|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Demografia i deficyt Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Wrzawa
nad przedłużonym, ściślej mówiąc, opóźnionym, wiekiem emerytalnym i skróconym
czasem przebywania na emeryturze, trochę ucichła. Parę krajów już się na
to zdecydowało, inne się zastanawiają, nasz Sejm ustawę uchwalił, nasi związkowcy
oprotestowali i na razie sprawa jakoś przycichła. A wszystkiemu podobno winne
są demografia i deficyt.
Zajmijmy
się najpierw tą nieszczęsną demografią. Podobno nasza młodzież gremialnie
wyjechała za granicę, ma być tego ze dwa miliony, niektórzy twierdzą, że
nawet trzy i prawie wszyscy pracują przy zmywakach w irlandzkich i brytyjskich pubach i restauracjach. Wygląda na to, że czego jak czego, ale
zmywaków jest na wyspach pod dostatkiem. Praca to monotonna, więc po niej cóż
pozostaje, albo pub, albo seks, albo i to i to. I w ten prosty sposób cały
należny nam przyrost naturalny, podobno kilkadziesiąt noworodków dziennie,
przechwytują Anglosasi.
Tylko
czegoś tu nie rozumiem. Skoro daliśmy im te ponad dwa miliony młodych,
zdolnych i pracowitych, przy tym podatnych na wyzysk robotników, bo pracujących
za pół darmo, a nie byliśmy w tym osamotnieni, bo kraje nadbałtyckie tudzież
znad innych mórz robią to samo, to w skutkach jest tak, jakby na Zachodzie
nagle narodziło się nowe pokolenie, i to od razu pełnowartościowych robotników,
bo o dyrektorach banków czy innych ważnych firm naszego pochodzenia na razie
nie słychać. To jest możliwe dopiero w następnym pokoleniu. Ci nowi
obywatele, spadli z nieba niemal za darmo, ich wychowanie i kształcenie nie
kosztowało praktycznie nic, chyba, że ktoś złośliwy zacznie liczyć pieniądze z lat osiemdziesiątych oraz darowane nam odsetki. Tamte pieniądze jednak już
dawno zostały odpowiednio zaksięgowane w brytyjskich i innych bankach, więc
wygląda na to, że z tej pracy płyną nowe, nadzwyczajne, zupełnie
nieoczekiwane zyski, bo nawet taki zmywak też zysk przynosić musi, inaczej opłacałoby
się zastawę wyrzucać po jednorazowym wykorzystaniu. Do emerytury wszystkim
tym emigrantom dość daleko, lekko licząc jakieś 30 lat, więc z tej strony
nie zagrażają jeszcze budżetom.
W
krajach tych od razu spadł średni wiek, bo wyjechali tam ludzie w wieku raczej
młodzieżowym niż dojrzałym, A to powinno uradować tamtejszych demografów,
młode pokolenie emigracyjnych polonusów na razie zajęte pieluchami albo
zaczynające chodzić do szkółek, też ten wiek obniża, a przecież to
pokolenie niebawem będzie pokoleniem młodych Brytyjczyków, Irlandczyków,
Greków, Francuzów, a nawet Niemców. Jeśli ich rodzice będą się należycie
starać, to niebawem wszystkie te języki, znane dotąd jako obce, upodobnią się
do naszego, czyli do swojego prajęzyka, od którego odeszli w wyniku pamiętnych
wydarzeń wokół wieży Babel, jak to pięknie dowiódł ksiądz Wojciech Dembołęcki.
Czego
więc Zachód nie powinien mieć? — kłopotów z demografią. A ma! Coś mi tu
nie gra.
Co
innego u nas. Średni wiek obywateli od razu się podniósł nad czym strasznie
ubolewają demografowie i politycy. Do tego jeszcze dołożyła się niechęć
do seksu, a zwłaszcza twórczego. Nie wiem, czy na zmniejszenie prokreacji wpłynął
fakt emigracji przedszkolanek, czy też odwrotnie, brak osesków, maluchów a potem starszaków, wpłynął na życiowe decyzje wychowawczyń najmłodszego
pokolenia. Likwidacja szkół podstawowych to już jest druga fala skutków wcześniejszych
wydarzeń. Może są to nieoczekiwane skutki intensywnej polityki prorodzinnej
albo jeszcze czegoś innego. Jeżeli tak, to należałoby za urodzenie dziecka
raczej karać niż nagradzać becikowym, wtedy w masowym proteście szybko
odzyskalibyśmy znany od dawna wigor. Tylko kto się odważy na takie
postawienie sprawy. Nawiasem mówiąc, najwięcej dzieci się rodziło w czasach, w których sytuacja była beznadziejna, perspektyw żadnych,
przynajmniej tak te czasy są dziś niekiedy przedstawiane.
