność
słowa zagwarantowaną przez Międzynarodowe Pakty Praw Człowieka?
Jedyne,
co im pozostaje, to tylko troska o moralność, ale czy da się ją uzgodnić z moralnością ludzką? Czy możliwym będzie znalezienie wspólnej platformy, na której etyka niezależne i etyka teistyczna nie będą się wykluczać, tylko raczej wspierać i uzupełniać'?
Przypuszczam,
że wątpię. Praktyka wskazuje, że 'ludzie świadomie lub nieświadomie
swoje poglądy moralne czerpią ze stosunków ekonomicznych, w jakich produkują i wymieniają', jak to przed laty sugerował pewien mędrzec.
Pora
więc na konkluzję, a jest ona banalna: spór będzie trwać do końca świata i jeden dzień dłużej!
« Felietony i eseje (Publikacja: 05-11-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7511 |
|