|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Epistolografia dogorywa Autor tekstu: Andrzej Wendrychowicz
Kiedy nauczyłem się pisać mama pozwoliła mi zaadresować
kopertę listu do jej siostry, a mojej ukochanej ciotki. Ukochanej, bo to do niej
rodzice wywieźli mnie z Warszawy, kiedy w powietrzu wisiało powstanie. Wywieźli,
to za dużo powiedziane. Raczej zanieśli. Dojechać można było wąskotorową
ciuchcią z nieistniejącego już Dworca Południowego tylko do Góry Kalwarii.
Stamtąd było jeszcze jakieś 20 kilometrów. Nie każdy jednak ryzykował taką
jazdę. Można było wpaść w łapance. Mama opowiadała, że zdarzało się jej iść na
wieś na piechotę i to nie szosą, ale opłotkami, dla bezpieczeństwa. Nieraz
trafił się chłopski wóz i kawałek podrzucił, ale przez większość drogi mogła
liczyć tylko na własne nogi. Po wojnie całe lato spędzałem u wujostwa. Ileż pożytecznych
rzeczy można się było nauczyć choćby od wiejskich pastuchów. Na przykład
pieczenia kartofli w ognisku z wyschniętych krowich placków, albo robienia
fujarki z wierzbowego patyka. Z podziwem patrzyłem, jak przed zachodem słońca
pastuchy pędzili krowy z nadpilickich łąk do wsi i każda z nich bez
przypominania i zapraszania sama skręcała do swojej zagrody. Konie też tak
umiały. Potrafiły pijanego gospodarza i jego drabiniasty wóz bezpiecznie dowieźć
do chałupy.
Kiedy
poszedłem do szkoły groziło mi wysłanie na kolonie. Nie wiem, kto je wtedy
organizował i kto płacił, ale kolonie były powszechnie dostępne. Ja jednak
wolałem pojechać do ciotki. Ale najpierw należało ją o tym zawiadomić. Telefonu
tam oczywiście nie było. Nie było nawet elektryczności. Ale w sąsiedniej wsi
była poczta. Trzeba było napisać list. I to ten właśnie list pozwolono mi
zaadresować. Koperty były wtedy jakieś takie brudnobladoniebieskie. Długopisów
nie było. Nie wiem, czy tylko w Polsce, czy ich jeszcze nie wynaleziono.
[ 1 ] Stalówka i atrament zmuszały do starannego pisma. Niebezpieczeństwo zrobienia
kleksa i zmarnowania koperty było wielkie, przynajmniej dla mnie. Nie pamiętam,
co przedstawiał znaczek pocztowy, mógł to być Bierut w różnych kolorach, w zależności od nominału.
Kodów
pocztowych też nie było. [ 2 ] Trzeba było na kopercie wypisać wszystkie możliwe
informacje. Do mojej ciotki pisało się tak:
Wieś Mniszew
Poczta Rozniszew
Powiat Kozienice
Województwo Warszawskie
No i oczywiście adresatka: Wielmożna Pani ...........
Bardzo mi się podobał ten zwrot Wielmożna
Pani. Pisało się pełnymi słowami. Dopiero później przyjęło się skracać do
W.P. Do dobrego tonu należało
rozpoczęcie pisania od:
W pierwszych słowach mego listu.…
nierzadko szło to dalej ....niech będzie
pochwalony Jezus Chrystus. Jeśli ktoś nie chciał przywoływać Jezusa — a moja
rodzina tego nie chciała — to od razu w pierwszym zdaniu powinien bardzo
uprzejmie zapytać o zdrowie adresata.
Nie
wiem, jak długo szedł list do Mniszewa. Zgaduję, że mogło to być nawet dwa
tygodnie, bo kurierów i priorytetów jeszcze nie wymyślono, a i listonosz był
jeden na kilka okolicznych wsi i obejście wszystkich adresatów, oczywiście na
piechotę, musiało mu zajmować sporo czasu. Jedno było absolutnie pewne; wtedy
nie dochodziły wyłącznie listy niewysłane. Miałem stuprocentową pewność, że
ciotka list dostanie i odpowie. Można już było szykować się do podróży.
