|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Sen rozumu nad Wełtawą. Rzecz o szaleństwie w Czeskiej Republice [1] Autor tekstu: Sławomir Budziak
Zagrajmy w grę
skojarzeń. Rzucę hasło „Czesi". Jakie obrazy wyłonią się w twojej głowie?
W ciągu skojarzeń między takimi emblematami czeskości jak Švejk i Kafka, Havel i Čapek, Arabela i Sąsiedzi oraz wiele innych z dużą dozą
prawdopodobieństwa pojawi się i hasło „naród ateistów". Ateizm
Czechów nie należy tylko do domeny stereotypowego postrzegania tego narodu
przez Polaków. Przeciwnie, powołują się nań sami Czesi oświadczając to, a to tonem właściwym stwierdzeniom faktów naukowych, a to z nutką dumy.
Naturalnie są i tacy, którzy konstatują to z rozgoryczeniem. Tak się jednak
składa, że nie o ateizmie jako takim będzie mowa, a powód dla którego podążyłem
tym tropem jest inny i wiąże się z pewną konwencję myślenia, która utożsamia
ateizm i świeckość z krytycznym rozumem i nauką. To skojarzenie nie jest z gruntu błędne, bo chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że krytycznej myśli
nie zawsze jest po drodze z pobożnością, ale może nas ono zwieść na
manowce fałszywych utożsamień. Więc jak to jest z tymi Czechami? Wprawdzie są
narodem zeświecczonym, ale deklaracja o ich ateizmie wydaje się deklaracją na
wyrost, o ile nie uznamy samej słabej przynależności do oficjalnych kościołów
za ostateczne kryterium ateizmu. Niezależnie jednak od tego świecki charakter
społeczeństwa Republiki Czeskiej nie przekłada się na jego racjonalizm czy
krytyczne myślenie, bo w tym małym kraju daje się wiarę rzeczom nie z tej
ziemi.
A dlaczego w ogóle
zaprzątać sobie tym głowę? Jesteśmy świadkami nabierającej rozpędu
polskiej mody na czechofilię. Jak to z fascynacjami tego typu bywa, potrzeba
romantyzowania jakiejś innej rzeczywistości jest tu obecna bodaj w tym samym
stopniu co ciekawość poznawcza. I właśnie w imię ciekawości poznawczej i z
potrzeby skorygowania i uzupełnienia wizerunku Czechów, który się w Polsce
pielęgnuje, warto zapytać się o czeski irracjonalizm. Zwolennicy
terapeutycznej czechofilii mogą jeszcze zawrócić, zaś ci który nie mają
nic przeciwko seansowi czeskiego filmu w innym wydaniu mogą zapoznać się ze
snem rozumu u naszych południowych sąsiadów.
Wszyscy ludzie prezydenta, czyli wstecznicy na Praskim Zamku
Kiedy piszę te słowa,
nowo wybrany prezydent przejął właśnie rządy nad Czeską Republiką. Milosowi
Zemanowi, bo o nim tu mowa, można zarzucić to czy owo, ale w pewnych względach
nie przebije swojego poprzednika, Václava Klausa, który z Prazského Hradu czyli Praskiego Zamku uczynił kuźnię myśli, oględnie
mówiąc, osobliwych. O poprzednim prezydencie Czech napisano i powiedziano już
wiele. Był przedmiotem niejednej kontrowersji i nie sposób nie odnieść wrażenia,
że to właśnie postawił sobie za cel. Ze stanowiska może nie tyle
konserwatywnego co raczej opozycyjnego wobec każdego konsensusu ferował
arbitralne wyroki z pewnością siebie właściwą wyroczniom. W owych wyrokach
pobrzmiewała zazwyczaj ostra krytyka, bowiem Klaus bywał w reguły „na
nie". Dostało się ekologom ostrzegającym przed zmianami klimatycznymi,
homoseksualistom, zwolennikom integracji w ramach Unii Europejskiej czy też
idei społeczeństwa obywatelskiego, w której Klaus upatruje zagrożenia
demokracji. Tyle tytułem tła, bo postać byłego już prezydenta tego kraju i ocena jego politycznych poczynań są poza zakresem tego artykułu. Zamiast tego
poświęcę parę słów dwóm z jego najbliższych współpracowników, zanim w kolejnych paragrafach przejdę do przejawów "niezwykłych
złudzeń i szaleństw tłumów" że zacytuję klasyka. Owi ludzie
Klausa stanowią bowiem żywą ilustrację, tego że umysłowy obskurantyzm nie
jest przeszkodą we wdrapaniu się na najwyższe szczeble życia publicznego w Czechach.
