Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się spotkać z osobami religijnymi zwalczającymi sekty.
Niektóre z nich robiły to instytucjonalnie, choćby będąc mnichami w zasłużonym
od wieków dla wojowania o czystość katolicyzmu zakonie dominikanów, czyli
czynnie bazując na łacińskiej grze słów „domini canes", „psów
pańskich". Sama nazwa pochodzi oczywiście od twórcy wojowania w nowym
stylu, św. Dominika, często przedstawianego na tle płonących na stosach
heretyków, których w jego czasach nie nazywano jeszcze
„sekciarzami". Do walki z sektami włączają się też ludzie
religijni nie będący klerykami, na przykład Jan Nowak, słynny z powodu
wniesienia
oskarżeń wobec Nergala i Dody, wobec tego pierwszego w sekciarskim kontekście.
Pogawędkę z Janem Nowakiem miałem okazję odbyć kilka miesięcy temu w studiu
Superstacji, której przyszło za swoje odważne poglądy odpowiadać przed sądem i być może przyjdzie zapłacić 70 tysięcy złotych za satyrę z księży w świetle prawa, które w ogóle tego nie dotyczy. Prawo o obrazie uczuć
religijnych odnosi się bowiem do obiektów kultu, a zwykły ksiądz nie został
jeszcze oficjalnie uznany za takowy obiekt. Cóż, wszystko przed nami…
Jan
Nowak rozmawiał ze mną o walce z sektami, które to zwłaszcza w okresie
letnim i wakacyjnym czyhają na dzieci i młodzież. Gdy im się uda, zabierają
ją w podróż do swojego wąskiego, baśniowego świata, rozświetlanego przez
autorytarną postać tego, czy innego guru, przywódcy, czy też rzecznika dawno
umarłego ojca założyciela, niekiedy uznawanego za boga, proroka, lub za jakąś z możliwych hybryd pomiędzy tymi dwoma funkcjami „duchowymi". Nowak
był bardzo zaskoczony, gdy zgodziłem się z nim w tym, że sekty to nic
fajnego i że dzieci oraz młodzież rzeczywiście należy chronić przed
praniem mózgów. Widać spodziewał się, że jako ateista sam również należę
do jakiejś sekty, która czci szatana pod postacią „zaprzeczenia
boga"...
Mój
rozmówca nie zwrócił jednak dostatecznej uwagi na inny wątek, który poruszyłem
przed kamerami Superstacji. Otóż, w zgodzie z twierdzeniami licznych
religioznawców, zanegowałem zasadność pojęcia „sekta". Sekty to
moim i nie tylko moim zdaniem małe religie, które starają się wejść na
rynek zdominowany przez wielkich przedstawicieli tej samej branży pralniczej.
Oczywiście religie cieszące się tradycyjnym zakorzenieniem w danej kulturze,
jak i wiekami oddziaływania na nią, dość niechętnie dopuszczają konkurencję.
Póki mogą, nazywają je sektami, podkreślając związane z nimi niebezpieczeństwa. I mają całkowitą rację, poza jednym szczegółem. Ich również ta sama
krytyka dotyczy. Zwróciłem na to uwagę, mówiąc, iż młodzież w trakcie
wakacji, jak również w każdym innym czasie, powinno się chronić przed
praniem mózgów czy to w wielkich zakładach, czy to w małych. Efekty będą
podobne, czyli neurony nasiąkną, niekiedy nieodwracalnie, „jedynie słusznym"
proszkiem.
Czy na
łono Kościoła katolickiego nie wciąga się bardzo młodych osób, wręcz
niemowląt, które nie mają później możliwości z tego łona całkiem
zrezygnować? Przynajmniej w naszym kraju pełne wypisanie się z Kościoła nie
jest możliwe, a przecież zapis jest całkowicie bezprawny. Nie decyduje o nim
sam zainteresowany, który jest przeważnie w wieku niemowlęcym. To rodzice
określają jego przynależność, która jest nie do usunięcia pod wieloma
względami. Kościół uważa, że nie można się odchrzić, a świeckie z pozoru państwo polskie przyzwala na to nadużycie.
