|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Ten neurotyczny Bliski Wschód Autor tekstu: Victor Davis Hanson
Powiedzmy sobie szczerze: w dzisiejszym świecie wiele uciążliwych
sytuacji wydarza się za sprawą Bliskiego Wschodu.
Między innymi każdego roku miliony pasażerów zmuszonych jest zdejmować
paski i buty na lotnisku. A wszystko za sprawą saudyjskiego multimilionera,
Osamy bin Ladena oraz jego niezrównoważonej bandy religijnych ekstremistów,
którzy zaczęli wbijać w budynki samoloty i mordować tysiące ludzi. Olimpiada w 1976 r. stała się obozem warownym nie dlatego, że
zimnowojenni Sowieci napadli na Montreal, czy że Chiny zagrażały Australii,
ale z powodu palestyńskich terrorystów masakrujących w Monachium Izraelczyków.
Ustanowiło to precedens, że międzynarodowe areny są idealnymi okazjami do
politycznego mordu .
Kukurydziany czy pszenny kartel nie istnieje. Brak również monopolu na
telefony komórkowe. Ceny węgla nie są kontrolowane przez światowych
kombinatorów. Jednak OPEC wciąż reguluje wydobycie ropy na Bliskim
Wschodzie i zapewnia jej wysokie ceny — głównie na rzecz szejków z Zatoki
Perskiej oraz przedstawicieli autorytarnych rządów.
Katolicy nie zajmują się zabijaniem reżyserów czy artystów, którzy z lekceważeniem ukazują postać Jezusa Chrystusa. Rozwścieczony tłum Żydów
nie morduje rysowników wyśmiewających Torę. Buddyści nie wzywają do
stworzenia globalnych ustaw o bluźnierstwie. Jednak radykalni muzułmanie, głównie
na Bliskim Wschodzie, ostrzegają świat, że islam nie może być
przedstawiany karykaturalnie, bo w przeciwnym razie...
Świat ma obsesję na punkcie konfliktu palestyńsko-izraelskiego właśnie z powodu przewrażliwionego Bliskiego Wschodu. Problemem nie jest tak naprawdę
kwestia podziału stolicy [Jerozolimy], bo wtedy temat Nikozji byłby
codzienne poruszany w wiadomościach. Również nie jest nim to, że w następstwie
wojen z 1948 i 1967 roku główne stolice arabskie zostały „oczyszczone" z ponad 500 tysięcy Żydów. Nikogo nie obchodzi, dokąd oni poszli lub jak
im się wiodło w następnych dziesięcioleciach. Czy naprawdę światowym
zmartwieniem są okupowane terytoria? Wątpię. Czy istnieją specjalni wysłannicy
na Falklandy i czy wyspiarze otrzymują międzynarodową pomoc? Czy ONZ poświęci
obrady Wyspom Kurylskim? Czy Gdańsk zasłuży na konferencję na szczycie?
Powtarza nam się do znudzenia, że mniejszości arabskie w Izraelu cierpią,
ale czy ignorowane koptyjskie mniejszości w Egipcie mają podobne
zabezpieczenia i swobody?
Tak różny od innych regionów jest bogaty w ropę Bliski Wschód. Nie
spodziewamy się powstania w Kairze drugiego Caltechu (Kalifornijski Instytut
Technologiczny), jednak już Bombaj czy Pekin wydają się możliwą
perspektywą. Nie zakładamy również, że lekarstwo na raka prostaty może
kiedykolwiek wyłonić się z Trypolisu, ale z Tel Awiwu — bardzo
prawdopodobne. Świat raczej nie zostanie zalany przez tanie syryjskie
produkty podobne do pochodzących z Korei Południowej, które sprawią, że
nasze życie stanie się lepsze,. Nie będzie arabskiej lub algierskiej wersji
marki Kia. Szybkobieżne tokarki nie zostaną nagle eksportowane z Pakistanu,
tak jak są z Niemiec. Prawie na pewno Libia nie wyśle archeologów do Stanów
Zjednoczonych, aby pomogli zbadać wykopaliska rdzennych mieszkańców Ameryki.
