|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Prawda nas wyzwala Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Mieliśmy
do czynienia z kilkoma udanymi, a dzięki temu głośnymi prowokacjami. Dla
przykładu przypomnę tylko dwa; pierwsza była dziełem naszych walecznych służb i nie mniej walecznego oraz oddanego sprawie agenta T., druga natomiast
dziennikarza GPC. Te skrótowe oznaczenia są ważne, bo, choć mamy do
czynienia ze sprawami wyjątkowymi, przygotowywanymi w tajemnicy, których
prawdziwych kryptonimów będą latami dociekać historycy, pod nimi przedostały
się do publicznej wiadomości. Tajemniczości sprawom dodaje fakt, że
przygotowywane w najgłębszej tajemnicy, celem ich było jak najszybsze
wydobycie na światło dzienne jeszcze bardziej tajemniczych spraw, w tym tajników
ludzkiej duszy.
Agent
T. odniósł kolosalny sukces emablując starzejącą się panią, co, jak z reguły w takich przypadkach bywa, nie skończyło się tylko na płaczu, zaś
dziennikarz GPC poddał egzaminowi kompetencje prawnicze ważnego sędziego, i podobnie jak w przypadku wielu różnych egzaminów, skończyło się to nader
niska oceną, z wpisem do akt, choć bez wpisywania do indeksu. Uprzedzając
nieco pointę powiem, że stała się wielka szkoda, iż wiele lat temu nie było
odwrotnie. Przypuszczam, że społeczeństwo zbyt wielkiej straty by nie poniosło,
gdyby pan sędzia oblał tylko jeden egzamin, czyli wstępny, zaś jego miejsce
zajął ktoś inny. Ale stało się, opatrzność jakoś tego nie przewidziała, a może właśnie przewidziała, bo mam poważny za tym argument. Gdyby obaj
panowie i ta pani, żyli w naszych czasach, kiedy to w szkołach bywa wykładana
etyka albo przedmiot równorzędny, zapewne z obu uzyskaliby najwyższą z możliwych
ocen.
Chciałem
jednak spojrzeć na obie te sprawy z punktu widzenia dziesięciorga przykazań.
Agent T. w toku swej pracy przedstawiał się 'obrabianej' pani, ale i innym
osobom, jako ktoś inny, niż był w rzeczywistości. Jeździł nie swoim
samochodem, ale sprawiał wrażenie, że jest to jego własność, wydawał
pieniądze, także nie swoje, akurat moje, ale robił wszystko, aby
niewtajemniczeni sądzili, iż są to jego pieniądze, na dodatek uczciwie
zarobione. Jednym słowem — kłamał, ale nie jak najęty. Czynił to dla
dobra sprawy, powie zwolennik zasady, że cel uświęca środki, ale tylko on.
Pani
S., jego wdzięczna słuchaczka i rozmówczyni, zapewne też nie milczała, i aczkolwiek przy żadnej rozmowie nie byłem, skłonny jestem przypuszczać, że
wiele prawdy, zwłaszcza o sobie, ujawniła, mam wrażenie, że nawet nazbyt
wiele.
Dziennikarz
GPC z kolei, nie wątpię, że jeśli nie wzorowy, to jednak praktykujący
katolik, opowiedział sędziemu, kim nie jest. Z punktu widzenia dziesięciu
przykazań także popełnił grzech, bo kłamał. Nie pomylił się, nie przejęzyczył,
lecz świadomie kłamał, i także dla dobra sprawy, czyli w imię owej słynnej
zasady.
Pan
sędzia, zagubiony niczym to pijane dziecko we mgle (skąd Boy wziął ten tytuł,
że stał się tak powszechnym porzekadłem?), ale za to zgodnie z prawdą, i to
jest ten argument, ujawnił swoją niewiedzę i poprosił o wskazówki. To, że
ktoś czegoś nie wie, to żadna niecodzienna sytuacja nie jest, sam nieraz pytałem,
którędy dojść tam gdzie zamierzałem, bywało, że bywałem pytany i udzielałem
informacji. Ważne jest, że pan sędzia powiedział prawdę, żadnego
przykazania więc nie naruszył.
