|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Koniec końców Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Wydawać by się mogło,
że pomyślne zakończenie owego sądnego dnia, jakim miał być 21 grudnia, bo,
podobno, koniec świata ma być połączony z jakąś większą sądową sesją,
powinno wywołać westchnienie ulgi u wszystkich, którym z jakichś tam względów
było to nie na rękę, oraz rozczarowanie wszystkich, którym to akurat pasowało,
czy jeszcze inne reakcje. W każdym razie, jaki ten świat jest, każdy widzi,
ale, jak się może wydawać, lepiej, że nadal istnieje, niż gdyby miało go w ogóle nie być.
Westchnienia ulgi więc
nie było, bo w cichości serca, to chyba nikt nie wierzył w tę przepowiednię,
jednak znalazł się ktoś, kto z takiego obrotu sprawy jest mocno niezadowolony i dał temu wyraz publicznie. Głosu tego nie sposób pominąć, bo nie jest to
ktoś, komu w głowie zawróciła chronologia Majów, wierszyki Nostradamusa czy
proroctwa królowej Saby. Oto w TVP Historia, kanale działającym pod najwyższym
honorowym patronatem, słynny i wzięty redaktor p. Tomasz Terlikowski oznajmił,
że to właśnie on jest tym niezadowolonym. Niezadowolenie wynika z faktu, że
koniec świata jawi się mu nie tylko, jako coś bezwzględnie nieuniknionego,
bo zapowiedzianego przez niepodważalne autorytety to byłoby zbyt prymitywne
podejście, lecz jako coś bardzo pożądanego i oczekiwanego z nadzieją, rozwiązującego
wszystkie problemy wszystkich aktualnie żyjących, niewykluczone, że także
tych, którzy dawno temu już pomarli. Problemy te zostaną rozwiązane raz na
zawsze i to w sposób najlepszy, tak doskonały, że nawet sobie wyobrazić tego
nie można. A gdyby ktoś chciał sprawdzić, to rzecz, czyli wypowiedź, miała
miejsce 28 grudnia ubiegłego już roku, w godzinach wieczornych.
Pan redaktor, wobec
niespełnienia się jego oczekiwań, nie pozostaje bezczynny. Dzień w dzień
zanosi on gorące modły w intencji rychłego końca dziejów, przynajmniej tak
powiedział. Ogarnięty radosną wizją apokalipsy, armagedonu czy jak tam
jeszcze tę chwilę nazywają czy nazwą, może także zainteresowany koncertem
anielskiej orkiestry dętej, która ma to wszystko poprzedzać, nie ustaje w swoich naleganiach i petycjach o wyznaczenie ostatecznego terminu;
satysfakcjonowałby go prawdopodobnie każdy przed rokiem 2050. Jest przy tym
przekonany, że jego postawę podzielają jemu podobni.
Oczywiście, pan
redaktor odrzuca wszystkie pogańskie zabobony i gusła, żadne podejrzane
ideologicznie horoskopy, przepowiednie i proroctwa nie mają do niego dostępu i nie mącą jasnego obrazu rzeczywistości ani przyszłości. Nie są one mu
jednak obojętne, ponieważ każdy fałsz zakłóca jego wewnętrzny spokój i napawa głęboką troską o los ludzi błądzących po manowcach, przy czym jest
obojętne, czy to błądzenie wynika z racji bytowania w społeczności, do której
jeszcze nie dotarło światło prawdy, choć o takie społeczności dziś dosyć
trudno, czy też z własnego, nieprzymuszonego wyboru, dokonanego pod wpływem
przyjęcia za dobrą monetę podszeptów Złego.
Taka postawa, czyli
aktywne działanie na rzecz przyspieszenia końca świata, chociaż ograniczone
wyłącznie do działań werbalnych, niejako perswazji, nie wynika bynajmniej ze
znużenia obecnym stanem, z nadmiaru trosk i nieszczęść, jakie może nieść
życie, z udręki dnia codziennego. Nie! Wynika ona wyłącznie z nieomylności
wyznawanej doktryny, która wprawdzie nie podaje żadnej konkretnej daty tego miłego
wydarzenia, ale nie pozostawia cienia wątpliwości, co do jego zaistnienia.
Wynika z tego, że fakt ten może np. nadejść prędzej niż skończę to
pisanie, choć równie dobrze może nadejść w dość nieokreślonej przyszłości,
porównywalnej z oszacowaniami, choć chciałoby się powiedzieć -
przepowiedniami, astronomów. Podkreślam, postawa ta nie wynika z wiary, bo ta
dopuszcza możliwość zaistnienia wątpliwości, a z jej prawdziwości i nieomylności, tylekroć sprawdzonej podczas objaśniania przeszłości i teraźniejszości, a tym samym i przyszłości.
W każdym bądź
razie, jego pragnieniem jest, aby stało się to jeszcze za jego żywota, a najlepiej, aby żył jeszcze na tyle długo, by móc nacieszyć się widokiem
skończonego świata albo jego braku. Co sobie obiecuje po tym wszystkim, tego
nie ujawnił. Dlaczego tak mu zależy na tym zmierzchu ludzkości, trudno właściwie
wyczuć, w każdym razie to co przyjdzie będzie duże lepsze, od tego, co jest.
