Ostatnio rozpoczęła się w naszym środowisku debata na temat tego,
czy nie jesteśmy zbyt radykalni. Swoją drogą, jako prezes PSR mam dodatkowe w tym względzie doświadczenie. Zawsze, gdy występuję publicznie, znajdą się
osoby dla których jestem za mało radykalny i osoby dla których jestem nazbyt
radykalny. Co pokazuje, że trudno wszystkim dogodzić i nie jest to jakieś
wielkie odkrycie. Tym niemniej uważam, że w naszym kraju, tu i teraz, znacząca
część katolickiej większości staje się coraz bardziej agresywna wobec
„innych" (w tym ateistów, wolnomyślicieli, humanistów świeckich i racjonalistów). Przemilczanie tego zjawiska, lub nieadekwatnie kurtuazyjne
traktowanie wyciągniętych pięści, jak uczy nas historia, nie prowadzi do
niczego dobrego. Osobiście uważam, że należy szczerze bronić prawdziwego
obrazu rzeczywistości opartego na sceptycznym myśleniu i szacunku do tego, co
istnieje naprawdę. Można to robić kulturalnie, nie udając przy tym osoby
wierzącej, która nie ośmieliłaby się stwierdzić, że bóg nie istnieje
etc. Krytyka bezzasadnych poglądów, które szkodzą ich posiadaczom, nie jest
atakiem na ludzi, lecz na niebezpieczne, pasożytnicze idee wiary religijnej, płynące
siłą przemocy i inercji przez wieki. Oczywiście, jeśli wierzący. nawet
pomimo wiedzy jaką ma ludzkość w XXI wieku, chce sobie nadal szkodzić, to
jako osoba dorosła ma do tego prawo. Nie ma jednak żadnego prawa narzucać
swoich mentalnych nałogów osobom postronnym, które ich sobie nie życzą, i finansować swych duchowych używek nie ze swojej kieszeni. Jak wiemy, każdy
ateista i agnostyk w Polsce jest zmuszony płacić za urojenia większości, ciążą
też nad nim (a zwłaszcza nad nią!) narzucane w oparciu o te urojenia prawa.
Kolejnym problemem są dzieci — wydaje mi się wątpliwe, aby dorośli mieli je
prawo indoktrynować w swojej religii, ale jest to tak mocno przyjęte, że
trzeba setek lat, aby większa ilość osób zrozumiała, że katechizowanie (również w meczecie, w synagodze..) osób na tyle młodych, że nie mogą się przed tym
bronić, ani świadomie na to decydować, jest łamaniem praw człowieka.
Oczywiście
osoba religijna odpowie, iż brak katechizacji dzieci byłby narzucaniem
ateizmu, ale to nieprawda, tak samo jak pusta ściana bez krzyża nie jest
symbolem niewiary. To są rzeczy neutralne. We wrocławskim oddziale Polskiego
Stowarzyszenia Racjonalistów rodzi się szansa na urządzenie letniego obozu
ateistycznego (na wzór tych Dawkinsa). Jednakże nikt z nas nie ma zamiaru
narzucać dzieciom tego, co na obozach religijnych jest oczywistością. Każdy
dzień takiej kolonii nie będzie się zaczynał cytowaniem „wersetów" z Dawkinsa. Obóz będzie jedynie zachęcał dzieci do samodzielnego myślenia
poprzez zabawy z nauką, obok zwykłego odpoczynku.
Wśród
osób sprzeciwiających się zbyt mocnej roli Kościoła w naszym państwie, o agresję najczęściej posądzani są antyklerykałowie. Ja osobiście uważam,
że nikt z nich nie jest w stanie dorównać średniej klasy liderom strony
przeciwnej w atakach werbalnych. A jeśli chodzi o czyny, to żaden z nich nie
odbiera ludziom ich własności pod
pozorem „komisji majątkowej". Antyklerykałowie nie mają swojej
komisji majątkowej. Nie ustalają też praw narzucających innym swoje
„jedynie słuszne poglądy". Uważam, że antyklerykalizm jest
racjonalną reakcją na to, co się w Polsce dzieje, szaleństwem jest raczej
uciszanie wszelkich głosów krytyki wobec ewidentnej wszechwładzy sił
klerykalnych. Tym niemniej nie wszystkie hasła antyklerykałów uważam za w pełni
trafione. Jednym z takich niezbyt, moim zdaniem, udanych jest pojęcie
„okupacji watykańskiej", pod jaką znajdować się
ma nasz kraj.
