Czasem w komentarzach do moich pogadanek spotykam się z zarzutem, iż nie wszystkie
religie równie mocno krytykuję. Idąc tą drogą rozumowania, niektórzy moi słuchacze
twierdzą, iż zapewne mniej krytykowane religie darzę jakimiś szczególnymi
względami. Otóż nie — jest to mylny wniosek. Siłą rzeczy tu, w Polsce,
najbardziej doskwiera nam chrześcijaństwo, ale staram się dbać o to, abyśmy
przy okazji moich bezbożnych pogadanek nie ograniczali się tylko do niego,
lecz zwracali uwagę również na inne wierzenia.
Najbardziej
toksyczna cecha jest wspólna dla wszystkich religii. Polega ona na umieszczaniu
wyznawcy, najczęściej za młodu i przez jego najbliższych, w świecie pielęgnowanych i bronionych z uporem złudzeń przesłaniających rzeczywistość. To
umieszczenie odbywa się w dużym stopniu na płaszczyźnie emocjonalnej, w mniejszym zaś na płaszczyźnie intelektualnej. Urobiony za młodu wyznawca tej
czy innej „jedynie słusznej prawdy", jest skłonny bronić jej
kosztem ewidentnych faktów jej przeczących, a także kosztem ludzi, którzy ośmielają
się propagować prawdziwszy obraz rzeczywistości. Zaprzeczanie odziedziczonym z mlekiem matki złudzeniom religijnym wzbudza przeważnie agresję, natomiast
wiele z tych złudzeń ma silny paradygmat konieczności ich szerzenia.
Nasz
prawdziwy dom, czyli rzeczywistość jaką odkrywa przed nami nauka, wraz z zachodzącymi w niej interakcjami społecznymi i emocjonalnymi, zostaje za sprawą
wdrażania religii u wielu ludzi częściowo, lub całkowicie przesłonięty. W tym zaślepiającym wpływie nie można wyróżnić religii gorszych bądź
lepszych. Buddysta może być równie mocno zaślepiony swoim jedynie słusznym
mitem jak muzułmanin swoim. Chrześcijanin i wyznawca judaizmu potrafią być niemal
identyczni w złości, jaką reagują na wzmianki o faktach przeczących ich
religijnym urojeniom. Zarówno u Sikha, jak i taoisty wiedza w danej dziedzinie
nauki nadal może być spychana na drugi plan przez naiwne, wdrukowane w dzieciństwie
wierzenia. Nie brak profesorów
chrześcijan, którzy przekłamują swoją dziedzinę wiedzy, byleby nadal
pozostać w religijnym złudzeniu i w szerzeniu tego złudzenia. Tak samo będą
postępować profesorowie, którzy nie zerwali z innymi religiami — hinduizmem,
zoroastrianizmem, islamem etc. To zjawisko jest tak częste, że wielu ludzi
racjonalnych boi się przeciwko niemu protestować, zdając sobie sprawę z tego, że krytykują (a dla wyznawcy każda krytyka jest atakiem) pogląd dojmującej
większości ludzkości, zarażonej wirusami tej czy innej wiary. Tym niemniej
protestować trzeba, bo inaczej nic się nie zmieni, a im szybciej zajdą zmiany w kierunku rozwiewania oparów religijnych urojeń, tym mniej młodych ludzi będzie
musiało wzrastać w silnie uzależniających oparach wiary z dużą dozą poświęcenia
podsycanych przez ich rodziców.
Religie
to także silna kastowość. Każdy wyznawca ma wrażenie, iż jego urojenie o bogu/bogach/bogini/boginiach jest „prawdziwe", zaś brak urojeń,
tudzież inne urojenia są „fałszywe". Wyznawca ma zatem „dany z niebios dostęp do prawdy", którego nie mają ci, którzy nie należą do
jego klanu współwyznawców. Niekiedy wyznawca, za sprawą wirusa swojej wiary,
pragnie „uszczęśliwiać" osoby spoza swojego klanu, chcąc na nich
wymuszać uznanie dla swojej „jedynej prawdy". To zjawisko zostało już
nazwane przez co śmielszych badaczy „rasizmem religijnym" i sądzę,
że ta nazwa jest bardzo adekwatna. Rasizm religijny ma znacznie szerszy zakres
występowania, niż rasizm etniczny, z którym zresztą chętnie brata się, gdy
może. Wyznawanie jakiejkolwiek religii zawiera już w sobie automatycznie
elementy rasizmu religijnego, które w zależności od wrażliwości i upojenia
„inteligencją ekstatyczną" danego wyznawcy mogą być słabe, albo
bardzo mocne. Nie każdy natomiast przedstawiciel danego narodu, rasy, czy
cywilizacji musi być rasistą etnicznym.
Te dwie
cechy każdej religii — życie w urojonym świecie kosztem rzeczywistości, oraz
rasizm religijny są tak naprawdę istotą zła, jakie może płynąć z każdego
wyznania, na małą i na wielką skalę. Ten zgubny wpływ na ludzi zawarty jest
już w samej istocie religijności, bo przecież nikt religijny nie mówi, iż
wierzy „być może" w Jezusa, czy Sziwę. Wiara religijna to jedynie
utwierdzanie się w dogmacie tej czy innej religii za pomocą erystycznej
gimnastyki myślowej unikającej wszelkich niewygodnych punktów odniesienia,
oraz za pomocą silnych emocji wzbudzanych przez rytuały mające ominąć
jakiekolwiek krytyczne myślenie. Ludzie religijni chcą być naiwni jak dzieci,
dlatego nazywają swoich bogów i swoje boginie ojcami oraz matkami. Zmaganie się z wątpliwościami w wierze religijnej nie polega na dopuszczaniu innych modeli
dziania się świata, lecz na zabijaniu w sobie wszelkich przejawów krytycznego
myślenia.
Każda
religia daje przyzwolenie na przemoc wobec innego, a nawet do niej zachęca. W różnych
okresach historycznych i w różnych miejscach na ziemi ta przemoc w wydaniu różnych
religii może być słabsza, lub silniejsza. To, że dana religia łagodnieje
nie oznacza koniecznie, że znów nie wejdzie w fazę wzmożonego fanatyzmu.
Zawarty w każdej religii paradygmat wynoszenia urojeń ponad rzeczywistość i wyjątkowości swej „jedynie słusznej" drogi do „prawdy"
nie zmienia się w swej istocie. I zawsze też może rozpalić na nowo ogień
przemocy. Islam bywał już łagodniejszy niż jest teraz, nienawiść na tle
religijnym wracała cyklicznie wśród chrześcijan z byłej Jugosławii, wielu
hinduistów w Indiach radykalizuje się doprowadzając do pogromów innowierców,
na co i oni, gdy mogą, nie pozostają obojętni. Świeckie ideały Jawaharlala
Nehru, pierwszego premiera Indii, bynajmniej nie rozwijają się w tym pięknym
kraju nieprzerwanie. Religijny fanatyzm często podnosi swój drapieżny łeb i nie jest wcale powiedziane, że w końcu nie zwycięży. Nie może być inaczej,
skoro u podstaw nadal tkwi w tych religiach silna potrzeba fałszowania faktów i silne poczucie wyższości „duchowych wędrowców na jedynej w pełni właściwej
ścieżce".
Dalszą
część moich rozważań zawarłem jak zwykle w kolejnej bezbożnej pogadance:
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.