|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Polec, jak na … Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Przez
wszystkie nieomal publikatory i fora internetowe przetoczyła się fala
pojedynczych wypowiedzi, ale także i zażartych dyskusji, dotycząca różnych
rodzajów miłości, w tym i takich, które nie są pożądane, a przynajmniej źle
widziane. Nabito więc sporo piany, której resztki może jeszcze gdzie niegdzie
się ostały. Z ubolewaniem zauważyłem, że i na forum Racjonalisty znalazły
się wypowiedzi nie tylko nieuzasadnione, ale wręcz prześmiewcze,
rażące swą jednostronnością, nacechowane wyraźnie złą wolą, w których
brak patriotyzmu, zwłaszcza genetycznego, dał się szczególnie łatwo zauważyć.
To
dyskusyjne tsunami wywołane zostały pamiętnymi wydarzeniami, podczas których
zwarty chór, głównie męski, jak mi się zdaje, wyśpiewywał znaną od mniej
więcej stu lat pieśń patriotyczną. Chór był dość liczny, jego członkowie o nieco lombrozowskiej urodzie, sądzę, że żadnemu z nich nie grozi ten
rodzaj schorzenia kręgosłupa, na jakie cierpiał płk Carol Matthews.
Jak
zawsze, znaleźli się nieodpowiedzialni, którzy za nic sobie mając narodowe
świętości, tym razem postanowili zająć się jak najbardziej prywatnym życiem
autorki owej pieśni.
Może
sprawa przeszła by niezauważenie, bo któż w końcu czyta to, co piszą owi
szydercy, ale dyrygent rzeczywisty, a może jeszcze in spe, owego chóru, uznał za stosowne wypowiedzieć się na ten
temat. W trakcie jednej z dyskusji doszło do niebywałego wręcz spotwarzenia
naszego kapelmistrza, przez osobę znaną z feministycznych prowokacyjnych działań,
która nie bacząc na fakt, że żyjemy w państwie prawa, którego obywatele a zwłaszcza politycy, znani są z wysokiej kultury politycznej i osobistej,
opowiadała coś o wycieraniu mordy, które to słowo nie należy przecież do
najelegantszych, nawet w wersji 'mordo ty moja'. Podziwiać należy kulturę i wdzięk rozmówcy, który zachował zimną krew, nie tylko w tej żenującej
sytuacji. Jedyne, co go nieco irytuje, to skandaliczna wprost nieudolność
naszego, jeżeli tak można powiedzieć, od pięciu lat rządu, który wymaga
natychmiastowego wywiezienia na taczkach, czyli powiedzmy uczciwie, obalenia. Z godnym
podziwu spokojem przemilczał też wręcz nietaktowne i nachalne żądania paru,
pożal się Boże, polityków, którzy upierali się, by dokonywać tego przy
pomocy kartek wyborczych, zamiast w sposób ogólnie przyjęty, to znaczy przy
pomocy kałachów i koktajli Mołotowa. Widać, więc, że nie są oni świadomi
zagrożeń naszej narodowej i politycznej egzystencji, zaś swoje w tej mierze
kunktatorstwo próbują usprawiedliwić jakimiś standardami, jakby istniały w tym celu odpowiednie normy PKN, ISO lub EN. Słuchając takiego gadania rzeczywiście
można 'wyjść z nerw', bo widać, że nie wiedzą oni, ile trzeba tych
kartek, by jakikolwiek rząd wziął się i wyniósł, i że trzeba czekać
jeszcze ze trzy lata na ten upragniony moment, a czas przecież nagli i ludzie
mogą się rozmyślić. Jest to jednak wątek poboczny, zupełnie niewart uwagi.
