|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Polska pamięć narodowa – duma i wstyd Autor tekstu: Anna Salman
I oto minęła
kolejna Rocznica. Co prawda nie okrągła, ale wzbudzającą niemniejsze
emocje. Już w przeddzień wiadomo było, że obchody przyjmą zwyczajową formę
wzajemnego obrzucania się błotem (o ile nie czymś gorszym), a społeczeństwo
podzieli się na zwolenników i przeciwników jednej lub drugiej interpretacji
oraz milczącą (i rosnącą) większość wyrazicieli opinii „nie mam zdania
/ nie interesuje mnie to". Nie byłoby to może tak ważne w kontekście jednej rocznicy i stałej już w zasadzie obsady „aktorów i komentatorów", jednak od kilku lat można odnieść wrażenie, że mamy coraz
więcej dat godnych upamiętnienia. W rzeczywistości doszła tylko jedna, co
prawda multiplikowana poprzez comiesięczne zgromadzenia, ale za to w nielicznym
gronie entuzjastów. Skąd więc owo złudne wrażenie wielości rocznic?
Zapewne stąd, że z roku na rok obchody zajmują coraz więcej miejsca w przestrzeni publicznej, i to bynajmniej nie powodu ich upowszechnienia w społeczeństwie,
lecz raczej coraz bardziej konfrontacyjnego charakteru.
Samo składanie wieńców, wręczanie
odznaczeń, a nawet defilady wojskowe nie są widać wystarczająco atrakcyjne
dla (po)nowoczesnego odbiorcy, dlatego też media starają się odpowiednio
podgrzać atmosferę różnymi cytatami, aby jeszcze przez kilka dni po
obchodach było o czym mówić i pisać. Najlepiej, gdy dochodzi do
spektakularnych interwencji policyjnych, bo wówczas do tematu można wracać
jeszcze wiele tygodni później, komentując wyroki sądowe.
Ponieważ sama zaczęłam
obchodzić owe rocznice szerokim łukiem, nie zamierzam się włączać w kolejny dyskurs „kto miał rację, a kto moralne prawo", „kto był zdrajcą, a kto patriotą", jednak jest coś, co należałoby w kontekście wszystkich
tych wydarzeń przypomnieć — taki
mały kubeczek zimnej wody w upalny, sierpniowy dzień.
Czym jest
historia? Zbiorem faktów minionych, których w żaden sposób zmienić się nie
da. Czym historia nie jest? Niestety, nie jest nauczycielką życia,
przynajmniej nie Polsce. Do tego bowiem potrzebna by była jej absolutnie
beznamiętna, a nie ideologiczna interpretacja. Co my dziś wiemy o naszej
historii? Większość prawdopodobnie zna rok bitwy pod Grunwaldem — ze
statystyk wynika, że ta kombinacja cyfr jest jednym z najczęściej używanych
PIN-ów. To nasze ostatnie (jedyne?) rzeczywiste zwycięstwo, bo kolejna wielka
„wiktoria" w późniejszym kontekście historycznym nabrała nieco
dwuznacznego wymiaru. Czyli kiedyś tam wygraliśmy, a potem już odnosiliśmy głównie
zwycięstwa moralne, co oczywiście też może (musi) być powodem do dumy, więc
należy je promować, jako jeden z głównych produktów eksportowych. I obrażać
się, gdy świat o nich nie wie, a nawet wiedzieć nie chce. Cóż, każdy kraj
ma własne sukcesy i klęski, a niektórzy w dodatku mają durną jakąś manierę,
żeby żyć w teraźniejszości i budować przyszłość. My — awangarda
globalnej gospodarki wciąż budujemy pomniki i bawimy się na cmentarzach. Nie
byłoby w tym nic złego, gdyby to były tylko symbole pamięci, hołdu
konkretnym ludziom, a nie ciągłe, w dodatku bezrefleksyjne pogrążanie się w przeszłości. Brak wizji chętnie zamieniamy na życie w oparach historii, w dodatku historii zideologizowanej, przekłamanej i … w dużym stopniu nie
naszej.