Świat milcząco usprawiedliwia Bliski Wschód i zakłada, że zasady, które inni normalnie stosują, jak:
uprzejmość, tolerancja, niestosowanie przemocy, na Bliskim Wschodzie po
prostu nie działają. I być może tak właśnie jest! Pieniądze na Bliskim
Wschodzie zarabia się dzięki wypompowywaniu ropy sposobami, które zostały
odkryte i dopracowane przez ludzi spoza Arabii oraz (już coraz rzadziej) dzięki
zaspokajaniu zachcianek turystów pragnących zobaczyć pozostałości tego,
co zbudowały również inne cywilizacje, wieki temu. Niewielu cudzoziemców
decyduje się spędzić tydzień w Egipcie, opalać na plażach Gazy, cieszyć
się winami i serami w Libii, nurkować w wodach Syrii czy studiować inżynierię w Algierze. Jak wielu wybiera się na wycieczkę w góry Afganistanu albo
zwiedzanie Persepolis czy chwilę relaksu w Pakistanie?
Świat zakłada też pewnego rodzaju pasożytnictwo bliskowschodnie. Każdego
dnia miliony przedstawicieli tej nacji korzysta z telefonów komórkowych,
internetu, przyjmuje antybiotyki, gra w RPG i gry wideo — nie stworzyli tych
produktów, bazują na nich, a mimo to gardzą tymi, którzy je wynaleźli.
Oczywiście, zakłada również asymetrię. Można się spodziewać
aresztowania w Rijadzie za posiadanie Biblii w bagażu, natomiast Koran w torbie na ramieniu nie wzbudza najmniejszego zainteresowania na lotnisku w Toronto. Egipski imigrant w San Francisco, czy Pakistańczyk, który przeniósł
się do Londynu, oczekują, że będą mogli urządzać demonstracje przeciwko
swobodnym zasadom swoich gospodarzy, jednak człowiek Zachodu protestujący na
ulicach Karaczi lub Gazy przeciwko życiu według prawa szariatu miałby
zagwarantowany wyrok śmierci.
Islamski totalitaryzm w europie — islamistyczna
demonstracja
Jak to się stało, że ten skrajny nonsens w ogóle zaistniał? Pierwszym
wytłumaczeniem jest tchórzliwość świata. Zasady czy gusta nie decydują o tym, że można robić filmy wyśmiewające Jezusa, ale Mahometa już nie.
Decyduje o tym strach.
Interesowność też wyjaśnia bardzo wiele. I nie chodzi o to, że prawie połowa
światowej ropy pochodzi z Bliskiego Wschodu, lecz że płacone za nią pieniądze
przynoszą możliwość czerpania zysków z jej przetwarzania. Amerykańskie
uczelnie, które relegują studentów za niewłaściwe wypowiedzi, nie mają
żadnego problemu z tym, że ich filie na Bliskim Wschodzie tolerują
antysemityzm i nietolerancję — dopóki studenci płacą 60 tysięcy dolarów
rocznego czesnego.
Nikczemność obecnych czasów również ma w tym swój udział. Zachód się
zmienił od czasów II wojny światowej. Wtedy nie był taki nieśmiały w kwestii obrony swoich wartości, wierzył w przyszłość demokracji oraz
wolny rynek, uznając je za symbole wolności i bezpieczeństwa dla setek
milionów ludzi. Dzisiejszy utopijny pacyfizm, wielokulturowość, relatywizm
moralny, wynikają ze zwątpienia i z obawy przed schyłkiem. I to akurat
wtedy, kiedy radykalny islam jest bardziej pewny siebie niż kiedykolwiek wcześniej.
Paradoksem nie jest to, że zamożni ludzie w Londynie, Paryżu czy
Waszyngtonie nie wierzą w siebie, podczas gdy biedacy w Kairze i Teheranie to
pewni własnej siły fanatycy. Paradoksem jest pojawienie się na czującym do
siebie odrazę Zachodzie chorego szacunku dla tych, którzy tak zawzięcie
wymierzają „własną" sprawiedliwość. Widać to było jak na dłoni w wywiadzie Piersa Morgana z CNN z Mahmudem Ahmadineżadem. Im więcej
antysemickich, antyzachodnich, pełnych homofobii i nienawiści słów wyrzucał z siebie ten drugi, tym bardziej zahipnotyzowany ich pewnością był
liberalny Morgan. Łagodny konserwatyzm Sarah Palin zapewne go tak bardzo nie
urzekał.
I wreszcie, co tłumaczy bliskowschodni neurotyzm? Być może poczucie
zbiorowej niższości tamtejszych obywateli, poczucie, że życie jest pasmem
nieszczęść, a odpowiedzialni za nie nie są oni sami, lecz ludzie Zachodu.
Arabscy świeccy intelektualiści czasem wyznają z irytacją, że rozbicie
plemienne zamiast merytokracji, etatyzm zamiast wolnych rynków, autorytaryzm w miejsce konsensusu, fundamentalizm zamiast tolerancji, cenzura zamiast
przejrzystości oraz apartheid płci w miejsce równości — te wszystkie
czynniki sprawiają, że Bliski Wschód ma zagwarantowane ubóstwo i przemoc.