Niech się o to martwią ci, których ma dosięgnąć ręka sprawiedliwości
dziejowej, a którą można było dostrzec wśród chórzystów, na razie zbrojną
tylko w niczym nikomu niezagrażające drzewce sztandaru, jak to orzekł
niezawisły sąd, choć dla niektórych jest zgoła niepojęte, w jaki sposób
można takie znaleźć. A ponieważ nie bardzo wiadomo, kto tej dziejowej
sprawiedliwości się naraził, więc bać się powinni wszyscy, zwłaszcza ci,
którym się to marzy, bo nie od dziś wiadomo, że rewolucja dość chętnie pożera
swoje dzieci.
Obawiając
się, że intencje naszego kandydata na wodza będą źle zrozumiane, chciałbym
spróbować je wyjaśnić, przynajmniej sobie, choć zdaję sobie sprawę, że
nie do wszystkich te wyjaśnienia trafią i będzie to rzucanie grochem o ścianę
bądź wołaniem na puszczy.
Wczujmy
się, więc, empatycznie, w jego duszę, w przeszłości wybieralnego polityka,
obecnie tylko z rzadka występującemu w TV.
Z
racji swego wykształcenia humanistycznego, nie wątpię, że wszechstronnego,
wie on niejedno, więc 'rewelacje' o życiu Konopnickiej nie były dla niego
żadną nowością, wbrew niektórym sądzącym, że o takich rzeczach na KULu
wprost nie wypadało mówić. Jestem przekonany, że już od wielu lat żyje ze
świadomością tych bolesnych faktów, a pewność swoją opieram na jakże
odważnym publicznym przyznaniu, że o wszystkim, tzn. sugestiach i domysłach,
wiedział nie od dziś. Budujący to przykład cywilnej odwagi rzetelności
ludzkiej i naukowej, jeśli tak można to określić. Tę prawdomówność należy
od razu zapisać po stronie aktywów.
Z
poczucia odpowiedzialności przed młodym pokoleniem, z natury jeszcze niedojrzałym
do przyjmowania wszystkich prawd, krzyż swojej wiedzy dźwigał samotnie, nie
dzielił się jego ciężarem, nie oczekiwał pomocy żadnego miłosiernego
Samarytanina. Nie dzielił się też tą wiedzą ze swymi fanami dobrze wiedząc,
że mogłoby to być dla nich zbyt bolesnym doświadczeniem, choć wydaje się,
że wśród nich sporo jest takich, którym prawdziwe niebezpieczeństwo nie raz
już zaglądało w oczy, bo z kibicami żartów nie ma. Dopytywanie się o tak
drobne szczegóły prywatnego życia kogokolwiek, nie jest przecież na miejscu,
nikomu do niczego nie służy, ciekawość, jak wiadomo, to pierwszy stopień do
piekła, a obecnie obowiązuje nas także ochrona danych osobowych oraz
niezbywalnej godności i czci niewieściej. Z całego bogactwa i złożoności
poetki wybierał więc to, co najważniejsze i to właśnie dawał swoim
zwolennikom, jako strawę duchową. Gdybyż jeszcze nauczył ich śpiewać z nut, bo odniosłem wrażenie, iż śpiewają bardziej ze słuchu i nie mam pewności,
czy potrafią cokolwiek zaśpiewać z nut albo dokładnie zacytować jakiegoś
myśliciela, poza Matwiejem Gołowińskim.
Swoją
drogą, może by tak szerzej wyjaśnić ten dziwny fakt, że Konopnicka tak
bardzo przestrzegała przed Krzyżakami i Prusakami, można rzec, że przed całą
germańską nacją, podczas gdy u siebie miała kilka przykładów nie mniej
zdecydowanej pracy na niwie uczenia Polaków posługiwania się jedynie słusznym
językiem, rzecz jasne, nie germańskim. Słowem nawet nie wspomniała o wysiłkach
współczesnych sobie działaczy zjednoczeniowych, którzy robili co mogli, aby
wszystkich nieomal Słowian, a przy okazji jeszcze parę innych narodów, skupić
pod jednym berłem z orłem, tyle, że dwugłowym. Czyżby podzielała ich
zamiary? Jest coś dziwnego w tej ogólnej antypatii do Niemców, trwającej także
do dziś, charakterystycznej nie tylko dla nas, przy jednoczesnej ogromnej
sympatii dla ich pieniędzy oraz produktów.