Wydawałoby
się, że wraz ze z przybywaniem lat, ludzie mądrzeją, może i tak jest, ale
nie w przypadku średniej krajowej, bo raczej bardziej zauważalny jest wzrost
poziomu sklerozy, niepamięci i starczego otępienia. Taki jest też, niestety,
skutek tego nagłego podniesienia się średniego wieku. Cała nadzieja w rychłym
wynalezieniu odpowiedniego leku, co jest zapowiadane gdzieś tak na rok 2030,
czyli nie tak znowu odległy.
Podobno z powodu braku tych młodych, nie będzie kto miał pracować na emerytury, tych
co się niebawem na nie wybiorą. Dotąd wydawało mi się, że cała reforma
emerytalna sprzed paru lat zmierzała do tego, aby każdy zapracował na własną, a nie oglądał się na dobroczynność swoich wnuków, cokolwiek wymuszoną,
ale widać, myliłem się. W każdym razie, ten demograficzny argument wydaje mi
się jakimś reliktem z epoki nieomal że faraonów. Kto będzie pracował na
emerytury ewentualnych wyżów demograficznych, tak przez niektórych
upragnionych? Kolejny wyż? — przecież takie myślenie prowadzi do globalnego
nieszczęścia. Światu i naszemu krajowi wiele brakuje, ale nadmiar dzieci to
akurat gwarancja fatalnej przyszłości. A co będzie jeśli młode pokolenie
polityków, które oby jak najszybciej doszło do władzy uzna, że starzy dosyć
się już nażyli na ich koszt, i obliczy na nowo emerytury, odliczając wcześniejsze
darowizny? A będzie miało do tego prawo, więc na wdzięczność wnuków nie
należy specjalnie liczyć.
Niektóre
przedszkolanki i opiekunki ze żłobków, nie mając pracy w swoim zawodzie wzięły
się za różne inne profesje, w tym urzędnicze. Ten sektor naszej gospodarki
kwitnie i coraz bardziej się rozrasta, tak przynajmniej wynika z niektórych
statystyk, jeżeli słowo 'gospodarka' jest tu w ogóle na miejscu. Czasem
można odnieść wrażenie, że nasze urzędy stoją szeroko otworem i każdy
kto tam wejdzie może sobie sam znaleźć jakieś wolne biurko, jeżeli nie
przyniósł od razu ze sobą, usiąść za nim wpisawszy się wcześniej na listę
płac ewentualnie także obecności. Naczelnicy wydziałów, starostowie,
dyrektorzy departamentów i inne, znacznie wyżej stojące osoby urzędowe
dopiero po pewnym czasie zaczynają orientować się, że oto kierowane przez
nich biura w niezrozumiały zupełnie sposób powiększyły swój stan osobowy.
Potem premier ma z tym kłopoty.
Na
Zachodzie natomiast podnoszą niezadowolone głowy różni nacjonaliści,
polonofoby i ksenofoby. Nasi i im podobni poszukiwacze swego miejsca pod słońcem,
podbierali rzekomo miejsca pracy młokosom zachodnim. Ale pracując za niższe płace
przysparzają większych zysków firmom a te, poprzez podatki, budżetom, więc
kraje Zachodu powinny raczej swoich starszych pracowników powysyłać na wcześniejsze
emerytury, bo jednak emerytura to nie pensja. Problem chyba w tym, że kto inny
płaci ubezpieczenia, a kto inny wypłaca emerytury. Ten co płaci składki
ubezpieczeniowe, płaci je w pewnej proporcji do płacy, a emerytury nalicza się
jednak od płacy przeciętnie wyższej, przynajmniej tak jest w naszym systemie
emerytalnym, jeżeli więc te średnie do siebie nie pasują, musi w budżecie
powstać dziura. Wyjść można na zero jeśli obie kwoty będą w przybliżeniu
równe. Z tego wynika prosty wniosek, że składka emerytalna płacona przez
pracodawcę powinna być naliczana w zależności od średniej pensji, a tym
samym emerytury powinny być równe, niezależne od zarobków, co najwyżej od
stażu pracy. Towarzystwa ubezpieczeniowe zapewne wolą zacząć wypłacanie później
niż wcześniej oraz dłuższe wpłacanie składek, które jakże korzystnie
lokują po różnych interesach, korzystnie raczej dla prezesów tych
towarzystw, więc im reforma emerytalna chyba jest bliska. Ale taka domorosła
ekonomiczna urawniłowka raczej nie ma szans na popularyzację, więc może na
tym poprzestanę i nie będę jej specjalnie propagował, przynajmniej na razie.