Bój z przyrodą
"Każdy
cios zadany naturze jest zwycięstwem cywilizacji" L.Jakl
Ladisvlav Jakl jest
bliskim współpracownikiem Václawa Klausa już od lat dziewięćdziesiątych.
Jego idée fixe to ochrona przyrody, co zawsze raduje w przypadku osób piastujących
państwowe funkcje. Tylko że u Jakla owa pasja ma postać odruchu wymiotnego na
dźwięk słowa „ekologia", a w jego słowniku obrońca przyrody to
„kolaborant" i „ekoterrorysta". W czarno-białym, niemal
manichejskim obrazie świata tego męża stanu, człowiek i przyroda stoją
naprzeciw sobie uwikłani w nieustającym pojedynku od samego zarania dziejów
naszego gatunku. Albo my, albo ona. Katastrofa Deep Horizont? Toż to fraszka,
przecież całe tygodnie zajęło łowcom sensacji znalezienie choć jedynego
zabrudzonego ropą ptaszka. Ostatecznie, ropa jest substancją naturalną, a zamierzeniem całego tego szumu jest psychiczny szantaż całych narodów, bo od
gnębionych poczuciem winy łatwiej dostać pieniądze. Pan Jakl pogrążony w retorycznych bojach z wykrzywioną karykaturą ekologii stanowi podręcznikowy
przykład jednego z typowych błędów logicznych znanego m.in. jako
„atakowanie chochoła". Pocieszające jest to, że Jakl ze swoim
poczuciem stanu oblężenia przez przekupnych ekoterrorystów, nie piastował żadnego
ministerialnego stanowiska. O jego zapędach do władzy świadczy jednak fakt,
że poważnie nosił się z myślą kandydowania w ostatnich wyborach
prezydenckich. Okazał się zbyt małym graczem.
Dan Brown przedsoborowego katolicyzmu
Bezrozumność to
dziedzina, w której jak w każdej innej, są lepsi i gorsi. A tak się składa,
że wspomniany wyżej Jakl nawet w szczytowej formie nie dorównuje prawdziwemu
koryfeuszowi myśli nieprzeniknionej. Petr Hájek, bo o nim tu mowa, to inna
charakterystyczna postać z najbliższego kręgu współpracowników Václava
Klausa. Doradca, polityk, rzecznik prasowy, dziennikarz oraz literat w jednej
osobie. Jego ostatnie dwie powieści to istny anty-Brown. W owych książkach
roi się od postaci historycznych i fikcyjnych na tle wiekopomnych wydarzeń.
Tajne organizacje rządzą światem zza kulisów, a spiskowcy pragną obrócić w niwecz cywilizację chrześcijańską. Ale Hájek źle znosi porównania z Brownem, choć powodem nie jest tu jakaś małostkowa zawiść wobec tego
gwiazdora literatury popularnej. Powód jest zgoła innej natury. Dan Brown
jest, według samego Hájka, "jednym z nich". Trzeba bowiem wiedzieć, że granica między światem
przedstawionym na kartkach książek a światem widzianym oczyma autora, jest
niedostrzegalna. Jego nie literackie wypowiedzi są utrzymane w paranoicznym
tonie, na który składają się aluzje, insynuacje i wskazywanie tajemniczych
„ich" czyli spiskowców, iluminatów, bolszewików, wrogów kościoła i zakłamanych środków przekazu. U podłoża owych konspiracji jego
przenikliwy umysł dostrzega spisek spisków — nieuchronne i najzupełniej dosłowne
przyjście antychrysta przed którym przestrzega z całą swoją powagą. Częścią
przygotowań do przyjścia antychrysta jest złowroga i bezduszna maszyneria
Unii Europejskiej, dzieło elit wolnomularskich, zaś rzecznikami prasowymi sił
ciemności są media i tajne ugrupowania. Jedyną ostoją nadziei jest Kościół,
ale i ten uległ podszeptom i pokusie modernizacji w toku Drugiego Soboru Watykańskiego.
