|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Paryż i moje wrażenia po lekturze książki Piotra Napierały Autor tekstu: Jacek Tabisz
Paryż -
jedno z największych miast świata, szczęśliwie pełne śladów przeszłości,
nieraz w formie najwybitniejszych arcydzieł architektury, czy też urbanistyki.
Miasto od dawna pełniące rolę jednej z kulturalnych stolic świata. Już
kilka dziesiątków lat temu wieszczono detronizację Paryża z tej zaszczytnej
funkcji, lecz moim zdaniem posępne proroctwa nie spełniły się. Nadal w Paryżu
możemy spotkać wielu najwybitniejszych naukowców i artystów, i tak jak od
setek lat, podczas spaceru zaskoczą nas futurystyczne wizje architektów i urbanistów. Dzięki nowoczesnym pociągom TGV mknącym po specjalnych torach z prędkością powyżej 300 km/h w przeciągu około 3 godzin dostaniemy się z Paryża do jego odwiecznego rywala — Londynu.
Również w książce Piotra Napierały spotkamy tych dwóch odwiecznych rywali. Obydwa
miasta, jak zauważa Autor, były kolebkami racjonalizmu i współczesności.
Czas poprzedzający Rewolucję Francuską i Wojny Napoleońskie był z tej
perspektywy szczególnie istotny. O ile droga Brytyjczyków do nowoczesności była
ewolucyjna, o tyle Francuzów przedstawia się zwykle jako rewolucjonistów, którzy
burząc Bastylię otwarli nowe czasy. Z lektury książki dowiadujemy się
jednak, że nie jest to do końca prawda. Również Francja miała swoją
stopniową drogę przemian, stworzoną na podwalinach świetności państwa
Ludwika XIV, w otwartych podczas okresu Regencji wolnomyślicielskich i liberalnych salonach.
Miejsca,
gdzie spotykali się filozofowie i encyklopedyści możemy podziwiać również
dziś. Są to rezydencje z mansardowymi dachami, poprzedzone niekiedy ozdobnymi
portalami z kapryśnie asymetrycznymi, rokokowymi murkami otaczającymi podjazdy
dla karoc, którymi przybywali na dyskusję myśliciele, którzy stworzyli
podwaliny pod nowoczesną cywilizację Europy. Osiemnastowieczne zaułki Paryża,
niemal całkowicie zachowane, możemy podziwiać choćby w dzielnicy Marais,
gdzie mieszkali zamożni mieszkańcy, w dużej mierze urzędnicy. Zachował się
tam nawet oryginalny Plac Królewski (obecnie Place de Vosgues), otoczony równomiernie
podcieniami, przy którym później zamieszkał Wiktor Hugo, jeden z pisarzy, którzy
najciekawiej o swoim mieście pisali. Zupełnie jak w filmie „O północy w Paryżu" Woody Allena, warstwy historii tworzą w każdym zakątku
centrum Paryża prawdziwe ciasto francuskie — mimo oświeceniowej zabudowy
dzielnicy, łatwo znajdziemy w niej przedstawicieli dawniejszych epok, jak choćby
piękną gotycką wieżę bramną w rezydencji książąt Rohan. Miłośnikowi
muzyki nazwa Marais, oznaczająca bagna, które kiedyś tam były (zapewne w czasach starożytnej, galloromańskiej Lutecji), skojarzy się z wybitnym
kompozytorem Marin Marais, który wsławił się rozwojem kompozycji na wiolę
da gambę, instrument smyczkowy poprzedzający wiolonczelę, o wyjątkowo
subtelnym i niskim brzmieniu. Ciężko sobie wyobrazić dziś te czasy, gdy miłośnicy
muzyki spotykali się w salach swoich rezydencji, aby słuchać melancholijnej, w jakimś sensie surowej, basowej i mrocznej muzyki wiol.
Na to,
że sztuka paryska jest nostalgiczna i w ten sposób nie przystaje do nowych
czasów, narzekali liczni turyści z Londynu, którzy już w XVIII wieku tłumnie
odwiedzali stolicę swoich południowych sąsiadów. Ową nostalgię znajdziemy
nie tylko w kompozycjach Marais, Forqueraya, czy
Mandoville’a, ale również na przykład w malarstwie Watteau. Watteau
przedstawiał pełne oniryzmu i erotyki życie najwybitniejszych paryskich
libertynów, ale jednak ubierał swoje wizje w nastrój pełen nostalgii, niemal
żalu. Czyżby przeczuwał Rewolucję, która miała zmieść to wszystko, pożerając w dużej mierze, niestety, swoich patronów?
