|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Dualizm anielsko-diabelski Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Rozpocznę
od cytatu. Otóż kard. Kazimierz Nycz, będący gospodarzem „Dziedzińca
dialogu", o którym już pisałem, tak określił cele tej imprezy: "Moim zdaniem Kościół powinien być gotowy na rzetelny dialog z tymi,
którzy byli w Kościele i odeszli oraz z niewierzącymi, którzy są otwarci — nie twierdzą, że mają gotowe odpowiedzi na wszystkie egzystencjalne
pytania. Z myślą o takich właśnie ludziach organizujemy Dziedziniec dialogu;
chcemy wyjść do ludzi, którzy czegoś szukają, stawiają sobie pytania i chcą
rozmawiać". (cyt. wg: znak.org.pl)
Ale
jest jeszcze jedna grupa osób, z góry oświadczam, że bardzo nieliczna, która
aż się prosi, by ją na ten dziedziniec wpuścić i pozwolić się wypowiedzieć.
Są to ci, którzy byli i są w Kościele, nie zostali z niego usunięci, ale
zostali skutecznie uciszeni przez pozbawienie prawa do publicznego wypowiadania
się. Dla patrzącego z boku, zwłaszcza nieobiektywnego obserwatora, jest to
rodzaj banicji wewnętrznej. Kiedy więc o jednym z takich banitów usłyszałem
kilka dni temu w którymś z radiowych przeglądów prasy, szybko odnalazłem
stosowną informację w sieci. (Najsłynniejszy polski demonolog z zakazem wypowiadania się).
Okazuje
się, że tym razem chodzi nie o byle kogo, lecz o najsłynniejszego polskiego
demonologa, czyli o księdza Aleksandra Posackiego, któremu zakazano m.in.
wypowiadania się w mediach oraz prowadzenia działalności duszpasterskiej.
Nie
jest on pierwszym, zapewne nie będzie też ostatnim, którego objęto takim
zakazem, jakby nie było, sprzecznym, co nieco, z prawami człowieka i obywatela, a w tym konkretnie przypadku — ze swobodą prowadzenia badań
naukowych. Z tego, co wiem, żadna z osób objętych zakazem, tych akurat aspektów
sprawy nie podnosi i nie ma zamiaru odwoływać się do jakichkolwiek świeckich
trybunałów. Nie słychać też by o ich prawa miały upomnieć się Amnesty
International czy Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Kilkoro z nich podporządkowało
się poleceniom swych władz, jeden tylko, ksiądz Natanek, nic sobie nie robi z biskupich napomnień i zakazów, głosi swoje prawdy korzystając z najtańszej
sieci internetowej (abonament miesięczny kosztuje 25 groszy), wypędza złe
duchy, gdzie pieprz rośnie i formuje dywizje swoich zwolenników.
Przyczyną
wydania takiego zakazu naszemu demonologowi nie były jakieś tam pospolite
grzechy, choćby i nawet bardzo ciężkie, o których można sobie poczytać w rozlicznych gazetach i pismach. Są to grzechy znane tylko jego przełożonym i z tej prostej wiedza o nich nie jest przeznaczona dla szerszej publiczności.
Z
tego, co można wyczytać, wynika, że demonologiczne badania i tropienia śladów
Złego (niech mi duch Tyrmanda wybaczy) oraz to, co na ten frapujący temat mówił i pisał objęty zakazem wypowiadania się teolog, z jakiegoś powodu nie znalazły
uznania u jego przełożonych. Być może jest jeszcze coś, ponieważ, jak
informuje upoważniona agencja informacyjna — "zakaz
ten ma mu dać czas na refleksję co do stylu jego życia zakonnego oraz wierności w przestrzeganiu reguł i ślubów w Towarzystwie Jezusowym." Być może,
chodzi jednak tylko o to 'jeszcze', bo bywanie w redakcjach pism, choćby
tylko ezoterycznych, może każdego sprowadzić choćby na skraj dobrej drogi, a bywa, że i na manowce. Twórczość teologiczna, dociekania filozoficzne,
badania nad okultyzmem i ezoteryką, są, jak mniemam, aprobowane i nie budzą
żadnych wątpliwości. Przypuszczam, że jakiś wewnętrzny audyt tym się zajął i nie trzeba będzie czegoś odwoływać lub prostować, skoro więc zakazali,
to znaczy, że wiedzą lepiej, co wolno, a czego nie wolno nawet jezuicie.
Może i nad sprawą przeszedłbym do porządku, gdyby nie całkiem świeża informacja o wielkiej mowie biskupa Ryczana, który alarmuje o rozlicznych szatańskich
atakach, jakich dokonano w ciągu ostatniego roku, Roku Wiary — co jest godne
podkreślenia, na Kościół, instytucję przenikniętą duchem tolerancji i religijnego pacyfizmu. Kto by wątpił w te cechy, z pewnością uwierzy
internetowej informacji (Biskup Ryczan: w roku wiary szatan przypuscił szczegolnie duzo atakow na Kościół), w której można wyczytać, iż w swojej homilii biskup przypomniał, że "w
tradycji polskiego Kościoła od wieków ugruntowało się pokojowe szerzenie
wiary, która "wzrastała na krwi polskich męczenników" oraz że
"Nie prowadziliśmy wojen religijnych, a w naszym narodzie mieli miejsce
Żydzi, mahometanie, inne religie i narodowości".