Nadeszła ostatnia runda radykalnego islamu, podobnie jak było to z nazizmem w latach 1930, komunizmem w 1940, baasizmem i panarabizmem w 1960. Jeśli
poniesie porażkę, to [islam] nie będzie szukać winy w sobie, lecz oskarżać
zacznie innych: Żydów, zachodnie demokracje i zachodnich kapitalistów,
nie-Arabów i heretyków, a przede wszystkim potężnych Amerykanów.
Zachodni wstręt do siebie samego jest tam rozumiany jako przyznanie się do
winy. Radykalny islam tłumaczy Bliskiemu Wschodowi, że to brak pobożności
spowodował, iż jego wielka cywilizacja musi się kłaniać w pas niewiernym z dekadenckiego Zachodu. Zapewnia, że im więcej ludzie zapamiętają z Koranu, tym mniej mocy ma nad nimi Zachód, a im częściej używają
uwielbianych iPhonów, tym bardziej są zdemoralizowani.
Jak można temu zaradzić? Można spróbować leczenia psychiatrycznego i powoli sprowadzać pacjenta z powrotem do rzeczywistości. W przypadku
Bliskiego Wschodu oznaczałoby to długotrwałą i stanowczą obronę wartości
wolności słowa, tolerancji i konstytucji. Nie ulegając zastraszaniu czy
odwoływaniu się do relatywizmu wielokulturowego. Z bardziej praktycznego
punktu widzenia, USA musi w pełni rozwinąć wszystkie swoje zasoby energii — węgla, energii jądrowej, gazu ziemnego, ropy naftowej oraz paliw
alternatywnych. To spowoduje znaczne zmniejszenie strategiczne Bliskiego
Wschodu w polityce zagranicznej. Bądźmy szczerzy: amerykańscy zieloni fanatycy sprzeciwiający się prawie każdemu
wydobyciu z nowo odnalezionych złóż gazu przyczyniają się tylko do
wzrostu zysków i wpływów Bliskiego Wschodu.
Krótko mówiąc, zasada wzajemności byłaby mądrym rozwiązaniem. Jeśli
nadal będzie okazywana agresja i przemoc względem amerykańskiego personelu,
możemy stopniowo ograniczać pomoc zagraniczną. Możemy doradzać
Amerykanom, żeby nie odwiedzali Egiptu i Libii, wstrzymać wizy dla studentów z krajów Bliskiego Wschodu, które nie chronią Amerykanów, a wręcz
przyczyniają się do terroryzmu. Ściągnąć stamtąd naszych ambasadorów i wydalić bliskowschodnich z USA.
Wznowienie pracy naszej ambasady w Damaszku i nazwanie Bashara Assada
„reformatorem" nie poprawiło stosunków z Syrią i nie załagodziło
syryjskiego ekstremizmu. Ograniczenie środków bezpieczeństwa w Libii nie
ocaliło życia naszemu ambasadorowi. Dwa miliardy dolarów pomocy dla Egiptu
nie poruszyło tamtejszych serc i umysłów. Palestyńczycy nie lubią nas,
pomimo że rokrocznie dostają od nas miliony dolarów pomocy.
Obecność pana Morsiego na kampusie uniwersyteckim w Kalifornii nie
zapewniła nam jego dobrej woli na przyszłość, tak jak dzięki
niegdysiejszej wycieczce Sajjida Qutba na nasz koszt przez całą Amerykę nie
zyskaliśmy sympatii Bractwa Muzułmańskiego.
Naprawdę nie rozumiem, w jaki sposób przyjęcie do pracy egipskiej
dziennikarki Mony Eltahawy i oddanie jej czasu antenowego w CNN i MSNBC
wzbogaciło Stany Zjednoczone o dogłębne zrozumienie Egiptu. Na pewno nie
przekonuje mnie, gdy ta pani używa farby w spreju, żeby zamazać plakaty, które
ona osobiście uważa za nie do przyjęcia.
Reasumując, Zachód powinien po prostu powiedzieć:
„Nie".
Źródło: Tekst oryginału
National Review, 26 października 2012
Polskie tłumaczenie opublikowane równolegle w portalu Euroislam i w Racjonaliście
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 27-10-2012 )
Victor Davis HansonNaukowiec w Hoover Institution, think-tanku na Uniwersytecie Stanforda, zajmującego się badaniem polityki wewnętrznej USA i spraw międzynarodowych. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8461 |
|