Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.608 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Biskupi nie zawsze chętnie patrzą na księży-społeczników. Modlitwa przez pracę ich obraża, domagają się dni wolnych na modlitwę."
 Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki

Strategia celnych trafień
Autor tekstu:

Szokuje sam tytuł książki [ 1 ]: Czy zabijanie może być dozwolone? Odpowiedzi na to pytanie szuka politolog i historyk 36-letni obecnie dziennikarz niemiecki Marc Lindemann, który dwukrotnie, w latach 2005 i 2009, był jako oficer wywiadu Bundeswehry w Afganistanie.

Trzy lata temu wydał książkę Unter Beschuss (Pod ostrzałem) będącą ostrą krytykę udziału jednostek armii niemieckiej w operacjach ISAF pod Hindukuszem. Pozycja ta w społeczeństwie niemieckim przyjęta została bardzo pozytywnie, co, jak się wydaje, potwierdza wynikające ze zrozumienia lekcji własnej historii odrzucenie wojny, zwłaszcza prowadzonej daleko od własnych granic. Jakkolwiek polska lekcja z dziejów jest zupełnie odmienna, większość społeczeństwa polskiego, jak nam mówią wyniki badania opinii, nie jest w te sprawie innego zdania. Nie wyobrażam sobie natomiast, aby jakiś polski oficer po powrocie z Iraku czy Afganistanu mógł napisać taką książkę.

Odnosi się to w dwójnasób do kolejnej książki Lindemanna. Autora tytułowe pytanie interesuje przede wszystkim w kontekście operacji celnego zabijania (gezielte Toetung) przy użyciu bezzałogowych dronów. W przedniej części ich kadłubów wbudowana są multispektralne systemy celownicze, które zespalają wysoko rozdzielczą kamerą do światła dziennego z sensorami podczerwonymi, ze wzmacniaczem rentgenowskim i laserowym oświetleniem. Z bardzo wysokiego pułapu zbliżają się bezszelestnie do celu, i po naciśnięciu guzika w oddalonym o tysiące kilometrów stanowisku bojowym z centrali CIA w Langley odpalają pocisk, rejestrują wynik trafienia i odlatują.

Lindemann szczegółowo opisuje jedną taką akcję w dniu 30 września 2001 roku przeciw członkowi kierownictwa al Kaidy Anwarowi al. Alwakiemu, który — jako wykształcony w USA inżynier — kierował „sieciowym terroryzmem", całą grupą doskonałych hakerów. Nim go „zneutralizowano" trafił na zestawioną przez około stu specjalistów wojskowych i cywilnych służb USA w toku „Targeting-process", listę osób do „odstrzału". Przekazywana jest ona naczelnemu dowódcy w Białym Domu. To na rozkaz prezydenta Baracka Obamy, laureata Pokojowej Narody Nobla, następuje automatycznie „targeting killing". Lindemann nazywa to „pozasądowym wykonaniem wyroku z dala od pola bitwy". Za kadencji obecnego prezydenta USA nastąpił pięciokrotny wzrost takich operacji. Akceptuje to 62 procent Amerykanów. W samym Pakistanie — jak autor podaje za ustaleniami London Bureau of Investigation Journalist — zabito tak około 3000 wrogów „wolnego świata". („Wprost" donosiło, że co dziesiąta ofiara „dronów" to cywile, co piąta — dziecko)

Temat rzeczonych dronów bojowych rozpatrywany jest przez autora w kontekście trwającego od wieków wyścigu zbrojeń. Czyni to pod kątem widzenia, czy nowa, lepsza broń mieści się w kodeksie honorowym danej epoki, czy jest „rycerska" czy też „podstępna", „oszukańcza", niegodna. Papież Innocenty III w 1139 roku za taką uznał kuszę, potępił ją, ale przeciw niewiernym pozwolił jej użyć. Samurajowie przez 200 lat, aż po wiek 19., wzdragali się przed użyciem broni palnej. Generalnie to uzbrojenie miało (i ma) zasadnicze znaczenie dla odniesienia zwycięstwa — stwierdza banalnie autor. Podaje przykłady: Prusacy pokonali Austriaków w 1866 roku pod Koeniggraetz, bo z ich karabinów strzelało się trzy razy szybciej, ale cztery lata później przegrali jedną z bitew z Francuzami dysponującymi już karabinami maszynowymi. Tę część swej opowieści autor kwituje tak: „Jeśli decyzja zabicia ludzi jest słuszna i legalna, to jest zupełnie obojętne, z jakiej broni człowiek jest zabijany. Drony, jak każda inna broń, są tylko instrumentem do realizacji politycznej czy militarnej decyzji" (s 60)

