Przeglądając dyskusje w różnych miejscach Racjonalisty.pl
ponownie zetknąłem się z dość popularną u niektórych wierzących postawą.
Jeden z gości próbujących nas nawracać na „jedynie słuszną" wiarę
zasugerował w pewnym momencie, że nawet jeśli chrześcijaństwo jest wyssane z palca, to nic nie szkodzi, bo potrzebne jest ludziom. W innych miejscach, w innych polemikach spotkałem się z rozwinięciem tej tezy — niektóre z osób
uważających się za chrześcijan sugerowały de facto, że ich wiara nie tyle
jest prawdziwa, co raczej jest doskonałym i zaakceptowanym społecznie
narkotykiem, uśmierzającym lęk przed śmiertelnością.
Na to,
na ile ów narkotyk rzeczywiście działa, zwrócił swego czasu uwagę Dawkins.
Na większości pogrzebów chrześcijańskich nie panuje radosna atmosfera, zaś
osobom śmiertelnie chorym, a wierzącym, nie mówi się: „gratulacje z uwagi na przyspieszoną podróż do lepszego świata". Brak optymizmu na
pogrzebach można tłumaczyć dwojako. Po pierwsze grono osób, które zdają
sobie sprawę z tego, że przyjmują jako środek łagodzący niepokój coś
nieprawdziwego jest wśród chrześcijan bardzo liczne. Ta świadomość
sztuczności gry konwencjami wiary dla uśmierzenia lęku ma oczywiście różny
wymiar u różnych osób, zmienia się też z pewnością w czasie. Po drugie -
rozpacz, żal, smutek, nie mniejsze niż u osób, które nie wierzą w zaświaty,
świadczy o tym, że wiara wmówiona sobie szczerze, lub zażywana świadomie
jako środek odurzający, nie działa.
Tym
niemniej jedną rzecz osoby wierzące w ten czy inny sposób w chrześcijaństwo
zdołały sobie przeważnie wmówić. Jest to całkowita pewność co do tezy,
że „jeśli wszystek umrę, wszystko traci sens". Nasza śmiertelność
jest przeciwstawiana mitycznej nieśmiertelności i uznawana za powód do
stwierdzenia, iż „życie śmiertelne jest pozbawione celu". Ta
postawa jest groźna, bo przecież życie śmiertelne jest jedynym życiem jakie
mamy. Ateiści akceptujący swoją śmiertelność są zatem traktowani przez
chrześcijan jako osoby pozbawiające się sensu życia. Jak sądzi tez wielu chrześcijan,
ludzie pozbawieni sensu życia nie mogą być oczywiście w pełni etyczni.
Wszystko
jednak wskazuje na to, że jest dokładnie odwrotnie. To raczej osoby przedkładające
zmyśloną ideę nad prawdziwy świat są narażone na zachowania nieetyczne.
Świadczą o tym brutalne prawa niektórych wspólnot religijnych, czy akty
agresji dokonywane dla wiary. W głębszym
sensie zaświatyzm szkodzi, moim zdaniem, każdemu swojemu wyznawcy. Zaświatyzm,
wiara w urojoną nieśmiertelność, nieuchronnie prowadzi do postawy odrzucenia
materialnego, czyli jedynego świata. Aby wierzący w transcendencję mógł się
nią łudzić, musi traktować otaczającą go rzeczywistość podejrzliwie,
jako zasłonę dla „czegoś prawdziwego", prowadzącego go w zaświaty.
Przykładowo — osoby wierzące w duszę często są niechętne odkrywaniu praw
rządzących ludzkim mózgiem, a co za tym idzie ludzką świadomością, bo
grozi to jeszcze większym wysiłkiem koniecznym dla zachowania złudzenia niematerialnego i nieśmiertelnego „ja".
Na
tle religii wciąż popularnych wśród ludzi uczciwe zdawanie sobie sprawy z własnej
śmiertelności jest prawdziwym skarbem. Jest jak klucz do tajemniczego ogrodu
rzeczywistego świata, całkowicie niedostępny osobom, które za wszelką cenę
chcą pielęgnować w sobie fałszywe przekonanie o własnej nieśmiertelności.
Oczywiście
prawda bywa trudna, zwłaszcza, gdy umiera ktoś nam bliski. Ale nasz smutek nie
jest usprawiedliwieniem dla pogrążania się w mających zatrzeć niechcianą
rzeczywistość urojeniach. Wybranie urojeń ma też cenę społeczną — szybko
znajdziemy się w grupie adoracji
urojeń, która będzie agresywnie bronić swoich fałszywych wizji. Łudzenie
się mityczno — baśniową nieśmiertelnością człowieka po utracie bliskiej
osoby ma też wymiar ogromnie żałosny. Jeśli spojrzymy na to w miarę
obiektywnie, zobaczymy osobę, która zamiast uczcić pamięć zmarłego zaczyna
angażować się w jakąś narkotyczną grę mającą ją znieczulić na niektóre
aspekty naszej egzystencji. Świetnym przykładem na to jest materiał Dawkinsa i Browna poświęcony technice tzw. „zimnego odczytu". Jest to sprytna
metoda mająca łudzić ludzi tym, że prowadzący tę czy inną sesję ma na
przykład kontakty z duchami. Na bazie oczekiwań osoby z publiczności można jej wmówić, że oto rozmawia ze swoim zmarłym
bliskim. W trakcie tych rozmów z rzekomym duchem bliskiego nie pojawią się
oczywiście pytania i odpowiedzi dotyczące zaświatów, a przecież chyba każdy
powinien być ciekaw, jak to tam jest. Manipulujący innymi człowiek -
medium, posługujący się zimnym odczytem, wie oczywiście, że jakiekolwiek
konkretne odpowiedzi, nie bazujące tylko i wyłącznie na emocji rozpaczliwej tęsknoty,
mogłyby go natychmiast zdemaskować.
Co
ciekawe, specjaliści od zimnego odczytu często zaczynają wierzyć w to, że
nie oszukują ludzi, ale przynoszą im ulgę w cierpieniach. Niektórzy nawet
sami zaczynają wierzyć w to, że „coś jest" za tymi manipulacjami.
Oczywiście tak jest wygodniej, a nasza psychika jest plastyczna i szuka wygody.
Dla obiektywnego obserwatora sesji „wywoływania duchów" pozostają
jednak w oczach jedynie nieszczęśliwi, nie mogący się pogodzić ze śmiercią
ludzie, podtrzymywani w swojej rozterce przez zwinnego iluzjonistę. Czy ten smętny
obraz dotyczy tylko efektów działania specjalistów od zimnego odczytu?
Dalszą część moich rozważań znajdziecie w kolejnym
filmiku z cyklu „Bezbożna pogadanka":
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.