12 lutego
był Dzień Darwina. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów przygotowało na tę
okazję kilka wydarzeń w różnych swoich oddziałach. Oczywiście nie mogłem
być na nich wszystkich obecny, zwłaszcza, że Wrocław też przygotował co
nieco. Szczególnie uroczysty charakter przybrał Dzień Darwina w Krakowie,
gdzie naszym koleżankom i kolegom udało się puścić film w kinie, a nie w przestrzeni klubowej, jak to czyni się we Wrocławiu, choć bywają świetni goście,
jak na przykład zdobywca Oskara, reżyser Zbigniew Rybczyński. Film puszczony w Krakowie mówił o dylematach Darwina z rozpowszechnieniem teorii burzącej
chrześcijańskie przekonania i będącej ciosem dla żony dewotki. Jako, że
znamy teorię ewolucji jako teorię Darwina, wiemy, jak wielki uczony owe
dylematy rozwiązał. Obok atrakcyjnej przestrzeni kinowej, aby uświetnić Dzień
Darwina, zjawili się też znani biolodzy, aby podyskutować po filmie. Niedawno
ich dyskusja została opublikowana i można ją obejrzeć na YouTube.
Oczywiście
natychmiast dałem plusa na facebooku, odkładając jej obejrzenie na wolny
czas. W międzyczasie dostałem dramatyczny mail od mojego przyjaciela ateisty i racjonalisty, abym jednak zobaczył jak najszybciej ową dyskusję. Odłożyłem
więc na bok różne sprawy, w tym PeeSeRowe i oddałem się podziwianiu
rzeczonego materiału. Cóż, w PSR mamy różne spotkania. Większość z nich
pogłębia nasz racjonalny światopogląd, bywają też takie, które pobudzają
do myślenia nie wprost, na zasadzie konieczności sprzeciwienia się, repliki,
głosu niezgody na wyrażane przez zaproszonych gości treści. Jedno i drugie
rozwija, choć trochę się jednak zmartwiłem, że akurat na Dzień Darwina
promujemy treści dla wyrobionych odbiorców, czyli takich, którzy powinni uczyć
się na ich przykładzie polemizować z poglądami nieracjonalnymi.
Aby nie
być gołosłownym i aby zachęcić do obejrzenia krakowskiego materiału, za który
nie należy winić pracowitych i wielce zasłużonych dla świeckiej Polski
gospodarzy, lecz co najwyżej ich gości, przytoczę fragmenty zawartej w nim
dyskusji:
„Profesor
Łomnicki: „Z Dawkinsa się naigrywali, że przy pomocy swojego
komputera Macintosh Richard Dawkins chce udowodnić, że Pana Boga nie ma. No
nie bardzo to wychodzi, ponieważ religia nie należy do nauk ścisłych (...)
Mnie zastanawia, skąd jemu się wzięło, taki nagle ateizm, że on musi ludzi
informować, że Pana Boga nie ma." Profesor
Vetulani: „Bo to jest jego przekonanie religijne"."
"Łomnicki:
„Dla mnie te dwie sfery to nie są… tzn. tu zostało przedstawione, że
to są takie dwie ważne rzeczy: albo Darwin, albo religia. A… i to i to!".
Pyza: „Ja też tak myślę!"."
"Vetulani: „Mamy różne drogi poznania świata. My oczywiście wierzymy, że
najlepsza, najskuteczniejsza droga to jest poznanie dyskursywne. (...) Ale to
jest tylko jeden typ poznania. Mamy poznanie estetyczne (...), mamy poznanie
intuicyjne (...), poznanie ekstatyczne. Tak jak jest wiele rodzajów
inteligencji (...). Nauka zajmuje się jednym określonym typem poznania i to
jest inny typ poznania niż ten, który propaguje religia. I dlatego tutaj,
powiedziałbym, nie musi być konfliktu; jak ktoś chce zrobić konflikt, to
oczywiście, że może zrobić konflikt, ale nie musi być, bo to jest po prostu
inny typ poznania. Czego innego szukamy. Mnie nikt nie udowodni, czy dany obraz
jest piękny, czy nie."
Jak widać,
zaproszeni z okazji Dnia Darwina profesorowie chcieli koniecznie udowodnić, że
teoria ewolucji stoi w konflikcie wobec religii, a już zwłaszcza wobec chrześcijaństwa.
„Dziwactwa" Darwina, który jakiś konflikt jednak widział i dość
silnie odczuwał, profesor Łomnicki w innej swojej wypowiedzi objaśnił szczególnym
fanatyzmem angielskich protestantów. Zasugerował, iż katolicyzm nie tworzy
takich problemów. Sugerowanie, iż fanatyzm religijny Anglików w połowie XIX
wieku był większy, niż na przykład katolickich Hiszpanów, jest moim zdaniem
dość ekscentryczną tezą, wskazującą być może na przywiązanie pana
profesora do wiary płynącej z Rzymu, co być może wyjaśniałoby owego
powtarzanego z namaszczeniem „Pana Boga"...