Paradoksem
jest, że mnie — wnuczkę chłopa, w PRL-owskich szkołach uczono szlacheckiej
perspektywy historycznej. Przeżywałam rocznice powstań „narodowych",
szlochałam nad losami przegranych buntowników, tęskniłam za czasami świetności
(sic!) I i II RP i wiedziałam, że jeśli „ojczyzna mnie wezwie", pójdę
bez wahania na śmierć. Ba, czasem żałowałam, że nie dane mi jest zostać
bohaterką — oczywiście martwą, bo inna by się nie liczyła. Tak, jak nie
liczyli się ci, którzy głosu nigdy nie mieli i, co dziwniejsze, nawet za
komuny go nie dostali.
Co współczesnemu Polakowi mówią
daty 1423, 1454, 1493 i 1496, 1518 czy 1520 r. [ 1 ]. W najlepszym razie niewiele. A przecież te daty i wydarzenia, w odróżnieniu
od większości powstań „narodowych" dotyczyły całej
populacji zamieszkującej ówczesną Rzeczpospolitą i diametralnie pogarszały
sytuację życiową ponad 70% tejże. Mając na uwadze zmiany struktury
demograficznej, jakie nastąpiły w czasie ostatniej
wojny i w pierwszych latach powojennych, można przyjąć, że obecnie ok. 90% z nas to potomkowie tamtej milczącej większości.
Może trochę więcej mówi nam rok 1846, bo w ostatnich latach zaczęto
przypominać postać Jakuba Szeli i ujawniać rzeczywisty charakter i przebieg
ówczesnego buntu. Bo w gruncie rzeczy Rabacja Galicyjska była jedynym
powstaniem, które odniosło sukces — zniosła niewolnictwo wielu tysięcy
ludzi i zaowocowała oficjalnym uwłaszczeniem w 1848r. Czyli … jedynym
wygranym Polakiem w ciągu ostatnich kilkuset lat okazał się chłop galicyjski — prostak, analfabeta, żyjący przez pokolenia w warunkach uwłaczających
ludzkiej godności. Niestety, ten przykład nie pasuje do przyjętej narracji
historycznej. Czy dlatego, że trzeba by było powiedzieć otwarcie o dwóch
narodach, żyjących (nadal) obok siebie, ale nie razem? Czy dlatego, że rozpadł
by się w pył mit bohaterskich powstańców, którzy bez skrupułów gasili
bunty we własnych posiadłościach przy pomocy wojsk zaborców? Czy dlatego, że
trzeba by było wyjaśnić, jakie to niegodziwości popełniała polska ówczesna
„elita" wobec swoich poddanych, że bunt przybrał aż tak krwawy charakter?
Warto
wyeksponować w naszej historii powyższe daty, bardziej niż 1830, 1863, czy
1944. Dlatego chociażby, aby unaocznić, że degradacja społeczna to jest
proces często niezauważalny z perspektywy jednego, czy nawet dwóch pokoleń.
Dokonuje się on stopniowo, ale konsekwentnie, a jego odwrócenie wymaga
drastycznych środków. Nie jest on bynajmniej czymś „naturalnym", ani też
skutkiem działania sił nadprzyrodzonych, lecz wynikiem procesów społecznych — legislacyjnych i gospodarczych. I nieważne, czy takie zjawiska będziemy postrzegać, jako marginalizację
pewnych grup społecznych, czy raczej jako uprzywilejowanie innych grup.
Ostatecznie to tylko dwie strony tego samego zjawiska, a efekt końcowy przecież
znamy — my, obywatele państwa wciąż peryferyjnego i społeczeństwa raczej
zacofanego, niż obywatelskiego.
Tak, historia może wiele nauczyć,
gdy zostanie poddana analizie przyczynowo-skutkowej i potrafimy wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski. To, co z perspektywy historycznej można uznać za błąd,
powtarzane po wielokroć jest dowodem skrajnej głupoty. A zakłamana,
jednostronna, za to nachalnie forsowana narracja historyczna służy jako narzędzie
ideologiczne, którym z zapałem okładają się aktualni oponenci polityczni,
licząc na poklask widzów.