I tu staje pytanie o „słuszność" i „legalność" takiej decyzji. Autor, jakkolwiek przeciwny rankingowi wartości różnych cywilizacji czy religii, przyznaje, że szuka odpowiedzi z perspektywy wartości Zachodu.

Dochodzimy w ten sposób do podjętej w szoku na widok walących się 11 września 2011 roku wież World Trade-Center rezolucji 1368 uchwalonej nazajutrz z przywołaniem art. 51 Karty NZ przez Radę Bezpieczeństwa. Dawała ona jus ad bellum — prawo do wojny. Wzywała wszystkich członków Narodów Zjednoczonych, by wsparły USA w ich aktywności obronnej przed terroryzmem i zezwalała na podjęcie odpowiednich działań. Lindemann zauważa: „W rezolucji tej pominięto określenie miejsca i terenu obrony — o kraju pod Hindukuszem nie ma żadnego słowa. Rezolucja nie autoryzuje geograficznego terenu działania i tym samym żadnego obszaru nie wyklucza. Gdziekolwiek międzynarodowy terroryzm znajduje swą ojczyznę, można walczyć" (s 118) Dodaje, że tak w 2011 roku powszechnie tę rezolucję rozumiano. Aliści nieco się w tej mierze zmieniło. „OEF jest rzeczywiście tym, czego aktywiści ruchów pokojowych się od początku obawiali — wojną bez jakichkolwiek granic i czasowych ograniczeń." - pisze Lindemann.

Wielka autoryzowana przez ONZ operacja „Enduring Freedom" (OEF), wzmacniana jeszcze art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego rozpoczęła się 7 października 2001 i trwa pod różnymi kryptonimami do dziś na całym globie. Autor wymienia siedem podobnych operacji i wylicza czternaście dalszych krajów, w których z przywołaniem rezolucji ONZ prowadzone są „obronne" akcje militarne. Formalnie operacja „Trwała Wolność" została przekształcona w Afganistanie w misję ISAF, która od 10 lat ma przygotować miejscowe władze i jej siły policyjne i militarne do samodzielnego panowania nad obszarem kraju — co dziś, rok przed zapowiedzianym przez Baracka Obamę zakończeniem „misji" wydaje się wielce wątpliwe.

W tekście stosunkowo krótkim wobec ogromu tematu muszę pominąć tę część wywodów Lindemanna, która dotyczy jus in bello czyli prawnych podstaw sposobów prowadzenia tej wojny. Chodzi o rozróżnienie kombatantów od nie-kombatantów, o to, kiedy kombatant przestaje nim być i nie powinno się go zabijać, o kryteria pozwalające ocenić, czy uczestnicy partyzantki (guerilli) są nimi czy też nie, oraz o to, czy stosowane przez nich metody walki (poza ofensywami okresowymi głównie zakładanie pułapek z ładunkami wybuchowymi) są równie"nierycerskie", podstępne i perfidne jak coraz bardziej intensywne operacje dronów. Autor nie stawia między nimi znaku równości, ale przyznaje, że z punktu widzenia talibów ich ideologiczna (religijna) motywacja do stosowania własnej taktyki jest zasadna. Autor pisze, że z braku jasności co do wielu spraw w jus in bello podstawowe zadanie przed zabijaniem wroga polega na zwiadowczym rozpoznaniu nie tyle tego, gdzie on się znajduje, ile na tym, by wiedzieć, kto jest wrogiem. (Tu narzuca się pytanie o akcję polskich żołnierzy w Nangar Khel)