Obrona
religii przez profesorów na Dzień Darwina oparła się na dwóch, sprzecznych
ze sobą argumentach. Owa sprzeczność nie przeszkadzała im jednak
najwidoczniej. Pierwszym argumentem było założenie, iż religijność ludzi
jest przystosowaniem ewolucyjnym, więc nie ma co walczyć z tym, co dobre i potrzebne. Drugim argumentem były sławetne rozdzielne magisteria. Jak zauważył
profesor Vetulani, poznanie kognitywne (w tym naukowe) istnieje obok poznania
ekstatycznego (religijnego) i żadne z nich nie jest lepsze, ani gorsze. Zdziwiło
mnie powoływanie się na te dwa argumenty jednocześnie, bowiem pierwszy zdaje
się zakładać, iż religia jest tworem mimo wszystko zmyślonym (choć
szczerze podziwianym i branym pod obronę), zaś drugi zdaje się zakładać, iż
religia jest równie prawdziwa i wartościowa poznawczo, jak świat odsłaniany
przed nami metodami naukowymi. Jak widać te sprzeczności wynikły zapewne z posługiwania się inteligencją ekstatyczną przez profesorów, nie zaś
inteligencją kognitywną.
Argument z przystosowania jest moim zdaniem dość naciągany. Po pierwsze nie sądzę,
aby można było odnosić ideę doboru naturalnego do zachowań społecznych. Ale nawet jeśli,
to co z tego wynika? Że mamy podziwiać najsilniejszego i najbardziej
skutecznego w zabijaniu konkurencji i niezależnie od tego, co sądzimy, popierać
jego światopogląd? Wobec takiego podziwu dla przystosowawczej wartości danego
zjawiska, powinniśmy popierać ludobójstwo (nasze geny górą, gdy to my jesteśmy
ludobójcami!), niewolnictwo, wojny religijne prowadzące do zwycięstwa naszej
„jedynie słusznej" wiary i inne takie kwiatki. Moim zdaniem profesor
Łomnicki uzasadnił wartość religii argumentem przywodzącym na myśl
rasistowskie pojmowanie darwinizmu na przełomie XIX i XX wieku. Nie zdziwiło
mnie zatem jego przekonanie o tym, że to chrześcijaństwu i judaizmowi zawdzięczamy
naukę, bo w politeizmie nie mogłaby się rozwinąć. Potępiany przez niego
nowy ateizm Dawkinsa uzasadnił zaś tym, iż Dawkins ma do czynienia z muzułmanami.
Gdyby miał do czynienia ze światłymi katolikami z Polski, Dawkins z pewnością
nie zostałby ateistą medialnym… Raczej chwaliłby religię podobnie jak Łomnicki. A tak, za sprawą wrednych protestantów i muzułmanów Dawkins zbzikował,
upierając się, iż modele ewolucji oka przeprowadzane na komputerze
czegokolwiek dowodzą… (nic nie szkodzi, iż wielu wierzących (w tym naukowców)
stwierdzało wcześniej, że oko nie mogło ot tak wyewoluować, że stworzył
je bóg). Światły profesor Łomnicki śmiał się zatem wraz z innymi
profesorami z Dawkinsa w Cambridge.
Argument o rozdzielnych magisteriach znamy już z wielu innych źródeł. Ale nigdy nie
dość z nim polemizować. Profesor Vetulani stwierdził, iż skoro mamy
inteligencję kognitywną, emocjonalną, ekologiczną i ekstatyczną, to i poznanie mamy kognitywne, emocjonalne, ekologiczne i ekstatyczne. A co za tym
idzie, mamy też rzeczywistości kognitywne, emocjonalne, ekologiczne i ekstatyczne. Słuchając tego zacząłem sobie wyobrażać astronoma, który bez
żadnego teleskopu bada kosmos za pomocą inteligencji emocjonalnej, albo też
chorych leczących się po wypadku samochodowym za pomocą samej li tylko
inteligencji ekstatycznej. Człowiek wpleciony we wrak samochodu, z rozwaloną
czaszką, z otwartymi ranami upapranymi brudem, z pewnością może się
wyleczyć za pomocą inteligencji ekstatycznej, czyli modlitwą, mantrą, różańcem
etc. Znam to z muzeum. Pod zbrojami padyszachów otomańskich znajdowały się
kartki z surami Koranu. Aż dziwne, że w ogóle używali tych zbrój! Czyżby
byli za mało inteligentni ekstatycznie?
Jako, że
dalsze moje wątpliwości wyrażę zaraz w pogadance, na koniec poruszę jeszcze
inny drobny temat. Na obronę religii wobec nauki pojawił się też Matisse.
Jak stwierdzili profesorowie, dla jednych jego dzieła to szczyt piękna, a dla
innych bohomazy. Znaczy… bóg istnieje (to znaczy Pan Bóg), albo przynajmniej
nie należy przeszkadzać innym w przystosowaniu ewolucyjnym istnienia boga.
Wspaniały argument, zważywszy również na to, że Matisse, podobnie jak żyjący w zupełnie innych czasach Rubens, był jednym z największych mistrzów rysunku w sztuce i może to stwierdzić nawet Japończyk niemający bladego pojęcia o malarstwie europejskim, bo doskonałe prowadzenie linii to umiejętność
obiektywna. Ale co tam jakiś Japończyk — jako niemonoteista, jegomość z pewnością jest osobą niemogącą rozwijać
nauki, więc i o rysunku pewnie nic nie wie...
Dalszy
ciąg moich rozważań znajdziecie jak zwykle w bezbożnej pogadance:
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.