Skrajnie
uprzywilejowaną pozycję w Polsce daje klerowi konkordat. Lecz konkordat można w każdej chwili zerwać, tyle, że trzeba silnej woli i rzeczywistej chęci
parlamentarzystów. Ktoś może oczywiście stwierdzić, iż parlamentarzyści
„sprzymierzyli się z Watykanem", ale to też nieprawda. Gdyby obecnie w Polsce rozpisać referendum dotyczące tego, czy Polacy chcą konkordatu,
odpowiedź byłaby twierdząca. Niektórzy antyklerykałowie malują dość
naiwny obraz uciśnionego ludu i pilnujących go cynicznych księży. Niestety,
prawda jest znacznie gorsza. Wielu z tych księży to nie są cynicy, ale
ludzie, który wpierw oszukali samych siebie i uważają, że narzucając innym
biblijne „prawdy" czynią dobrze. To jest właśnie narkotyczny wpływ
religii — kiedy ludzie czynią złe rzeczy święcie przekonani, że zajmują się
czymś ze wszech miar wspaniałym i cnotliwym. Wtedy już nie ma ratunku, aby
taki ktoś przystanął na swojej rozpalonej misyjnością ścieżce musi przeżyć
jakiś całkowity szok, wybicie z rytmu, choć historia pokazuje, że i to
zwykle nie pomaga. Człowiek porządnie uzależniony od religii każdą
sprzeczność i bzdurę umie w sobie i przed sobą zakłamać.
Główną
siłą wirusa wiary jest, moim zdaniem, nie kler, ale samozakłamanie i uzależnienie
poszczególnych wiernych. Czesław Miłosz napisał swego czasu Umysł
zniewolony. W tej książce przedstawił polskich
intelektualistów schodzących na ścieżki doktryny narzucanej przez
komunistyczne władze. Zniewolenie społeczeństw totalitarnych
jest jednak w pewnym sensie zewnętrzne. Większość ludzi w tych społeczeństwach
myśli pozostając jeśli nie w otwartej to w cichej opozycji. Zniewolenie religijne
jest znacznie bardziej posępne. To my sami jesteśmy wtedy dla siebie władcami
totalitarnymi. Czy można sobie wyobrazić smutniejszą niewolę?
Pojawiający
się często w wizjach antyklerykałów tłusty ksiądz jeżdżący
mercedesem i smagający pejczem bezwolnych parafian jest karykaturą, ale
karykaturą zakotwiczoną w rzeczywistości. Przykładowo
eurodeputowana Joanna Senyszyn w kółko powtarza, że elity władzy i kultury
dają Kościołowi dużo więcej, niż to, o co on zdąży poprosić (co nie
znaczy, że nie jest chciwy władzy i że nie ma takich „feudalnych"
księży). Wielu darczyńców robi
to z czystego cynizmu i wyrachowania, jednakże jeszcze skuteczniejsi są ci rządzący,
tudzież profesorowie, którzy czynią to ze szczerej wiary. A co na to
„lud"? Większość zdaje się to doceniać, bo jak widimy klerykalni
politycy mają spore poparcie społeczne. Kościół, wraz z całą zagmatwaną
wokół niczego teologią, jest sporej części społeczeństwa potrzebny. Bez
tych wszystkich rytuałów, gadania, strojów, patosu, dużo trudniej bez większych
wątpliwości wierzyć w niedorzeczności, jakie niesie w sobie Biblia, zarówno
Stary, jak i Nowy Testament. Aby coś zmienić, nie starczy tylko
antyklerykalizm — potrzebny jest sceptycyzm, nowy ateizm i racjonalizm. A to
wszystko bez kompleksów, bo krytyka uzależnień i nieuzasadnionych
„wszechmocnych" idei nie jest wymierzona przeciwko ludziom. Ona ma na
celu im pomóc, dla ich i dla naszego dobra. W dalszej perspektywie Kościół
może przeminąć. Ale jeśli ludzie nadal będą pielęgnować zniewolenie
swoich umysłów, za jakiś czas powstanie nowa religia i nowy kościół.
Dalsza
część moich rozważań jak zwykle w materiale filmowym:
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.