Naturalnie Hájek nie jest gołosłowny i na poparcie swoich
przekonań jest gotów przytoczyć, jak sam twierdzi, góry dowodów. No bo jak
inaczej zinterpretować fakt, że WWW, mimo iż adres witryny internetowej
obejdzie się bez tych trzech pozornie niewinnych liter, nadal pozostaje w powszechnym użyciu? I czy przypadkiem jest, że — jak twierdzi mistrz kodów Hájek — w hebrajskim piśmie litera W odpowiada liczbie 6? Naturalnie, nie jest to
zbieżność, a sam internet firmowany tym diabelskim szyfrem stał się
wszechwiedzącą wyrocznią dla milionów. Poza mistyczną numerologią wspiera
się on autorytetem niezmiennie aktualnego Pisma świętego. Przyznajmy,
argumenty to nie do odparcia.
Katalog sprzysiężeń i spisków Hájka jest jednak dużo szerszy.
Osama bin Laden to postać fikcyjna, a terrorystyczne ataki z 11 września, tak
jak je znamy, nie miały miejsca. Objawieniom nie ma końca, wyrocznia Hájek
nie ogranicza się do pogranicza wielkiej polityk i teologii. Nieobce są mu
zagadnienia zdrowia. I tak wszystkie ofiary fałszywego przekonania o szkodliwości
palenia mogą odetchnąć — zaciągnąwszy się dymkiem w pierwszej kolejności — bowiem dowiadujemy się, że nie ma dowodów na szkodliwość nikotyny.
Niebezpieczeństwo stanowi natomiast homoseksualizm, który jest dewiacją i śmiertelną
chorobą duszy.
Tęgie lanie odbiera i nauka. Hájek prostuje urojenia darwinistów.
Kto jak kto, ale on — cytując — „od małpy nie pochodzi". A tacy
kardiochirurdzy na ten przykład dają się zwieść mistyfikacji, w myśl której
serce to tylko mięsień. Nic dziwnego, że przeszczep serca skończy się
zgonem, diagnozuje Hájek odnosząc się do śmierci pewnego czeskiego pacjenta.
W tym miejscu trzeba podkreślić, że chociaż Klaus i Hájek w wielu kwestiach się zupełnie nie zgadzają, to zgoda w pozostałych sprawach
jest na tyle duża, że ów paranoiczny fantasta pozostawał bliskim współpracownikiem
Klausa od lat dziewięćdziesiątych. Czesi powinni być wdzięczni, że ich
ustrój polityczny nie daje większej roli prezydentowi, który z taką świtą
mógłby wyrządzić więcej szkód.
Tyle na temat pokrewieństwa
intelektualnego w tym prezydenckim tandemie. Istotniejszym pytaniem jest odbiór
tej postaci przez Czechów. W pierwszym odruchu można powiedzieć, że Hájek
nie należy do ulubieńców przeciętnego Czecha i stanowi aż zbyt łatwy cel
drwin. Jednak bliższe spojrzenie na sprawę prowadzi do jakiegoś poznawczego
dysonansu. W nie tak dawno przeprowadzonym badaniu opinii publicznej jedna
trzecia zapytanych dała wyraz wierze w teorie spiskowe, w tym w niektóre należące
do repertuaru tego prezydenckiego współpracownika. W połączeniu z innymi
przekonaniami nie tak małej części czeskiego społeczeństwa — o nich będzie
jeszcze mowa — sprawia to, że pozorna przepaść między tą skrajną postacią
fundamentalisty i tropiciela spisków oraz statystycznym Czechem zmniejsza się, a obraz Czechów nabiera na dwuznaczności.