Te
'oczywiste' prawdy powtarzane są od tak dawna, że niektórzy nawet w nie
już uwierzyli, więc nie bardzo rozumiem, dlaczego trzeba o nich wiernym stale
przypominać. Z takiego sformułowania wynika jednak, że nie we wszystkich kościołach
było tak dobrze, więc może jednak warto byłoby uświadomić słuchaczy, jak
to było z tym pokojowym szerzeniem wiary w szczegółach, skoro raz po raz
trafiali się jednak męczennicy, choć nie było ich specjalnie wielu.
To
drugie zdanie, wyliczające rozliczne narodowości i wyznania, jakie egzystowały
pod berłem Piastów, Jagiellonów i pozostałych władców, zapewne i niekoronowanych, jest, delikatnie mówiąc, bałamutne. W Europie trudno byłoby
znaleźć przykład państwa, w którym od wieków nie byłoby Żydów,
mahometan i wyznawców wielu innych wyznań, podobnie, jak i rozlicznych
narodowości. Nie wydaje mi się, abyśmy pod tym względem byli jakimś szczególnym
wyjątkiem, mieszanka religijno-narodowościowa była i jest raczej regułą.
Tego stanu rzeczy nie zmieniły próby wypędzania czy to Żydów, czy to arian,
ani nawet próby ich fizycznego unicestwienia. Ale fakt, że ludzie różnych
narodowości i wyznań żyli obok siebie, niekiedy nawet w tych samych
rodzinach, wcale nie oznacza, że żyli zgodnie. Ziemie polskie też nie były
oazą spokoju, zwłaszcza dla Żydów, więc to 'przypominanie' jest w gruncie rzeczy, wbijaniem w niemyślące głowy jawnej nieprawdy. Jak to
'miejsce' wyglądało np. w okresie międzywojennym, i jaki był udział Kościołów w jego tworzeniu i moszczeniu, można się dowiedzieć z ówczesnych gazet.
Dobrze
byłoby też przypomnieć o losach Kazimierza Łyszczyńskiego, dla którego
jednak, za sprawą kilku biskupów, nie starczyło miejsca w naszym, z definicji
tolerancyjnym, kraju. Za to niezadługo będziemy mogli się, co nieco dowiedzieć o kardynale Hozjuszu, bo proces beatyfikacyjny świątobliwego kardynała trwa.
Gotów jestem pójść o zakład, że przeciętny nasz rodak nic nie wie ani o Hozjuszu ani o Łyszczyńskim. Chyba tylko z tego powodu nie słychać o cudach,
zdziałanych przez tego księcia Kościoła, ale sam fakt, że sprowadził do
nas jezuitów, zaś protestantów uważał za niemal czartowskie pomioty,
powinien być wystarczającą zasługą dla nimbu świętości. I, o ironio, właśnie
jezuicie, zabrania się głoszenia prawd o zakusach szatańskich. Ktoś, patrzący z boku mógłby uznać, że jeżeli w tak dramatycznym momencie pozbawia się głosu
jednego z najważniejszych żołnierzy na tym antydiabelskim froncie, to jest to
jakaś niepojęta zgoła niekonsekwencja albo jeszcze coś gorszego, czyli
skryty diabelski spisek.
Pozostając
przy tym komunikacie trudno mi pominąć zdanie biskupa, mówiące o tym, że cały
czas "brama wiary była otwarta na
wszystkich, także dla tych chrześcijan, którzy wiarę wysłali na urlop i poddali się nurtowi sekularyzmu". Jakże pięknie ono, moim zdaniem,
harmonizuje z opinią przytoczoną na początku. Jak widać, otwarta jest i brama i dziedziniec, dla wszystkich zbłąkanych, zaś cytowana homilia może służyć,
jako latarnia, oświetlająca prostą do nich drogę.
Zastanawia
mnie tylko, dlaczego wszyscy demonolodzy i egzorcyści znajdują niewątpliwe
oznaki działalności Złego, natomiast zupełnie nie widać działalności
innych demonologów, tych, których obiekty zainteresowań istnieją tylko po
to, aby czynić Dobro, czyli angelologów. Świat jest chwilami miejscem dość
trudnym do zniesienia, ale dałoby się znaleźć liczne przykłady ludzi czyniących
go znośniejszym. Aby nie sięgać zbyt daleko, za takich uważam np.
wolontariuszy opiekujących się nieuleczalnie chorymi. Czy ich postaw i uczynków
nie należałoby przedstawiać, jako skutków działania wynikających z łagodnej
ale skutecznej, sugestii anielskiej? Zamiast tego mamy tylko budzące grozę
opowieści, a przecież wiadomo, że groźby i kary specjalnej siły
wychowawczej nie posiadają, zaś dobry przykład może zachęcić, choć bywa,
że i niechęcić, do dobrego.
Zastanawiam
się też, co się dzieje z demonami wypędzonymi z ciał i dusz opętanych? Uśmiercić
ich w żaden sposób nie można, bo w ludzkiej mocy to z pewnością nie jest,
wszak są one dziełem boskim. Przypuszczam, że gdzieś się zaczajają,
bogatsze o zdobyte doświadczenia, i po chwili odpoczynku znowu ruszają w świat,
by zdobywać swoich klientów. Przez moment zaświtała mi myśl, że być może
anihilują z aniołami, ale co byłoby produktem takiej reakcji? Szybko więc tę
myśl odrzuciłem, bo diabły są praktycznie płci męskiej, diablic jest ledwo
kilka, zaś aniołowie chyba płci nie mają. To jest jednak nie na moją głowę
problem.
Jedyne,
co mi sensownego przychodzi do głowy, to, to, że przy następnej edycji
„Dziedzińca wiary" przydałby się panel „Wiara a psychika", może
psychologia, ewentualnie psychiatria.
« Felietony i eseje (Publikacja: 26-11-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9458 |
|