Najpewniejszym i chyba najtańszym środkiem lokomocji był wiślany parostatek z dwoma wielkimi kołami po bokach, jak koła napędzające wodny młyn. W górę rzeki
płynęło się od rana do wieczora. W każdej nadwiślańskiej wsi statek przybijał do
symbolicznego nadbrzeża. Po długim trapie podróżni z tobołkami, a nierzadko i zwierzętami domowymi, wydostawali się na
ląd.
Pisania
listów uczyli nas w liceum. Po wielu latach, na studiach podyplomowych na SGPiS
miałem wykłady z korespondencji handlowej. To tam nauczyli mnie, miedzy innymi,
że nazwisko jest zawsze ważniejsze od funkcji. Nie pisze się Dyrektor Generalny,
Jan Kowalski, tylko:
Pan
Jan
Kowalski
Dyrektor
Generalny..........
To
również z tego kursu na całe życie zapamiętam słowa wykładowcy:
jeśli twój adresat nie całkiem zrozumiał, co chciałeś mu przekazać w liście, to
znaczy, że źle napisałeś ten list. Jakoś nikt wtedy nie wypominał innym, że
czytają bez zrozumienia. Za to teraz jest to powszechny zarzut pod adresem
czytelników listów, artykułów, książek, postów....
Wraz z wynalezieniem Internetu wynaleziono także maile. Korespondencja mailowa podlega
nieustannemu doskonaleniu. To jest chyba staroświecki obciach napisać maila tak,
jak kiedyś pisało się listy. Teraz można pisać jak dusza zapragnie.
Studentka do koleżanki z roku: oblalam
egzamin u swierczynskiego. zwymyslal mnie od cwiercinteligentki ktora nie umie
rozroznic ...........
Duże
litery i znaki diakrytyczne, kto by się przejmował takimi drobiazgami
Gość
skarży się znajomemu na ceny w sklepie osiedlowym:
Wyrzyłowli cen ydo maksimum iteraz się dziwiom, że im tego niktnie kupuje. Jateż
przestalleem chodzić do tegosklepu. Wole pojechaś dwa kilomeetry daleji miećto
samo za pólceny.
Po co
sczytywać tekst wiadomości? Po co włączać funkcję poprawiania pisowni? Przecież
wiadomo, że maile służą do szybkiej korespondencji i nie ma czasu na
zastanawianie się podczas walenia w klawiaturę.
Jest
jeszcze inna cudowna właściwość Internetu. Można sobie założyć konto pocztowe na
dowolne nazwisko. Po co w ogóle nazwisko; wystarczy wymyślić cudacznie brzmiący
nick i już można wyżywać się do upadu na niezliczonej liczbie portali, pod
artykułami w elektronicznych wydaniach gazet i w tysiącach innym miejsc. Jakaż
to rozkosz „ustosunkować" się do opinii poprzednika:
Chyba cie pojebało ty głąbie. Najpierw
naucz się czytać ze zrozumieniem, zanim coś palniesz. Do jakiej szkoły chodziłeś
ty palancie. Czego cie tam nauczyli.....
Moderatorzy nie nadążają z kasowaniem takich wpisów, jeśli w ogóle mają zamiar
je kasować. Zgaduję, że tak piszący respondenci nie koniecznie powtarzali co
drugą klasę w podstawówce, nie mają patologicznych rodziców i nie mieszkają w najgorszych dzielnicach wielkich miast — tacy akurat rzadko cokolwiek czytają i piszą i na ogół nie mają komputerów. „Komentatorzy" o cudacznych nickach, to
także ludzie dobrze wykształceni, z dobrych domów i równie dobrych dzielnic. Czy
ktokolwiek wie, dlaczego anonimowość w sieci wyzwala w ludziach takie
zachowania? Ja nie wiem.