Syzyfowe prace
Byłoby swojego
rodzaju nieuczciwością brnąć dalej w opisie zmór irracjonalizmu u naszych
południowych sąsiadów pomijając fakt, że na czeskim gruncie znalazły się
światłe umysły zdecydowane bronić rozumu. Dlatego zanim przejdziemy do
najpikantniejszych części tego artykułu, musimy cofnąć się w czasie. Jest
rok 1995. Starcie idei nowoczesnego sceptycyzmu z myślą postmodernistyczną, napływem tzw. nowej duchowości i taniego
mistycyzmu, które w świecie zachodnim trwa już od jakichś dwudziestu lat i dociera do małej Republiki Czeskiej. Powstaje pierwsze nowoczesne czeskie
zrzeszenie sceptyków będące odpowiedzią na duże organizacje typu amerykańskiego
CSICOP (Committee for the Scientific Investigation of Claims of the Paranormal), a Europejska Rada Organizacji Sceptycznych wkrótce wzbogaca się o nowego członka.
Założyciele czeskiego klubu sceptyków Sysifos, czyli Syzyf okazali się
przewidujący w doborze tak nazwy jak i motta swojej organizacji, którym są słowa
czeskiego poety „Z ludzką głupotą wygrać się nie da, ale nie można
przestać z nią walczyć". Kiedy czeski Syzyf podjął trud toczenia pod górę
swojego kamienia, światowy ruch, do którego się odwoływał, miał za sobą
pewną ewolucję, a w toku wewnętrznych dyskusji oraz polemik z oponentami miał
możliwość zakrzepnąć i ustosunkować się do szerokiego spektrum zagadnień.
Pierwotne ukierunkowanie się na klasyczny wachlarz paranormalnych idei i ostrożność w ustosunkowywaniu się do wierzeń religijnych zostały poddane testowi czasu.
Napór chrześcijańskiego fundamentalizmu w postaci kreacjonizmu z jednej
strony, a nabierająca na dynamice debata na temat środowiska naturalnego,
zmian klimatycznych czy też szczepień ze strony drugiej sprawia, że dochodzi
do pewnej zmiany orientacji. Do tego wszystkiego czescy
„niedowiarkowie" muszą się ustosunkować niejako na gorąco, a nadto w okolicznościach rosnącej popularności docierających do Czech wszelkiej maści
alternatywnych trendów. Statutowe cele przyjęte przez Syzyfa to w wielkim skrócie:
propagowanie nauki i w stawanie w jej obronie jak i w obronie krytycznej i racjonalnej myśli, dokładanie starań aby placówki naukowe i szkoły również
przyznawały się do odpowiedzialności za powyższe, poddawanie testom spornych i niezwykłych twierdzeń i informowanie społeczeństwa o szkodliwych, oszukańczych i niedziałających wyrobach czy też formach terapii. Charakterystyczna dla
Syzyfa jest kodyfikowana w statucie niechęć do podejmowania problematyki
religijnej i politycznej, co podyktowane jest pragmatyzmem i niemożliwością
osiągnięcia kompromisu we własnych, nie tak licznych szeregach. Na dzień
dzisiejszy stowarzyszenie liczy około 400 zarejestrowanych członków, a w
dodatku cieszy się bliżej niesprecyzowaną grupą sympatyków. Zastępy Syzyfa
wprawdzie nie są tak liczne, ale rolę gra również ciężar gatunkowy, a tego
dostarczają osoby pokroju Jiřígo Grygara, szanowanego astrofizyka i astronoma, a zarazem twarzy Syzyfa w mediach. Zrzeszenie cieszy się poparciem
czeskiej Akademii Nauk, z pomocą której wydaje swoje publikacje i organizuje
otwarte wykłady i dyskusje.
1 2 3 4 Dalej..
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 01-05-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8938 |
|