Być
może upraszczam sytuację, ale jest wysoce prawdopodobne, że pan sędzia i pan
dziennikarz, tak jak słynny agent T. i pani S., wyznają ten sam system wartości, a jednym z jego składników jest pogląd, że prawo boskie jest nadrzędne nad
ludzkim.
Jaki
jednak jest skutek obu tych historii? Pani S. oraz pan sędzia zostają nie
tylko zganieni, ale także ukarani za mówienie prawdy. Wielu poważnych ludzi
domaga się, aby sędzia, oprócz kar przewidzianych odpowiednimi przepisami,
poddał się także samobiczowaniu, niczym jakiś średniowieczny flagelant. Pan
dziennikarz, podobnie jak agent T., obaj jawni kłamcy, są natomiast chwaleni,
choć nie powszechnie, nawet były słowa jakiejś nieśmiałej przygany, ale
jak tu ganić współwyznawcę.
Widać
więc czarno na białym, że mamy do czynienia z krzyczącą niesprawiedliwością i niekonsekwencją, — prawda jest potępiana, co tam prawda, jej głosiciele są
piętnowani i wytykani palcami jak jakieś aspołeczne jednostki i czarne owce. A na co powołują się ich krytycy? Na prawo ludzkie, więc pytam, — które
prawo jest ważniejsze?
Są
to dla mnie sprawy niepojęte, wręcz szokujące!
Podobnie
szokującą sprawą jest finał, choć na razie to raczej półfinał, a może
nawet tylko ćwierćfinał, sprawy pana R. F. (lepiej zachować ostrożność).
Dla każdego myślącego sprawa jest jasna — oto mamy do czynienia z bezprzykładnym
zamachem nie tylko na wolności obywatelskie, lecz z niszczeniem w zarodku
dopiero będącej nowej polskiej, młodej, obiecującej (tu można wpisać
jeszcze inne określenia), inteligencji.
Kto
chociaż pobieżnie zapoznał się z portalem GPC, ten wie, że były tam głębokie
analizy, w pierwszej kolejności osobowości kandydata na, a potem wybranego w jakiś pokrętny sposób, Prezydenta. Były tam też równie głębokie analizy
socjologiczne i polityczne, omawiające w najdrobniejszych szczegółach sytuację
społeczną naszego kraju, mnóstwo prognoz jej rozwoju oraz jakże kompetentny
zestaw różnorakich środków zapobiegawczych jej pogorszeniu. Nie brakowało
światłych wskazówek, co do sztuki rządzenia, pożądanych sojuszy międzynarodowych,
strategii rozwoju itd. Najciekawsze były tam analizy decyzji p. Prezydenta, ale
nie już podjętych, lecz tych, które mają być dopiero podjęte, w sprawach,
które dopiero w pierwiastkowy sposób pojawiać się zaczęły w wypowiedziach
przedstawicieli obozu sprzyjającego Prezydentowi. Była to wizjonerska,
profetyczna antycypacja i krynica wiedzy politycznej.
Język
portalu był, może nie niezwykły, ale jakże przejmujący, przemawiający do
każdego grona. Był to język nader skrótowy, niewymuszony, bez zbędnych
anglicyzmów, makaronizmów czy germanizmów, rusycyzmu tam byś nie uświadczył
przy najlepszych chęciach, a więc obliczony na szerokie grono czytelników,
niekoniecznie literacko wyrobionych, jednakże pełen wyrafinowanej kultury. Nie
był to jednak język przeznaczony dla zbyt delikatnych uszu, ale przecież tam,
gdzie chodzi o prawdę, nic nie powinno razić.