Paryż
widziany oczami Anglików jest jednym z najlepszych rozdziałów tej bardzo
ciekawej książki. Autor zadał sobie w niej trud ożywienia czasów
francuskiego oświecenia i udało mu się to rewelacyjnie. Opisuje ówczesnych
ludzi ze swadą, niemal jakby był ich sąsiadem. Częstokroć zjadliwe oceny
Paryża dokonywane przez XVIII wiecznych Brytyjczyków z pewnością w tym
pomagają. Trudno się jednocześnie oprzeć wrażeniu, że paryskie poczucie
wyższości musi ustąpić w tym względzie miejsca brytyjskiemu. Jednocześnie,
obie nacje czuły wobec siebie podziw. Liberalny ustrój Anglików podobał się
wielu wykształconym Francuzom, z kolei Brytyjczycy podziwiali ład panujący za
czasów monarchii oświeconej. Jeśli chodzi o elity paryskie, zarówno oficjalni
zausznicy Wersalu, jak i ich mniejsi, bądź więksi przeciwnicy dążyli do
zmian. Głównym problemem był brak tolerancji religijnej, za którą
podziwiano Wielką Brytanię oraz Holandię. Hugenoci nadal byli w stolicy
Francji nielegalni, ukrywający się paryscy protestanci musieli się modlić w zborach przy ambasadach państw protestanckich, zaś kościelni cenzorzy mieli
wpływ na każdą publikację. Nawet książki filozofów i encyklopedystów
nieraz oddawano w ręce katów, by ci spalili je na stosach. Mimo to nawet
cenzorzy przechodzili na stronę oświeconej myśli i nieraz bywało, iż
doradzali swoim potencjalnym ofiarom, jak jednak można przemycić
kontrowersyjne treści. Cenzurą objęci byli zresztą nie tylko wolnomyśliciele,
lecz również chrześcijańscy fanatycy, na przykład janseniści czy
konwulsjoniści. Pierwszych charakteryzował mistycyzm związany z „podwójnym
oddaleniem istoty boga", prowadzący niekiedy do sadomasochistycznych
praktyk, typu przybijanie się do krzyża w trakcie religijnej ceremonii. Drudzy
zwijali się w konwulsjach i byli bici, oraz upokarzani przez współwyznawców.
Pamiątką po mrocznych jansenistach jest gigantyczny i chłodny kościół
Saint Sulpice, którego fasada celowo łamie zasady harmonii i równowagi. Do
dziś zresztą ta świątynia pełna jest modlących się żarliwie ludzi, co może
zaskakiwać we Francji, uważanej za ostoję laickości.
Zupełnie
inne wrażenie wywołuje nakryty ogromną kopułą i poprzedzony gigantycznymi
kolumnami Panteon, którego budowli nie dokończono przed Rewolucją, dzięki
czemu ostatecznie utrwaliła się jego świecka funkcja jako mauzoleum bohaterów
Rewolucji i Wojen Napoleońskich, jak i późniejszych wybitnych Francuzów. Tam
właśnie spoczywa Wolter, na którego grobowcu napisano, iż zwalczał ateistów i fanatyków. Przykre to słowa, ale Wolter, będący siłą rzeczy jednym z głównych
bohaterów książki Piotra Napierały, taki właśnie był. Umiał być konformistą,
dzięki czemu zyskał popularność bijącą na głowę innych kolegów -
filozofów. Wolter uważał, iż religia potrzebna jest, by zapanować nad
ludem, tępił zatem ateizm prowadzący do anarchii. Jego głównymi
przeciwnikami byli w tym względzie Holbach i Diderot. Na szczęście panowie
ateiści umieli się bronić i wypominali Wolterowi jego bycie maskotką na
dworze pruskim. Gwoli sprawiedliwości warto jednak wspomnieć, iż wiele mądrego
Wolter zdziałał i skuteczniej niż inni umiał bronić wolności jednostek,
gdy ta była zagrożona.
Książka
Piotra Napierały opisuje czasy poprzedzające moment, w którym miało nastąpić
ostateczne starcie Francji i Wielkiej Brytanii o prymat w Europie i na świecie.
