Bardzo mi miło, że znalazłem Pańską
stronę. W końcu może niektóre osoby przejrzą na oczy i przestaną
napędzać księżom "kasę". Może w końcu zrozumieją, że cotygodniowe
chodzenie do kościoła to po prostu nawyk, który przekazali im rodzice, a im
pewnie dziadkowie - dla większości z nich to zwykłe przyzwyczajenie a nie głęboka
wiara w Kościół. Nie uważam, że Kościół robi same złe
rzeczy ale sadzę, iż jego poczynania to
wynik skostniałej organizacji jaką jest; mało kto zdaje sobie sprawę jak
wielostopniowa jest hierarchia w Kościele katolickim. Ostatnio podwiozłem
"na stopa" do Nowego Targu młodego brata z zakonu w Krakowie. Bardzo
dobrze mi się z nim rozmawiało, do tego stopnia, iż zacząłem drążyć różne
tematy. Przeszedłem między innymi do tego, dlaczego jest w zakonie i co tam
robi - w skrócie: to po prostu są wieczne wakacje - to ich "modlenie się
i służenie w zakonie". Rozmawialiśmy także o kobietach, zadałem mu
pytanie: czy kobiety do was przychodzą, czy raczej wy do nich wychodzicie jak
macie "ochotę na co nieco" - bez zbędnych wypowiedzi brat ten
odpowiedział mi, że to raczej oni wychodzą i zdarza się to dość często.
Nie rozumiem w ogóle Kościoła katolickiego w kwestii zakładania rodziny.
Dlaczego księża nie mogą mieć dzieci? Dlatego, żeby nie uszczuplać
bogactw Kościoła. Jak mogą wypowiadać się odnośnie wychowywania dzieci,
gdy sami ich oficjalnie nie mogą mieć.
Skorą tak głęboko wierzą w Boga, to czemu nie wypełniają jego poleceń ("idźcie
i rozmnażajcie się").
Miałem bardzo wiele nieprzyjemnych incydentów związanych
z księżmi. Do dziś pamiętam jak wszyscy w klasie bali się
przed pytaniami z katechizmu, zwłaszcza przed I komunią - uczył mnie w podstawówce
ksiądz (szkoła nr 5, Nowy Targ) Jan Jakubiec, który na lekcji religii powiedział
nam, iż został księdzem, bo nie podobała mu się praca, którą miał
wykonywać wg jego fachu (miał być chyba mechanikiem czy elektrykiem). Będąc na
wyjeździe z LO do Częstochowy, już
w Nowym Targu doszło do "spięcia" z księdzem. A stało się to
tak: mój kolega wraz ze mną siedział w drugim rzędzie,
ksiądz wszedł jako ostatni i dla niego nie było już wolnego miejsca, więc
powiedział do mojego kolegi cyt.: "Bierz te swoje szmaty i wypierdalaj do
tyłu", na to mój kolega odpowiedział: "Nie ma już wolnych miejsc, więc
nie pójdę do tyłu, poza tym jak ksiądz się do mnie odzywa". Po tym ksiądz
zbluzgał go jeszcze, bo nie przypuszczał, że mój kolega w końcu się zdenerwuje.
W końcu kolega powiedział: "Jak księdzu coś nie pasuje to
zaraz możemy wyjść przed autobus". Po tych słowach ksiądz uciekł z
autobusu i poleciał po drugiego księdza z innego autobusu i wrócili razem.
Drugi ksiądz poprosił grzecznie mojego kolegę na rozmowę. Kiedy kolega
wysiadł z autobusu, ksiądz który mu ubliżał szybko wskoczył do autokaru
i nakazał kierowcy zamknąć drzwi i natychmiast ruszać. Tak oto zakończyła
się ta sprawa i mój kolega jechał z innym księdzem, innym autokarem na
"czuwanie nocne w Częstochowie". W drodze do Częstochowy poszedłem na tył
autobusu, bo nie chciałem siedzieć obok takiego chama. Gdy
dojechaliśmy do Częstochowy, był już
zmierzch i nie ukrywam, iż chciałem się z kolegami ulotnić z tego
czuwania, jednak po wejściu za bramę nie ma stamtąd wyjścia aż do
rana. Obiekt ten jest zamykany i próba wyjścia kończy się ekscesami z ochroną.
Pisał bym jeszcze i pisał na ten temat, niestety mam
teraz sesję, więc napiszę więcej po sesji (na temat mojego znajomego
który chciał być księdzem, ale jak zobaczył od środka cały ten syf to
się wycofał) Z poważaniem |