Czasem
jednak, tu spróbuję znaleźć jakąś dziurkę w tej pięknej całości,
autorowi brakowało jakby słów, ale to zdarza się najwytrawniejszym
politykom, więc posługiwał się nieco zbyt popularnymi, wieloznacznymi, używanymi w nieco innych okolicznościach i na innych salonach.
Nie
należy jednak przesadzać z wymaganiami, mamy wszak do czynienia dopiero ze
studentem, a studia to dopiero jakby rozbieg do przyszłej wspaniałej kariery.
Widzę go w szeregach liderów partii najbardziej zaangażowanej w sprawy
narodu, oddanej mu bez reszty, szanującej i pielęgnującej tradycje stare i świeże.
Jeżeli to się nie stanie przy najbliższych wyborach, będę srodze
zawiedziony.
Ponieważ
jesteśmy, chcąc nie chcąc w Unii, widziałbym tu konieczność wypłynięcia
na szersze wody. Dlaczego te wszystkie głębokie oceny mają się ograniczać
wyłącznie do polskojęzycznych odbiorców, dlaczego to nie dzielić się tymi
głębokimi przemyśleniami, tymi perłami polskiego języka i polskiej
frazeologii, z całą Unią? Pozostałe języki pod względem określeń, jakie
były tam użyte, nie są wcale uboższe od naszego, czas więc pokazać swój
europejski sznyt i polor. To jest prosta droga na europejskie, a może i światowe
salony. Twórca portalu, człowiek z językami obcymi obyty, nie powinien mieć z tym żadnych trudności, a przy okazji poduczą się jego wielbiciele.
Jest
jedna rzecz, która mnie martwi. Autor portalu, sam napisał:
'postanowiłem zatem założyć bloga AntyKomor.pl, aby udowodnić, że w mojej subiektywnej opinii, Bronisław Komorowski nie nadaje się na pełnione
stanowisko', czym mnie mocno rozczarował. Okazuje się, że chodzi o jego
subiektywną opinię, podczas gdy byłem przekonany, że te wcześniej
wypowiedziane są opiniami ze wszech miar obiektywnymi, przemyślanymi,
udokumentowanymi, powszechnie podzielanymi i nie wymagającymi już żadnych
dodatkowych uzasadnień. Subiektywna opinia może być trafna, rzadko kiedy
jednak bywa dowodem, ale zazwyczaj mówi dużo o jej autorze.
Mnie
szokują takie sprawy, natomiast redaktora Onetu, podpisanego JG, co innego, a co, to ujawnia tytuł: „Szokująca przeszłość kandydata na premiera!". W tym artykule, ozdobionym kilkunastoma zdjęciami, zajmuje się on życiorysami
kilku sympatycznych polityków. Interesuje go zwłaszcza jeden fragment ich życiorysów, — co robili nim zostali politykami? Ujawnione zostały rzeczywiście szokujące
fakty, bo jeden z nich, właśnie ten kandydat na premiera był w przeszłości
m.in. grabarzem, inni zaś pełnili takie zawody jak kierowcy ciężarówki,
budowlańca, inny znowu 'zajął się nawet
tworzeniem pierwszego polskiego pisma komputerowego "Bajtek"', niektórzy
bywali na saksach, zajmowali się bibliotekarstwem, dziennikarstwem, jest i były salowy z psychiatryka oraz były ksiądz, a wszystko to są zajęcia
wysoce oryginalne i nadzwyczaj rzadko spotykane.
Przyznacie
Państwo sami, że są to fakty szokujące. Bardziej od nich będzie zapewne
obwieszczenie, że oto któryś polityk w przeszłości był uczciwym człowiekiem, i co dziwne, to mu pozostało! To będzie najbardziej szokująca wiadomość, której
można nie wytrzymać.
A
pointa? Coraz bardziej czuję się jak pacjent szpitala psychiatrycznego, ale
teraz już przynajmniej wiem, do kogo się zgłosić po pierwsze rozpoznanie,
ewentualnie o jakąś protekcję, jeżeli nie będzie dla mnie miejsca.
« Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 18-09-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8357 |
|