|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Gdy łagodna siła nie zdaje egzaminu Autor tekstu: Nicola Kuhn
Tłumaczenie: Bart Męczyński
Berlińskie
muzeum Pergamon wystawia właśnie skarby Arabii Saudyjskiej. Czy muzea powinny
współpracować z dyktaturami? Czy polityka zmian poprzez zacieśnianie więzi
może posunąć się za daleko?
Wystawy
archeologiczne w berlińskim Pergamon Museum miały niespotykanie udany rok.
„Tell Halaf" przyciągnęła 750 tysięcy odwiedzających, na wystawę
„Pergamon" sprzedano 250 tysięcy biletów w dwa miesiące, a 26 stycznia
otwarto „Szlaki Arabii". Im bardziej skomplikowana jest sytuacja konfliktów
politycznych w krajach, z których pochodzą prezentowane eksponaty, tym
bardziej zacierają się granice państwowe zglobalizowanego świata. Im
bardziej zaś niepewna jest przyszłość, tym chętniej odwiedzający napawają
się skarbami upadłych kultur, szukając wskazówek życiowych w przeszłości.
„Szlaki
Arabii" — wystawa, którą zainaugurowano pod koniec stycznia w mieszczącym
się w Pergamonie Muzeum Sztuki Islamskiej, w obecności Jego Królewskiej
Wysokości Sułtana bin Salmana bin Abudula-Aziza Al Sauda, przewodniczącego
Saudyjskiej Komisji do Spraw Turystyki i Starożytności — dowodzi, że to nie
działa. Wystawa ta będzie niesamowitym widowiskiem, działającym na odwiedzających
niczym magnes — przedmioty związane z Kaabą oraz historią Mekki i Medyny
nigdy wcześniej nie były prezentowane w Niemczech. Tytułowe „szlaki"
odnoszą się do pradawnych szlaków handlowych i pielgrzymkowych, które
przywiodły kupców i pielgrzymów do Orientu w czasach starożytnych i wczesnoislamskich. To imponujące widowisko gościło już w paryskim Luwrze
oraz w Ermitażu w Petersburgu i w Barcelonie. Według gazety „Arab News"
wystawę zwiedziło już ponad milion osób. Ali bin Ibrahim al Szaban,
wiceprzewodniczący Komisji do Spraw Starożytności, szacuje, że w Berlinie
obejrzy ją kolejne pół miliona zwiedzających.
Latający
dywan czeka więc w Berlinie, ale póki co nie jest w stanie zabrać nas do
krainy marzeń. Pełna splendoru przeszłość i brutalna teraźniejszość oraz
sztuka i polityka nie dają się łatwo oddzielić. Książę Sułtan
nieoficjalnie zajmuje czwarte miejsce w hierarchii, mając nad sobą 87-letniego
Króla Abdullaha, w kraju, w którym panuje szariat, narusza się prawa kobiet,
tłamsi opozycję polityczną i gdzie nie istnieje wolność wypowiedzi ani
prasy.
Gdy w zeszłym roku burmistrz Berlina Klaus Wowerweit odwiedził Arabię Saudyjską
wraz delegacją biznesową, został ostro skrytykowany we własnym kraju. Niedługo
potem, jak gdyby potwierdzając zasadność tych sygnałów ostrzegawczych,
Arabia Saudyjska wysłała do Bahrajnu tysiąc żołnierzy w celu zdławienia
rodzącego się tam powstania. Ponadto Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka
oznajmił ostatnio, że liczba osób skazanych w tym kraju na śmierć znacząco
wzrosła w 2011 roku do 79.
Nasuwa
się więc pytanie, czy dopuszczalne jest podejmowanie współpracy kulturalnej i organizowanie wspólnych wystaw z krajami tego rodzaju — z dyktaturami,
despotycznymi reżimami i państwami awanturniczymi. Stefan Weber, dyrektor
Muzeum Sztuki Islamskiej oraz gospodarz wystawy „Szlaki Arabii" odpowiada na
to pytanie twierdząco. Kiedy ze strony ambasady arabskiej pojawiły się pewne
naciski, by wykorzystać wystawę w Berlinie jako kampanię wizerunkową, Weber
uniknął potencjalnej propagandy podkreślając, że wystawa poświęcona jest
sztuce i nauce. Jednak pobieżny rzut oka na katalog pokazuje, że zawarty w nim
tekst przedstawia rodzinę królewską w wyraźnie oficjalnym świetle. Sama zaś
wystawa jest pewną próbą kompromisu: nakreśla historię kraju do lat
trzydziestych XX wieku, kiedy to założono nowe Królestwo Arabii Saudyjskiej.
Stefan
Weber broni swego projektu. „Jeśli wszystkiemu nadamy wydźwięk polityczny,
przegramy całą sprawę, zanim w ogóle ruszymy z miejsca", mówi. Wraz z Michaelem Eissenhaurem, dyrektorem generalnym berlińskich
Muzeów Państwowych, Weber wchodził w skład delegacji burmistrza Wowereita. Wówczas
burmistrz nie tylko podpisał umowę kredytową z władzami Arabii, ale również
zabiegał o względy sponsorów z tego kraju. Z pomocą środków z loterii państwowej
władze Berlina wyłożyły wówczas 820 tys. euro na to kosztowne przedsięwzięcie,
jednak przedstawiciele niemieckiego biznesu odmówili współpracy Znalezienie
sponsorów zajęło Weberowi dużo czasu i wystawę otwarto znacznie później,
niż planowano.
