Sama idea podatku na Kościół nie jest zła. Uważam,
że idealnym rozwiązaniem by było, gdyby osoby zainteresowane tą czy inną
wspólnotą wyznaniową utrzymywały ją samodzielnie, nie wyciągając pieniędzy
od osób danymi wierzeniami niezainteresowanych, jak to się dzieje teraz.
Niestety, większość osób religijnych nie potrafi spojrzeć na swoje duchowe
zainteresowania z zewnątrz. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ich wierzenia są
dla osoby postronnej zwykłym hobby. Jednocześnie sami nie uznają wierzeń wielu innych osób, którym
tradycja nakazuje inny ryt religijny.
Oczywiście
sprawa nie jest taka prosta. W większości państw świata opłaca się
powszechnym podatkiem naukę, edukację, przedsięwzięcia kulturalne, jak i pomoc medyczną dla najuboższych. Też nie wszyscy podatnicy są tym
zainteresowani. Tym niemniej, nawet jeśli ktoś nie chce się uczyć, nie może
na obiektywnym gruncie zaprzeczyć zaletom edukacji dla innych ludzi, w tym być
może jego dzieci i wnuków. Jeśli ktoś nie chce opłacać ze swoich podatków
wojska, nie może zaprzeczyć, że w istnieją jednak zagrożenia,
przed którymi nas wszystkich wojsko chroni. Gdyby Unia Europejska w ogóle nie
posiadała żadnej armii, mielibyśmy znacznie gorszą pozycję w polityce międzynarodowej, a może nawet zostalibyśmy najechani. O tym, jakie pożytki może dawać opłacanie
przez osoby postronne czyichś wierzeń nie można natomiast powiedzieć nic
rozsądnego. Sami wierzący byliby pierwsi w krytyce, gdyby nakazano im płacić
na nieswoje wierzenia. Na przykład katolikom na hinduizm.
Dlatego
uczciwym rozwiązaniem jest utrzymywanie danego wyznania tylko i wyłącznie
przez osoby nim zainteresowane. Można się zastanawiać, czy to państwo
powinno obsługiwać taki podatek poprzez swoje urzędy, ale to już inna
kwestia. Niestety, propozycja podatku na związki religijne, jaka ma coraz większą
szansę wdrożenia na długie lata, to podatek 0.5% na związki wyznaniowe
odliczany od podatku ogólnego. Czyli ktoś, kto nie będąc religijnym nie
zechce opłacić owego 0,5% na Kościół, czy inną organizację religijną i tak będzie płacił taką samą kwotę. Co oznacza, iż będzie musiał w stopniu o 0.5% większym opłacać infrastrukturę państwa, szkoły,
uniwersytety, sale koncertowe, wojsko, policję, etc. Jednocześnie, jeśli jest
zainteresowany światopoglądem niereligijnym, będzie miał wręcz mniej pieniędzy,
aby go wspierać i rozwijać. Jest to rozwiązanie zdecydowanie nieuczciwe,
dyskryminujące osoby niewierzące.
Dlatego
pojawił się pomysł, zaproponowany nam przez profesora Tadeusza Zielińskiego z Warszawy, w którym PSR będzie chętnie uczestniczyć, aby owe 0.5% można było
przeznaczyć też na związki światopoglądowe. Oczywiście w tym celu powinniśmy
poprosić o wsparcie filozofów broniących świeckości państwa, takich jak
profesor Hartmann. Ważne jest, aby mieć precyzyjną definicję związku światopoglądowego,
której nasz rząd nie będzie mógł łatwo odrzucić. Drugim istotnym celem
jest stworzenie ogólnopolskiej koalicji związków światopoglądowych, tak aby
nasz głos był jak najszerszy i najmocniejszy.
Przy
ewentualnym sukcesie, na który wypada nam liczyć, nie będzie to jeszcze
koniec drogi do laickiej sprawiedliwości. Kościół czerpie swoje dochody również
ze wszelakich zwolnień podatkowych, zaś państwo jest zobowiązane zatrudniać
jego przedstawicieli na kapelanów szpitalnych i wojskowych, oraz na nauczycieli
religii. Gdy kościół staje do przetargów o projekty rad miejskich, czy nawet
UE, ma często uproszczoną drogę dla pozyskania funduszy. To również powinno
zostać zrównane w stosunku do związków światopoglądowych. Niekoniecznie
kosztem innych podmiotów — być może z uwagi na zaistnienie związków światopoglądowych
związkom religijnym powinno się odebrać wszelkie nadprogramowe przywileje, które
prowadzą do nadużyć. W przypadku kościoła katolickiego wymagałoby to
zerwania konkordatu.