Ponieważ
fala migracyjna z wszystkich kierunków prze na Zachód, a my jesteśmy im
niekiedy po drodze, więc trochę z niej przejmujemy, ale jeszcze przybyszom nie
oferujemy tylu atrakcji, co kraje na zachód od Odry. Nie orientuję się na
tyle w szczegółach rynku pracy, więc nie wiem kto pracuje na naszych
zmywakach, bo ten wynalazek przyjął się i u nas.
Z
tymi długami to też sprawa jest mocno niejasna. W socjalizmie, ale także i wcześniej, byliśmy, jako państwo, stale winni coś zachodnim bankom, bo jako
naród, to raczej byliśmy ich wierzycielami, zwłaszcza w naszym mniemaniu.
Teraz, oprócz tamtych długów, odsetek i może jeszcze jakichś innych zaległości,
winni jesteśmy dodatkowo jeszcze naszym własnym bankom, czyli powstał jakiś
dług wewnętrzny, o którym kiedyś mało kto słyszał, jeżeli w ogóle taki
dług istniał.
Państwo
ludowe zachęcało swoich obywateli do oszczędzania, cały październik był
miesiącem zachęcania do oszczędzania, oszczędnych nagradzano losowaniem nagród w postaci samochodów, i to nie byle jakich, na początku słynnej marki
„Syrena", „Trabant" i "P-
70"
, potem Fiat-125, na koniec maluch, albo dodatkowymi wpłatami na ich książeczki
PKO. Procedura wpłacania i wypłacania z tych książeczek była nieco bardziej
skomplikowana niż dziś, karty do bankomatów nie były znane, a ktoś, kto miał
własny rachunek oszczędnościowo-rozliczeniowy, traktowany był przez
otoczenie jako nieszkodliwy dziwak. Zaczęły się te zachodnie fanaberie
upowszechniać dopiero w latach osiemdziesiątych. Były też i zalety tamtego
systemu, np. ta, że nikt nie musiał znać swego PIN-u. system losowania nagród
był jednak denerwujący, bo samochody wygrywali, przynajmniej tak było w moim
otoczeniu, zazwyczaj ludzie starsi, którzy oszczędzanie mieli we krwi, nie
posiadali natomiast praw jazdy, więc wiadomość o takim zrządzeniu losu niektórzy
przyjmowali jak dopust boski. Musieli więc, chcąc nie chcąc, pozbywać się
tego nagłego przybytku, a ceny rynkowe samochodów były wówczas takie, że za
dwa wylosowane maluchy jedna moja, służbowo znajoma pani, wybudowała sobie
domek jednorodzinny. Kto nie wierzy, mogę pokazać. Te ceny był to praktyczny
pokaz działania ponadustrojowego prawa podaży i popytu, nic innego.
Oprocentowanie
wkładów w PKO, to było oprocentowanie — całych 8 procent i to bez podatku
Belki. Wtedy nikt nawet nie przypuszczał, może nawet sam profesor Belka nie
wiedział, że coś takiego będzie kiedyś wprowadzał. Obywateli nie trzeba było
nawet specjalnie zachęcać, sami nieśli swoje pieniądze gromadząc wkłady na
mieszkanie spółdzielcze lub samochód, czasem nawet kupując coś na raty, a przecież nikt nie zaniósł więcej niż zarobił. Czy w tych warunkach mógł
zaistnieć jakikolwiek dług wewnętrzny?
Stefan
Kisielewski, czyli jak go niektórzy nazywali — 'Kisiel', jeżeli mogę
sobie pozwolić na taką poufałość, podobno mówił, że socjalizm jest
ustrojem, w którym bohatersko pokonuje się problemy zupełnie nieznane w innych ustrojach. Ale takie dowcipne myśli każdy odczytuje po swojemu, więc
niektórym zaczęło się zdawać, że gdzieś zupełnie blisko, istnieje ustrój, w którym żadnych problemów nie ma. Czas najwyższy dać temu zdecydowany odpór.