Sekty
bardzo często starają się odseparować swoich akolitów od ich rodzin i przyjaciół. Inaczej pozorna realność baśniowej krainy, w którą wciągają
mogłaby nie zadziałać. Jeszcze nie zupełnie odurzony religijnym bełkotem
nowy członek mógłby mieć wątpliwości pod wpływem krytycznych uwag części
swojego otoczenia. Zatem sekty starają się to niezależne od nich otoczenie
jak najbardziej zmarginalizować. Wielkie religie czasem tego nie robią, bo po
prostu nie muszą. Całe wielkie państwa i cywilizacje są w dużym stopniu
odurzone ich „prawdami", zatem neutralne otoczenie, które mogłoby
zmiatać opary mentalnego narkotyku wiary, jest dość trudno osiągalne.
Akolici wielkich religii nie muszą być zatem przez nie separowani od reszty
społeczeństwa, choć i to się zdarza w bardziej fanatycznych, a uznanych za
nieheretyckie odłamach wielkich religii.
Atmosfera
przesiąknięcia wielkimi religiami jest tak wszechobecna, że wielu ludzi po
prostu jej nie zauważa. Traktują swój pobyt w baśniowych świecie, do którego
zostali wrzuceni jako niemowlęta, jak rzeczywistość. Dlatego są wyczuleni (i
słusznie!) na absurdy proponowane przez obce, wielkie i małe religie. Potrafią
się słusznie śmiać z ich dogmatów i rytuałów. Jednakże ich śmiech jest
nieszczery, bowiem podobne absurdy w swoim baśniowym świecie traktują z całkowitą
powagą i potrafią ich bronić, nieraz całkowicie bezpardonowo. Światy
niepasujące do ich baśni nie mieszczą się im nieraz w głowach i nie są to
tylko równie wydumane światy innych religii. Swoje miejsce ma wśród nich również
nieszczęsna rzeczywistość, zgoła niezauważalna w tym kalejdoskopie
odrzucanych konstruktów myślowych.
Można
nawet zauważyć, że dla niektórych wierzących osoby żyjące w rzeczywistym
świecie są szczególnie wdzięcznym obiektem ataków. W końcu innowiercy, mające
swoje własne opary „duchowości", mają coś bliskiego mieszkańcom
innych oparów. Tymczasem ktoś, kto nie łudzi się żadną wiarą religijną
psuje całą zabawę w znacznie większym stopniu. Powstają zatem ulotne
koalicje różnych wierzących przeciwko świeżemu powietrzu i otwieraniu oczu.
Piszę ten artykuł w czwartek, dziś wieczorem odbędzie się kolejne spotkanie
PSR Wrocław, na którym będziemy mówić o teologii wyzwolenia, która jest między
innymi znacznie bardziej ekumeniczną wersją katolicyzmu, niż ta propagowana
przez Jana Pawła II i Benedykta XVI. Czy ewentualne (aczkolwiek raczej mało możliwe)
zwycięstwo bardziej otwartego nurtu katolicyzmu przyniesie ludziom na świecie
spadek zawartości religijnych oparów w powietrzu? Czy pralnie młodych neuronów
zostaną ustawione na niższe obroty? Dla mnie odpowiedź nie jest oczywista. Całkiem
możliwe, że większa otwartość Kościoła przyniesie wzmocnienie sojuszu
ludzi religijnych przeciwko osobom trzeźwym, całkowicie świadomym swojej
egzystencji na planecie Ziemia, ze wszystkimi tejże egzystencji prawdziwymi
ograniczeniami i możliwościami. Natomiast sekty nie znikną. Każda religia na
swoim terenie będzie walczyć z pączkującą nieustannie konkurencją i tak długo,
jak się da, będzie nazywać ją sekciarstwem.
Dalszą
część moich rozważań kontynuuję jak zwykle w filmiku z cyklu "Bezbożna
pogadanka:
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.