Ta
wiedza w niczym nie osłabiła blasku bijącego od świetlanej postaci poetki,
nie próbował go w żaden sposób zaciemniać ani zeskrobywać brąz z pomnika,
wręcz przeciwnie, widział wszystko lepiej, niż niejeden chwalca, idący ślepo
za głosem przekupnej literackiej krytyki. Tak też postąpią jego uczniowie;
jestem przekonany, że na złość oponentom, przy następnej okazji będą słynną
pieśń śpiewać głośniej i poprawniej. Teraz stanie jednak przed trudnym
zadaniem, bo będzie musiał swoim zwolennikom jakoś wytłumaczyć zarówno
fakt ukrywania owej wiedzy tajemnej o tajnikach duszy poetki, a bywają takie,
że niech się pani Alutka schowa ze swoimi, jak i tajniki owego tajemniczego
zrządzenia, które w jednym ciele potrafi jednocześnie zespolić tyle
sprzeczności. A to może nie być sprawą łatwą, jeśli któryś z uczniów
okaże się niezbyt pojętny a inny znowu zbyt dociekliwy. Dobrze, że chociaż
Feliksowi Nowowiejskiemu nic specjalnie zarzucić nie można.
Widzę
też inne pozytywne strony sytuacji. Podniesie się niewątpliwie poziom znajomości
literatury i ogólnego oczytania. Jeżeli współwyznawcy naszego amatora przywództwa
przejmą, choćby częściowo, język literacki, to jest nadzieja, że trafią
do nich także niektóre myśli, a wśród nich może i taka, że można być
Polakiem, a przy tym lesbijką lub gejem, albo jakąś mieszanką obu tych
oryginalnych cech czy skłonności naraz. Może zaświta także myśl, że wśród
żyjących ktoś taki może się ukrywać wraz ze swymi talentami.
Będzie
musiał tę pracę wykonać w pojedynkę, nikt inny za niego tego nie zrobi,
chyba tylko pomoc znanego filozofa może być mu pomocna, choć ten, o dziwo,
zarzeka się, że skłonności seksualne naszej bohaterki są mu obojętne. Cóż
za dowód wielkodusznej tolerancyjności! Sądzę jednak, że odnosi się ona
tylko do umarłych, i to w miarę dawno, choć na początek dobre i to, w każdym
razie żadnej czystki na Powązkach na razie nie zapowiedziano, a byłoby przy
tym huk roboty.
Z
tych dyskusji, po części ulicznych, płynie więc wiele pożytków, duchowych i materialnych. Niektóre duchowe już wymieniłem, zaś do materialnego zaliczyłbym
ten, że przynajmniej zostaną wskazane słabsze punkty warszawskiej
infrastruktury ulicznej. Sam przy okazji dowiedziałem się co nieco o życiorysach
niektórych żyjących i zmarłych, także i o psychologii życia seksualnego,
choć obawiam się, że ta ostatnia wiedza niewiele mi się przyda.
Z
tego wszystkiego przypomniała mi się myśl Alberta Camusa, brzmiąca we
fragmencie mniej więcej tak: „… można przeczytać w książkach, że
bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat
pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach,
piwnicach, w kufrach, w chustkach i papierach i że nadejdzie być może dzień,
kiedy na nieszczęście dla ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle
je, by umierały w szczęśliwym mieście." Nie ma przy tym znaczenia, że
„Ludzie są raczej dobrzy niż źli, i w gruncie rzeczy nie o to chodzi. Ale
nie wiedzą w mniejszym lub większym stopniu; jeśli mowa o tym, co nazywa się
cnotą lub występkiem, że najbardziej rozpaczliwym występkiem jest niewiedza,
która mniema, że wie wszystko …".
« Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 19-11-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8510 |
|