Jednym z motywów wystawiania skarbów arabskich jest wyrażenie poparcia dla będącej
jeszcze w powijakach Komisji ds. Starożytności, która dotychczas nadzorowała
systematyczne prace wykopaliskowe, pilnowała ich bezpieczeństwa oraz prowadziła
odpowiednią dokumentację, zwłaszcza na temat okresu przed-islamskiego.
Religijni twardogłowi w rządzie woleliby, żeby wykopaliska zostały
zniszczone. Jako przewodniczący komisji, książę Sułtan należy raczej do
liberalnej awangardy i trzyma pieczę nad bezpieczeństwem projektu. Celem
komisji jest włączenie kluczowych terenów wykopaliskowych do listy
Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO i otwarcie ich dla turystów.
Międzynarodowe
kampanie archeologiczne, wymiany naukowe oraz projekty wspólnych wystaw stanowią
elementy dialogu międzykulturowego, ostatecznie zorientowanego na liberalizację
kraju. Taką nadzieję żywią przynajmniej zachodni partnerzy. Jak z dumą wyjaśnia
prezes Niemieckiego Instytutu Archeologicznego Hermann Parzinger w przedmowie do
katalogu, wystawa stanowi cenny wkład Fundacji Kultury Pruskiej w politykę
zagraniczą Niemiec w dziedzinie kultury.
Tego
rodzaju filozofia przyniosła skutek odwrotny do oczekiwanego, jeśli na przykład
przyjrzeć się wystawie „Sztuka Oświecenia", zorganizowanej w Pekinie w 2011 roku. Kultura pojęta jako „łagodna siła" spotkała się z radykalną
reprymendą: jeden z czołowych chińskich artystów i krytyków reżimu, Ai
Weiwei, opisał wystawę na Tiananmen Square jako „pewną formę
nadskakiwania". Dwa dni po otwarciu wystawy został uprowadzony, a następnie
przetrzymywano go przez trzy miesiące, nie podając miejsca pobytu ani powodu
aresztowania. Wywołało to powszechne oburzenie. Laureatka nagrody Nobla, Herta
Müller, zgromiła kuratorów wystawy za to, że uczynili Immanuela Kanta współwinnym
stworzenia kiepskiego państwowotwórczego teatru. Kampaniom solidarnościowym
na rzecz Ai Weiweia zaczęły towarzyszyć żądania zamknięcia najdroższej
jak dotąd zagranicznej wystawy niemieckiej, za którą rachunek w wysokości 10
miliardów euro zapłaciło Ministerstwo Spraw Zagranicznych i niemieccy
biznesmeni.
Trzej
dyrektorzy muzeów w Berlinie, Monachium i Dreźnie robili co mogli, by
zminimalizować straty. Klaus Schrenk, dyrektor naczelny Bawarskiej Kolekcji
Malarstwa oznajmił buńczucznie, że kultura musi stawić czoła takiemu
sprawdzianowi: „Musimy się z tym zmierzyć". Michael Eissenhauer przyznał,
że na początku fazy planowania wystawy w Chinach panowały nastroje liberalne,
jednak wraz z rozwojem Arabskiej Wiosny reżim chiński zaczął nerwowo spoglądać
na protesty rozprzestrzeniające się w jego stronę. Jedynie Martin Roth z drezdeńskiej State Art Collection skrytykował „to intelektualnie
jednostronne spojrzenie na Chiny i nas samych". Dzisiaj jest on dyrektorem
londyńskiego Victoria and Albert Museum i pomaga swemu koledze Neilowi
MacGregorowi z British Museum, który wraz z prezydentem Iranu Ahmadinedżadem
zorganizował wystawę w Teheranie.
W
jaki sposób wyznaczać granicę? Kiedy kooperacja staje się kolaboracją? W którym
momencie „zmiany poprzez zacieśnianie więzów" zaczynają przypominać
bieg przez płotki? Wystawa w Pekinie potrwa do końca marca, jednak oszacowane
na dzień dzisiejszy 230 tysięcy odwiedzających to liczba o wiele mniejsza, niż
się spodziewano. Co więcej, pod koniec stycznia w Berlinie zainaugurowany zostanie Rok Kultury Chińskiej, obfitujący w tańce i pieśni. W napisanym wspólnie liście trzej zaniepokojeni dyrektorzy muzeów tłumaczą,
że dialogu nie można pozostawić wyłącznie biznesowi i polityce.
Jeśli
jednak dyskusji, czy to z Chinami czy z Arabią Saudyjską, przewodzić ma
kultura, wówczas kwestia wolności nabiera tym większej wagi.(pj)
Tekst ukazuje się równolegle na portalu „Euroislam"
i "Racjonalisty"
Tekst oryginału
Signandsight.com, 14 marca 2012r.
« Kultura (Publikacja: 26-03-2012 )
Nicola Kuhn Wykładowczyni historii sztuki na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie i krytyk sztuki w „Tagesspiegel”. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7890 |
|