Uważam,
że związki wyznaniowe, otrzymawszy owe 0.5% nie powinny już czerpać
dodatkowych dochodów — z kościołów powinny na przykład zniknąć tacki, zaś
ksiądz nie powinien naliczać opłat za śluby i pogrzeby swoim podatnikom.
Jedyną rzeczą, którą państwo powinno łożyć na rzeczy wokół kościelne,
powinno być wspieranie utrzymania zabytkowych świątyń. Ale też te świątynie
powinny być otwarte dla celów świeckich, na przykład na koncerty, bez żadnych
dodatkowych opłat. Jak wiemy, tak się nie dzieje. Przykładowo większość
koncertów Wratislavii Cantans odbywa się we wrocławskim kościele Marii
Magdaleny, który nie jest katolicki, tylko polsko-katolicki, nie podlega zatem
Watykanowi i nie dyktuje świeckim organizatorom festiwalu horrendalnych cen. Jeśli
chodzi o związki światopoglądowe, nie mogą one nawet marzyć o takich możliwościach
pozyskiwania środków finansowych jakie ma Kościół. Z pewnością państwo
powinno zadbać choć o przyznanie budynków tym związkom, obecne prawo niby
daje taką możliwość, ale są to małe biura, które trzeba remontować, które
znajdują się często w nieatrakcyjnych miejscach, zaś na takie sale, w których
można by organizować wielkie wydarzenia raczej nie ma co liczyć.
Pozostaje
jeszcze ostatnia kwestia. Nadal nie uważam, iż uczciwe jest odejmowanie z powszechnego podatku 0.5% na rzecz osób mocno zainteresowanych jakąś religią
lub światopoglądem. Jest to oczywiście znacznie lepsze, niż odejmowanie z podatku tylko osobom religijnym, ale wydaje mi się, że te 0,5%, albo większa
kwota, powinny być dodatkowym podatkiem. Tak, aby osoba nie zainteresowana żadną
religią, ani światopoglądem mogła płacić tylko bazowy podatek. Doskonale
wiemy, dlaczego Kościół boi się takiego rozwiązania. Zdaje on sobie
doskonale sprawę z tego, że wielu polskich katolików niejako unosi się
bezwiednie z prądem tradycji. Gdy nagle się okaże, że to kosztuje, że
katolicy płacą na przykład 6% na Kościół, zastanowią się mocniej niż
przy dyskusjach na przykład z nami, czy ta cała tradycja jest aż tak cenna.
Czy trzeba chrzcić dzieci, czy trzeba mieć ślub i pogrzeb kościelny i czy
religia jest rzeczywiście nieodzownym elementem wykształcenia dziecka… Kościół
natomiast otrzyma policzek w swoim gorliwym uniwersalizmie — jego hierarchowie będą
musieli i w Polsce zadać sobie pytanie, czy wygłaszać mszę dla osób nie płacących
podatków na rzecz tej religii. Będą musieli spojrzeć na to z zewnątrz, co
jest koniecznie, jeśli chce się na cokolwiek spoglądać uczciwie.
Na dalszą,
bardziej żartobliwą część moich rozważań zapraszam do bezbożnej
pogadanki:
Ps.: W najbliższym czasie potrzebna będzie nam definicja
światopoglądu, tak aby przedstawić ją jako argument za tym, że nie tylko
związki wyznaniowe powinny być wspierane przez państwo. Każdy chętny
filozof i religioznawca będzie tu bardzo pomocny! Inną potrzebną rzeczą jest
tworzenie koalicji związków światopoglądowych zabiegającej o takie a nie
inne rozwiązanie prawne. Jeśli ktoś z was należy do związku światopoglądowego i chce partycypować w projekcie, proszę go/ją o poinformowanie władz jego
stowarzyszenia/organizacji o tym projekcie i kontakt ze mną: jacek.tabisz@psr.org.pl
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.