Jak wiemy, wygrali Anglicy, zaś zwiastuny ich potęgi dane było poznać
Francuzom jeszcze przed Rewolucją. Mimo to popularna była w XVIII wieku wśród
Paryżan anglofilia. To na jej bazie przeniknęły między innymi na kontynent
ogrody angielskie, znane inaczej romantycznymi. Pierwsze próby tego typu podjęto
poza Wyspami Brytyjskimi w części ogrodów wersalskich. W kulcie natury szukał
też w Anglikach wspólników Rousseau. Tak wczesne pojawienie się elementów
charakterystycznych dla romantyzmu świadczy moim zdaniem o tym, iż trudno
oddzielić oświecenie od romantyzmu i na odwrót. Była to w dużej mierze
jedna epoka, mająca dwa bieguny — z jednej strony optymizm, duma z rozumu, z drugiej chęć stania się na powrót osobą zalaną przez nieznane, tajemnicze
moce, pesymizm, uleganie wizjom, a nawet swoisty kult cierpienia. Elementy
romantyzmu znajdziemy też u Mozarta, którego pobyt w Paryżu okazał się dla
niego traumatycznym przeżyciem, nie tylko dlatego, że umarła tam jego matka.
Klasycyzm niemieckiej muzyki zupełnie niemal nie przystawał do muzyki
francuskiej. Jednocześnie Mozart w Paryżu czuł się ultrakatolikiem, w związku z czym wieści o śmierci Woltera powitał z pełnym wulgarności zachwytem.
Mimo to nie jest przypadkiem, że to właśnie kompozycje, które Mozart stworzył w Paryżu po raz pierwszy zawierają w sobie idiomy stylistyczne, które później
rozwinęły się w główny nurt muzycznego romantyzmu, głównie za sprawą
Beethovena.
Niezbyt
łaskawy dla Mozarta Paryż miał swojego kompozytora, Jana Filipa Rameau.
Ucieszyło mnie przeogromnie, że Piotr Napierała poświęcił mu odrębny
rozdział. Nic dziwnego — był to wielki kompozytor, jeden z największych,
jednocześnie ogromnie zależało mu na tym, aby być naukowcem, nie zaś tylko
muzykiem. Rameau uważał, iż muzyka, z całą jej matematyczną strukturą,
jest bardziej nauką niż sztuką. Sam czuł się bardziej teoretykiem muzyki,
niż muzykiem, co nie przeszkadzało mu być jednym z największych europejskich
kompozytorów. Styl Rameau, choć z obowiązku nawiązujący do stylu
francuskiego, jest jednym z najbardziej niezwykłych punktów w europejskiej
muzyce klasycznej. To styl jedyny w swoim rodzaju, jak nazwałem go poznając go
po raz pierwszy: „prawdziwie oświeceniowy". Myślę, że utwory
Mozarta i Haydna są dużo dalsze od tego, co można by nazwać „oświeceniem w stylistyce muzycznej".
Oczywiście
wieczny Paryż nie był tworzony jedynie przez wielkich intelektualistów,
artystów i arystokratów. To też miejsce zwykłych ludzi, choć niezwykle jest w nim mieszkać. Myślę, że nad tym miastem nie można przejść spokojnie.
Ktoś kto w nim mieszka, musi mieć już paryską perspektywę i nie jest to
tylko snobizm wypływający z mieszkania w tak sławnym miejscu. Obecnie w metrze i na ulicach Paryża przewijają się ludzie pochodzący ze wszystkich
stron świata. Nie są to turyści, ale przede wszystkim paryżanie.
Przynajmniej w centralnych częściach miasta ten różnorodny tłum budzi
optymizm — ci ludzie nie są z żadnych gett, to paryżanie i europejczycy pełną
gębą. Oczywiście są też niestety pod Paryżem wielkie blokowiska, niektóre
zaprojektowane przez wielkich urbanistów, którzy zapomnieli w swych idealnych
wizjach o „czynniku ludzkim", gdzie „źle" ubranej
dziewczynie pochodzącej ze środowisk muzułmańskich młodzi sąsiedzi polewają
twarz kwasem, albo i zabijają. Nieustającym
wyzwaniem jest oddzielenie arabskich, senegalskich, madagaskarskich etc.
obywateli Francji od wywodzących się z tych samych państw bandytów, którzy
chcą zmienić ją na religijny skansen przemocy...