„Pozasądowe wykonywanie wyroków" na osobach znajdujących się w różnych zakątkach świata a „skazanych" przez specjalistów służb amerykańskich na zarządzaną ostatecznie przez prezydenta „pozasądową egzekucję" albowiem są niebezpiecznymi wrogami, są — pisze autor — zawsze działaniem prewencyjnym. Chodzi o to, by uniknąć zabijania cywilów. Wprawdzie autor unika słowo „humanitarne" ale wniosek narzuca się samowolnie: lepiej „zneutralizować" dzięki dronom jedną konkretną osobę niż narazić setki czy nawet tysiące innych osób na utratę życia czy kalectwo. Stosowanie „celowego zabijania" nie mieści się w dotychczasowych kategoriach prawa międzynarodowego ( w tym rozlicznych konwencji i protokołów odnośnie jus in bello ), ale — jak pisze Lindemann w epilogu książki — " w celu wywiązania się z odpowiedzialności za pokój i międzynarodowe bezpieczeństwo strategia „celnych trafień" zostanie rozbudowana i z uzupełnieniem małych jednostek operujących na ziemi bądź z powietrza będzie stosowana. Kierownictwa państwowe mogą być tym także objęte. Tego typu akcje będą trwały tak krótko jak to będzie możliwe, aby „po-konfliktową opiekę" (Nachkonfliktvorsorge) równie szybko przekazać innym. Mogą to być cywilne organizacje międzynarodowe, prawdopodobnie jakieś opozycyjne dotąd grupy miejscowe, które zostaną dozbrojone i utrzymane pod kontrolą" ( s 244). A ponieważ, ani Zachód, ani tym bardziej USA, już nigdy nie będą chciały wleźć w jakiś następny Afganistan — będzie to „po straconych latach" oznaczać „powrót do polityki realnej ze wszystkimi jej ciemnymi stronami". I dodaje w ostatnim zdaniu książki: „neutralności jednak nie będzie, ona była i dotąd czystą iluzją".

Napisawszy tę recenzję trudno uwolnić się od następującej refleksji: załóżmy, że rozumowanie, iż owa strategia celnych trafień pozwala na uniknięcie znacznie większych ofiar ludzkich, jest poniekąd logiczne a nawet słuszne, to czy równie zasadna jest teza, że to załatwia problemy?. Czy po zabiciu Che Guevary antyimperialistyczna partyzantka w różnych krajach Ameryki Łacińskiej przestała istnieć? Podobnie jest z kolejnymi aktami „neutralizowania" radykalnych przywódców Hisbollach przez lotnictwo Izraela. Po zabiciu w maju 2011 Osamy bin Ladena przez komando marines „Neptun Spears" ogłoszono triumfalnie, że to"przełom i punkt zwrotny w walce z międzynarodowym terroryzmem". I co, jest od przeszło dwóch lat inaczej niż przed tym? Lewica zawsze była zdania, że indywidualny terror nie rozwiązuje społecznych problemów.

Jest z tymi dronami jeszcze inny problem: ich stosowanie w cywilnych celach. Owszem, obserwacja, czy nie płoną lasy jest bardzo wskazana, ale czy inwigilowanie i fotografowanie z góry zgromadzeń ludzi słusznie protestujących w jakiejś żywotnej dla nich sprawy jest do zaakceptowania?

Do tej refleksji nie znajduję żadnej pointy...

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (13)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Lindemann Marc, Kann toeten erlaubt sein. EinSoldat auf der Sache nach Antworten, Econ 2013

« Recenzje i krytyki   (Publikacja: 31-07-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Julian Bartosz
Ur. 1933. Dziennikarz (absolwent Wydziału Dziennikarstwa UW 1955) na emeryturze, publikował regularnie w "Dziś", od 1993 polski korespondent "Neues Deutschland". Dr nauk historycznych UWr 1963 - dysertacja o katolicyzmie politycznym w Niemczech (Rola Niemieckiej Partii Centrowej 1930-1933) - publikowana w KiW w 1969. Autor około 20 książek na temat stosunków polsko-niemieckich i historii Niemiec. Ostatnia książka: "Fanatycy. Werwolf i podziemie zbrojne na Dolnym Śląsku 1945-1948" (2012). W latach 1982-1988 docent w Instytucie Nauk Politycznych UWr. Dawniej laureat wielu nagród SDP, m.in. im. Juliana Bruna, Bolesława Prusa oraz Polskiego Klubu Publicystów Międzynarodowych.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 14  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: „Nie chce mi się wierzyć…”
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9151 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365