Wielu jest bogów wymyślonych przez ludzi. Gdybym zaczął
teraz pisać ich imiona, trudno byłoby skończyć! A jednak jest pewien kraj
nad Wisłą, którego dziewięćdziesięcioprocentowa mniejszość, osaczona
przez dziesięcioprocentową większość modli się o ocalenie od bilbordów
ateistycznych, których jedyną treścią jest fakt, że ateiści po prostu
istnieją. To fakt, że nasze istnienie zagraża Jowiszowi, Wisznu i Sziwie i jest nieodpartą groźbą rzucaną w stronę Allacha, Jezusa i Indry… Nasze
istnienie jest jawnym bluźnierstwem, ale nie jesteśmy w tym osamotnieni -
dotyczy to całej rzeczywistości, choć niewielu ma ona wśród Homo sapiens
dobrych ambasadorów.
Z tą dziewięćdziesięcioprocentową mniejszością nie
zawsze można się porozumieć. Żyje ona bowiem w krainie baśni. Fantazje osób
żyjących dwa tysiące lat temu są dla niej ważniejsze od wszelkich znaków
na niebie i ziemi mówiących o tym, że ziemia to Ziemia, a niebo to kosmos za
wątłą warstwą atmosfery. Matka boga, dziewica, jest dla tych osób znacznie
ważniejsza od prawdziwych matek, które od tysięcy lat rodziły, sprawiając,
że mamy teraz XXI wiek pełen ludzi, z których wielu, niestety, nigdy tak
naprawdę nie przestało śnić symboli wykutych na pożytek wszelakich kapłanów i teologów.
W świecie baśni płatek z mąki staje się krwią i ciałem
mitycznego boga mającym zapewnić nieśmiertelność. Dla osób tym żyjących
mało istotne są pytania dotyczące tego, skąd naprawdę wzięło się zboże,
ile eonów lat ewolucji musiało minąć, aby powstały rośliny okrytozalążkowe i jak wielkim przełomem dla naszych przodków było powstanie rolnictwa. Staliśmy
się wtedy niejako obcymi na naszej własnej planecie, zaczęliśmy tworzyć wokół
siebie nasze, odrębne środowisko, zastępując to co rosło naturalnie naszymi
sztucznymi plantacjami. Bagna, stepy i lasy zostały zmienione na pola, a nasi
praojcowie w lnianych szatach znieść mogli klimat, który w normalnych
warunkach zamroziłby ich na kamień. I byłoby dobrze, gdyby nie zabobonność i niepewność naszych przodków. W spichrzach pojawili się kapłani z wizerunkami bogów.
Aby ich przebłagać, „potrzebne" były ofiary, przynoszone z upraw i hodowli. I tak jest bez zasadniczych zmian do dziś, w erze internetu, komputerów i telefonii komórkowej. Umysły zbyt wielu ludzi zatrzymały się w cieniu bogów ze spichrza, z którego tajemniczo błyszczały wykonane z kamieni półszlachetnych
oczy ceramicznych bogów.
Tradycję myślenia starożytnego kultywuje senator
Kazimierz Jaworski. Widząc bilbordy ateistyczne, czuje on grozę ataku
na klub żyjących w micie, który reprezentuje. W związku z czym urządza on
modły o nawrócenie ateistów i ochronę wierzeń własnych (jak i całego
klubu) przed rzeczywistością. Atak na wiarę polega na drobnym szepcie
„ej, kochani, nie wszyscy bawią się w życie mitem". Jak ogromnie to
psuje zabawę! Ktoś przecież może pomyśleć, że istnieje jakiś świat obok
kadzideł i bożków ze spiżu. Że zboże wyrośnie bez modlitwy i nawet
deszcz bez niej spadnie… Że modły nie mają wpływu na rządzenie krajem,
ani nawet na trwałość konstrukcji mostu.
O tym, jak można próbować porozumieć się z ludźmi
pokroju senatora Jaworskiego napisał w swoim znakomitym opowiadaniu Marcin Kruk. Nic prostszego — złóżmy za
senatora ofiarę z kozy pod jakimś słupem. Lepiej z reprodukcji kozy, niż z prawdziwej kozy. Muszę bowiem stwierdzić, że chociaż gdy byłem kiedyś w Bieszczadach kozy dały mi się nieźle we znaki zżerając mi wszystkie
sznurowadła, to jednak nie powinny być ofiarami prób dialogu z fideistami.
Ofiarę za senatora i jemu podobnych złóżmy najlepiej w jednym czasie — dajmy
na to 3 listopada, o 18:00, w sobotę. Zróbmy zdjęcia, zainteresujmy tym
media, ja już tworzę stronę na facebooku zatytułowaną Ofiara z kozła za teistów.
Wpisujcie się na nią i planujmy dalej (na Racjonaliście, albo na Facebooku)
wspólne działania na kozie święto.
W jakiej intencji powinna być ta ofiara? Po pierwsze to
dowód sympatii — głos z naszej nad wyraz tymczasowej mitycznej krainy
kierowany do obywateli innej mitycznej krainy, należącej
do tej polskiej, dziewięćdziesięcioprocentowej mniejszości, osaczanej
przez nas za pomocą bilbordów, od których zawali się niebo i wody wystąpią z brzegów. Po drugie to modlitwa o rozum i tolerancję. Po trzecie to żart,
mający na celu ośmieszenie innych stworów, które traktowane są znacznie
bardziej na serio i powielane nie tylko na papierze, ale też w umysłach
bezbronnych dzieci.
A reszta w mojej kolejnej, bezbożnej pogadance:
Ponieważ strona z wydarzeniami na Facebooku stwarza jakieś problemy Jacek założył nową tu: OfiaraZaTeistów. Nie wiem, czy nie spowoduje to zbędnego zamieszania, ale miejmy nadzieję, że nie.
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.