Tylko czy dla wszystkich?
Troski codziennego życia
nie są p. redaktorowi obce, ot choćby taka pospolita złośliwość różnych
niekompetentnych polemistów, a wiadomo, że niekompetencja i złośliwość idą
ze sobą w parze, jest zapewne ciężkim brzemieniem, ale dźwiga je z godnością.
Trzeba przyznać, że z całej sylwetki p. redaktora ta godność promieniuje i w żadnym przypadku nie widać po nim, aby przeciwności losu wywierały na nim
jakieś niekorzystne piętno, były powodem do przedwczesnej siwizny czy zbędnych
zmarszczek. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie, z ognia polemik wychodzi
jeszcze bardziej zahartowany, bardziej niezłomny, zdecydowany, by podjąć każde
wyzwanie. Miejmy nadzieję, nie, możemy mieć pewność, że powstająca
Telewizja Republika szybko dostarczy nam przekonujących i budujących przykładów
energii witalnej i głębi intelektualnej p. redaktora.
A inne problemy? Ot,
choćby taki, pierwszy z brzegu. W Polsce jest trochę ponad dziewięćset miast i kilkadziesiąt tysięcy wsi, a uroczyste pochody z okazji Święta Trzech Króli,
czyli Objawienia Pańskiego odbyły się ledwie w stu. Czy to nie przerażające?
Stało się tak, dlatego, że dławiona tu powszechnie i bezpardonowo wolność
wyznania oraz bezprzykładne ataki na Kościół, zastraszyły większość
obywateli, którzy oprócz wizji męczeństwa mają jeszcze inne sprawy,
konieczne do załatwienia przed dniem sądu ostatecznego. Sam ten przerażający
fakt może wpędzić każdego wrażliwszego do grobu lub złamać kogoś
niezahartowanego. Jest przecież tych problemów bez liku, ataki na wszystko, co
święte szybko się nie skończą, dobrze będzie, jeśli tylko przestana się
natężać.
Warto też może
wspomnieć o konieczności odpierania ciągłych, niewybrednych ataków całych
rzesz feministek, drażliwych w każdym punkcie swej psychiki.
Sprawy ostateczne mają
jeszcze inne oblicze. Zdaniem innych nosicieli tej samej idei, tzn. nieuchronności
końca świata, znaki, że wypełniają się dni ostatnie i że sytuacja szybko i nieodwołalnie zmierza ku nieuchronnemu finałowi, są tak widoczne, i to gołym
okiem, że tylko kompletni ślepcy ich nie zauważają. Rzecz dziwna, ale ci
nosiciele, czerpiąc swoją pewność dokładnie z tego samego, nieomylnego źródła,
co nasz redaktor, pozostają w permanentnej z nim niezgodzie. Błędność ich
poglądów została jednak w sposób bezsporny wykazana, ponieważ wszystkie dotąd
ogłaszane terminy poddane zostały doświadczalnej weryfikacji, na szczęście
dla prawie wszystkich — negatywnej. Ale ci omylni, a więc przegrani, ani myślą
pokajać się i przejść do jedynie słusznego obozu, idą w zaparte i doszukują
się błędów w swoich rachunkach i interpretacjach znaków. Można być
pewnym, że niedługo pojawią się następne, tym razem poprawione i absolutnie
pewne przepowiednie, a w ślad za nimi grupy przestraszonych, szukających
ratunku w bunkrach, leśnych ostępach lub w nadlatujących po nich latających
spodkach.
Na czym konkretnie
miałby ten koniec polegać, oraz co będzie potem, to, niestety, w omawianej
wypowiedzi nie zostało wyjaśnione, jednej wszakże konsekwencji możemy się
domyślać. Oto z pewnością liczba osobników naszego gatunku zostanie
zatrzymana i nikt więcej ponad tych, którzy wtedy będą istnieli oraz tych,
którzy istnieli wcześniej, już się nie pojawi, prawdopodobnie nie miał by
gdzie stopy postawić. Ten, jaki mi się wydaje, bezsporny fakt, stoi, też mi
się tak wydaje, w pewnej niezgodzie z innymi postulatami, zwłaszcza tymi, które
powiększanie liczby ludzi uważają za jedno z najważniejszych powołań
ludzkości.
Jak na razie prośby
naszego redaktora nie zostały wysłuchane, być może są w rozpatrywaniu lub
nabierają mocy urzędowej. Nie wykluczałbym też możliwości, że są one
zbyt mało intensywne, zbyt mało przekonujące. Może w jakimś grupowym
wydaniu, połączonym np. z publicznym samobiczowaniem lub choćby noszeniem włosiennicy
dałyby lepszy efekt?
Czy są to prośby
zasadne? — Oto jest pytanie. Mój punkt widzenia nie ma żadnego znaczenia,
jestem jednak pewien, że doktor teologii problem ten gruntownie przemyślał i przekonsultował z innymi doktorami. Ja, z własnej chęci, a poniekąd
lenistwa, pozostawiam sprawy swemu własnemu biegowi.
« Felietony i eseje (Publikacja: 12-01-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8639 |
|