Dlatego należy
mówić otwarcie o wszystkim, nie pozostawiając marginesu niepewności, który
zazwyczaj wykorzystuje garstka demagogów. Bo, tak mówiąc szczerze, czy
powinniśmy wstydzić się własnej historii? — bynajmniej. A czy powinniśmy być z niej dumni? — nie widzę powodu. Skoro to są czasy minione, skoro nie mieliśmy
wpływu na to, co działo się kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt pokoleń
przed nami, to czemu mamy mieć do tego podejście tak emocjonalne? W Polsce,
niestety, Pamięć Narodowa jest tak
ważna, ze aż została zinstytucjonalizowana, gdy tymczasem takie zjawisko nie
istnieje. Istnieje pamięć jednostkowa, często zawodna, nawet w przypadku faktów
stosunkowo świeżej daty. Istnieje narracja pokoleniowa, dotycząca określonych
środowisk — dzięki niej możemy po latach na podstawie przekazu słownego włączyć
pewne fakty w nurt współczesnej kultury, jak zrobił to (rewelacyjnie) zespół
RUTA. Jednak tzw. pamięć zbiorowa, zwłaszcza jednolita, to fikcja.
Po co nam więc
takie pseudointelektualne wymysły, a tym bardziej rzekoma potrzeba odczuwania
wstydu / dumy z tytułu wydarzeń, pozostających poza naszym wpływem? Chyba
tylko po to żebyśmy się wciąż
zajmowali mitami, ignorując realia. Przecież mamy do czynienia z kompletnym
odwróceniem pojęć. Wstydzić się można za coś, na co miało się wpływ,
ale nie wykorzystało się tego w odpowiedni sposób. Dumnym można być z własnych
osiągnięć. Te pojęcia stosowane być mogą również wobec dzieci, czy wnuków, o ile uczestniczymy w ich wychowaniu. Mogą być rozciągnięte nawet na całe
następne pokolenie, ale tylko w państwie demokratycznym, gdzie obywatele mają
wpływ na kształt i jakość oświaty. Nie możemy się bez przerwy oskarżać
za winy poprzednich pokoleń, ani szczycić ich osiągnięciami. Mamy za to możliwość,
aby nie powtarzać tych samych błędów. I oszczędzić przyszłym pokoleniom
konieczności „wstydzenia" się, za coś, co nie było ich udziałem lub
stawiania kolejnych pomników „ku czci".
Do tego potrzebna jest jedynie
znajomość własnej historii (gołych faktów), umiejętność wyciągania
wniosków oraz duża doza sceptycyzmu wobec nachalnie forsowanej papki
martyrologicznej. Wiem, że w kontekście Rocznicy tekst powyższy nie brzmi
zbyt „patriotycznie", jednak wolałabym, żeby polskie dzieci nie ginęły
już nigdy chwalebnie na barykadach, ani też żeby nikt nie musiał walczyć o odzyskanie szansy na życie w godnych warunkach. Ale przede wszystkim uważam,
że warto się również pochylić nad tymi milionami przegranych na przestrzeni
wieków istnień ludzkich, zabitymi gdzieś na obrzeżach walk zbrojnych,
ofiarami anonimowymi, bo skutecznie wypartymi poza główny nurt oficjalnej
historii. Brak takiej refleksji z naszej strony to faktyczny powód do wstydu.
Przypisy: [ 1 ] Nadawane na przestrzeni ok. 100 lat przywileje szlacheckie stopniowo
ograniczały wolność chłopów, od likwidacji samorządów wiejskich, aż
po prywatyzację jurysdykcji w majątkach szlacheckich i kościelnych oraz
likwidowały swobody gospodarcze, poprzez monopolizację znacznej części
produkcji i handlu. Końcowym efektem tych zmian było zahamowanie rozwoju
miast oraz usankcjonowanie niewolniczego statusu chłopów pańszczyźnianych. « Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 03-08-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9159 |
|