Nie mija moda na retuszowanie
zbrodni inkwizycji wśród wielu historyków, którzy zniekształcaniem swojej
pracy naukowej oddają hołd swojemu zmyślonemu bogu. Niekiedy owi historycy
poprzedzają swoje dzieło deklaracją swej wiary. Tak zrobił na przykład we
wstępie do Wysp Norman Davies, chlubiąc się swoim uczestnictwem we
mszach katolickich wraz z żoną. Po tej inwokacji nastąpiły oczywiście
zniekształcenia "ad maiorem dei gloriam". Jako, że Wyspy to historia
Wysp Brytyjskich, a ich mieszkańcy brali między innymi udział w wyprawach
krzyżowych, historyk z Oksfordu przytoczył jeden dokument na tysiące
innych (których nie przytoczył), gdzie nabożny duchowny namawia do łaski dla
mieszkańców muzułmańskiego miasta. W dalszej części dokumentu czytamy, że
jednak nic z tej łaski nie wyszło, ale o tym już Davies nie wspomniał.
„Dowiadujemy" się też, że kolonializm był w gruncie rzeczy dobry, bo
zaniósł dzikim ludom chrześcijaństwo, czyli, jak sugeruje profesor historii z Oksfordu, „prawdziwą wiarę". Kolega
Dawkinsa z uczelni (jak różnie układają się ludzkie ambicje, postawy i losy!) dokonuje swoich zabiegów sprytnie, powołując się mimochodem na opinie
innych, albo wprowadzając dyskurs bardziej swobodny i potoczny, tam, gdzie
czuje, iż wysławianie urojonego boga wymaga szczególnie głębokiego retuszu
historii.
Podobnych retuszów dokonują często rodzice wobec swoich dzieci. Jeśli
są religijni, chcą oni często wdrożyć swoje pociechy w zasady egzystencji w mitycznej krainie wiary, nie zaś w ten świat, który widać za oknem. Jest to
proces, który można by nazwać obrzezaniem umysłu (i nie chodzi mi tu
bynajmniej tylko o judaizm i islam — ten typ obrzezania jest charakterystyczny
dla wszystkich religii). Dlaczego dorośli robią to swemu potomstwu? Główną
przyczyną jest to, że sami mieli w swojej młodości obrzezywany umysł. Tak
samo zresztą działają obrzezania narządów płciowych — rządzi zasada
„ojciec/matka to zrobił(a), więc i ja muszę". Czasem
to oznacza usuwanie narządów płciowych do kości własnej wnuczce, ale co tam — obrzezanie musi być… Niektóre wnuczki giną, ale przecież i tak posłano
je do mitycznej krainy wiary, więc niezależnie od tego, czy przeżyją
obrzezanie, czy też nie, znajdą się we właściwym miejscu. Za sprawą swoich
najbliższych, głęboko wierzących i powtarzających, żywi, młodzi ludzie
stają się tylko elementami mitu, który nawet dla rodziców bywa cenniejszy od
dzieci.
Widzimy to w dumie niektórych muzułmańskich matek z dzieci walczących
samobójczo w obronie islamu. Widzimy to u Świadków Jehowy, napawających się
„prawdami" zawartymi w Biblii i zabijających dziecko, jeśli jest taka
sytuacja i taka możliwość, przez odmowę zezwolenia na transfuzję krwi. Ponad
dzieckiem postawiona jest (i to przez rodziców!) mitologiczno — religijna
refleksja na temat krwi dokonana przez mało inteligentną osobę żyjącą w głębokiej starożytności. Niestety, osoby żyjące w XXI wieku uważają, iż
owa mało inteligentna osoba „słyszała boga prawdziwego" i ten pogląd jest niekiedy cenniejszy od własnych dzieci. Nie tylko
zabijanie i obrzezanie krzywdzi dzieci. Mamy Amiszów, jedną z religii chrześcijańskich,
którzy z uwagi na swój ulubiony mit postanowili żyć w XVII wieku, stroniąc
od współczesnej nauki, w tym medycyny. Dzieci mają faktyczny obowiązek
powielenia decyzji rodziców. Nie dla nich uczestniczenie w XXI wieku, w jego
odkryciach i wyzwaniach. Słabo wykształceni ludzie z bliskowschodniej starożytności
nie pisali o biologii, chemii, matematyce, kosmonautyce, etc. Więc dziecko nie
zostanie biologiem, chemikiem, matematykiem, czy kosmonautą, „bo bóg tak
chciał", bo musi żyć w krainie mitu, która jest cenniejsza od rzeczywistości,
dla której można poświęcać nie tylko siebie, ale i wszystkich dookoła, bez
ich wiedzy, jak choćby niemowlęta podczas katolickiego chrztu.
„Amisze są radykalni" -
stwierdzi ktoś wierzący w głównonurtową religię chrześcijańską. Czy
rzeczywiście? Czy katolickie albo luterańskie dzieci nie są zachęcane do życia w mitycznej krainie, kosztem rzeczywistości? Czy podobnie jak Amiszom, Świadkom
Jehowy, czy muzułmanom nie sugeruje się im, aby poświęciły swoją swobodę
umysłową, swoją uczciwość intelektualną, dla pomysłów antycznych
pasterzy kóz (tudzież ich władców)?
Owo przedkładanie mitu ponad rzeczywistością nawet (a może zwłaszcza),
gdy chodzi o los własnych dzieci, ma ogromny zasięg. Dotyczy najpewniej
miliardów ludzi na świecie, można przypuszczać, że większości, nawet po
odliczeniu wrażliwszych ludzi wierzących, którzy starają się nie narzucać
swoich mitycznych prawd potomstwu, albo robić to na zasadzie delikatnej
propozycji. Religijna indoktrynacja nie opuszcza głów młodych pokoleń łatwo.
Mózgi są obrzezane i rany w nich pozostawione mogą być
głębokie i nieuleczalne. Nie wszystkie ubytki mogą się też
zregenerować...Przeszkadza to wybrać zawód odkrywcy świata,
naukowca, prawdziwego humanisty. Pomaga, nawet niewierzącym z obrzezanymi mózgami,
fascynować się różnymi newageowskimi koncepcjami, mistycyzmem, ezoteryzmem,
buddyzmem i jogą. Z tych zainteresowań powstają nowe religie, czas im poświęcany
nie jest wykorzystywany na rzeczy rzeczywiście twórcze i pożyteczne, zarówno
dla pojedynczego człowieka jak i dla społeczeństwa.
W powyższych rozważaniach zbliżyłem się do tego, co uważam za największą
zbrodnię religii. Uważam, że żyjemy w czasach przełomu — możemy iść
dalej, rozwijać możliwości swoje i całej ludzkości, albo też możemy osunąć
się z powrotem w krainę krwawego, religijnego mitu. Proces obrzezania mózgów
ma się wciąż dobrze i ciężko powiedzieć, że zanika. Dalsza część moim
rozważań dotyczących największej zbrodni religii zawarta jest w moim
kolejnym filmiku z cyklu „Bezbożna pogadanka":
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.