Niestety
zdarza się, że także ludzie, którzy się znają, a nawet wydaje im się, że się
lubią, bywają
wobec siebie w sieci agresywni. Może to klawiatura komputera czyni jakiś zły
urok?
Walenie w nią, to nie to samo, co staranne wodzenie piórem po papierze.
Epistolografia dogorywa też z tego powodu, że na listy można nie odpowiadać, a na maile tym bardziej. Wiele lat miałem kontakty biznesowe z Niemcami. Nie
zdarzyło mi się nigdy, żeby mój niemiecki partner nie odpowiedział na list.
Bywało, że pisywałem do ludzi, firm całkiem obcych. Odpowiadali zawsze. Nawet
tylko po, żeby poinformować, że nie mogą mi odpowiedzieć, bo nie zajmują się
takimi tematami, nie produkują wyrobów, o które pytam etc. Piszę odpowiadali, bo
to już bezpowrotna przeszłość. Niemcy byli wzorem solidności i akuratności.
Także w zakresie epistolografii czynnej — pisania i biernej — odpowiadania na
listy. Byli. Już nie są. U nich też epistolografia dogorywa.
Przy
okazji publicznej debaty na temat likwidacji Funduszu Kościelnego dziennikarze
rozglądali się także za tematami okołokościelnymi. Widocznie uznali za taki
lekcje etyki w szkołach. Myślę, że oni
tak sobie kombinowali: rodzice posyłają dziecko na etykę, bo nie chcą, żeby
chodziło na religię; w takim razie etyka jest wrogiem religii, czyli temat
dobrze wpisujący się w krytykę Kościoła. Tak mogli faktycznie kombinować, bo
odebrałem sporo telefonów i maili z prośbą o opowiedzenie, jak to jest
prześladowana etyka w szkole. Proszono mnie o przygotowanie różnych materiałów.
Niezwłocznie siadałem, pisałem i wysyłałem. Tylko jeden jedyny raz dostałem
potwierdzenie, że moje maile dotarły, że się przydały. Jeden raz na kilkanaście.
Mój
przyjaciel — znamy się od niedawna, ale nie przeszkodziło to nam zostać
przyjaciółmi — zdziwił się, że ja niezwłocznie i zawsze odpisuje na maile. Ja
się z kolei zdziwiłem, że on się zdziwił. Chyba jednak jego zdziwienie jest
uprawnione. Codziennie dostaję przynajmniej kilkanaście maili, wymagających
odpowiedzi. Odpisuję na wszystkie. Sam wysyłam ich przynajmniej drugie tyle.
Oceniam, że przynajmniej na połowę z nich nie dostaję odpowiedzi. I to nie tylko z urzędów — ci odpisują niezwykle rzadko, czy od dziennikarzy — napisałem wyżej o tym, ale także od znajomych. Bywa, że proszę o coś pilnego — jakiś adres,
numer telefonu, czy linka — i wtedy brak reakcji bardzo mnie wkurza. W sprawach
mniej ważnych jest mi tylko przykro.
Pisanie
listów zamiera, bo teraz się pisze maile. Nie tylko pisanie wychodzi z mody,
odpowiadanie na listy i maile też. Epistolografia to zbitka greckich słów list
+piszę. Teraz jest to mailografia. Jak będzie po grecku odpisywanie na listy? A jak odpisywanie na maile? Chyba nie wymyślono takich słów, bo od czasów
antycznych na listy odpisywało się zawsze. Ten archaiczny zwyczaj dotrwał jakoś
tak do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Skoro go zarzucono, to po co wymyślać niepotrzebne słowa?
W
ostatnich słowach mojego listu donoszę, że tęskni mi się za czasami, kiedy nie
było kodów pocztowych, białych samoprzylepnych kopert, przesyłek priorytetowych,
faksów, teleksów i maili, a ludzie uprawiali epistolografię, w większości nie
znając nawet tego obcego słowa.
Przypisy: [ 1 ] Długopis wynaleziono w 1938 — przyp. red. [ 2 ] Kody pocztowe wprowadzono w Polsce w 1973 — przyp.
red. « Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 16-06-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8118 |
|