Wygląda na to, że w zawiłościach kapitalizmu pogubili się sami kapitaliści,
bo kapitalizm też nic innego nie robi, jak walczy z problemami, i to nie byle
jakimi. Więc „nie śmiej się dziadku z cudzego przypadku" należałoby
powiedzieć. Różnica polega tylko na tym, że są to zupełnie inne problemy, w kapitalizmie znacznie poważniejsze, ale, o dziwo, dziś już nie prowadzące
do prób jego obalenia.
I
to wewnętrzne zadłużenie jest jednym z takich, czysto kapitalistycznych,
problemów, do którego zwalczenia trzeba czegoś więcej niż bohaterstwa. Tu
żaden zryw, żadne zobowiązanie, żadna ponadplanowa produkcja z zaoszczędzonych
surowców, żadne nadgodziny, sprawy nie załatwią. Jak się okazuje, jak
Europa długa i szeroka, wszyscy są zadłużeni. Przeciętny obywatel, zwłaszcza
starszego nieco pokolenia, słysząc o tym narastającym długu publicznym, sądzi,
że to my jesteśmy winni komuś te zawrotne pieniądze, i nie może wyjść ze
zdumienia, gdy dowiaduje się, że jesteśmy sobie sami winni, tzn. i winni
pieniądze, i winni temu, że jesteśmy je sobie winni. Jak można być sobie
samemu winnym, to jest właśnie ta słynna 'mistyka finansów'. Żeby ten
problem rozwiązać, trzeba samozaparcia i zrozumienia ekonomicznych prawd, a nie bohaterstwa.
A
to nie jedyny problem kapitalizmu. Ongiś, przynajmniej u nas, wciąż brakowało
ludzi do pracy, ale aby doścignąć i prześcignąć, wciąż budowano nowe
fabryki, bo przyrost naturalny też wykonywał swoje plany przed terminem mimo,
że aborcja była za darmo, na każde nieomal zawołanie. I nagle, nieomal z dnia na dzień, okazało się, że mamy sporą nadwyżkę ludności, zwłaszcza
klasy pracującej. Fakt ten był kompletnym zaskoczeniem dla entuzjastów
kapitalizmu przekonanych, że w tym ustroju nie pracuje tylko ten, kto nie chce,
podczas gdy u nas pracowali nawet ci, którzy nie chcieli. Okazało się nagle,
że często ci co chcą pracować, też nie mogą. Jeszcze większe zdziwienie
budzi fakt, że mimo to, niczego, oprócz pracy a tym samym pieniędzy, w zasadzie nie brakuje.
Tę
nadwyżkę klasy robotniczej wchłonęły, oprócz emigracji i biurokracji, np.
rozliczne zespoły obsługujące chrzciny, komunie i wesela, trochę też
produkcja różnych seriali w TV, bo prawdziwych aktorów to coraz mniej, ale to
wszystko mało. Z początku to nawet wyglądało, że wszyscy coś dla siebie
wykombinują, ale wspólne działania naszych prawodawców, którzy zaczęli na
wszystkie sposoby sprzyjać przedsiębiorczości i ułatwiać tworzenie nowych
firm i foremek, oraz dzielnych urzędów skarbowych szybko przyczyniły się do
tego, że lepiej wyjść na rozstajne drogi i czatować na nieostrożne TIRy niż
brać się za pracę.
Pomysł,
aby zamiast żywych ludzi pracowały automaty i roboty, bo one pensji nie biorą,
też jakoś problemu nie rozwiązuje, bo automaty i roboty, niestety, nie kupują
tego, co produkują, choć swoje potrzeby mają. Ale roboty już pracują,
wydajność pracy coraz większa, a przez to pieniędzy coraz mniej. Istne błędne
koło. Nie ma wyjścia — muszą istnieć ci, którzy mają pieniądze, i powinno być ich jak najwięcej, żeby dużo kupowali. Z tego wypływa jeden
tylko wniosek praktyczny — wyższe emerytury i więcej emerytów, czyli akurat
coś zupełnie odwrotnego, niż to, co proponują i wprowadzają politycy.
« Felietony i eseje (Publikacja: 22-05-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8055 |
|