Życie
zwykłych Paryżan w XVIII wieku nie było oczywiście tak różowe jak dziś,
ale na tle ówczesnego świata całkiem znośne. Paryż był niestety miastem
brudnym, jeszcze do połowy XIX wieku miał poważne problemy z wprowadzeniem
kanalizacji. W XVIII wieku obserwujemy budzącą uznanie działalność szefów
będącej dziełem tej epoki policji miejskiej, którzy byli odpowiedzialni nie
tylko za karanie przestępców, ale również za higienę. Nie było to łatwe
zadanie, gdyż już w owych czasach Paryż miał od 500 tysięcy do miliona
mieszkańców (zależy od źródeł), co bez blokowisk i innej bardzo wysokiej
zabudowy tworzyło siłą rzeczy prawdziwy labirynt, otoczony jeszcze do tego
chaotycznymi przedmieściami, które na wstępie przerażały przyjezdnych.
Czytając
książkę Piotra Napierały można się zapytać, dlaczego w ogóle doszło do
Rewolucji Francuskiej. Autor widzi jej przyczyny w niekonsekwentnej polityce króla,
który potrafił wprowadzić drakońskie prawo, aby zaraz potem je cofnąć,
pokazując jednocześnie swój brak tolerancji i słabość (choć w istocie nie
był aż tak zły). Drugą przyczyną był brak pragmatyzmu w idealistycznych
wizjach społecznych filozofów oświecenia. Ich zdanie na temat rządzenia państwem
było nad wyraz naiwne i zdecydowanie odbiegało od wyrafinowanego umiaru w wielu innych tematach. A poglądy filozofów działały nie tylko na elity -
alfabetyzacja ludu paryskiego była całkiem w XVIII wieku spora. Trzecia
przyczyna leżała wreszcie w reorganizacji armii francuskiej na wzór pruski,
po tym jak po raz pierwszy od wielu wieków odniosła ona tak spektakularną
porażkę. Dzięki mocnej, nowoczesnej armii i wysokim morale żołnierzy z ludu, przekonanych o swoim wpływie na bieg zdarzeń, armia francuska była
niezwykle skuteczna i mogła bronić ogarniętej rewolucją Francji przed zagrożeniami z zewnątrz, by wreszcie stać się agresorem na szeroką skalę w czasach
napoleońskich. Podejście żołnierza było w tej układance naprawdę istotne.
Podczas wojen napoleońskich kluczowa była całkowita przegrana Francuzów w walce z Brytyjczykami o prymat na morzach. Ale nawet marynarka brytyjska
pozyskiwała większość swoich marynarzy z łapanki — kto mieszkał niedaleko
wybrzeża i miał do tego jakiś zawód mający związek z rybactwem, mógł
być po prostu w majestacie prawa zaciągnięty na statek, gdzie musiał odbyć
wieloletnią, niebezpieczną i uciążliwą służbę. W lądowej armii
francuskiej nie służyli już ludzie z łapanki, przez co jeden kraj, ogarnięty
potężnymi przemianami, mógł trzymać w szachu całą Europę przez ćwierć
wieku. Ta ogromna burza, pełna ofiar, niekiedy zupełnie bezsensownych, okazała
się jednak dla Europy ożywczym powiewem. Pisze o tym świetnie Stendhal,
odnosząc rewolucyjno — napoleońskie inspiracje do Italii, która miała się w końcu zjednoczyć i wyrwać z mroków kontrreformacji (najgorzej było w Państwie
Kościelnym, Rzym był największym slumsem Europy...).
Krótko
mówiąc, chodząc po rozległych i zachwycających alejach Paryża, albo po wąskich
zaułkach Marais, czy Dzielnicy Łacińskiej, my, Racjonaliści, odwiedzamy
kolebkę naszego wyzwolonego z mitycznych oparów świata. Zaś książka Piotra
Napierały, pełna wczucia się w klimat epoki i otwartego na przyszłość
optymizmu, doskonale przedstawia tę naszą kolebkę, jaką jest Paryż
(„obok Londynu" — jak z pewnością doda czytając powyższe słowa Autor książki, nie zapominając też o Amsterdamie).
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 18-01-2013 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8659 |
|